Co mnie wkurza w jeździectwie?

desire   Druhu nieoceniony...
28 grudnia 2013 21:44
Czterolistna,  😁 za chwile się okaże, że to, że koń mi się kontuzjował to kara za to że kupiłam go na licytacji komorniczej, a nie 'normalnie' (szkoda tylko, że inaczej nie było szans).. a ja tam już nic nie mówie, sytuacja z innego forum, ale dobić potrafi... 
a co do sprzętu to.. ja nawet lonży nie mam  🤣
sumire, na wysokość oficerek powinny pomóc wkładki tzw. podpiętki. Możesz nimi spokojnie podnieść piętę o 2-2,5 cm, co powinno zlikwidować problem obtarć pod kolanem 😉

Rzecz w tym, że... już mam. 😵 Tzn. takie silikonowe 0,5-1 cm, przy korkowych (które się nie były w stanie chwilowo "uklepać" na czas zasuwania buta) tej samej grubości z racji mojego wysokiego podbicia w ogóle nie byłam w stanie zapiąć suwaka (nawet z czyjąś pomocą). A co dopiero mówić o grubszych... W ogóle jak się ponownie obtarłam wczoraj 😉 przyjrzałam się dokładniej i chyba muszę sobie spróbować wkleić w tym miejscu taką gąbeczkę jak do odcisków, bo te obtarcia są takie małe okrągłe kropki i są na ścięgnie tuż poniżej zgięcia kolana, więc jakby były stricte od tego, że but za długi, to by chyba były wyżej... Chyba najwyższy czas obejrzeć, jak to wypada względem buta, może po prostu jakoś mnie szew obciera. 🤔wirek: Koniec końców pewnie coś wymyślę, tylko strasznie mnie to irytuje, bo poza tym już nigdzie indziej mnie te oficerki nie krzywdzą i je uwielbiam... No ale ja chyba nie mogę "normalnie" z żadnymi butami. 😉
Wkurza mnie to, że dobre i podobające mi się białe bryczesy mają lej kolanowy. A mi byłoby wstyd wyjechać w takich na parkur.  🤔wirek:

???  🤔 ???  😵
Ryzykuję nieregulaminowy, ale naprawdę na revolcie po raz pierwszy słów mi zabrakło  😡
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
28 grudnia 2013 23:22
To jest dopiero problem 😀


Mnie wkurzają uciekające kucyki.
Wkurzają mnie ludzie (a raczej nastolatkowie - nie żeby ludźmi nie byli czy coś  😂 ), którzy fakt faktem muszą cały swój wolny czas spędzać na wywalaniu obornika by raz na dłuższy czas wsiąść na pół godziny... ale no w każdym razie wkurzają mnie te osoby, które swoją pracą zarabiają na jakiekolwiek treningi, a następnie krzyczą na osoby, które stać na jazdy, że nic nie muszą robić tylko wsiadają na konia i mają trening. Kurde wkurza mnie to! Sama fakt faktem dostawałam wszystko pod nos, ale z wyrzeczeniami, więc nie należę do żadnej z tych grup, po prostu jak słucham takie czternastolatki, które wywalą obornik, dostaną jazdę i krzyczą, że ta jest taka siaka i owaka, nie kocha koni, bo dostaje wszystko od rodziców. Czasami mam ochotę zaprosić je do mnie do szkoły by popracowały przez jeden dzień u nas w stajni, co gorsza nie dostanie żadnej jazdy, a co najwyżej ocenę od nauczyciela  👿

Drugie już nie do społeczeństwa, a wkurzenie na samą siebie. Wkurza mnie to, że jak jeździłam na czyiś koniach to jeździłam jak tylko mogłam, w wakacje to w sumie dzień w dzień, a gdy kupiłam sobie konia to może dwa razy w tygodniu cokolwiek z nim zrobię (nie mówię tu koniecznie o wsiadaniu, ale o głupi spacerek w ręku) pomimo tego, że stajnie mam pod samym nosem i pomimo tego, że jestem codziennie w stajni by dorzucić siana to nawet mi się nie chce go czyścić.

Edit: aaa, sorry! Mnie wkurza brak siodła westowego i mustanga :c nie dość, że mam jakąś szkapę to jeszcze zwykłe wszechstronne siodło  😕
a gdy kupiłam sobie konia to może dwa razy w tygodniu cokolwiek z nim zrobię (nie mówię tu koniecznie o wsiadaniu, ale o głupi spacerek w ręku) pomimo tego, że stajnie mam pod samym nosem i pomimo tego, że jestem codziennie w stajni by dorzucić siana to nawet mi się nie chce go czyścić.

to mnie wkurza "no mam konia, ale mi się nie chce"
Zuzu. sobie nawet nie zdajesz sprawy jak bym chciała by znowu wróciła we mnie taka chęć do robienia wszystkiego przy koniach.
Drugie już nie do społeczeństwa, a wkurzenie na samą siebie. Wkurza mnie to, że jak jeździłam na czyiś koniach to jeździłam jak tylko mogłam, w wakacje to w sumie dzień w dzień, a gdy kupiłam sobie konia to może dwa razy w tygodniu cokolwiek z nim zrobię (nie mówię tu koniecznie o wsiadaniu, ale o głupi spacerek w ręku) pomimo tego, że stajnie mam pod samym nosem i pomimo tego, że jestem codziennie w stajni by dorzucić siana to nawet mi się nie chce go czyścić.

🤔 😵
że tak zareaguję podobnie jak halo na posta o leju kolanowym...
sumire no nie wiem.. Większość chyba przeżywała swój kryzys jeździecki, ja go najprawdopodobniej przeżywam teraz. Nie robię czegokolwiek już u konia, bo chcę tylko najczęściej bo powinnam, bo muszę. Wkurza mnie to strasznie, bo chciałabym się cieszyć tym wszystkim jak kiedyś.
Mnie wkurzaja moje chwilowe zalamki i wmawianie wszystkim dookoła że ja już na konia nie pojadę. Na szczęście moi rodzice zawsze mnie wtedy zaciagna do stajni i mi przechodzi na jeździe.
I wkurza mnie jeszcze to że jeżdżę w nowej stajni od ok 2 miesięcy i nikogo jeszcze tam nie znam, a że jestem dość nieśmiała osoba to jest jeszcze gorzej, no i nigdy nie jestem lubiana a chcę w końcu znaleźć przyjaciół.
no i nigdy nie jestem lubiana a chcę w końcu znaleźć przyjaciół.


Wiesz, czas spojrzec na siebie, co robisz źle, dlaczego wszyscy cię odtrącają. Bo owszem - można byc nielubianym przez paru ludzi, nie wszyscy są mili, nie wyszyscy są normalni, ale żeby NIGDY nie móc zawrzec przyjaźni to już jest poważny problem. Póki jesteś młoda, musisz koniecznie nad tym popracowac, bo jak dorośniesz i będziesz musiała iśc do pracy... to hoho, nie wróżę niczego dobrego. Musi byc coś w tobie, co zniechęca ludzi u ciebie, musisz koniecznie się tego pozbyc.

Behemotowa, nie rozumiem tego - masz stajnię pod domem i widzisz konia 2 razy w tygodniu? Zabrania ci ktoś jeżdżenia? Ja, jak miałam swojego, to pracowałam 6.30-18, nie miałam nikogo, aby wyrzucic gnój, wyrzucic na zewnątrz, więc byłam codziennie w stajni o 5.30, żeby posprzątac w boksie, potem wracałam, żeby o 19-19.30 wsiąśc na konia i jeździc. Do domu wracałam o 21, czyli nie było mnie w domu między 5 a 21. Owszem, miałam momenty, że aż mi się rzygac chciało z tego wszystkiego, przede wszystkim zmęczenia i stresu, ale nigdy nie miałam wymówki, żeby do tego konia nie pojechac. Dlatego nie rozumiem kompletnie ludzi, którzy mówią, że się nie da pojechac do stajni.
Jeżeli "płomień zgasł" - zrób coś, oddaj konia w dzierżawę, może nawet sprzedaj, daj sobie czas, może dawna pasja i zacięcie same wrócą. Bo na dzień dzisiejszy to takie oszukiwanie samej siebie.
A ja Behemotową rozumiem.
Mam konie przy domu,dbam,doglądam,miziam,karmię ale nie jeżdżę-nie starcza mi już energii na jazdę kiedy juz się obrobię z wszystkimi domowymi obowiązkami.Kiedyś było inaczej,miałam zawsze 1 dzień w tygodniu wolny,teraz pracuję 7 dni w tygodniu i po pracy są inne obowiązki.Ale może dzisiaj,bo mąż właśnie zachorował więc dostałam niespodziewane wolne 😍
Behemotowa,  jezdziłaś codziennie w wakacje z połamaną nogą?😉

desire,  nie przejmuj się. dałas dom dziadkowi, który miał w perspektywie tylko kaszankę, nic więcej nie jest ważne :kwiatek:

Ikarina no czasem się nie da pojechać do stajni. Pracuję do 16 albo 17, w domu jeste18-19. O tej porze roku jest już ciemno i co z tego, że konia mam 3 km od domu skoro nie mam jak dotrzeć? Bo jakoś boje się iść pieszo wśród pól i lasów w kompletnych ciemnościach. I to mnie wkurza,bo chęci są tylko możliwości na razie brak 🙁
pamirowa, jak mi się samochód zepsuł, to jechałam rowerem o 4 rano, jak był ciemno, w deszcz i wichurę 😉 Ja byłam wariatka, ty ze mną nie wygrasz 😉
Behemotowa - ano właśnie, punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia🙂
Jako nastolatka też pracowałam na jazdę, moich rodziców nie stać było na kupno konia. Szkółka raz w tygodniu którą mogli mi opłacić to było dla mnie zdecydowanie za mało. Ale miałam farta bo zamiast wywalać obornik czy prowadzić lonżę w szkółce jak moje koleżanki (tak, to jest z dawien dawna niecny , szkółkowy proceder🙂 ) opiekowałam się końmi TRENERA🙂
Miałam około 4-6 koni do wyszykowania, rozprężenia i odstępowania. Trener wsiadał skakał i zmieniał konia🙂 Cud robota! Ja nie narzekałam🙂 Ale koleżankom w szkółce trochę współczułam.
I też wtedy w klubie było parę dziewczyn które miały bogatszych rodziców, super konie, jazdy z samym TRENEREM...a im się nie chciało. Pojeździły trochę, poskakały a potem...konie stały.
Bolało mnie to. Jednego prywatnego konia szczególnie polubiłam, w wolnych chwilach chodziłam do niego pogadać i wyczyścić.
Spytałam kiedyś w końcu właściciela czy może mogłabym na nim trochę pojeździć czy wziąć czasem na spacer w ręku skoro jego córki nie przyjeżdżają już czwarty miesiąc... Nawet Trener się za mną wstawił.
Właściciel nie zgodził się. Ale rok nie minął a pan właściciel pyta trenera: Słuchaj, masz kogoś kto by pojeździł na P..e?
A trener : Spytaj Asi ale ona ma teraz tyle koni , że raczej nie będzie miała czasu.

Fortuna kołęm się toczy.

Behemotowa - doceń to co masz🙂
Mnie wkurzaja moje chwilowe zalamki i wmawianie wszystkim dookoła że ja już na konia nie pojadę. Na szczęście moi rodzice zawsze mnie wtedy zaciagna do stajni i mi przechodzi na jeździe.
I wkurza mnie jeszcze to że jeżdżę w nowej stajni od ok 2 miesięcy i nikogo jeszcze tam nie znam, a że jestem dość nieśmiała osoba to jest jeszcze gorzej, no i nigdy nie jestem lubiana a chcę w końcu znaleźć przyjaciół.

Osoba nieśmiała ma problem, przecież dla niej nawet zwykłe przywitanie budzi sprzeczne emocje i rodzi setki pytań, a wcale tutaj nie chodzi o obalanie pewnych tez. I ja jestem dość zamknięta w sobie, a w dodatku introwertyk nie mający zamiaru podbijać świata zatem mi wystarczy obecność jednej osoby, którą jakby mam na wyciągnięcie ręki, pomimo że mieszka bardzo daleko ode mnie. Nie patrz na ilość lecz jakość. Pewnego dnia podejdź do pewnej osoby i zapytaj o głupotę, zaczynając tym samym ją poznawać.

pamirowa, jak mi się samochód zepsuł, to jechałam rowerem o 4 rano, jak był ciemno, w deszcz i wichurę 😉 Ja byłam wariatka, ty ze mną nie wygrasz 😉

I w burze się wracało na rowerze, ale z uśmiechem na twarzy...

A ja Behemotową rozumiem.
Mam konie przy domu,dbam,doglądam,miziam,karmię ale nie jeżdżę-nie starcza mi już energii na jazdę kiedy juz się obrobię z wszystkimi domowymi obowiązkami.Kiedyś było inaczej,miałam zawsze 1 dzień w tygodniu wolny,teraz pracuję 7 dni w tygodniu i po pracy są inne obowiązki.Ale może dzisiaj,bo mąż właśnie zachorował więc dostałam niespodziewane wolne 😍

I ja po części rozumiem jak chęć na jazdy mija, a sama przyjemność zostaje w głaskaniu czy obserwowaniu zwierzęcia, bo przecież miałam podobnie. Ze mnie energie wyciąga druga praca i obowiązki w stajni, aczkolwiek kopie się w tyłek od dłuższego czasu i ambitnie konie ruszam, a widząc efekty tejże pracy - powróciła pierwotna chęć osiągnięcia czegoś.
Czas wielką rolę tu odgrywa. W przypadku innych miejsc to zapewne szereg czynników jak nawet i ludzie w stajni, bo przecież i oni krwi mogą napsuć.
Być., piona  :emota200609316:

A jeszcze się spało na balocie siana, bo człowiek był tak zmęczony, że w drodze powrotnej by zasnął na rowerze/w samochodzie
To ja tu widzę, że sporo Nas łączy.
Spać nie spałam na balocie, ale inne dziwne rzeczy się odprawiało, ale z takim uśmiechem na twarzy, że każdy za wariatkę mnie podawał. Pamiętam jak po hucznej imprezie poszłam spać o 4, a telefon o 7 czy o 8 w teren jadę. Ależ oczywiście, dajcie mi tylko 30 minut, a zaraz się zjawię. Bezcenne.
Ikarina ze mnie nie jest żaden delikates 😉 o 4 rano po ciemku też jechałam już do stajni rowerem. Tylko jadąc po ciemku dróżką obok lasu myślałam, że na zawał padnę jak coś zaszeleściło w krzakach. A ile to razy wracało się po ciemku rowerem o 21-22. Tyle, że odcinki bez latarni koło lasu bezpieczne nie były mimo oświetlenia rowerowego. Dla mnie nie jest problemem dojechanie rowerem, dwa lata dojeżdżałam do stajni wiosna, lato, jesień 20 km. Tylko, że teraz do konia mam taką droge między polami, obok lasu i przejeżdżam tylko przez jedną wieś z latarniami. Najnormalniej w świecie się boję. Czy ja wiem czy tam bezpiecznie? Czy nie spotkam jakiegoś dzikiego zwierza albo ktoś mnie nie napadnie? Różne rzeczy sie dzieją. A moja wyobraźnia w ciemnościach jest nieznośna 😉
To ja ruszam konia regularniej odkąd ów stoi w pensjonacie. Fakt, że czasem mnie szlag trafia, bo w domu było taniej, ale w domu rzadziej jeździłam. Czyściłam, miziałam, obserwowałam.
Mam konia blisko domu, żyć nie umierać! Tylko chyba pójdę gazety rozdawać, bo potrzeby rosną, a płace jakoś nie chcą. 😁

ikarina, Ożesz, podziwiam. Naprawdę. Nie narzekałam na swoją heroiczność w niektórych momentach, ale aż takiego zacięcia nie miałam. Ale strasznie przeżywałam jak z koniem coś nie wychodziło - a że kupiłam młodzika, to nie wychodziło, bo jak? I takie błędne koło.
Być w zeszłym roku latem bywałam w stajni zazwyczaj pod wieczór, bo od 5 pracowałam. I prawie każdego wieczora wracałam o 22 obserwując jak przede mną pięknie się błyska 😉 Szczęśliwie zazwyczaj udawało mi się przed burzą zdążyć do domu 🙂
I nie zliczę już ile, ale sporo na pewno, momentów kiedy przyjeżdżałam do domu mokra niczym ściera, aż ze mnie litry wody spływały.
I aż trzeba to zamieścić w kilku możliwych tematach? 🙄 W dodatku nijak to tu nie pasuje. Pewnie poleci ostrzeżenie, bo się kłania nie czytanie regulaminu 🙄
Ja bym wywalił go w diabły. To jakiś boot, czy inne g.
Na FB padano informacje, że już jest zablokowany zatem spokojnie.
Behemotowa, nie rozumiem tego - masz stajnię pod domem i widzisz konia 2 razy w tygodniu? Zabrania ci ktoś jeżdżenia?
Jeżeli "płomień zgasł" - zrób coś, oddaj konia w dzierżawę, może nawet sprzedaj, daj sobie czas, może dawna pasja i zacięcie same wrócą. Bo na dzień dzisiejszy to takie oszukiwanie samej siebie.

Nie pod domem, pod internatem, a na razie siedzę w domu, a nie w szkole 🙂
[quote author=Być. link=topic=885.msg1962932#msg1962932 date=1388305990]
Mnie wkurzaja moje chwilowe zalamki i wmawianie wszystkim dookoła że ja już na konia nie pojadę. Na szczęście moi rodzice zawsze mnie wtedy zaciagna do stajni i mi przechodzi na jeździe.
I wkurza mnie jeszcze to że jeżdżę w nowej stajni od ok 2 miesięcy i nikogo jeszcze tam nie znam, a że jestem dość nieśmiała osoba to jest jeszcze gorzej, no i nigdy nie jestem lubiana a chcę w końcu znaleźć przyjaciół.

Osoba nieśmiała ma problem, przecież dla niej nawet zwykłe przywitanie budzi sprzeczne emocje i rodzi setki pytań, a wcale tutaj nie chodzi o obalanie pewnych tez. I ja jestem dość zamknięta w sobie, a w dodatku introwertyk nie mający zamiaru podbijać świata zatem mi wystarczy obecność jednej osoby, którą jakby mam na wyciągnięcie ręki, pomimo że mieszka bardzo daleko ode mnie. Nie patrz na ilość lecz jakość. Pewnego dnia podejdź do pewnej osoby i zapytaj o głupotę, zaczynając tym samym ją poznawać.

pamirowa, jak mi się samochód zepsuł, to jechałam rowerem o 4 rano, jak był ciemno, w deszcz i wichurę 😉 Ja byłam wariatka, ty ze mną nie wygrasz 😉

I w burze się wracało na rowerze, ale z uśmiechem na twarzy...

Ze mnie energie wyciąga druga praca i obowiązki w stajni, aczkolwiek kopie się w tyłek od dłuższego czasu i ambitnie konie ruszam, a widząc efekty tejże pracy - powróciła pierwotna chęć osiągnięcia czegoś.

I ja będę musiała chyba sobie takiego kopa dowalić 🙂

Behemotowa,  jezdziłaś codziennie w wakacje z połamaną nogą?😉

Tak w gipsie latałam  😁 Nie mówię o czasie, w którym byłam wykluczona z powodu zdrowia. W ciągu tych moich 12 lat wożenia sobie 4 liter było dużo więcej niż tylko te wakacje 🙂
Chociaż słyszałam o wielu przypadkach co ludzie ze złamaną nogą wsiadali na konie.
ja z połamaną nogą to nie mogłam nawet chodzić, ale też miałam śruby i płytki (mam), więc może ból większy. no ale nie wyobrażam sobie jezdzenia z połamaną girą w gipsie 😂

mam konie pod domem-nie jeżdzę. boję się mojego konia. tylko z siodła. własciwie swojej ułomności się boję. jestem na takim etapie, że się miotam, nie wiem co zrobić. rehabilitacja przynosi efekty, kilka godzin dziennie ćwiczeń przez 9 miesiecy zniwelowało moje utykanie. ale ciągle nie mogę wygiąć nogi i przez zaśrubowanie jest bardzo wrażliwa. boję się nieplanowanego obciążenia, upadku, które zniweczą moją ciężką pracę i zaaplikują mi kule do końca życia. boję się. jakbym miała spokojnego tuptusia-jezdziłabym na spacery do lasu, na oklep. a tak? mam konie, nie mogę wsiąść, bo kobył mimo starczego wieku nadal pełen werwy i sobie bryknąc, wystraszyć się lubi. a jak coś zrobić źle, to będzie draka.  i tak naprawdę nie wiem co zrobić i nie mam nawet kogo prosić o radę. codziennie patrzę smutno na siodło, bo brakuje mi spacerków. przerabiam różne scenariusze, myślę o bryczkach, o zaźrebieniu.myślę. o czymkolwiek, co bedzie związane z końmi poza wywalaniem od nich kupy.

mój lęk mnie wkurza.
Isabelle, nie wiedziałam, że z tobą aż tak źle  :przytul: Daj sobie czas, wykorzystaj go na wszystkie te rzeczy, na które nie miałaś czasu, kiedy jeździłaś konia. Zadbaj o siebie, pójdź do fryzjera, kup sobie ciucha, zaopatrz się maseczki do twarzy, albo pójdź do SPA. Zobaczysz, czas ci minie dużo lżej 😉

A teraz, po przeczytaniu tych wszystkich postów, które napisałam wcześniej wyobraźcie sobie, że akurat teraz mam moment, kiedy mój "płomień" przygasł. Sprzedałam konia (z różnych przyczyn), ludzie co jakiś czas pytają się mnie, czy nie wsiadłabym na ich konie od czasu do czasu, a mi się po prostu nie chce... Sama nie wierzę, że w ogóle to piszę  😤 Ta sama wariatka, co o 5 rano przy temperaturze -10 biegała z wiadrami przez pół wsi, bo rury w stajni zamarzły i robiła to z radochą, teraz nie ma ochoty ruszyc tyłka i wsiąśc w autobus do stajni  👿 Jednak cała ta praca wyszła mi bokiem, brak snu, stres, jeszcze do tego ostatni rok był dla mnie dośc traumatyczny. Mam nadzieję, że to tylko jeden z objawów depresji i że wkrótce wrócę do starej siebie 😉 To, co mi dokucza najbardziej to to, że kiedyś, jak wstawalam rano, to miałam 100 misji do wykonania w ciągu dnia, 20 pomysłów i planów, jakieś zawody, czy treningi, na które nie mogłam się doczekac, a przede wszystkim - spotkanie z moimi końskimi przyjaciółmi.
A teraz wstaję rano i jest jedno wielkie NIC.

I w sumie dobrze się stało, że sprzedałam konia. To by było nie fair wobec niego posiadac taką "klapniętą" właścicielkę 😉

ikarina,  kurka, ale mnie ominęło! nie wiedziałam, że sprzedałaś dziada! 🙁 może jeśli wróciłby koń, to wróciłaby chęć? bo stare "100 misji" by wróciło?

czy ja wiem czy "aż tak źle" ? miałam chodzić o kulach-chodzę samodzielnie. no, nie biegam, ale chodzę. utykam, ale już nie kuleję tak fest. jak nie chodzę dużo i nie męczę nogi oraz myślę jak ją stawiam(powoli:wysmiewa🙂 to nawet nie widać aż tak mocno. no kłopot się robi jak mam zdjąć skarpetkę a tam kostka jak u słonia i blizna jak po nożu rzeźnika 😂

radzę sobie, kupiłam maszynę, szyję. dziś se cyckonosz kupiłam i wywaliłam kilka stów na kosmetyki (bo już na konia nie muszę). ale trochę się oszukuję, że mi nie brakuje. sportu czy jazdy, takiego rzeźbienia-nie brakuje. ale brakuje mi spaceru. wsiąść na spokojnego tuptaka i pojechać popławić się w rzece. pozwiedzać las. taka... hipoterapia dla ubogich 😂 i nie wiem co zrobić, bo sprzedaż konia-brutalne, jest stara, zaraz jej stuknie 20 lat. i choć okaz zdrowia, boję się, że nie trafi dobrze. ale też przeżywać, że jest koń a nie mogę pojeździć-no głupio, no... najlepsze rozwiązanie to kupno kolejnego. ale trochę nam się posypały plany i musi to poczekać jeszcze. no kurczę, trudne tematy i rozterki mnie wkurzają, o!

ale proponuję sobie iść do wątku "koniec z jezdziectwem" (powinien tam być dopisek : "dla starych, leniwych, klapniętych bab"😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się