Nauka czy zabawa ?

4) moim zdaniem, ów jegomość nie miał najmniejszego prawa robić mi awanturę.
jeżeli byłaś klientem, to zgadzam się z Tobą absolutnie, gość powinien zmieszać z błotem właściciela konia lub jego pracownika, który wydał na jazdę konia osobie bez nadzoru i naraził innych na niebezpieczeństwo.
dla mnie koniec tej kwestii...na taka głupotę nie ma wytłumaczenia!
a ja nie wiem o czym wy mowicie... 🤔
cóż, interlokutorka wyedytowała wpis, w którym relacjonuje, jak zrobiła na jeździe pipisówę skacząc na "szalonym" koniu "kilka" przeszkód w celu "zainteresowaniem go pracą" a nie ponoszeniem. napisała także, jak bardzo poczuła się zbulwersowana i dotknięta, kiedy po tym wszystkim "wsiur-dziadzio" miał pretensje do niej ,że narażała innych 12 rekreacyjnych klientów którzy podczas jej popisów znajdowali sie na koniach na tym samym placu.
ps. swoja drogą edycja nadająca się do ukarania ostrzeżeniem...
wrotki, a kto powiedział, że jazda była bez nadzoru? Takie sytuacje się zdarzają i nie była to wina ani właściciela ośrodka, ani instruktora, ani widza, ani nawet moja. Wg ciebie zatem powinnam była wjechać w zadek osobie, która znalazła się na ścieżce w momencie, kiedy obok stało 30 cm "przeszkody", którą zdecydowałam się skoczyć, a po której koń "otworzył klapki z oczu". Gość nie powinien nikogo mieszać z błotem tak jak i ty tego nie powinieneś robić.
katija, zostałam po prostu niezrozumiana, ale z racji umiejętności wyciągania wniosków - zdecydowałam się usunąć posta, który dla osób nie znających sytuacji mógł wyglądać tak, jak dla naszego przyjaciela wrotka.
I nie, wbrew pozorom sytuacja nie wyglądała tak jak opisał ją wrotki, którego proszę o usunięcie tego posta.
dlaczego ja mam coś edytować? 😲
spokojnie, zwyczajnie napisz to wszystko jeszcze raz, tak aby z jednej strony napisać jak było, a z drugiej, żeby nie było możliwości źle Cię zrozumieć...daj szansę innym poznać swoją intrygującą historię.
...że powtórzę za Józefem Mackiewiczem:"tylko prawda jest ciekawa"
trzynastka   In love with the ordinary
19 sierpnia 2009 00:35
wrotki, taa.... *edytuję, nie chcę by opis został zrozumiany opacznie*


Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z tego, że edytując swojego posta cała dyskusja jest nie zrozumiała dla innych użytkowników.
Intrygujące historie mają to do siebie, że bywają źle zrozumiane, a i przy okazji - czasem źle opowiedziane. Ta historia spełniła w zasadzie obie cechy. Nie wiem czy jest sens opowiadania, bo naprawdę nie chcę być pożywką dla Twoich drwin, Wrotki, czy czegokolwiek innego, ale trudno, zaryzykuję. Nie jestem dobrym jeźdźcem, mam przed sobą jeszcze lata szlifowania się, przyjeżdżam czasem do stajni rekreacyjnych, żeby po prostu się powozić, skupić tylko i wyłącznie na sobie, zaaplikować sobie jazdę bez strzemion albo na oklep i akurat w tej stajni w zasadzie lubię jeździć między innymi na tym konkretnym koniu, który wbrew pozorom jest w porządku, przechodzi do kłusa i galopu od jednego przyłożenia łydki, ładnie skacze i jest dość wdzięcznym koniem, ale niestety ma pewien "mankament" - dość szybko się "nakręca" i denerwuje, a w rezultacie zagryza wędzidło i "odpala z kopyta", co może być niebezpieczne i dla jeźdźca i dla otoczenia. Wbrew pozorom nie potrzeba na tego konia super-umiejętności, tylko pewności siebie, której mnie długo brakowało i z resztą, swego czasu spadałam z tego konia co rusz, aż w końcu udało mi się z nim dogadać i od jakiegoś czasu nie mieliśmy żadnego takiego "wybryku" [jeździłam na tym koniu ostatnio dość często pod okiem instruktora, w normalnym, fajnym ośrodku] aż do tego razu, kiedy poszliśmy w miejsce, gdzie konie rzadko wychodziły, gdzie są mniej pewne. To coś w rodzaju sytuacji, w której czyiś koń całe życie pracuje na ujeżdżalni, rzadko wychodzi poza stajnię w teren i kiedy już w ten teren wyjdzie - świruje, jest nie do zatrzymania, brykający i jakiś tam jeszcze, bo rzadko wychodzi poza stajnię, właściciel nie potrafi go opanować w tym terenie i w rezultacie - koń nie chodzi w tereny. Ów koń pode mną stwierdził najwidoczniej, że nie czuje się tu pewnie, więc wędzidło w zęby - i sru. Przegalopował w sumie pół ujeżdżalni - został opanowany; drugi raz ta sama sytuacja - przegalopował pół ujeżdżalni, zrobił jakiś zwrot na przodzie, został opanowany; trzeci raz - ta sama sytuacja, koń leci, nie zdążyłam wyhamować i wtramolił się pomiędzy ścianę a innego jeźdźca - sytuacja wielce niepochlebna i raczej niebezpieczna, koń leci dalej i byłby wjechał innemu koniowi w zad, inny koń był pomiędzy stojakiem, a ścianą, więc, na ręcznym, bo jak inaczej, skierowałam konia na tę przeszkodę, koń "otworzył klapki z oczu", przeskoczył, wypuścił wędzidło - został opanowany. Później galopował normalnie, równo, w tempie wolnym razem z innymi końmi.
Facet sądził, że wszystkie galopy jakie odbyły się na tej ujeżdżalni wykonane przez konia na którym siedziałam to tylko i wyłącznie "mój kaprys", "popisówa", że to ja celowo miałam zagalopowywać za każdym razem licząc na poklask, ale naprawdę tak nie było. Myślę, że gość nie miał podstaw, by wyjechać na mnie takim tonem jakbym to ja była odpowiedzialna za całe zło tego świata. Tamtego dnia z resztą spłoszyły się jeszcze dwa konie, tylko nieco "spokojniej".[edit: i nie z mojej winy. Wiatr wiał, jakiś większy kawałek śmiecia się pojawił i zaszeleścił]
Ninevet, ależ zdaję sobie sprawę z tego. Bez dyskusji przyjmę ostrzeżenie.
teraz rozumiem. mysle, ze nie potrzebnie wprowdzilas zamieszani. wystarczylo napisac to samo w nastepnym poscie, bez edycji  😉
wszystko ok Sankarito, tyle że w pierwotnej wersji skoki były w liczbie mnogiej, gość który zwrócił Ci uwagę był "wsiurem-dziadziem" bez pojęcia o problemach z końmi, a awanturę zrobił "szefowi"...ergo sugerowałaś ,że tam pracujesz.
mimo zmiany didaskalii, modyfikacji fabuły,  akcentów i odebrania dramatyzmu całej scenie, nadal uważam, że instruktor który wydał Ci konia (w pierwszej wersji, coś było o tym ,że stał kilka dni?) i potem nie interweniował, podczas gdy Ty przemieszczałaś się na placu w charakterze wolnego elektronu, zupełnie nie zasługuje na posiadanie uprawnień.
🚫
" w charakterze wolnego elektronu"  tekst bomba  👍
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
19 sierpnia 2009 13:28
ps. co do "rekreacyjnych" przygód, to ciągle mnie kusi ,żeby pojawić się w jakimś pierdzi-kółku i poprosić o naukę "jechania koniem" :oczy2🙁wsiąść tyłem, ruszyć galopem ze stój "bez kontroli" itp)


no więc ja taką sytuację przeżyłam. Parę lat temu będąc u koleżanki na działce zapisałyśmy sie na jazdę w niedzielę w Kozienicach.

Przyjeżdżamy,a tam paru stałych bywalców z lekką wyższością się nam przyglądając, opowiada o konikach, o stadninie. Ale i tak w ich oczach jakieś pańcie z miasta przyjechały sie powozić.

Przydzielono nam konie.

Ja oczywiście udawałm taką co to jako tako jeździ nie za dobrze ale nie spada. Dostał mi się 5-letni folblucik, jak się okazało bardzo  sympatyczny i miękki w pysku i dość energiczny.

Koleżanka dostała konia ktory ponoć lubił sobie pobrykać. Ale jej o tym powiedzieli. Idziemy na plac. Wsiadamy.

Instruktor na górce siedzi, nie wtrącał się za bardzo. NIe mógł wyjśc z podziwu że pańcie z miasta sobie całkiem, całkiem radzą.

Bardzo sympatycznie wspominam tamtą wizytę, tym bardziej że instruktor był z tych z wieloletnim stażem na karku i był zupelnie pozbawiony przerostu ambicji instruktorsko-trenerskich, w sensie że siedział patrzył, można bylo się go o coś spytać, a on w sumie zadowolony był że tak dobrze nam idzie i może w spokoju pogwarzyć z pozostałymi koleżankami. Po jazdach jeszcze na dokładkę i w nagrodę oprowadził nas po calutkiej stadninie.
Co by nie mówić jeździectwo nawet w maksymalnie relaksowym wydaniu jest rekreacją ruchową. W założeniu takiej rekreacji jest działanie endorfin na skutek wysiłku. Stąd dość trudno mówić o przyjemności z jazdy, raczej o satysfakcji. A co dla kogo będzie satysfakcjonujące? Gdy jeszcze jeździ grupa ludzi? gdy nie ma aż tylu klientów, żeby precyzyjnie podzielić pod względem umiejętności i oczekiwań? To już wyższa psychologiczna "szkoła jazdy".

Kiedyś mój ówczesny szef zażądał ode mnie, jako instruktora, włączenia opcji pt. jeździec "bierze sobie" konia, instruktor tylko patrzy  🤔 Pominęłam wtedy sprawę milczeniem (do rozwiązania w późniejszym terminie), szczęściem do realizacji tej opcji nie doszło. Szczęściem, bo nigdy nie zgłosił się jeździec, który na koniu po sporcie, chodzącym godzinę dziennie a nie kilka, byłby w stanie bezpiecznie jeździć bez uwag  🙁
Pewnego razu zadzwoniły dwie panie. Jedna twierdziła, że jeździ lat 20, druga krócej - bo 15, ale lepiej sobie radzi. Poprosiły, żeby mogły sobie ot tak sobie się "pokręcić". W sumie - czemu nie? Radośnie i chętnie zrelaksowałabym się na placu nie musząc nic robić, tylko darzyć uśmiechem i zachętą. Już w stajni okazało się, że to 20 oznacza 10 letnie przerwy, umiejętności siodłania nie obejmuje. Ta "lepsza" osiodłać umiała, nie licząc czapraka przypiętego do wytoka!  🤔 Wiedziałam już, że o samodzielnej jeździe mowy być nie może, choć próbowałam się wtrącać tylko tyle, żeby bezpieczeństwo zapewnić, żeby panie nie zsunęły się w kłusie (było blisko). Gdyby panie nie naciskały tak na samodzielność, na pewno wyniosłyby więcej satysfakcji z jazdy, bo"pod swoim przewodem" zeszły z koni mocno wystraszone.
Problem z jazdami "dla relaksu" jest taki, że jeźdźcy oczekują wzajemnie sprzecznych rzeczy! Żeby koń dobrze reagował na pomoce - a jednocześnie był nieczuły na pomoce źle używane! Żeby utrzymywał swój rytm niezależnie od działań jeźdźca, a jednocześnie zmieniał ten rytm i tempo na subtelne działanie pomocy. Żeby akceptował kontakt ale dobrego kontaktu nie wymagał. Itd. Konie "mutanty", które takie cechy posiadają, są w rekreacji bezcenne, ale baaardzo rzadko spotykane.
No tak trzeba liczyć siły na zamiary, a instruktor odpowiada w końcu za bezpieczeństwo jazdy. Tylko czasami chce się posiedzieć w siodle i nie próbować progresować. To raczej dotyczy osób, które mają świadomość swoich umiejętności (lub ich braku) i nie wymagają od siebie i konia nie wiadomo czego.

wrotki jak u Ciebie jest tak przyjemnie to kiedy się przeniosę bardziej na północ to chyba się do Ciebie zgłoszę 😉
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
19 sierpnia 2009 18:46
Stąd dość trudno mówić o przyjemności z jazdy, raczej o satysfakcji.

o przepraszam. nie zgodzę się. Wyjazdy w ciekawy teren na koniu któremu sie ufa i zna i ktory jest wygodny wcale a wcale nie są męczące.  Mowię o godzinnym wyjeździe  a nie 6 godz rajdzie - no wtedy fakt można się zmęczyć.

Ale takie sobie się przewieznienie terenowe + podziwnianie krajobrazu np. postój przy wiśniach/czereśniach czy czym tam jeszcze po drodze nie zaliczyłabym to wybitnie wyczerpującej działalności sportowej
A ja, przepraszam, nie zgodzę się  😀 Dla osoby jeżdżącej kilka razy w tygodniu, lub raz w tygodniu, ale regularnie - owszem. Zbyt wiele osób widziałam spływających potem po 20 min. stępa i to nie dlatego, że koń do pchania, albo upał. Każdy patrzy z własnej perspektywy. Tymczasem ocena kto właściwie chce z jazdy skorzystać - jest bardzo trudna. Bo nie chodzi tylko o umiejętności jazdy, ale też o ogólną kondycję, "wysportowanie" oraz o napięcie psychiczne - tu przewidzieć się nie da, komu się włączy, a komu nie. Przychodzi, powiedzmy, 2 kolegów na jazdę. Wysportowani, coś tam umiejący, wspólnie uprawiają sporty... I dla jednego tylko zaciesz a drugi się krzywi  🤔 Ew. zmiana koni też sprawy nie załatwia.
Na jazdy rekreacyjne przychodzą nie tylko osoby zarażone końskim bakcylem, ale też takie, które podchodzą do koni jak do każdej innej ruchowej formy wypoczynku. Niektórzy wyobrażają sobie, że jazda konna nie wymaga żadnego wysiłku, skoro tylko się siedzi,a to koń się męczy  🙂 No cóż, taniec to przecież też sama przyjemność  🙂
Może przydałby się niektórym: http://www.agroswiat.pl/p,pl,2365,jak+nauczac+jezdziectwa.html
olaela   Klub Różowego Jednorożca
24 sierpnia 2009 08:57
Problem z jazdami "dla relaksu" jest taki, że jeźdźcy oczekują wzajemnie sprzecznych rzeczy! Żeby koń dobrze reagował na pomoce - a jednocześnie był nieczuły na pomoce źle używane! Żeby utrzymywał swój rytm niezależnie od działań jeźdźca, a jednocześnie zmieniał ten rytm i tempo na subtelne działanie pomocy. Żeby akceptował kontakt ale dobrego kontaktu nie wymagał. Itd. Konie "mutanty", które takie cechy posiadają, są w rekreacji bezcenne, ale baaardzo rzadko spotykane.

A to już zależy od tego, co kto przez relaks rozumie. Jak spędza się wiekszą część życia przed monitorem a główną aktywność ruchową w ciągu dnia ogranicza się do przynoszenia sobie coraz to nowej kawy, relaksem może być każdy czas spędzony w siodle, nawet jeżeli jest to praca na ujeżdżalni a nie radosne wożenie zadka po lesie. Tak samo jak skąd inąd relaksujące jest poranne bieganie (brrr, trzeba wstać przed szóstą i do tego męczyć się okrutnie) albo odwiedzanie  basenu (co to za przyjemność z moczenia się w wodzie, jak trzeba ciągle pływać w tę i nazad). Relaks wcale nie mija się z wykonywaniem rzetelnej roboty. Natomiast dla mnie osobiście może się mijać, jezeli osoba odpowiedzialna za merytoryczne rozegranie jazdy nawala. Z resztą, chyba wszyscy jeździmy dlatego, że sprawia nam to przyjemność  🤣
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
24 sierpnia 2009 10:36
A to już zależy od tego, co kto przez relaks rozumie.

chyba każda forma relaksu "aktywnego" wiąże się z mniejszym lub większym wysiłkiem fizycznym.

jak ktoś w ogóle nie chce aktywnie spędzać czasu to zakładam że leży na kanapace przed TV albo książki czytya albo na kompie siedzi. Ale raczej na pewno nie pojdzie taka osoba sobie pojeździć.
dempsey   fiat voluntas Tua
24 sierpnia 2009 11:07
No cóż, taniec to przecież też sama przyjemność  uśmiech
halo pozwolisz ze zapisze sobie to okreslenie?  😀 bardzo trafione.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się