Nauka czy zabawa ?
Tak jak w wątku o west obiecałam.
Wyszlo mi,że są to czasem dwie różne sprawy.
Wypada adepta chyba pytać czego pragnie?
Sama byłam ofiarą "nauczania " na siłę - jako osoba jeżdżąca i tak byłam katowana przez "instruktora" bezcennymi uwagami . A chciałam sobie poprostu dla rozrywki pojeździć . 😉
I do takiego ośrodka nigdy nie wracałam. Bo miałam wrażenie, że "instruktor" widząc mnie w siodle traktował mnie jak osobistego wroga i usiłował ośmieszyć.
I niestety nie ma dobrej odpowiedzi na pierwszej jeździe na pytanie:
-Jeździ pani konno?
Jak się powie,że tak,dostaje się wariata albo tłuka .
Jak się powie ,że troszkę - trzeba słuchać wrzasków.
Zwłaszcza dorosłe osoby cierpią upokorzenia. I bywa,że stadko dzieci siedzi na płocie i drwi.
Dlatego model albo nauka albo zabawa- klient płaci i ma co chce - mi się podoba.
Taki właśnie z Żukowickiej Wioski.
Nie rozumiem - jak "albo nauka albo zabawa"? NAJPIERW nauka POTEM zabawa.
Żeby bawić się jazdą konną najpierw trzeba coś umieć żeby uciecha nie odbywała się kosztem koni.
Mogłabyś proszę opisać jak to się odbywa w Żukowickiej Wiosce?
no właśnie- albo sytuacja odwrotna
osoba dorosła chce się uczyć, a instruktorzy olewają ją zwracając uwagę tylko na młodszych, bo starszy to pewnie chce się tylko powozić i nie dociera do nich ze taka osoba też może mieć ambicje i mimo późnego startu nauczyć się dobrze jeździć.
grunt to komunikacja, ale czasem po polsku ciężko się dogadać
oj, litości, Ramires, wcale wiele umiec nie musisz (a wrecz... wcale nic nie musisz umieć) żeby miec zabawe z jazdy - bezpieczny koń i spacerek w teren. bez wielkiej filozofii i zadęcia.
a inna sprawa jak ktoś chce się nauczyc.
ja się zgadzam - kazdemu według potrzeb. nie kazdy musi sie mordowac, poprawiać i dązyc do perfekcji...
Nie rozumiem - jak "albo nauka albo zabawa"? NAJPIERW nauka POTEM zabawa.
Żeby bawić się jazdą konną najpierw trzeba coś umieć żeby uciecha nie odbywała się kosztem koni.
Mogłabyś proszę opisać jak to się odbywa w Żukowickiej Wiosce?
Miałam na myśli takie osoby już jeżdżące .Nie naukę od podstaw -bo to wiadomo.
U nas na wsi można sobie wybrać czy chce się uczyć stylu west- mając podstawy klasyczne czy słabe westowe.
Czyli tak jak gwash zgłębiać działanie pomocy, próbować spina czy kół szybkich i wolnych-elementy reiningu.
Albo w innym ośrodku -jeździć sobie luzem i mieć tylko na własną prośbę jakieś uwagi.Poprostu popróbować np. jazdy w westowym siodle i poruszać się na powietrzu.
Albo po sprawdzeniu czy mówimy prawdę z tą jazdą konną-pojechać w teren dostosowany do naszego poziomu z jeźdzcem z osrodka tylko w roli przewodnika po okolicy.
A nawet wyczarterować konia i pojechać sobie samemu.
Ośrodki się uzupełniają.
o tak, znam takie sytuacjie jak z opowieści Tani. Na szczęście mialam z tym do czynienia jedynie raz. W zeszłym roku pojechałam z rodzinką na agroturystykę. Miejsce przepiękne, na stoku pagórka które łagodnie kończyło się w jeziorze czyściutkim do tego własny pomost. I do tego konie. Więc poszłyśmy na jazdę ja i Julka - obie jeżdżące i to nieźle w porównaniu do turystów co tam przychodzili. Wiadomo że w takie miejsce się nie przyjeżdża po nauke bo co kogokolwiek można nauczyć na 1 góra 2 czy 3 jazdach. Się idzie by sobie dla przyjemności pojeździć.
Bylo strasznie. "instruktorka" i jej asystentka pewnie przyszła "instruktorka" poszły z nami i widocznie żęby pokazać jak to one duzo umieją dyrygowały nami przez cały czas. Ta naczelna instruktorka do mnie się przyczepiła. I cały czas wszystko było nie tak. A to za luźna wodza, a to za krótka wodza, a to że nie umiem zagalopować. Serwowała mi po drodze takie prawdy objawione że aż zapytałam się na jakim kursie instruktorskim tak uczą. Ta zamilkła z wyższością i stwierdziła że nie musi się ze mną dzielić takimi informacjami.
Jako że mój koń był totalnie sztwyny i zagalopowanie i utrzymanie go w galopie graniczyło z cudem to w końcu mówię do niej żeby może sama wsiadła i pokazała mi jak sie na nim zagalopowuje. Wsiadła, owszem, ale zagalopowania nie było. Pytam się czy w końcu zagalopuje. Ona na to że ja nie będę tu jej rozkazów wydawać.
W końcy miarka się przebrała. Powiedziałam jej co o jej "instruktorawaniu" myślę i jej wrzeszcząco-rozkazującym tonie w jakim się do mnie zwracała. Przemyslała to i potem mnie przepraszała.
oczywiście był to pierwszy i ostatni raz wydawania kasy na coś takiego psującego nerwy i humor. Zastanawiające że właściciele tej agroturystyki, notabene dość sympatyczni i znający się na koniach, i jeżdżący pozwalają na takie coś, na wypłaszanie klientów przez zarozumiałą domorosłą "instruktorkę".
W ogóle jest to temat rzeka. Zamiast nastawić się w miejscach gdzie są turyści na jazdy typowo turystyczne robi sie szopkę z na siłę uczy się czegoś czego i tak się nie nauczy.
elaTylko że system np wypożyczania koni albo swobodnej jazdy samemu sprawdzić się może tylko w przypadku osób jeżdzących już dość dobrze. A jak chyba każdy z nas zauważył wielu (często początkującym miłośnikom jazdy konnej) brakuje pokory aby przyznać się że po prostu nie potrafią czegoś zrobić. Ew. taki system mógłby zaistnieć po "sprawdzeniu jeźdzca".
Ale myślę że w większości szkółek można poprosić o mniej inwazyjną ze strony instruktora jazdę... próbowałaś?
ElaPe oj współczuję. Chociaż szczerze mówiąc sama nigdy się z czymś takim nie spotkalam...
😂 😂
No... ja też tak miałam. Już w stajni na wstępie zostałam uraczona wykładem jak to się tu łagodnie traktuje konisie etc.Potem miałam wyczyścić konia,który luzem dzielił boks z kolegą i się non stop gryźli i kopali.
Boks taki ciasny,że ledwie tam wlazłam . No to sobie szybko i cicho hierarchię dwoma kopniakami ustaliłam.
I pani /pani? 16 latka/ mnie pochwaliła,że jak widzę łagodnośc u konisi procentuje. 😂
Potem na jeździe pani usiłowała mnie ukarać kłusem ćwiczebnym -co mnie rozbawiło bardzo . No to zabrano mnie na coś w rodzaju krosu mając nadzieję,że wreszcie zlecę.
No,ale niestety i to zawiodło.
Jak już się nic nie udało -zostałam zrypana za mycie nóg koniowi -bo tam tego nie robiono -bo to szkodzi konisiom.
Nie dałam się sprowokować - wyjechałam i tyle mnie widzieli.
A w innym ośrodku -dali mi konia w teren zapewniając,że świetny.
I na szczęście ja mam niezawodny sposób zdobywania informacji dając na piwo stajennemu.
I okazało,się że koń chodzi w zaprzęgu ale tylko z drugim bo ma 3 lata i nie umie. A w ogóle to stał od dwu miesięcy.
Pojechałam,ale tak na zasadzie,ze koń radził sobie sam za ogonem.Spocił się jak ruda mysz i leciał za innymi pokornie.
elaTylko że system np wypożyczania koni albo swobodnej jazdy samemu sprawdzić się może tylko w przypadku osób jeżdzących już dość dobrze.
a czy ja mówię o tym że chciałam wypożyczyć konia na samotną jazdę po lasach których nie znam? Nie.
Mi wystarczyłoby pojeździć sobie po tej łączce przy jak najmniejszej porcji jazgotu tej "instruktorki". Ona mogłaby sobie być na zasadzie że sobie jest i mogę ja poprosic o pomoc a ona widzi co robię z koniem. Ale nie tu przez całą bitą gadzinę musiała mi stać i nawijać większe lub mniejsze brednie wrednym tonem nie znoszącym sprzeciwu.
Zresztą poziom ujeżdżenia konia w takich miejscach jest powiedzmy sobie to szczerze słaby. No ale jaki ma być jak chodza na lonży głównie albo snują smętnym stępem i tylko się od nich wymaga by szły w kółko najczęściej.
Osz kurcze tam nie miało być tego "ela" na początku 😉 To było raczej do Tanii.
W zasadzie trudno udowodnić tak od ręki -na jakim poziomie jeździmy.
Wyczyścić ,osiodłać -to pokazujemy z grubsza bez trudu, chociaż jak opisywałam są i "kwiatki" typu dwa konie w jednym boksie czy jakiś gryzący i kopiący biedak.
Potem wsiadamy no i stępujemy.
No i ja wtedy milczę i czekam . Jak kto się zna,spojrzy i swoje wie.
A ludzie często wtedy opowiadają czego to oni nie umieją.
A starczy zerknąć i... ech.
I potem jakoś wypada udowodnić. A tu lokalne kruczki się jeżą. Byłam w ośrodku,gdzie konie na ujeżdżalni jeżdżą tylko w jedną stronę! Serio! Zmiana kierunku wywołala prawdziwy popłoch. Wjechanie na małe kółko,zeby jakos koń wszedł do ręki bez szarpania została strasznie skrzyczana,że psuję szyk innym koniom i narażam innych na upadek. Przejścia -czyli moje dalsze wysiłki ,żeby koń jakoś przestał się wieszać też skrzyczano ,że nie umiem konia w kłusie utrzymać. 🤔
Plan był taki-jazda za ogonami, wodze jak postronki napięte i polecenia "półparada"! -a tak nazywano naprzemienne energiczne poszarpanie konia wodzami. Sztywni uczniowie spadali na dodatek jak ulęgałki. No i te wrzaski... ech...
Czyli-ani nauka ani zabawa.
W zasadzie trudno udowodnić tak od ręki -na jakim poziomie jeździmy.
no właśnie.
będąc np. w Irlandii jak z Julką poszłyśmy do lokalnej stajni oferującej przejażdżki na kucach connemara po okolicy to jedynym "udowadnianiem" bylo powiedzenie im jak jeździmy. To wystarczyło. Pojechałyśmy w teren i po drodze koleś co znami jechal widać przekonał się, widząc jak siedzimy, że jedziemy na tyle dobrze że były i radosne galopy po wietrzystej plaży zalewanej metrowymi falami Morza Płn oraz galopy po kwiecistych łąkach.
Przecież jak kto jeździ widać po jego dosiadzie nawet w stój.
Zależy kto patrzy."Instruktorka" patrzy i nie widzi przecież.
Zgadzam się i z Ramires- są ludzie i ludziska. Trzeba weryfikować jakoś.
Czasem się chwalą a potem robią krzywdę i sobie i co gorsza koniom.
Dlatego ,żeby wszyscy byli bezpieczni i zadowoleni trzeba jakiś model wypracować.
Ten dość powszechny- jest niemiły .
A już dla osoby mającej własnego konia,wygodne siodło i przyzwyczajonej do swobody - takie "lekcje" są paskudne.
Tylko tak jakoś głupio oświadczyć na wejście-
-Jeżdżę bardzo dobrze, proszę dać mi spokój i zaufać.
Bo brzmi to jak przechwałki a i grozi otrzymaniem konia,którego nikt nie chce.
Bo taka jest zasada- jak jeździ to dostaje gorszego konia. Bo sobie poradzi. 🤔
Tylko tak jakoś głupio oświadczyć na wejście-
-Jeżdżę bardzo dobrze, proszę dać mi spokój i zaufać.
może lepiej powiedzieć "jeżdżę jako tako, w 3 chodach, mam własnego konia, regularnie pobieram lekcje i jestem tu po to by się dla przyjemności powozić trochę turystycznie"
choc nie jestem pewna by nawet takie postawienie sprawy uchroniło od pseudoinstruktorów z przerośniętym ego i jakimis chorymi ambicjami.
Tylko tak jakoś głupio oświadczyć na wejście-
-Jeżdżę bardzo dobrze, proszę dać mi spokój i zaufać.
może lepiej powiedzieć "jeżdżę jako tako, w 3 chodach, mam własnego konia, regularnie pobieram lekcje i jestem tu po to by się dla przyjemności powozić trochę turystycznie"
choc nie jestem pewna by nawet takie postawienie sprawy uchroniło od pseudoinstruktorów z przerośniętym ego i jakimis chorymi ambicjami.
No ja tak z grubsza mówię z naciskiem na jako tako w kierunku "oj,tak sobie,jakoś sobie radzę" .Kiedyś powiedziałam "w miarę nieźle" i zaraz mi się dostał jakiś potwór, którego nikt dawno nie ruszał ze stajni. Każdy się boi zlecieć na oczach obcych albo zmagać się z bestią za własne pieniądze. Jak mają bestie to powinni je ruszyć sami co jakiś czas. 🙁
jak maja bestje to niech se sami na nich jeżdżą.
A nie że klientowi płacącemu dają "za karę" bo troche lepiej jeździ niż pozostali. jeszcze tego by brakowało żeby płacić za nieprzyjemność użerania się z jakimiś świrami czy nic nieumiejącymi młodziakami.
Przypomniałam sobie:
-Czyścić też nie umiem. 😁
Byłam w takiej stajni typu głęboka -tak do połowy łydki obornik cieknący.
I dostałam taką łysą szczoteczkę bo ryżowki konisiom szkodzą.
No to jakoś tam się starałam pod siodłem ogarnąć i kopyta przepatrzyłam czy kamienia nie ma.
"Instruktorka" weszła ze zlym błyskiem w oku i od ręki zaklejki na pięcie mi znalazła i skomentowala,że "ona nie wie co ja wyrabiam ze swoim koniem,ale U NICH się o konie DBA" -sarkazm oczywiście na wejście.
Zaklejki były typu jak u krowy - jak dłubałam paznokciem to odchodziły z naskórkiem. A kopyta jak wywaliłam zawartość to PLASK stawały w ten gnój. No,ale rój zwolenniczek "Instruktorki" zezował na mnie zza krat jak na bydlaka i brudasa oczywiście. 😲
no właśnie. I zapewnie Tania, już więcej noga twoja tam też nie stanęła.
no właśnie. I zapewnie Tania, już więcej noga twoja tam też nie stanęła.
No nie.
Człowiek w obcej stajni nie nastawia się na wojny i awantury.
Sam wie,jak się na takie wścieklice reaguje.
Ja nie umiem tak od ręki wymagać i się szarogęsić. Już wolę rżnąć głupa i naiwniaka.
Tylko zostaje taki osad,że zapłaciliśmy za coś przykrego .
I wracając do tematu- opcja -zabawa- powinna też być w ofercie ośrodka.
Oczywiście nie zabawa typu gonitwy po pijaku po oranicy. 😤
Tylko zostaje taki osad,że zapłaciliśmy za coś przykrego .
A może właśnie najlepszym rozwiązaniem byłoby nie zapłacić i poprosić o rozmowę z właścicielem? Wiem, to nie takie proste, ale jeśli pokornie płacimy za takie wątpliwe przyjemności, to utwierdzamy domorosłych instruktorów w przekonaniu, że wszystko jest ok.
A na uwagi, że nie umie się czyścić czy siodłać, stanowczo poprosić o zademonstrowanie tych nauk tajemnych 😉
W okolicach Krakowa miejscem "zabawowym" są dla mnie Nielepice. Rzadko bywam, ale zwykle jest to miły relaks - wsiąść na hucułka i tak sobie przyjemnie podróżować po okolicy.
Można porozmawiać na pewno. Tylko sprawa się wtedy robi taka poważna. I już na pewno WSZYSCY się będą gapili –co to za jakaś Pani przyjechała.
Ośrodek ma swój mikroklimat ,rytm dnia , zwyczaje i rytuały . Nawet często swój język własny.
I trudno tak od ręki się „ wkameleonić „. I nie ma takiej potrzeby tak naprawdę.
Może Was to zdziwi-ale mnie najbardziej pasował taki ośrodek, gdzie byłam po prostu Klientem.
Zaproponowano mi opcję – wyczyszczenia i osiodłania konia za 5 zł . Skorzystałam . Konia mi pan stajenny podprowadził pod schodki i potrzymał do wsiadania. Jazda była bez cudów – ale i bez poniżania. Nie mówiono do mnie Ty wbrew mojej woli. Pani Instruktor sobie na innym koniu jeździła i tylko zerkała na mnie na wszelki wypadek. I ja nie szalałam ,tylko pojeździłam ile siły i ochoty.
Po jeździe miałam miejsce na przebranie się niekoniecznie na oczach gapiów ani nie w aucie własnym.
Nie znalazłam wesołej kompanii i swojego miejsca na ziemi ale i nie szukałam.
Mnie się taka opcja podoba, wszyscy są dla siebie uprzejmi i na zasadzie zwykłej transakcji. Jak chcę się czegoś nauczyć to też udaję się do odpowiednich osób (chociaż różnie z tym bywa).
Mi się taki przypadek na Litwie zdarzył, gdzie pani właścicielka, rozbawiona moim rosyjskim (tak jedyny język obcy jaki ta pani rozumiała) obserwowała tylko jak się z koniem obchodzę, jak siodłam, czy boję się, czy też jestem spokojna. Dała mi oooogromną klacz, która okazała się dobrze ułożonym, przyjaznym koniem. Pani popatrzyła przez chwilę, bardziej ufała Łunie niż mi, ale było przyjemnie i do dzisiaj wspominam to miejsce z uśmiechem.
jak jestem gdzieś za granicą zazwyczaj staram się pojechać do jakiejś stajni i wybrać się w teren- też owszem pytają się jak się jezdzi i z góry zakładają ze jezdziec nic nie umie hehe. Tam oferowane są głównie wypady w teren i tam ludzie muszą umieć dobrac konia do umiejętności klienta, a jak coś nie wyszło to opiekowali się delikwentem podczas przejazdzki
byłam tak w terenach w grecji, maroko, tunezji, konie przeróżne, ujezdzone na poziomie kontroli w 3 chodach, ale radochy była cała masa. Tereny albo dla samej przejazdzki albo bardziej ekstremalne- przewodnicy zawsze wyłapali z kim mogą sobie na coś więcej pozwolić niż spokojne człapanie
w polsce w agroturystykach czy innych szkółkach gdzie się w wakacje przyjezdza największym problemem jest brak odpowiednich koni, albo narowiste, albo po prostu nie ujeżdżone
Ja tam od razu burd, czy awantur robić nie lubię, ale darcia się na mnie "nie zniesę" 😤 W żadnym aspekcie życia, a już na pewno nie na jeździe za którą płacę.
Teraz jeżdżę na swoich 4 kopytach, a wcześniej jeździłam pod okiem instruktorów/instruktorek, którzy są moimi znajomymi/kumplami, więc zupełnie inne relacje. Nawet jak padało: "co ty, k... babo wyprawiasz?" to miało to zupełnie inny wydźwięk.
Ale wiecie co, nie zapomnę kilku jazd na jakie się szarpnęłam w Nowęcinie u Maciukiewiczów. Była tam taka instruktorka Isia. Łaziłyśmy jeździć z koleżanką. Boże, co ona się do nas nagadała, nabiadoliła, nakrytykowała, a fakt, żeśmy się nie popisywały. Ale wszystko z uśmiechem, z dowcipem, z jajem i jakoś tak serdecznie i z sercem. Te jazdy to naprawdę była dobra zabawa i kupa śmiechu, a przy tym całkiem niezła szkoła jeździecka. Fakt, że akurat o Iśce nie można było w żadnym wypadku powiedzieć "domorosła instruktorka". Poza tym miała niesamowite podejście do jeźdźców i potrafiła tym swoim ciągłym gadaniem bez przystanku rozluźnić atmosferę, wypłoszyć stres i wydobyć z jeżdżących co najlepsze potrafili, a nawet nie wiedzieli, że umieją.
Więc czasami może być i zabawa i nauka, no ale do tego trzeba odpowiednich ludzi, a na takich instruktorów jak zauważyłam straszny deficyt.
Bo nauka nauce nie równa. Z różnych przyczyn jestem skazana na jazdę na cudzych koniach. Dla mnie, jako osoby szukającej w jeździe konnej złotego środka pomiędzy nauką a zabawą i, nieukrywajmy, relaksem po ciężkiej pracy, najbardziej męczący jest przerost ambicji instruktora/rki, nawet jeżeli jej/jego profesjonalizm jest niczego sobie. Na nieszczęście szlifowanie jazdy konnej wymaga czasu, i zarzucanie tysiącem uwag i dążenie do absolutnej perfekcji od samego początku, z zaniedbaniem innych elementów (atrakcji) dla mnie osobiście jest po prostu zabójcze i działa raczej demotywująco. Mam na myśli obrazek pt. smętne snucie się po obwodzie z woltą w każdym narożniku, podczas gdy z dołu pada salwa uwag bez ładu i składu. Tak jakby w pokonaniu trudności z własnym cielskiem miała pomóc bezustanna werbalizacja problemu. Dla mnie to ewidentne braki w metodologii nauczania 😉
Równowage pomiędzy zabawą a nauką idealny byt instruktorski (i mam tu na myśli realną osobę 😉) zapewnia mi w ten sposób, że pozwala na powolną i konsekwentną poprawę umiejętności, nie na zasadzie wszystko koniecznie i od razu, nie psując przy tym zabawy z jazdy konnej i chyba o to chodzi.
a ja zupełnie nie rozumiem problebu który jest zawarty w temacie. przecież chodzi o to ,żeby uczyć dobrze! a najlepiej można nauczyć zabawą, a z drugiej strony trudno o lepszą zabawę niż twórcza nauka. będąc na placu zawsze się staram o dobre samopoczucie pacjenta, zawsze powtarzam że to on wie co jest dla niego najlepsze, ja tylko moge dacwachlarz propozycji...to on musi chcieć coś zrobić, a ja biorę pieniądze za to żeby mu pomóc-sądzę że każdy kto miał ze mną jazdę to potwierdzi.
nie wyobrażam sobie zmuszać kogoś do jeździectwa, bywa ,że kończy mi się warsztat, górę biorą emocje, ale zawsze wtedy biorę na siebie odpowiedzialność za "ciężką" atmosferę na jeździe i proszę o zrozumienie dla mojego błędu...z drugiej strony, w moim przypadku nie ma mowy o "hurcie", wiec jest mi pewnie dosyć łatwo
...nie wyobrażam sobie nauki "na smutno" nie tylko koń musi być zrelaksowany i luźny,żeby był gotów dobrze wykonać nowe lub tylko trudne zadanie, jeździec też musi mieć maksymalnie komfortowe warunki- pamiętajcie ,że to hobby drogie i jednak dosyć urazowe.
ps. co do "rekreacyjnych" przygód, to ciągle mnie kusi ,żeby pojawić się w jakimś pierdzi-kółku i poprosić o naukę "jechania koniem" :oczy2🙁wsiąść tyłem, ruszyć galopem ze stój "bez kontroli" itp)
ps. co do "rekreacyjnych" przygód, to ciągle mnie kusi ,żeby pojawić się w jakimś pierdzi-kółku i poprosić o naukę "jechania koniem" :oczy2🙁wsiąść tyłem, ruszyć galopem ze stój "bez kontroli" itp)
to ja czekam na wyniki eksperymentu 😀
ale na powaznie, to ja rozumiem o czym dziewczyny pisza. super, ze masz takie podjescie, w takim przypadku problem nie istnieje. ale zdazaja sie rozne rzeczy. i nawet nie o profesjonalizm tu chodzi. pamietam do tej pory sytuacje, sprzed okolo 10 lat, kiedy bedac osoba poczatkujaca (galopy, jakies mikro skoki, ale to jeszcze wszystko takie jakby... rozchwiane 😉 ) pojechalam na jazde do pewnej stajni, wlascicielka jest niezla trenerka. i...... cala jazde ta pani sie na mnie darla, lacznie z haslami "kto cie tego nauczyl????". no wlasnie, ktos mnie tego uczyl i prawdopodobnie ta osoba ma u mnie jakis tam autorytet, wiec nie sadze zeby najlepsza droga bylo podwazanie go. NIGY wiecej tam nie pojechalam. pomimo, ze konie dobre, moze i mozna bylo sie czegos nauczyc, to niestety nie na moje podejcie. bo ani to zabawa, ani nauka. a juz absolutnie wykluczone jest dla mnie "karanie" cwiczeniami na jezdzie!! co to ma byc???
wrotki, taa.... *edytuję, nie chcę by opis został zrozumiany opacznie*
Ja uważam, że od kogoś, kto chce się uczyć, sam od siebie, chce być coraz lepszy, chce poprawiać swoje błędy, instruktor rekreacji powinien wymagać, ale od kogoś, kto traktuje jazdę konną jako relaks, zależy mu tylko na kontakcie ze zwierzęciem, nie należy wymagać cudów, skoro on sam tego nie chce. Owszem, jazda ma być fajna i przyjemna zawsze, uwagi ludziom trzeba zwracać, wpajać dobre podstawy do jazdy konnej, ale nie trzeba wymagać cudów-wianków od jakiejś pani Kasi, która przyjeżdża na koniki raz na dwa tygodnie, żeby się trochę powozić.
Trudne to jest, mnie też było strasznie trudno nie poprawiać pierdół u dzieciaków, od których nie powinnam aż tyle wymagać, ale jest to do zrobienia.
[img]/forum/Themes/multi_theme/images/warnmute.gif[/img] Edycja posta, zmieniająca sens dyskusji.
...mam tylko jednego szefa i za każdym razem jest nim klient (oczywiście jak się obie strony zdecydują,że może być moim klientem)
co do "dziadzia wsiura" to absolutnie uważam ,że miał rację!...to co zrobiłaś było głupie, nieodpowiedzialne i przede wszystkim niezgodne ze sztuka...od kiedy to uczy sie konia dyscypliny i spokoju jadąc bez kontroli na przeszkodę?...kto dał Ci prawo ryzykować bezpieczeństwo innych ludzi w imię "korygowania" konia?
1) nie korygowałam tego konia w żaden sposób. Po prostu wsiadłam i za to zapłaciłam, więc również byłam klientem.
2) Bezpieczny jest tylko ten co nie wsiada [a czasem i nawet nie]. Pamiętam jedną jazdę, w innej stajni, kiedy wszystkie 13 koni chodzących na jeździe co rusz się płoszyło, za jednym takim w kółko płoszącym się prowodyrem i stadem, galopem zmierzało w jeden kąt ujeżdżalni. Nawet ten biedny instruktor stojący na środku nie był bezpieczny. Kto tu ryzykował czyje bezpieczeństwo? Klient siedzący na tym najbardziej płochliwym? Instruktor, że dał "takie" konie? Czy ośrodek, który "takie" konie posiada?
3) ów koń chodzi w szkółce, dobrze mu to wychodzi, jest dobrym skoczkiem, szanuje drągi, przeszkody, naprawdę to lubi tylko.... jak to koń, ma czasem swoje humory i pomysły. 5 dni pójdzie grzeczny, na 6 dzień wpadnie mu coś do głowy i zaczyna wywozić ludzi. Skutecznym sposobem jest... zajęcie go czymś innym.
4) moim zdaniem, ów jegomość nie miał najmniejszego prawa robić mi awanturę.