To może ja opiszę pokrótce niecodzienności w USA.
W czerwcu ja i moja kobyła Negocjacja wyjechałyśmy do Nowego Jorku (na stałe raczej). Jej podróż trochę trwała ale jakoś tę podróż na szczęście Negocjacja zniosła, ale schudła bardzo. Wyjechała ze stajni pod Warszawą 12 czerwca, 13-go dojechała do stajni Klattego w Niemczech gdzie stała do 18 czerwca. Stamtąd zawieziona została do Amsterdamu skąd wieczorem 18 wyleciała do NYC, na lotnisku Kennedyego wylądowała 19 czerwca rano. Potem odbyła dwa dni ścisłej kwarantanny w stajni 150 km od lotniska, a w sobotę 21 czerwca przewieziona została do kolejnej stajni z kwarantanną w stanie New Jersey, ale już tam można było ją normalnie odwiedzać. Tak że pierwszy raz od wyjazdu z Polski zobaczyłam ją 22 czerwca. W tej ostatniej kwarantannie stała do 7 lipca, a 8 lipca przyjechała do stajni już docelowej na Long Island pod Nowym Jorkiem.
Etykieta doczepiona do kantara - żeby się nie zagubiła w transporcie lotniczym - JFK = lotnisko Kennedyego w Nowym Jorku.

W czasie podróży bardzo schudła, zrobił się z niej taki charcik.
Charcik po podróży - 12 dni od wyjazdu z Polski
STAJNIA KWARANTANNOWA W NEW JERSEYPierwsza stajnia w której stała po przylocie znajdowała się w stanie New Jersey, jakąś godzinę jazdy od mojego domu. To była stajnia pensjonatowa z oddzielnym budynkiem stajennym dla klaczy w kwarantannie CEM. Gdyby Negocjacja była wałachem to nie musiałaby tego CEM-u zaliczać.
Wejście do stajni.


Korytarz

Boks - wióry na matach gumowych

Pierwsze co zauważyłam to ścielenie wiórami. Ponoć słoma jest niezdrowa i dlatego. Kolejne zdziwienie to brak poideł automatycznych tylko wiszące dwa wiadra z wodą. Koryta też brak tylko kolejne wiadro.
Wiadra na wodę i paszę

Na drzwiach każdego boksu wbudowany był wentylator

a na korytarzu dodatkowy duży wentylator wolnostojący.

A to dlatego że klimat tu jest latem prawie że tropikalny, gorąco i duszno. To lato było wyjątkowo łagodne i tak.
W stajni tej były padoki ale chyba w ciągu 2 tygodni to ze dwa razy konie jakieś na nich widziałam.
Stajennymi byli Meksykanie czy też jacyś inni indianopodobni hiszpańskojęzyczni mieszkańcy krajów na południe od USA.
STAJNIA DOCELOWA NA LONG ISLAND8 lipca kobyła przyjechała do stajni docelowej na Long Island pod Nowym Jorkiem. Jest to stajnia wyłącznie pensjonatowa. Składa się z 2 stajni głównych wewnętrznych i całej masy boksów a’la angielskich. W boksach jest ścielone wiórami, codziennie wybierane jest to zera, są dosypywane świeże wióry, tak że czystość jest sterylna. Poidła automatyczne, podobnie jak w poprzedniej stajni, też są tu nieznane i tu, tak samo jak tam, też jest system z 2 wiadrami na wodę i wiadrem na paszę.
Front stajni

Boks

Wiaderka z wodą

Okienko w boksie

Idziemy na jazdę

Konie są karmione o 7 (pasza + siano), o 11 na padoku (siano) i o 15 (pasza i siano). W sumie koniowi przynależy się 6 plastrów siana dziennie. Pasza jaka jest tu podawana to niezydentyfikowany granulat o nazwie Purina Strategy, niezydentyfikowany dlatego że to jakby coś z jakiejś mączki przerobionej na drobny granulat. Nawet na stronie producenta nie napisano z czego to zrobiono. O owsie słyszano ale wolą te granulaty. Kupuję cały owies w sklepie z paszami niedaleko od stajni (20 dol za 22 kg worek) i daję kobyle dodatkowo bo na tym owsie wychowana więc niech się poczuje jak w domu choć trochę.
A więc o g. 15.00 jest ostatnie karmienie i potem do 7 rano dnia następnego muszą jakoś wytrzymać na tych 4 plastrach siana i na niejadalnych wiórach.
Wyjaśniono mi że to i tak nieźle bo w innych stajniach to konie dostają żarcie 2 razy dziennie i do widzenia. Więc nic tylko się cieszyć. Tak że niby ta moja stajnia jest bardzo super pod tym względem choć po koniach tego za bardzo nie widać. Z tego co widzę niektóre konie wyglądają nieźle, pozostałe niezbyt dobrze z żebrami na wierzchu i wystającymi kościami zadu i kręgosłupa. Parę koni ma założone skórzane łykawki. Nie zauważyłam za to koni kaszlących.
Nie ma tu hali, są dwa place do jazdy, oba oświetlone, z czego jeden to pełnowymiarowy równy czworobok. Podłoże jest niezłe, choć troszkę kamieni jest, codziennie jest równane, czasem polewane. Po deszczach trochę woda stoi ale nie za długo.
Stajennymi są Meksykanie, jest ich chyba ze 4 sztuki, w tym jeden z rodziną: żoną i 5-l. córką która non stop u nas w stajni przesiaduje. Mieszkają w takich metalowych barakach na terenie stajni. Meksykanie pracują z zegarkiem w ręku, wszystko zrobione jest o wyznaczonym czasie, jak przychodzę ok 11.00 to wszystkie boksy są uprzątnięte już a konie od 8.00 na mini padoczkach - każdy koń ma swój. Padoczki co 2 dni są sprzątane z kup i z resztek siana. Oprócz tego Meksykanie latają i ciągle trawę przycinają kosiarkami lub kosami spalinowymi albo sprzątają takimi trąbami jerychońskimi (strasznie hałaśliwe dmuchawy na silnik spalinowy) niewidoczne dla ludzkiego oka śmiecie. Meksykanie nie piją ani nie palą - a przynajmniej nie widuje się ich nigdy z papierosem czy pod wpływem. Tak naprawdę to nie są to tylko Meksykanie bo pochodzą z różnych latynoskich krajów, ale potocznie są tu nazywanie Meksykanami.
Zarządczynią stajni jest kobita typu wiedźma i z wyglądu i z charakteru. Wiedźma na szczęście siedzi w swojej kanciapie w stajni głównej i raczej nie chodzi po terenie chyba że musi. Kiedyś jak miała mnie zawezwać na dywanik (za to że ubrania jeździeckie zostawiałam na wieszaku pod siodłem bo jeszcze paki nie miałam, a nie można bo niby pleśnieją a ona musi mieć przecież porządek) to na mnie zagwizdała żębym do niej przyszła. Wiedźma nie rozmawia normalnie z ludźmi tylko wydaje im dyspozycje tonem na dzień dobry wkurwiającym i przyprawiającym o zimne poty. Nie sądzę by najgorszy z charakteru właściciel czy zarządca stajni w Polsce mógłby się z wiedźmą równać pod względem jej wiedźmowatości i wredoty (100% wredoty we wredocie, tak bez powodu i na dzień dobry).
Pocieszono mnie że w zasadzie to wszyscy właściciele bądź zarządcy stajni tu w tych okołonowojorskich okolicach są wredni czy wręcz szajbnięci. Albo jedno i drugie.
Wiedźma wie wszystko najlepiej co tyczy się koni. Jest pewna że jej opieka nad końmi w tej stajni jest najlepsza jaką można sobie tylko wymarzyć. Bo ona też ma na stanie konie z akcji ratowania koni. Wiedźma mieszka w domku tuż za stajnią, a właściciel stajni jowialny staruszek o siwej mikołajowej brodzie św. Mikołaja w posesji obok. Jowialny staruszek jest dumny z fantastycznego zarządzania stajnią przez wiedźmę bo jest schludnie i czysto. W odróżnieniu od wiedźmy jowialny staruszek jest miły i sympatyczny chyba że akurat ma gorszy dzień i czegoś nie kojarzy ale w stajni i tak rzadko się pojawia bo chodzi o lasce.
Poniedziałki to dzień wolny. Nie można przyjechać do stajni bo stajnia ma wolne. Dnia świąteczne jak Boże Narodzenie czy Wielkanoc też są wolne. W normalne dni stajnia czynna jest od 8 do 21 a w soboty i niedziele od 8 do 17.00.
Są tereny do jazd - tzw. horse trails czyli ścieżki wyznaczone do jazdy konnej. Ścieżki te często przebiegają poboczem ulic, czasem przecinają posesje multimilionerów mieszkających w tej okolicy (ponoć nie mogą zakazać wjazdu koniom bo ścieżki były wcześniej niż ich posesje, a jak się nie zgadzają to sprawa w sądzie może wylądować, ale lepiej zawsze polubownie załatwić te kwestie).
Jedna z posesji milionerów - ta raczej skromna

Ludzie w stajni w większości jeżdżą słabiutko, część w zasadzie nie wie jakiemu stylowi ma się poświęcić i wychodzi z tego wielki miszmasz. Jeżdżą góra 30 min. Zauważyłam jedną tańcującą naziemnie ze swoją kobyłą pod kierownictwem Pana w Kapeluszu Kowbojskim co straszył jej konia plastikową torbą na patyku. Część ludzi jest bardzo bojąca się i w życiu dalej niż na plac do jazdy się nigdy nie zapuści. Przyjeżdża jedna „trenerka” nie wiem jak ona uczy bo nie wsłuchuję się. Ale sam widok skulonych ze strachu ludków na koniu typu szkółkowy tuptuś ale za to z czarną wodzą i martwym wytokiem zaserwowanym przez ową „trenerkę” nie nastraja mnie jakoś optymistycznie. Trenerka owa kasuje 60$ za 30 min "treningu.
Dodać trzeba że owa „trenerka” jest jedną z niewielu jeśli nie jedyną akceptowaną przez Wiedźmę. Inni trenerzy ponoć byli odstraszani przez wiedźmę żądaniem okazania polisy ubezpieczeniowej na 1.000.000$.
Raz jak wsadziłam na moją kobyłę taką kobitkę ze stajni (nieźle jeżdżącą) zostałam zawezwana do kanciapy Wiedźmy (tym razem nie przez gwizd ale przez posłańca Meksykańskiego) gdzie wiedźma mnie poinformowała że ażeby ktokolwiek mógł wsiąść na mojego konia to muszę z tym kimś podpisać "liability release" z tym że ona nie posiada wzoru takiego papieru bo nie ma czasu by po internetach się rozbijać, tylko ja mam właściwy taki papier sama znaleźć i dać takiej osobie do podpisu i jeszcze taki papier musi być poświadczony przez notariusza.
Co najlepsze nie znam nazwiska Wiedźmy i nie podpisywałam żadnej umowy pensjonatowej a jedynie "liability release" że w razie co stajnia nie ponosi odpowiedzialności za wypadek z moim udziałem. Musiałam za to okazać pełen plik papierów potwierdzających stan zdrowia konia czyli szczepienia, wynik próby kałowej, świadectwo zdrowia po odbyciu kwarantanny.
Padoki od strony ulicy

Negocjacja tarza się na placu do jazdy - w tle stajnia

i Negocjacja na padoku - zjada resztę siana z godz. 11.00

Jeśli chodzi o ceny pensjonatów to podobnie jak w Polsce tyle że w dolarach 😉. Mój kosztuje 900 /mies. Tuż obok jest pensjonat ze szkółką i halą krytą i ten kosztuje już 1600$ + tax. Tam ponoć pensjonariusz dzwoni i mu konia przygotowują, siodłają i podstawiają pod nos (tyłek znaczy się)
To na razie tyle z dziwności które co chwila się pojawiają i które dla nas jako Polaków, czy też ludzi z Europy są dziwne, inne.