In memoriam
kosteczka bardzo Ci współczuję, wiem co to znaczy stracic kochana klacz. Bol ten ostry mine, zostanie pamięć. Będziesz ją zawsze wspominała, ja mam nawet obraz swojej Soni ,opowiadam o niej już spokojnie bez bólu.
Trzymaj się dzielnie.
Może posmęcę, ale...
dzisiejszego rana odszedł ode mój wielki mały przyjaciel, o ogromnym serduchu, które wielkością dorównywało jego nieposkromionemu apetytowi na marchewki.
Silver, 2009 tęsknię za tobą, chociaż to tylko kilka godzin, odkąd cię nie ma. Czuję pustkę, i nie wiem, czy kiedykolwiek znajdę jeszcze takiego świetnego kucyka jakim byłeś. Daj czadu tam na górze 😕
[*]
Właśnie poczułam na własnej skórze, jak to jest, gdy ktoś odchodzi...
Eh kosteczka szczere współczucia ! ja tez sie nie mogę z tym pogodzić ;(;(;( jeszcze mam z nią zdęcie na profilu ;( chociaz to pozostało mi po niej ;(;(;(
Faza, same myślenie o tym jest dla mnie bardzo trudne. Zwłaszcza, że wychowywałam ją od źrebaka, zawsze byłam przy niej, a ona przy mnie. Była moim pierwszym koniem. W żuciu nie uda mi się wychować takiego drugiego, nie bała się niczego, a na moją prośbę weszła by i w ogień.
Chciała bym, żeby żyła wiecznie, bo boję się, że kiedyś o niej zapomnę, a ona nie zasługuje na zapomnienie.
Hellgirl, nasze konie na pewno biegają Tam już razem.
Kosteczka, Hellgirl 🙁 szczerze współczuję.. to musi być naprawdę trudne, nie wyobrażam sobie...
kosteczka, trzymaj się, trzymaj...
W życiu nie uda mi się wychować takiego drugiego,
Niestety, tak jest. Razem z długoletnim przyjacielem odrywa się od nas kawał życia. Patrzymy wstecz i dociera do nas jak bardzo sami, my ludzie, zmieniliśmy się podczas takiej przyjaźni.
Drugi raz do tej samej rzeki się nie wejdzie. Bo my sami jesteśmy inni.
Ale to czego się doświadczyło przez te lata, zostaje na zawsze. Tego nikt nigdy nie odbierze.
Poza tym niewykluczone, że kiedyś uda Ci się wychować innego konia - też niepowtarzalnego. Tylko trzeba dużo czasu żeby odnaleźć spokój.
(Ja nie umiem po dwóch latach ani spokojnie opowiadać ani patrzeć na zdjęcia. Ani zaprzyjaźnić się z następnym.
Ot, skutki posiadania i utraty jednego-jedynego).
I to mnie przeraza. PRZERAZA. Czasem zapiera mi dech na mysl, ze Basznia zyje juz dlugo.
Dziewczyny, wiem bardzo dobrze, ze przezyc da sie kazda tragedie, ale tak bardzo Wam wspolczuje tego kosmicznego smutku 🙁 🙁 🙁.
dempsey, uwierz mi, że drugiego takiego konia już w życiu nie wychowam. Dostałam ją za czasów, kiedy nie miałam żadnego innego konia, mieszkałam z rodzicami i miałam czas na wszystko, nie miałam męża i dzieci. Poświęcałam jej każdą wolną chwilę.
No chyba, że jak odchowam już dzieci, ludzie na stare lata wariują i kupują sobie pieski, bo brak im opieki nad kimś, ja kupię sobie źrebaka. Ale i tak to nie będzie już to samo. To co pierwsze jest jedyne i niepowtarzalne.
Na razie się jakoś trzymam, jest trochę lepiej niż wczoraj, ale w dalszym ciągu nie jestem w stanie nic przełknąć, już się nie trzęsę tak jak wczoraj. Boli każde wyjście na dwór, bo nie słychać już jej rżenia na powitanie, a świadomość, że ona jeszcze tam leży jest straszna. Przedsiębiorstwu zepsuł się samochód i przyjadą po nią dopiero jutro.
BASZNIA, Ty chociaż masz ten luksus, żeby delikatnie przygotowywać się na to, że ten moment kiedyś nadejdzie, u nas to przyszło niespodziewanie i trwało chwilę.
dempsey, uwierz mi, że drugiego takiego konia już w życiu nie wychowam. Dostałam ją za czasów, kiedy nie miałam żadnego innego konia, mieszkałam z rodzicami i miałam czas na wszystko, nie miałam męża i dzieci. Poświęcałam jej każdą wolną chwilę.
No chyba, że jak odchowam już dzieci, ludzie na stare lata wariują i kupują sobie pieski, bo brak im opieki nad kimś, ja kupię sobie źrebaka. Ale i tak to nie będzie już to samo. To co pierwsze jest jedyne i niepowtarzalne.
Tak dokładnie jest. Doskonale wiem co czujesz.
Po prostu kawał życia, który wraz ze śmiercią zwierzaka nagle oddala się w kosmicznym tempie - ja patrzę wstecz na cały okres posiadania konia i widzę młodą beztroską dziewczynę, radośnie zwiedzającą świat na zwariowanym zwierzaku, którego dostała w prezencie zaręczynowym. Taka bajka, do której mam zamknięte drzwi.... To se ne wrati i już.
Wiem, że jeśli kiedykolwiek wrócę do jeździectwa, to będę musiała poszukać zupełnie innej ścieżki.
Mój koń też zniknął nagle. O 8 jeszcze jadł śniadanie, o 8:30 był tylko cielskiem na słomie.
To jest szok totalny.
A zwłaszcza w takiej sytuacji jak Twoja, gdy zupełnie czego innego się spodziewałaś...
Bardzo współczuję.
Postaraj się jeśli to możliwe, nie brać udziału w niczym zw. z utylizacją. Może wyjedź chociaż na 1 dzień.
ja to się boję zaglądać w ten kącik, bardzo wam dziewczyny współczuję
kosteczka, trzymaj sie 🙁.
Basznia, patrząc po znanych mi pożegnaniach ze starszymi końmi, to wydaje się, że jest to coś, z czym nieco łatwiej się pogodzić. Podkreślam - wydaje się, patrząc z zewnątrz. Bo nie mam pojęcia co bym czuła gdybym żegnała mojego konia osłabionego wiekiem i chorobami 28 letniego, zamiast tryskającego zdrowiem 19 letniego. Trudno gdybać. Z zewnątrz, na zimno, wydaje się człowiekowi, że to jakoś trochę łatwiej zracjonalizować... Ale równie dobrze to może okazać się bzdurą.
Mój mąż pożegnał nastoletniego wałacha, który był cholernie kłopotliwą kulawą kosiarką przez 10 lat, a przez ostatnie dwa marniał. Po wszystkim odważyłam się męża zapytać czy czuje więcej ulgi czy żalu. Powiedział, że nie umie określić.
Drugi przykład, to staruszek ze stada jkobusa. Znam go tylko z jego bloga, ale z jakimś takim spokojem Jacek pisał o jego odejściu, a właściwie stopniowym odchodzeniu.
Kosteczka, Hellgirl bardzo współczuję. Trzymajcie się.
Z tym się chyba nie da pogodzić...
I to mnie przeraza. PRZERAZA. Czasem zapiera mi dech na mysl, ze Basznia zyje juz dlugo.
Basznia, mam tak samo. Czasem na myśl, jak niedawno Łoś był młody i jak szybko minęło to 10 lat (więc i kolejne 10 minie jak z bicza strzelił), i że kiedyś naprawdę go nie będzie - aż ciężko oddychać. Niby byłam już starą krową, jak się pojawił, ale jakoś tak mam uczucie, że on był od zawsze i na zawsze będzie.
Ale co zrobić. Męża pochowałam i żyję, to i konia pochowam i przeżyję. Nie ma innej rady.
Kosteczka, Hellgirl - trzymajcie się. Jakoś.
maleństwo, dokladnie tak samo czuje. Basznia byla zawsze zrobkiem nazywana, i zrobkiem jest nadal. Ale tylko dla mnie, wedlug metryki nie, i tez nie wiem, kiedy ucieklo.I to prawda, przezyc da sie wszystko. Ale ile bolu przy tym...POzostaje trzymac kciuki za wlascicieli tych, ktore odeszly, i za te, ktore sa z nami.
Czy mam się trzymać? Jakoś na pewno.
Silver miał cztery lata, świeżo po zajeżdżeniu, taki tam... kolejny kucyk dla dzieciarni. Jednak nie poszedł pod rekreację, ale z moją ulubioną malutką amazonką zaczął pokonywać coraz wyższe przeszkody. Coraz trudniejsze kombinacje. Tydzień temu zapadła decyzja o pokazaniu się na zawodach. Dziś zapadła decyzja o pogrzebaniu kucyka pod lasem.
Chce mi się ryczeć, ale nie bardziej niż mojej małej zawodniczce. Właśnie okazało się, po długich domysłach weterynarza, że Silver padł na niedokrwistość zakaźną koni. Magiczna choroba, która utrzymuje pozornie dobry stan zdrowia by potem uderzyć. Rzadko kończy się przypadkami śmiertelnymi, niestety, nam się trafiło.
Smutko mi troszkę 😕
Dziś zapadła decyzja o pogrzebaniu kucyka pod lasem.
Właśnie okazało się, po długich domysłach weterynarza, że Silver padł na niedokrwistość zakaźną koni.
Nie pisz tego publicznie, bo za chwilę ktoś życzliwy Cię podkabluje, zwłaszcza, jeśli kucyk miał paszport i padł na chorobę zakaźną. Raz, że paszport trzeba oddać, dwa - nie wolno grzebać " w ogrodku".
P.S. Ja Cię nie atakuję, tylko z dobrego serca radzę.
Cóż, ja do spraw prywatnych właścicieli się nie mieszam. Młody paszport miał, i wyrobione wszystko. Podobno jako takie pozwolenie dostali, żeby go pogrzebać na terenie stajni, więc prywatnym. W razie czego, nie ja ponoszę odpowiedzialność. Myślę, że mała będzie chciała czasem położyć kwiatki u kucyka.
na niedokrwistość zakaźną powiadasz ? Inspekcja weterynaryjna już powinna tam jechać
Dobra, pospamuję, ale nie chcę robić zamieszania.
Weterynarze byli, zaszczepili kilka koni, ale z kilkunastu tylko jeden miał jakieś objawy zachorowania.
Cóż, w każdym razie... ekspertem od chorób nie jestem, powtarzam co mi powiedziała znajoma, która tam pomagała im z tym wszystkim. Ja niestety cały dzień siedzieć tam nie mogę... Wszystko co się dało zdezynfekowali, boksy, podłogi, poidła... nie wiem... nie ma mnie tam, wiem że wzięli się do roboty... chociaż wszystkim jest żal, trzeba posprzątać... 🙁
Sprzątanie, sprzątaniem, ale weci mają obowiązek zgłaszania chorób zwalczanych z urzędu.
nie ma szczepien na nzk w PL, NZK w PL nie występuje od mhmm... i nie sądzę żeby koń na to zmarł, poza tym każdy przytomny wet przy podejrzeniu tej choroby od razu zgłosiłby to do PIW i wszczęto by postępowanie epi, bo ta choroba dziesiątkuje stada koni w USA i szerzy się błyskawicznie...
Też wątpię by to to było, tym bardziej ,ze to zima, i robale nie latają 🙄
Dempsey nie ma różnicy - przynajmniej dla mnie - czy koń już zbierał się za TM czy przeszedł tam nagle. Ambicja mocno podupadła na zdrowiu cztery miesiące przed śmiercią. Wiedziałam że to może być koniec. Nic nie było lepiej kiedy nadszedł 🙁. Wciąź się łudziłam że damy radę jak zawsze my dwie, razem. A teraz jej nie ma. Nie jesteśmy razem. Ijedno co mnie trzyma to myśl że ona tam gdzieś biega i że się spotkamy. I że nie ja jedna ryczę na samą myśl o swoim nieżyjącym już konisku. Trzymajcie się więc.
Przepraszam, z komórki nie mogę edytować pochowałam 5 psów. Tež ryczałam, ale na drugi dzień zwykle byłam już w schronisku albo szukałam niufa po hodowlach. Myślałam że z koniem będzie to samo. Nie jest. Nie wiem. Może z Ambą umarła moja młodość i marzenia? Znajoma ezoteryczka 😉 mówiła że Amba jest moim szczęściem (tak jej wychodziło w kartach). Śmiałam się. Ale to jednak straszne gdy szczęście umiera na rękach 🙁. Przepraszam....
Dziś pożegnałam się z nią po raz ostatni. Przyjechał pan z zakładu, dorosłam do decyzji, że to ja tam będę, a nie mąż.
Ciężko było po raz ostatni spojrzeć w te oczy, kiedyś świecące i pełne życia, teraz nieme i puste - bez duszy, która kiedyś tam mieszkała.
Ale mam świadomość tego, że pomimo tego, że Laury nie ma już tu ze mną, to zawsze będzie w moim sercu, a pamięć o niej pozostanie na zawsze.
Tak najwyraźniej musiało być.
Malwina nn/śl 1989-2013
Pierwszy i najważniejszy koń mojego męża, z którym spędził 22 lata.
Pamięci Malwiny, spisane przed trzema laty.
Bardzo Wam wszystkim wspólczuję 🙁