Kącik WEGE :-)

dea   primum non nocere
31 października 2013 19:54
Cieszę się, że mi wybaczyłyście 😉 Też myślę, że w gruncie rzeczy nasze wizje nie są tak odległe, tylko inaczej rozłożyłyśmy akcenty.

A chodziło mi właśnie o coś takiego jak demon opisała. To, że coś nie mieści się w mojej wyobraźni albo wolałabym-nie, nie znaczy, że to się nie zdarzy. Czasem sobie wizualizuję siebie w trudnych sytuacjach i myślę, co bym zrobiła... Po prostu też bym z gardła nie wyrywała, bo efekt tego może być tylko jeden: potajemne parówki  🤣 a tego bym zdecydowanie nie chciała... Dziecko i więź z nim mimo wszystko jest ważniejsze od parówki - i zwierzaka, który się nią stał...

To, czego za to na pewno bym nie tolerowała (czyt.: betonowa ściana), to marnowanie mięsa. Parę razy zrobiłam mamie awanturę żywieniową. Nie o to, że gotuje rosołek, ale o to właśnie, że np. przypala gulasz albo kotlety się zepsuły. Jak takie coś widzę, to mnie krew zalewa. Chcesz, potrzebujesz, lubisz - jedz. Ale nie marnuj... jakieś życie zostało poświęcone, należy się szacunek.

Koty przecież karmię mięsem. Wygarniam do ostatniej kruszynki. Wszystko muszą zeżreć. Przecież nie przestawię ich na cieciorkę. To jedyne mięso, jakie u mnie w domu jest... koty uratowane, znajdy, a i tak mam przemyślenia, że jak one swoich dni dożyją, to już bym wolała kota (ani psa) nie mieć.
Dziś, jutro lub za kilka dni rodzi się moja córka... a ja mam dylematy. Bo serio nie wiem jak wychować dzieci aby wiedziały, rozumiały i czuły co to jest mięso.
"Kultura ubitej świni" to właśnie takie społeczne unikanie prawdy. Ten termin mi przyszedł do głowy gdy próbowałam analizować dlaczego mój wybór wzbudza tyle kontrowersji.
Ubitej świni - bo przecież już ktoś tą świnię zabił, nie ja ją zabiłem! Już jest w sklepie i i tak by ją zabili więc to, że żrę ją ja, nie robi różnicy. Nie moja wina.

Świni  - bo to jest w kręgu większości Polaków-mięsożerców jedyne mięso, które spożywają. Kiełbasa- ze świni, wędliny wiadomo, ze świni, kotlety=schabowe, zupa= na żeberkach, ok. rosół jest z kury ale to w niedzielę... wołowina, wołowina?... droga i długo się gotuje, a kurczaki to brojlery. Mięso więc= świnia i po co wydziwiać.
I jeszcze drugie, głębsze dno spożywania świni. Psa Polak nie zje- bo to przyjaciel i inteligentny, ale świnię się stawia w klatce, daje srać pod siebie i to wystarcza aby obedrzeć ją z godności bytu niezależnego i unicestwić jej inteligencję... no bo jak jakiekolwiek żywe stworzenie, które jest inteligentne może srać pod siebie?

Kultura- bo tak robiła babcia i dziadek, bo matka i ojciec tak robią i sąsiady i wszyscy - czyli jak odpowiedzialność jest zbiorowa, to jej tak naprawdę nie ma. No i jakże to być innym niż wszyscy. Osoby z kultury ubitej świnie często nie należały w młodości do żadnych subkultur, albo należały do tych większościowych, chodzą do kościoła (mam na myśli to, że chodzą a nie "uczęszczają na mszę" czy "się modlą", bo tak robią wszyscy i tego się nie kwestionuje, tak jest ) i wierzą w reklamy (bo w końcu tam mówi autorytet... aktor w białym kitlu, znaczy się lekarz)

Boję się, że chcąc, nie chcąc wychowując dzieci w takim otoczeniu narażę je na szykany i piętnowanie ich za to, że ja jestem inna. I o ile wiem, że przekazywanie dziecku wartości, w które się wierzy jest rzeczą normalną to nie wiem czy mam prawo stawiać je na pozycji odmieńców.

W kulturze ubitej świni pewne rzeczy są tak "oczywiste", że prawo ogólnopolskie, czy badania naukowe  funkcjonują sobie "gdzieś tam w innym wymiarze". Np. ustawa wymaga aby religia w szkołach nie była w środku bloku lekcji tylko albo pierwsza albo ostania... no i chyba nie ma u mnie "we wsi" takiej klasy, która ma tak ułożony plan lekcji... po co skoro i tak wszyscy chodzą na religię. Niewierzący znajomy uległ... uległ i po pół roku posłał dzieciaka na religię, bo mu przychodził z bekiem, że go babiszony zamykały na tą godzinę w bibliotece i siedział tam sam! Dla dziecka lat 7 to może być stresujące, nie każde dziecko w tym wieku ma już taki "drive" naukowy, że będzie miał taką sytuację w dupie i poczyta sobie coś, choćby komiks.


Żarcie jest nieodłączną częścią kultury; każdej.
Kiedyś na studiach miałam niesamowitą babkę z HR'ów, Australijkę. Powiedziała nam wtedy coś takiego, co zapamiętam do końca życia. Powiedziała, że można człowieka zmanipulować i "wkręcić" w każdą kulturę korporacyjną. Katolicy w wyścigu szczurów będą zapierd.. w niedziele jak trzeba, Żydzi w szabas itd. Ludzie migrują i b. chętnie adaptują wizualne wzorce kulturowe pewnych klas społecznych ich "nowego kraju" - język (akcent, powiedzonka), strój, sposób spędzania wolnego czasu itd. Ale jest jedna rzecz, której się nie da w człowieku zmienić, mianowicie kulturowych nawyków i wzorców żywieniowych. Hinduska, która będzie się pięła po szczeblach kariery w jakiejś corpo, będzie się ubierała jak europejka i świeciła golizną na baletach w domu będzie jadła hinduskie jedzenie. Jej dzieci, np. urodzone na wyspach, będą mówiły harwardzką angielszczyzną, będą dyrektorami zarządzającymi, będą się ubierać, czesać jak brytole, będa słuchać brytolskiej muzyki... ale będa jeść hinduskie jedzenie. Coś w tym jest. Być może dlatego kultura ubitej świni jest tak "organiczna" szczególnie w małych miejscowościach, gdzie nie ma anonimowości żadnej. Nikt się nie wyróżni ze strachu. W dużych aglomeracjach "niezaglądanie sąsiadom w okna, do sypialni, w sumienia i garnki" jest na porządku dziennym, jest elementem kultury. W małych miejscowościach anonimowość nie istnieje, częścią kultury jest "kupą mościpanowie".

W ramach rodzinnej dyskusji (czytaj grupowego monologu kultury ubitej świni, taki głos ludu, hehehehe, mówią wszyscy i na wzajem sie przekrzykuja i potakują, co by nie było potem, odpowiedzialności na jednej osobie za słowa, czyli właśnie owa odpowiedzialność zbiorowa) zostałam poczęstowana tekstem o jakiejś ciotki, wujka, szwagra kuzynce co to tez (o zgrozo) miesa nie je i tak swoja córkę chciała chować a mała poszła do sąsiadów i tam sama sięgneła kiełbase i zjadła ze smakiem...  chciało by się odrzec - "no i co k. z tego?", tudzież "ale o co chodzi?"...
No właśnie, o co chodzi? O co chodzi w kulturze ubitej świni z tym "łapaniem" vegetarian na "występki"?  Z tym lubym przytaczeniem sytuacji gdzie osoba nie jedzaca mięsa jednak takowo spożyła (nawet jak nie wiedziała, że danie mięso zawiera). nie ważne, najważniejsze, że spożyła. Tego fenomenu jeszcze nie rozgryzłam.


Koniec moich rozważań, bo już mi chyba końcówka ciąży na łeb ciąży🙂

co do masy makowej z jajkami... kurdę jadłam zanim przestałam) makowce z masą z jajkami i taką bez i ta z jajakami była zawse lepsza, taka wilgotna .. no lepsza.

Co do pomysłów na gruszki - kompot. ja uwielbiam, Potem z tymi gruszkami z kompotu często piekę ciasto.

Kotbury, lepiej tego ujac nie mozna - bardzo prawdziwe przemyslenia.

BTW, powodzenia przy porodzie! Zeby poszlo szybko i gladko! 🙂
Strasznie smutno mi się zrobiło kiedy czytałam to co napisała kotbury.
Bardzo to prawdziwe.

Trzymamy kciuki za dobry poród.
mnie bardzo smucie, że ludzie reagują nawet agresją na wszelkie nowinki (pisałam juz o tym wcześniej). Zero PRÓBY zrozumienia. Nie wiem jak to jest, ja staram się najpierw zgłębić temat, a nuż ma to sens, potem ew krytykować.
Niestety taką mentalność mają ludzie, nijak im się nie przemówi, że wolność tomku w swoim domku, zawsze będą się wtrącali
Rul, przysłowie brzmi 'wolnoć Tomku..'  😉

Ja bym nie przejmowała się na wyrost tym, jak się dziecko wychowa, pracując w szkole wielokulturowej (mam pod opieką dzieci niemal z każdego kraju) widzę, że wiele da się zrobić, o ile rodzice są otwarci. Trzymam kciuki za Ciebie kotbury, wierzę, że wychowasz dobrze córkę, nawet jeśli do pewnego jej wieku nie unikniesz schabowego u dziadków, to naprawdę wierzę, że córka sama w pewnym momencie dokona wyboru.

W ogóle dzieci mnie fascynują coraz bardziej, wczoraj miałam z nimi taką pogadankę, że prawie się rozpłakałam, jak one dojrzale mówią o tym, co je boli..znaleźli na przerwie na dworze mysz, piąte i czwarte klasy otoczyły zwierzę zwartym kręgiem próbując znaleźć rozwiązanie jak przenieść mysz w bezpieczne miejsce, i co tym bezpiecznym miejscem będzie- niestety mysz stała przerażona akurat na drodze, którą dzieciaki biegną na dwór. Część dzieci próbowała zmusić mysz do ruchu kamieniem 🤔 I zachowanie tychże dzieci zostało natychmiast potępione przez pozostałych, w końcu przyszła pani zajmująca się zielenią i wzięła mysz do wiaderka i wyniosła na pole (w asyście moich wegetarian, którzy nie do końca ufali pani 😁 ).
Diakonka   Jestem matką trójki,jestem cholerną superwoman!
01 listopada 2013 08:46
kotbury dużo smutnej prawdy w tym co piszesz...

zen pokrzepiajacy obrazek, dzieki, wrzucaj ich wiecej :kwiatek:

ja ostatnio przestawiam siebie, męża i dom na kosmetyki, chemie nietestowana na zwierzętach. Mozna.
Zen pisz jak najwięcej!


A w ogóle jak zostałyście niemięsożercami? Ciekawią mnie motywacje innych osób, bo w kulturze ubitej świni panuje jakieś takie przekonanie, że vegetarianie to małoletnie dziewczynki, które głupie nad losem króliczków i świnek rozpaczają.

Ja się przyznam, że u mnie (już teraz z perspektywy czasu) finalnym, pieczętującym motywatorem nie była właśnie litość i współczucie zwierzętom (może i niestetsy) ale strach przed totalitaryzmem.
Musze się wywnętrzyć 😡
Jakiś czas temu przeczytałam książkę autorstwa Vivien Spitz "Doktorzy z piekła rodem". Jest to jej historia, gdy  jako młoda dziewczyna, amerykanka wyjechała tuz po wojnie do Europy pełnić funkcję reportera sądowego podczas procesów norymberskich. w tej książce opisuje procesy zbrodniarzy - niemieckich lekarzy, który robili w obozach koncentracyjnych eksperymenty "medyczne" na ludziach.

Książka ta dała mi niesamowicie do myślenia. I już nie tyle opisy okrutnych rzeczy, które ludzie robili ludziom ale w ogóle także opisy spoza sali sądowej. To w jaki sposób Vivien z USA widzi Europę z tamtego okresu i to co się tu wydarzyło w Polsce i w Niemczech dało mi do myślenia. Myśmy się takich rzeczy na historii nie uczyli.., że np. przed obozami na ternie Polski Niemcy mieli u siebie takie mini "eliminatornie" ludzi. I "w proces przeróbki" szli wszyscy niewygodni społecznie: księża, mniejszości narodowe, osoby niepełnosprawne, osoby starsze, ale także dzieci z rodzin biednych wielodzietnych itd. I w takiej wsi wszyscy np. jak widzieli podjeżdżający autobus i potem dym z komina to wiedzieli co się tam dzieje, ale odwracali oczy. Odwracali oczy z wielu powodów. Jedni ze strachu a inni z wiedzy, że ich to nie dotyczy no bo jak wszyscy tak robią (czytaj państwo, system) to znaczy, że to nie może być złe, tudzież nie ma się nad czym zastanawiać, bo ktoś inny mądry się nad tym zastanowił za mnie i zadecydował.

Tak więc wystarczyło, że nagle jakieś idee popierających się nawzajem ludzi zostały nazwane "prawem obowiązującym", dostały normy i ustawy i zapisy i już stały się rzeczywistością, której nie podważało się, bo po co, skoro była obowiązująca. I w tym systemie jeśli ktoś z systemowego trybu nadał ci plakietkę, nakleił logotyp np. żyd, gej, głupek, niedołężny, niepasujący społecznie (mierząc się miarami tamtego systemu) to już zostałeś zaszufladkowany i fiu do gazu...(najpierw to nie był gaz tylko spaliny z silników diesla).

I jakoś tak mnie analogia naszła, że dziś sobie panuje taki system, który istoty żywe podzielił na ludzi i zwierzęta i plakietka "zwierzę" upoważnia do trzymania w niewoli, wykorzystywania i pożerania naznaczonego osobnika... i po co w to wnikać jak to prawnie opisane. potem mamy plakietki lepsze i gorsze, zależnie od państwa. Mamy więc zwierzęta towarzyszące (plakietka lepsza, można tylko zniewalać, wykorzystywać, znęcać się itd.) no i gorsza plakietka- zwierzę rzeźne. Wszystko jest ładnie nazwane, opisane, jest na to ustawa, jest system... więc kto to podważy.

Potem jeszcze miałam rozważania na temat tego, jak cienka w takim świetle patrzenia na sprawę (systemy) jest granica pomiędzy zabijaniem ludzi a zwierząt. wystarczy skonstruować i wcielić system. System zwalnia od rozważań etycznych i ideologicznych. System panuje i się go nie podważa.

Dziś żyjemy w przekonaniu, że zbrodniarze wojenni, którzy zostali schwytani ponieśli odpowiednie (czytaj wysokie akry). A tu guzik. w tej książce jest b. dokładnie opisane kto ile dostał i są przypisy dokonane potem do wydania po ilu latach wyszedł kto za dobre sprawowanie. Kilku sobie mieszka w stanach i cieszy się 'szacunkiem lokalnej społeczności', jest sobie tam lekarzami i żyją jak pączki w maśle🙂 Odnaleźli się znaczy się w innym systemie.
A dlaczego nie dostali wysokich kar? Bo byli sądzeni na ziemiach swojego systemu, który jeszcze nie przebrzmiał, nie było nowego systemu. Nie sądzono ich za ludobójstwo a za konkretne przypadki.
Wstrząsająca była dla mnie relacja dotycząca sprawy pewnej kobiety, która obóz przeżyła i była świadkiem. Miała zdewastowane nogi bo wycinano jej ścięgna i wszczepiano gronkowca i zostawiano bez leków i patrzono jaj jej ciało w konwulsjach sobie radzi... i tu nikt nie rozważał ile jej się odszkodowania należy, nie rozważał tego, że ona została kaleką... rozważano jedynie czy elita (niemieccy lekarze pracujący w obozach, czy ten konkretny 'dżentelmen"😉 tym eksperymentem rzeczywiście coś wniósł do medycyny dla Reszy czy robił to dla swojej przyjemności.
Z perspektywy czasu te procesy to trochę farsa, tak jak dziś kary za znęcanie się nad zwierzętami. Sądzenie członków systemu w ramach wciąż panującego systemu i mierzenie ich występków normami systemowymi (tegoż systemu).

Całe życie byłam "antysystemowa" i jak sobie uświadomiłam, że kultura ubitej świni to jest fundament pewnego aktualnie panującego systemu to właśnie wtedy do mnie to, że nie chcę jeść mięsa b. dokładnie dotarło. Dlaczego ktoś decyduje za mnie co to jest zabijanie, decyduje o moim sumieniu, o naklejaniu takiej, a nie innej 'etykiety" na inne istoty, o moich normach etycznych. Kultura ubitej świni jest karmiona przez ludzi, którzy z tego systemu czerpią zyski. dopóki ten system wielu osobom będzie przynosił zyski finansowe, to kultura ubitej świnie będzie się mieć wybornie, hołubiona, dokarmiana i co najważniejsze niekwestionowana.

Ale mnie wzięło na "refleksje publiczne"... może dlatego, że takie refleksyjne święto.


O rany, kotbury - pozamiatałaś swoimi ostatnimi wpisami. Nie wiem, czy dałoby się to jeszcze lepiej ująć, szczerze wątpię. Silna baba z Ciebie, tyle Ci powiem  🙂

Ja też wychowałam się w kulturze ubitej świni. Wychowałam się i dorastałam na wsi. Pomagałam w obejściu, doiłam krowy, zaganiałam kury, ale... zawsze lubiłam się do takiej kury przytulić, brałam ją pod bok, siadałam na ławce i głaskałam. A kura siedziała i siedziała tak godzinę, dwie. Nie uciekała, mimo, że jej nie trzymałam. Krowę lubiłam karmić z ręki. Lubiłam głaskać, uwielbiałam jej jęzor na dłoni. Jak był cielak w zagrodzie to przesiadywałam z nim godzinami, bawiąc się i głaszcząc. Przez myśl mi nie przechodziło, żeby traktować ten cały inwentarz przedmiotowo. Przebywanie i wychowywanie się z tymi zwierzakami sprawiło, że to był najszczęśliwszy czas w moim życiu.

I ciągle mi coś nie pasowało jak jadłam kurczaka. No bo nagle z podwórka znikał mój ulubiony kogut. Mam w głowie różne obrazy z tego okresu: moje ukochane cielątko ładowane na ciężarówkę i ciągnięte za ogon, przeraźliwy kwik z podwórka sąsiada i ostre zakazy mamy, żeby nie wychodzić z domu, półtuszę na stole w kuchni itp. I ciągle mi coś nie pasowało. A zwierzęta były i odchodziły (dokądś).. Jak już byłam na tyle rozgarnięta, że zrozumiałam skąd się bierze mięso i byłam na tyle silna, żeby przeciwstawić się rodzinie - decyzja była dla mnie naturalna. Mimo, że nie miałam wtedy pojęcia jeszcze o masowej "produkcji" mięsa.

Tak, żyję w tęczowym świecie, przywiązuję się nawet do "durnego" bojownika itd. Ale, mimo, że serce mi pęka, jak widzę ile okrucieństwa spotyka te biedne zwierzaki i w pewnym sensie mnie to unieszczęśliwia, to cieszę się, że doszłam do takich wniosków. Wreszcie mogę odciążyć własne sumienie i czuję, że dokładam swoją cegiełkę do czegoś właściwego...

I po latach ludzie, którzy również pochodzą z kultury UŚ wspierają mnie w moim wyborze i sami próbują, coraz częściej gotują bezmięsnie i zachwycają się, że tak można. I że pysznie, i że zdrowo. No serce mi rośnie. Uwielbiam moją rodzinę, za to jacy teraz są i jak bardzo zmienili swój stosunek do mojej diety. Jak bardzo rozumieją mój wybór. I jak bardzo chcą o tym rozmawiać, jak pytają. Są git  😀
kotbury, powinnas pisac felietony, serio. Piszesz fenomenalnie, i tak, ze trafiasz do serca i rozumu.

Co do kosmetykow nietestowanych - pewnie ze mozna, tak jak bez problemu mozna wszystkie srodki czystosci miec ekologiczne - i wcale nie kosztuja duzo wiecej.

A co do dalszych rozwazan, mi wegetarianizm wcale sumienia nie odciaza. Wrecz czuje, ze to zdecydowanie za malo. Ze jest tyle rzeczy do zrobienia dla zwierzat, a ja robie tak malo. Nie jem miesa, kupuje nietestowane kosmetyki, wysylam donacje, podpisuje setki petycji - juz pomijam pomaganie bezdomnym zwierzetom czy prace w lecznicy - to jest wciaz dla mnie za malo. I chyba dopoki nie bede w stanie (czy to czasowo, czy finansowo) robic czegos fizycznie (np wykupywanie i tworzenie domu "odzyskancom" czy praca/wolontariaty w miejscach ratujacych zwierzeta) to moje sumienie nie bedzie odciazone. Hm, dochodze do wniosku ze pewnie nigdy nie bedzie... 🙂
Przyznam szczerze ze bardzo cierpie na tym tle, i ze to bardzo niedobrze, ale wciaz nie moge tego w sobie przepracowac.
A ja jestem z tych, ktore nie lubia skrajnosci. Nie wspomagam finansowo fundacji i nie zamierzam tego robic, nie chce tez wykupywac koni z rzezi i tym podobnych. Nie chce sie przykladac do bezsensownej smierci zwierzat, ale swiata nie zmienimy, mozemy go jedynie uczynic bardziej znosnym. Nie wiem, czy podporzadkowanie swojego zycia wlasnie zwierzetom jest hmm.. rozsadnym wyborem, choc napewno wierzac w prawo karmy niektorzy maja jakies tam rzeczy do przepracowania. Mysle, ze trzeba znalezc jakis zloty srodek, aby nie zostac nowa Violetta Villas  😉

nerechta, ja mam to samo. Trochę to sumienie odciążyłam, ale wciąż mi mało, dlatego weganizm jest naturalnym następnym krokiem. Raz nie wyszło (ale i tak myślę, że 8 mcy to niezły wynik), próbuję drugi raz  🙂 A z nietestowanych środków do gospodarstwa domowego gorąco polecam produkty Frosch! Ponoć ekologiczne, nietestowane i 100% roślinne. Moi rodzice są nimi zachwyceni (wydajnością i efektywnością).

Mojemu facetowi chyba też zaczyna brakować weganizmu. Ostatnio robił zakupy i nic nabiałowego nie kupił. Ech, jak już sobie razem zamieszkamy to będzie tyyyle łatwiej. W Niemczech otwierałam lodówkę i żaden ser na mnie nie "paczał". Nie musiałam się przejmować, czy tym nożem ktoś wcześniej kroił mięso. Zarąbiste to było. W dodatku praktycznie nic się u nas nie marnowało, perfekcyjnie sobie gospodarzyliśmy.

Zgadzam się, że kotbury rewelacyjnie pisze! Jakbym jadła mięso, to po takim wpisie mocno bym się nad tym faktem zastanowiła  😀

Pandurska, coś w tym jest. Ja np. nie mam ciągot, żeby stanąć na ulicy i rozdawać ulotki, czy biegać z transparentami. Zajmuje się raczej swoim otoczeniem.
A ja jestem z tych, ktore nie lubia skrajnosci. Nie wspomagam finansowo fundacji i nie zamierzam tego robic, nie chce tez wykupywac koni z rzezi i tym podobnych. Nie chce sie przykladac do bezsensownej smierci zwierzat, ale swiata nie zmienimy, mozemy go jedynie uczynic bardziej znosnym. Nie wiem, czy podporzadkowanie swojego zycia wlasnie zwierzetom jest hmm.. rozsadnym wyborem, choc napewno wierzac w prawo karmy niektorzy maja jakies tam rzeczy do przepracowania. Mysle, ze trzeba znalezc jakis zloty srodek, aby nie zostac nowa Violetta Villas  😉

A kto ma zmieniac swiat czy czynic go bardziej znosnym jak nie my? Dla mnie to spychologia - niech ktos inny cos robi, bo mi sie nie chce. Wiadomo ze nie kazdy ma misje ratowania swiata, ze nie kazdy musi wykupywac zwierzeta z rzezni itd, ale dla mnie myslenie "nie jem produktow pochodzenia zwierzecego i nic wiecej mnie nie obchodzi" (na zasadzie "niech sie dzieje co chce"😉 jest... niefajne. Ciebie akurat znam i wiem ze Twoje podejscie jest troche bardziej skomplikowane wiec nie odbieraj tego zbyt osobiscie 😀 Ale ja tego nie rozumiem. Co nie znaczy ze to ze mna nie jest cos nie tak 😀

A podporzadkowywanie zycia... Kazdy je czemus podporzadkowywuje i tak dlugo jak ten ktos czuje ze to jego miejsce to wybor jest rozsadny. Jeden jest lekarzem, drugi taternikiem, trzeci podporzadkowywuje zycie karierze sportowej. Tak po prostu juz jest i na tym polega sens zycia wg mnie. Uwazam ze zdecydowanie za malo ludzi dziala na rzecz zwierzat czy chociazby wyraza swoje zdanie na ten temat. Bo wcale nie trzeba zyc w dzungli, schronisku czy zoo zeby dokladac swoja cegielke.
Ja wrzucam (nie za często) różne ciekawe artykuły/dokumenty na fejsa, dziś np. to:
http://www.humanemyth.org/hm_happycows_polish.htm - polecam!

A z ludźmi rozmawiam tylko wtedy, jak wyraźnie się dopytują i chcą się czegoś więcej dowiedzieć. Zresztą wiem, że w wielu osobach zasiałam już ziarno, które powoli kiełkuje.

Kurde, dostałam tel., że dwa króle dziadka mojego TŻ przeżyły myxo. Dziadek mówi, że mogę je wziąć, a jak nie, to idą na pasztet. Beznadziejnie się z tym czuję, bo planuję studia podyplomowe w Niemczech. I co, zostawię je rodzicom na głowie? Cholera, chyba je wezmę... Ale samica zostaje. Kurde, a ja tak kocham króle. Wezmę je, czuję, że powinnam. Chociaż te dwa życia. Ech. Dylemat.
.
kotbury świetnie porównała te systemy. Nigdzie nie napisała, że Holocaust = ubój. Porównała SYSTEMY. A one są identyczne.
Żeby doprowadzić do eksterminacji wybranej nacji i nie spotkac się przy tym ze społecznym sprzeciwem należy w pierwszej kolejności przygotować odpowiedni grunt w postaci odarcia tej nacji z człowieczeństwa, zohydzić. Wtedy będą się jedynie przyglądać zza firanek kiedy robi się "porządek". Nazywa się taką nację robactwem, wszami itp. "Trzeba wytępić robactwo w naszym kraju!". Oczywiście powody eksterminacji i uboju są różne, ale system "znieczulania" ten sam.
Zatem zamyka się tę przysłowiową świnię w klatce i każe srać pod siebie. Świnię, która zachowuje się podobnie jak pies - potrafi bawić się i wybierać sobie ulubioną zabawkę. U nas jada się świnie, gdzie indziej psy są zwożone do uboju w ciasnych do bólu klatkach. Tak samo jak nie rozumiem - to znaczy znam mechanizm i tę kalkulację - dlaczego ludzie ludziom robią takie rzeczy, tak samo nie rozumiem dlaczego robią je zwierzętom.

Do tego, aby coś zmienić nie wystarczy być letnim. Pisałyśmy o tym chyba z TAnią w wątku o polskich ubojniach przy okazji tematu uboju rytualnego. Skala tego procederu w Polsce wypłynęła na światło dzienne i dotarła do powszechnej wiadomości nie dzięki tym, którzy ograniczali swój krąg oddziaływania do siebie i znajomych. Niewielka grupa ludzi zawalczyła z taką o dużej sile politycznej i finansowej. Ja podziwiam takich ludzi za to, że poświęcają swój czas i energię. Dlatego wspieram ich chętnie wpłatami, czyli tym czym jestem w stanie się przysłużyć. Edukacja otoczenia poprzez własny przykład jest wspaniała i może przyczynić się do uświadomienia wielu osób z naszego otoczenia, ale żeby zmienić SYSTEM trzeba dużo więcej.
Vanilka, chyba jednak mój wpis nie był klarowny bo zupełnie o co innego mi chodziło.
W życiu bym nie porównała Holokaustu do konsumpcji mięsa. Ani także śmierci świni do śmierci człowieka!!!

Chodziło mi raczej o talent jaki my jako gatunek mamy do tworzenia systemów i norm. I często spora większość społeczeństwa norm "zalegalizowanych" z założenia nie kwestionuje. Czytaj nie myśli samodzielnie tylko uważa, że inni (ci co dane normy wdrożyli) mają rację. dopiero jakieś rewolucje jak się pojawiają,wojny i przewroty to dane systemy padaja i po latach inne pokolenia widzą ich zło.

Chodziło mi o to, że ja sama czuję się aktualnie jednostką w takim systemie. Moim argumentom pt. nie jem mięsa bo to złe, podaje się kontargument - nie może być złe skoro jest "panujące" i inni tak robią.

Być może fakt, że do pełnego uświadomienia sobie tej sytuacji potrzeba mi było przeczytać "aż taką książkę" świadczy o mojej niedojrzałości - nie przeczę. Jestem aktualnie w życiu w takim dziwnym momencie wartościowania pewnych spraw i określania siebie na nowo (kryzys wieku średniego się to chyba nazywa , heheh).
Równie dobrze mogłam sobie przeczytać pierwszą lepsza książkę o niewolnictwie. To też był system z "plakietkami" - plakietka biała = pany, plakietka czarna = chamy (do roboty).



Oswojenie śmierci zwierząt nie prowadzi do ludobójstwa, tak jak nie prowadzi do niego instytucjonalizacja zabijania.


Ale tutaj to ja się nie zgodzę. Sądzę, że jednak właśnie tak to działa. Dzieci w Afryce wykorzystywane w konfliktach wojennych jako armia najpierw są szkolone zabijając kozy i inne zwierzęta.


Ach z tego wszystkiego zapomniałam się podzielić ciekawym wpisem na temat dzisiejszego (produkowanego przemysłowo) mleka:
http://www.vegfriend.com/forum/topics/harvard-study-milk-linked-to-cancer
.
kotbury, kobieto... 😜 umów się ze mną na kawę! mogłabym cię słuchać i słuchać.
zadałaś pytanie - jak to się z wami zaczęło. no cóż, ze mną by się w ogóle nie zaczęło, gdyby nie internet 😉 jako członek rodziny i kultury ubitej świni nie miałabym tyle zaparcia, aby się jakoś przeciwstawić, gdybym nie wiedziała, że jest tyle ludzi o poglądach zbliżonych do moich, często zgodnych z moimi odczuciami zanim jeszcze sama zdążyłam je sformułować  🙂 dużo dziewczyny dajecie, nawet jeśli się jest tylko czytelnikiem.
dea   primum non nocere
02 listopada 2013 12:40
Nie chciałabym wymienić złego formalnego systemu na inny formalny system. Przymus nie rodzi niczego dobrego, a u obrońców zwierząt rażą mnie polityczne zapędy i (nie zawsze!) wizja tego "dobrowolnego przymusu". Edukacja przykładem - zgoda. Żywieniowy ascetyzm a i owszem. Tylko nic na siłę 🙂


Bardzo mi bliskie to stwierdzenie... Tak jak w powyższej dyskusji pisałam, żaden przymus mnie nie przekonuje i mam świadomość, że moje poglądy, jak by dla mnie jedyne słuszne nie były - są jedyne słuszne tylko dla mnie. Każdy ma prawo mieć własny świat (YMMV 😉) - zarówno bardziej jak i mniej radykalny od mojego. Mogę z nim porozmawiać, opowiedzieć mu o moim świecie, mogę ten świat - sobą - pokazać, i to robię, na co dzień. Koniec. Nie mam prawa nikomu tego świata narzucać i tworzyć kultury świni wiecznie żywej... Świat jest jaki jest, śmierć jest jego elementem (mamy drapieżniki na pokładzie, prawda?..) i jednorożców galopujących po tęczy nie dożyjemy na pewno. A ostra akcja mająca na celu zmianę czyichś poglądów ma ogromną szansę stać się przeciwskuteczna (!) - bo budzi tym większy opór, im większy jest nacisk. To naturalna reakcja. Przecież ważny jest też cel, nie tylko oświetlona blaskiem Słuszna Droga, prawda? Polecam tak trochę związany "Efekt motyla" - daleko związany, ale właśnie ten film fajnie pokazuje, jak gość próbuje na różne sposoby kogoś uszczęśliwić, ponosi spektakularne klęski, a ostatecznie okazuje się, że jedyną drogą, która nie prowadzi do katastrofy jest powiedzieć tej najdroższej osobie - nienawidzę cię! - czyli skrzywdzić. Wtedy, lokalnie. Dużo o tym filmie myślałam.

A systemów i narzucania też bardzo nie lubię. Jednak zdaję sobie sprawę, że ludziom są potrzebne - przynajmniej zdecydowanej większości. Trzeba z tym żyć. I skupiać się na edukacji w kierunku odpowiedzialności i myślenia, bo to wtedy system jest tylko formalnością (bo jednostki działają), a nie główną/jedyną siłą pchającą do przodu świat pełen biernych jednostek.
Jeju, dziewczyny. Wywiazala sie fajna dyskusja w- bylo nie bylo- dosc marginalnym i kontrowersyjnym watku na tym forum. Przeczytalam Wasze komentarze i od wczoraj mysle, gdzie jestem ja ze swoim mysleniem i pogladami. Zapragnelam przez chwile zdefiniowania mojej postawy zyciowej w zwiazku z zadawanymi w waszych wypowiedziach pytaniami.

Vanillkanie potrzebujemy nowego systemu tylko nowego człowieka. Na tej mysli Vanillki sie zaczepie, bo chyba jest to dokladnie to miejsce, ktore ze mna rezonuje...

Bardziej, niz sprzeciw wobec krzywdy stricte wobec zwierzat, boli mnie wspomniana tutaj dziejaca sie krzywda wobec nowoczesnych spoleczenstw. Rodzi sie we mnie bunt wobec systemow, wedlug ktorych zmuszeni jestesmy zyc z malym marginesem elastycznosci na wlasne wybory. Boli mnie, ze rodzice nie moga poswiecic swoim dzieciom wystarczajaca duzo czasu, aby wychowac ich na kochajace i wspolodczuwajace osoby. Boli mnie, iz ludzie zamykaja sie w betonowych scianach i miastach odgrodzeni od natury i od wlasnego wnetrza. Boli mnie, ze tak modny pospiech i generalnie tempo zycia skutecznie zapobiega refleksyjnemu podejsciu do swiata, pomimo posiadania wszelkiej masci gadzetow ulatwiajacych zycie. Moglabym wymieniac w nieskonczonosc, niemniej jednak to sa podwaliny dzisiejszej znieczulicy i dziwnego funkcjonowania naszej rzeczywistosci.

Jestesmy skutecznie leczeni przez samopowielajacy sie system z widzenia rzeczy takimi, jakimi sa. Z dostrzegania jakosci, dualnosci w rzeczach malych i duzych. Jak wiec mamy krytycznie i odpowiedzialnie patrzec na to, co przytrafia sie zwierzetom? W obliczu okolicznosci, ktore tutaj opisalam nie dziwi mnie to i smuci..boli.. Dlatego wierze w "prace u podstaw" (haha, jak widac mysl komunistyczna tez mnie dopadla), w to, co robie zabierajac ludzi do mnie na zajecia jogi, wysylajac ich do kogos na tai chi lub zlecajac medytowanie pod drzewem. To jest dla mnie droga do przodu i w nia wierze.

Z drugiej i trzeciej strony kazdy z nas jest jak czesc ukladanki- i Greenpeace, ktory sie wiesza na kominach elektrowni, pod ktora sie wychowalam 🙂, i ludzie uwalniajacy karpie, i ci od uboju rytualnego itd. Kazdy z nas ma jakis tam wplyw na otaczajace go spoleczenstwo. I dobrze! Nadal pozostaje przy teorii posiadania misji na ziemi przypisanej do konkretnej osoby.



dea   primum non nocere
02 listopada 2013 12:54
Dlatego wierze w "prace u podstaw" (haha, jak widac mysl komunistyczna tez mnie dopadla), w to, co robie zabierajac ludzi do mnie na zajecia jogi, wysylajac ich do kogos na tai chi lub zlecajac medytowanie pod drzewem. To jest dla mnie droga do przodu i w nia wierze.


I to jest super 🙂 zacząć od siebie i pokazać innym jakie to jest fajne i że tak się da. A nie krzyczeć na nich, że mają nie robić tego, co robią, bo som źli 😉
Edytka   era Turbo-Seniora | Musicalowa Mafia
02 listopada 2013 13:15
Dziewczyny, odbiegając od dyskusji (bardzo ciekawej swoją drogą i śledzę ją na bieżąco!  👍  :kwiatek🙂, to wpadłam powiedzieć, że szykuję wegańską parapetówkę  😎

Skończyłam właśnie szykować jedzenie, i tak: na początek dip z białej fasoli i suszonych pomidorów (do tego surowe warzywa, a jak ktoś nie lubi selera to będzie miał do wyboru wypieczoną dzisiaj rano bagietkę ze zbożami), potem green curry tofu (wyszło obłędnie  :kocham🙂 i na zakończenie niesamowite ciasteczka marchewkowe ozdobione cytrynowym lukrem (właśnie zjadłam jedno i przeniosłam się do raju  :kocham🙂. Ciekawe czy ktoś się zorientuje, że wszystko jest 100% vegan  😁


I szukam porady: chcę zrobić pierogi z nadzieniem z dyni i tofu (coś na wzór pierogów z dyni i białego sera, które jadłam 2 lata temu). Przepis na ciasto mam z vegevani, ale nie wiem jak zabrać się do nadzienia. Myślałam żeby upiec dynię, dodać tofu, całość zblendować i nałożyć na ciasto. Ale to chyba mdłe wtedy wyjdzie? Jakieś sugestie? Może jakieś przyprawy?
I czym zastąpić sos maślano-szałwiowy? Właściwie to samo masło w tym sosie? Może jakiś olej, ale jaki?
Edytka Wow, ale menu... wrrr. chetnie bym sie wbila na party 😀  😜 Nadzienie faktycznie mogloby wyjsc ciutke mdle. Wiesz co.. robie taka tajska zupe z cukini i dyni i tam sa w przepisie pomidory i wlasnie one przelamuja odrobine ten mdly smak i jest taaaakie dobre. Moze w ta strone? A jak nie, to musisz miec mocny akcent smakowy..

Co do masla. Wybierz jakis gesty w konsystencji olej. Ja mam taki fajny lniano- rzepakowy i on wlasnie taki jest, ale w sklepie go nie dostaniesz. Moze wlasnie sam rzepakowy? Zdecydowanie nie oliwa z oliwek..

A co to za zielone curry tofu????
To ja się wypowiem jako przedstawiciel kultu ubitej świni, któremu z ta ubita świnią jest całkiem dobrze w życiu.
-Podejście i sposób rozumowania, przedstawiania swoich racji pandurskiej, dei- prowadzi u mnie do szacunku wobec nich, do zastanowienia się "kurde...faktycznie tej szynce należy się szacunek, coś zginęło bym se smacznie zjadła", do zastanowienia się "no...może i faktycznie niekoniecznie wszyscy muszą jeść mięso".
- Podejście kotbury, edyty i meise ( która niby tylko linki wrzuca to tu to tam) powoduje, że mam ochotę powiedzieć brzydko "wal się"- przepraszam dziewczyny!!  :kwiatek: ja do was nic nie mam. ja wam tylko pokazuję, jak może na wasze teksty zareagować typowy przedstawiciel żrący mięcho
- Podejście osób "koffających zwierzątka" i walczących o nie wszelkimi środkami i sposobami ( meise która zabierze króliki od dziadka niech im się dobrze wiedzie!  :kwiatek: Możliwe, że jakbym spojrzala na nie, to też bym je wzięła pod wpływem impulsu)- budzi we mnie uczucie pożałowania. I nie mam ochoty już nawet słuchać co ta osoba powie dalej.

Niby tyle osób, każda czuje to samo, ale każda inaczej się wypowiada, inne fluidy wysyła. I jest przeze mnie TOTALNIE inaczej odbierana. A przez to- tak samo odbieram przekaz. Albo się nad czymś zastanowię, albo nawet nie zatrzymam w głowie ANI SEKUNDY.

tak więc, czasami nie jakieś fakty, argumenty są ważne, ale SPOSÓB ich przekazania.  :kwiatek:
I znikam. I naprawdę nikogo nie chcę urazić, ale bez napisania wprost o co mi chodzi, można by mnie nie zrozumieć

edit- poprawa nicku
Szczerze? Ja nie staram się wysyłać pozytywnych fluidów do osób, które uważam za beton (bez obrazy, to tak pieszczotliwie - powiedzmy "betonek"  :kwiatek🙂 🙂 Bo i po co? Są w moim otoczeniu ludzie, z którymi nigdy nie podejmuję tego tematu, bo nie widzę celowości takich dysput  😀

ps. Im mój nick to Meise - sikorka po niemiecku (czytamy "majze"😉.
Ale te pozytywne fluidy przecież nie były wysyłane do mnie, bo mnie tu teoretycznie nie ma, prawda? Ani mnie ani innych betonów. One są wysyłane tak ogólnie, w świat, do ludzi wokół. I betony mają szansę się zetknąć z pozytywnymi fluidami, które dzięki temu, że pozytywne, mają szansę zainteresować betona.

Przepraszam, że przekręcenie nicku w jednym miejscu. ( w drugim użyłam go prawidłowo)

Z jednej strony chcesz by świat był lepszy, by "nawracał się", a z drugiej mówisz, że na betony nie będziesz tracić pozytywnych fluidów. Skoro tu bywam i czytam po kryjomu, to znaczy, że nie jestem takim zabetonowanym na śmierć betonem. I sposób wypowiadania się, bycia, przekazu, ma dla mnie duże znaczenie. Nie wiem....może tylko dla mnie. Może inne betony poruszą argumenty a nie sposób ich wypowiadania.
O, a ja zawsze myślałam, że akurat czyta się 'mejze' 😡 😲 Co za ofiara postawiła mi 5 z niemieckiego w liceum 😁 chociaż w sumie racja, przecież 'arbeit' czytam poprawnie 🤦 🙂

No, a co do wątku to kurczę, staram się zrozumieć czyjś punkt widzenia, nie lubię przedstawiania w nawiedzony sposób aspektów, z którymi nawet i się zgadzam, na szczęście nie zauważyłam tutaj aż takich skrajnych osób, no, może jak czytam o wegańskich serach to trochę otwieram oczy ze zdumienia, bo ja nie wiem, czy byłabym gotowa na takie przestawienie, aż takie. Sam wegetarianizm mi nie wadzi, ba, sama się łapię na tym, że jem coraz mniej mięsa, ale nie umiałabym się tak holistycznie przestawić- patrzeć uważnie, czy czasem batonik musli nie jest wypuszczony przez koncern, który mi wadzi etc. I wiem, że tak naprawdę nawet te małe gesty w tym, co robię, mają sens, ale ja sama w sobie, tak w środku, miałabym zwyczajnie poczucie winy, że tutaj nie jem mięsa, sera, nabiału generalnie, a siedzę sobie przed kompem firmy korporacyjnej, którego części być może składały dzieci, czy też ubranie, które zakładam na trening może też było wyprodukowane na ludzkiej lub zwierzęcej krzywdzie. Ja mam zbyt żelazny mózg na takie półśrodki 😡 😵

Dzisiaj mój syn, mięsożerny, żeby nie było, był ze mną w sklepie po składniki- pytam, jaką pizzę będzie robił. Nie odpowiada od razu, widzę, że myśli. I po chwili mówi 'wiesz mama, serową, właściwie z pomidorami i żółtym serem, z szynką nie chcę, bo aż tak mi nie smakuje, a szynka jest ze zwierzątka, nie chcę go zjeść w szynce, której w sumie jeść nie muszę. Tylko trochę mi smutno, że lubię kotlety z kurczaka, a przecież ten kurczak też żył'. I tutaj jest szalenie trudny dla mnie moment, bo muszę dziecku po raz kolejny mówić, że to już jest jego decyzja, czy zje tego kurczaka, czy nie. Ja za niego jej nie podejmę. Jeśli je, to je świadomie, że było to zwierzę. Co będzie dalej? Nie wiem.

tunrida, moja odpowiedź była celowo złośliwa i zamazana emotką z kwiatuszkiem. Nie traktuję nikogo jak "betona". Ale ton Twojej zawoalowanej wypowiedzi mi się nie spodobał. Czemu nie wysyłam pozytywnych fluidów wg. Ciebie? Piszę otwarcie, że lubię zwierzęta, lubię z nimi przebywać, lubię głaskać kurę i psa i macać krowę. Co w tym jest negatywnego? Wypowiadam się negatywnie nt. dziadka TŻta? Hoduje króle od lat - na pasztet. Trudno. Wolałabym, żeby króle miały trochę lepsze warunki bytowania, ale nic z tym nie zrobię, bo to jego podwórko, nie moje. Pisząc, że szkoda mi zwierząt wysyłam negatywne fluidy? Aż tak to jest drażniące? Nie próbuję udawać kogoś innego. Mówię o swoich odczuciach. Jak komuś może uwłaczać moja sympatia do zwierząt? Dlaczego?

Mam wielkie grono znajomych. Nikt nie traktuje mnie jak nawiedzoną świruskę. Jakbym kogokolwiek na siłę nawracała, to byłabym lubiana? Wątpię. I tego nie robię. Już dawno pisałam, że wyznaję zasadę przez żołądek do serca  🙂

zen, "ei" w niemieckim zawsze czytamy jak "aj"  😉
Meise, To chyba nie o to chodzi, że kochasz zwierzęta. Wydaje mi się, że na tym forum, ze względu na jego tematykę, większość osób kocha zwierzęta. Tunrida pisze głównie o Twoich linkach, które w części na pewno pokazują ważne problemy, jakie mają miejsce w utrzymaniu zwierząt produkcyjnych, ale wiele jest niestety w nich nieprawdy i krzywdzących opinii. W wielu takich artykułach da się zauważyć granie na ludzkich emocjach, chociażby ten opis z Twojego ostatniego linku:
"Wszystkie formy hodowli mlecznych są związane z przymusowym zapładnianiem krów. Człowiek siłą wkłada ramię głęboko do odbytnicy krowy, aby ustawić pozycję macicy, a następnie wciska instrument do pochwy krowy, aby wprowadzić nasienie. Klatka służąca do unieruchomienia zwierzęcia podczas tej procedury jest przez przemysł mleczny powszechnie nazywana poskromem (od „poskramiania”), a w USA – „rape rack”, czyli „klatką gwałtu”."
Owszem, problem utrzymywania krów i pozyskiwania z nich jak największej ilość mleka budzi kontrowersje nie tylko wśród wegetarian, ale również wśród nas, studentów weterynarii jak i wielu lekarzy po studiach. Jak do tej pory poznałam wielu wspaniałych lekarzy zajmujących się dużymi zwierzętami, którzy starają się jak najbardziej poprawić byt tych zwierząt oraz uczą nas na studiach empatii, chociażby w takiej kwestii jak odpowiednio wykonane badanie rektalne  - bez szkody dla zwierzaka, tylko dla jego dobra. Opis wyżej, zacytowany przeze mnie, to nic innego, jak opis badania lekarskiego. Poskromów nie zawsze się używa do inseminacji, ponieważ krowa w rui jest bardzo chętna do taich zabiegów i nie trzeba jej 'gwałcić' 😉
Problemem moim zdaniem największym jest krótkie i intensywne życie tych krów, wszyscy nastawieni są na jak największe zyski, a zwierze jest sprawą drugorzędną, choć trzeba przyznać, że do tej pory we wszystkich wielkich oborach, w jakich byłam, warunki utrzymywania zwierzaków był bardzo dobre. Niestety, nawet lekarz weterynarii nie ma zbyt wielkiego wpływu na właścicieli takich gospodarstw, również mam z tym problem i bardzo dużo rozmyślań w ostatnim czasie mnie dopada w tej kwestii, ta bezsilność 🙁 Z drugiej strony jak widzę w stajni ludzi, którzy traktują swojego konia przedmiotowo lub właścicieli psów, którzy doprowadzają swoje zwierzaki do niezdrowej otyłości i nie mają czasu na spacery z własnym czworonogiem też powoduje we mnie uczucie bezsilności 🙁 W czym taki właściciel jest lepszy od właściciela fermy bydła? Nie umiem sobie tego wszystkiego wyjaśnić i od jakiegoś czasu mam wiele rozważań na temat ludzi i ogólnego doła..

Też mogę się utożsamić z tym co pisze Pandurska, i moje obserwacje pokrywają się z tym co ona pisze, niestety 🙁

Zaglądam do waszego wątku, bo wstawiacie super przepisy, a ja za mięsem nie przepadam, więc korzystam z waszych pomysłów, choć bez nabiału, jajek i miodu, wiem ,że nie dałabym sobie rady i podziwiam, że niektóre z was dają 😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się