a swoja szosa, ciekawe kto wydal pozwolenie i zalegalizowal obie "imprezy" w tym samym miejscu...
Nie znam dokładnych regulacji, jakie wiążą się z organizacją tego rodzaju imprez, ale wyobrażam sobie, że organizator musi podać trasę albo miejsce demonstracji odpowiednim władzom.
To wydaje się oczywiste, skoro manifestacja czy przemarsz odbywa się na drodze publicznej, po której normalnie jeżdżą samochody, tak by policja mogła przygotować się do swoich działań.
Wydający zgodę (przyjmujący zgłoszenie) wiedział więc, że dojdzie do sytuacji konfliktowej. Należało jedną ze stron poinformować (kwestia pierwszeństwa w czasie lub priorytetu), że jej zamiar musi ulec zmianie.
Oczywistość tego wynika m.in. z faktu, że duża, planowana impreza nie może być ad hoc modyfikowana, chociażby ze względów logistycznych.
Wbrew informacjom z zaprzyjaźnionych telewizji manifestacja "faszystowska" miała spokojny przebieg i nie miała wrogich, agresywnych akcentów, dopóki nie pojawiła się na jej trasie policja.
Nie wiem, co podała w "podaniu" strona blokująca - jednakże zamiar blokowania był wiadomy i znany powszechnie - jest to rozpraszanie i udaremnianie przeprowadzenia. To, że organizator korzysta z "pomocy" policji, nie zmienia faktu, że odwołuje się do przemocy - policja jest aparatem przemocy.
Faktyczne stwierdzenie, że jeżeli nie pójdziesz inną drogą, niż zamierzałeś, zostaniesz pobity przez policję jest groźbą i odwoływaniem się do przemocy.
Można też domniemywać, że celem policji było zapobieżenie realizacji zamiaru bezpośrednio - co jest oczywiste, że ma ona obowiązek przeciwdziałać czynom nielegalnym.
Nie wiem, jak ustawodawca rozumie przemoc w tym konkretnym przypadku - ale sądząc po tym, że występuje ona w Art. 260 łącznie z groźbą bezprawną można wnioskować, że jest ona rozumiana szeroko, tj. jest to każde działanie, które narusza dobro pokrzywdzonego (przeprowadzenie pochodu) i nie musi mieć ono charakteru przemocy bezpośredniej, w szczególności fizycznej.
Jak się wydaje po stronie organizatorów blokady istniała pełna świadomość odwoływania się do przemocy - stąd powtarzane zaklęcia o pokojowym i niesiłowym działaniu przez pp. Kalisza i Szczukę. Kalisz jest prawnikiem i doskonale wie, jakie to ma reperkusje przy ewentualnej sprawie karnej, w której sąd ocenia całokształt, tj. zamiar sprawcy, jego stan świadomości i subiektywną ocenę. To tak, jak ktoś komu trzęsą się ze strachu ręce, ale powtarza sobie "nie boję się, nie boję się...".
Kwestia legalności nie odwołuje się jedynie do formalnego uzyskania zgody - wyrażający taką może działać w błędzie - wynikłym z fałszywego poinformowania, niewiedzy bądź niedbalstwa.
Organizator znał swoje zamiary - tym zamiarem było zablokowanie marszu - miał zamiar udaremnić jego przeprowadzenie zgodnie z planem.
Można pokusić się o stwierdzenie, że kto chciał formuły ugodowej, a nie konfrontacyjnej - ten ją zrealizował, np. zwolennicy Piłsudskiego i Dmowskiego, którzy nie pałają do siebie sympatią. Faktem jest, że odzyskanie niepodległości w 1918 zawdzięczamy w dużej mierze Dmowskiemu - a na ówczesny nacjonalizm wypadałoby spojrzeć w kontekście tamtych czasów i odradzania się państwa.
Realny problem leży gdzie indziej - znaczna część środowisk lewicowych dostaje drgawek na samo słowo "patriotyzm".
Patriotyzm socjalny stanowi jedyną etycznie dopuszczalną formę patriotyzmu i do pewnego stopnia jesteśmy na niego skazani jako obywatele i obywatelki poszczególnych państw. Po prostu nie ma obecnie instytucji, dzięki którym mogłyby zostać wprowadzane ogólnoświatowe zasady sprawiedliwej dystrybucji i redystrybucji dóbr, nie różnicujące ludzi ze względu na narodowość.(...)
Innymi słowy patriotyzm socjalny powinniśmy traktować jako podejście tymczasowo konieczne, ale zdecydowanie niezadowalające. Niestety jednak nie da się ukryć, że każdy typ patriotyzmu zawiera w sobie element rasistowski - dzieli ludzi na "nas", obywateli danego państwa i ich, członków "obcego" narodu.
(...) Elementarny humanizm i przekonanie o równości wszystkich ludzi nakazywałyby działać zgodnie z formułą: pomoc powinna trafiać do najbardziej potrzebujących na całym świecie, a nie tylko do obywateli mojego państwa. Realizacja tego hasła póki co jest niemożliwa. Nie zmienia to jednak faktu, że patriotyzm jest postawą etycznie bezpodstawną.
Za:
http://lewica.pl/?id=15171P. Szumlewicz uważa, że patriotyzm to kolejne "opium dla ludu" - państwo dla lewicy nie jest stanem docelowym - w zawoalowanej formie powyższy tekst jest tożsamy z komunikatem komunistów z czasów Lenina czy Stalina.
Trudno, żeby było inaczej, skoro ktoś uważa ludzi za bardziej sprawne małpy. Małpy nie mają państw, cmentarzy, nie pamiętają skąd pochodzą - jest im to obojętne.
Tak się składa, że państwo jest formą organizacji społeczności dosyć powszechną - tj. trudno istnieć poza państwem i wbrew niemu. Warto dbać o to, by mieć dobre państwo, a nie traktować go jako przejściową formę opresywnego bytu, który utrudnia redystrybucję do "najbardziej potrzebujących", sterowanego przez tajemnicze siły zła.
Dlatego lewica nie postrzega odzyskania niepodległości jako czegokolwiek wartościowego - stanem docelowym jest paneuropejska, docelowo światowa wielka machina redystrybucji dóbr. Problem jednak w tym, że jest to nierealizowalne w praktyce - twory lewicowe mają problem w wytwarzaniem tych dóbr w dostatecznej ilości i nie potrafią zarządzać społecznością bez odwołania się do aparatu represji.