stawanie dęba, końskie bunty itp. niesubordynacje...
Strzemionko a tak z ciekawości- jak ma na imię Twoja klacz?
pati12318 Kacja, zwana Kasią albo "Kaciom" (przez 3 letniego chrześnika mojej mamy 😉)
a to ma jakieś znaczenie w jej zachowaniu?
U ludzi podobno znaczenie imion coś tam mówi, ale u koni nie słyszałam 🙂
Nie, ale bardzo przypominasz mi pewną osobę (nawet koń podobny- jak opisałaś w wątku o kryciu klaczy to i wzrost i pochodzenie się zgadza), która kiedyś tutaj na forum narobiła spore zamieszanie.
Przejrzałam Twoje wpisy, ale niestety nigdzie nie znalazłam zdjęcia Twojego konia w całości, więc mogę sobie tylko gdybać.
pati12318 zanim cokolwiek jeszcze napiszesz, zastanów się, czy warto 😉
albo napisz, bo i tak wiem, że prędzej czy później to zrobisz.
Ale może najpierw wstawię zdjęcie swojego konia w odpowiednim wątku.
Strzemionko drogie, rozumiem, że chcesz pewne sprawy zachować w tajemnicy.
W sumie to rozumiem i się nie dziwię 😉
Mój instynkt Sherlocka Holmesa wziął nade mną górę i poszperałam trochę.
No ale każdy ma prawo popełniać błędy- jeśli Ty to Ty to mam nadzieję, że trochę zmądrzałaś i dojrzałaś i życzę samych jeździeckich sukcesów.
A i jeszcze jedna rada- jeśli Ty to Ty, to analizę wszelkich problemów z koniem na jeździe zaczęłabym od Ciebie i Twoich umiejętności 😉
Ps. Ok już wiem, że Ty to Ty, więc powyższe zdania przypuszczające zmieniają się na twierdzące. I jeszcze taka mała rada- groźbą w życiu wiele nie osiągniesz (więc chyba moje nadzieje, że się zmieniłaś są złudne).
pati12318 jeśli już wywlekasz sprawy, to pisz obiektywnie - nie znamy się (z 2 widzeń niewiele można poznać człowieka - i pamiętaj, że pierwsze wrażenie może być mylne. A i zdanie innych może się różnić od prawdy).
Ale to nie miejsce na tego typu prywatne sprawy.
strzemionko- Jak miałam konia, to też byłam ,,czujna". Na dobre to nie wyszło. Bo jadę i myślę: ,,tu jest coś, koń może się wystraszy, zrzuci mnie" i zsiadałam, prowadziłam. Później postanowiłam być stanowcza: przepchnę go, bat za łydą, jak odda to będę walczyć! (raz mi się udało) Potem, jak miałam uprzedzenia, to one się spełniały.
Teraz staram się nie myśleć, co może być, tylko skupiam się na pracy i konsekwentnie tego wymagam (jak kłus, to kłus, nie ma galopu; wolta- jak źle, to od razu poprawka). I oddycham- jak czuję, że zaczynam wątpić w to, że sobie poradzę.
Nie szukaj strachów, nie myśl o nich 😉
Dementek dzięki 😉
ja np. podziwiam taką jedną znajomą, która 2 godz. oswajała konia z krowami - bał się podejść, ale ona przez cały ten czas była stanowcza i krok po kroku osiągnęła cel.
Nie wiem, czy odważyłabym się na coś takiego, czy stchórzyła - czyli zsiadła.
Krowy jak krowy, czy folie, czy straszne płoty.
Mam konia co panikuje na widok gęsi! Kaczki i inne ptactwo mogą biegać mu między nogami, ale jak tylko gdzieś w terenie u kogoś zobaczy gęś... Łooola Boga 😵
W terenie WSZYSTKO może budzić panikę. Moja uciekała od stosów drewna w lesie, kup żwiru czy piasku, wersalek, kartonów, jednym słowem - wszystkich nowości. Na wszystko trzeba odczulić niestety. Tylko konsekwencja w tym co robimy przynosi efekty. Jak zobaczyłyśmy stertę drewna to SPOKOJNIE zmuszałam klacz żeby podeszła i dotknęła nosem. Jak dotknęła - przysmak. Stopniowo takie nowe rzeczy dotykała coraz chętniej, a podchodzenie i dotykanie zajmowało nam coraz mniej czasu. Teraz właściwie wystarczy sam głos żeby ją przekonać. Co do uszu to u normalnego, zdrowego konia one ,,muszą" być ruchliwe, grunt żeby reszta jego ciała była nam posłuszna. Wcale nie chodzi tu o bat czy chamskie zebranie, ale o zwykłe ZAUFANIE rumaka do naszej osoby. Strzemionko Zsiadanie z zaniepokojonego konia uważam za niebezpieczne. Nie chciałabym żeby spanikowany koń prowadzony za wodzę mnie stratował czy, jeśli się wyrwie, zrobił sobie krzywdę.
SPOKOJNIE zmuszałam klacz żeby podeszła i dotknęła nosem. Jak dotknęła - przysmak.
Ooo to jak z młodziaka w teren brałam to bym musiała worek marchewek za sobą ciągnąć 😁
Spoko 🙂 Wystarczy jedna pokrojona w plasterki 🙂
Strzemionko Zsiadanie z zaniepokojonego konia uważam za niebezpieczne. Nie chciałabym żeby spanikowany koń prowadzony za wodzę mnie stratował czy, jeśli się wyrwie, zrobił sobie krzywdę.
koń czuje się bezpieczniej mając człowieka obok. Przynajmniej ta zasada sprawdza się w naszym przypadku - zupełnie inny koń.
I nie wiem co gorsze - koń, który zrobi sobie krzywdę uciekając (choć konie mają różne zachowania po upadku jeźdźca - jedne uciekają, drugie grzecznie czekają na powstanie 😉) czy koń, latający w samopas i bez dłuższej zwłoki z mojej strony - załóżmy leżącej nieprzytomnie po upadku.
Sea, na serio bym się zainteresowała sercem. Był kiedyś taki folblut chodzący wyścigi - już nie pamiętam imienia, ale charakteryzował się tym, że szedł jak burza tylko do określonego dystansu - wygrywał prawie wszystkie wyścigi na krótką odległośc, jednak jak zaczął chodzic dłuższe dystanse - biegł jak szatan do określonego momentu, a potem jakby zaczarowany, wlókł się jak ostatni osioł. Wlaściciel chyba wszystkie włosy z głowy urwał, zastanawiając się, co jest powodem. Okazało się później, że jedna z komór w sercu po przebiegnięciu właśnie tego konkretnego dystansu przestawała pracowac dokładnie i koń po prostu nie dawał fizycznie rady. Ewenement na skalę światową 🤣
Jest jeszcze drugi powód, który mi przychodzi na myśl po twoim opisie - brak równowagi w czasie jazdy, nieprawidłowe użycie pomocy, blokowanie konia. Masz może jakiś filmik z jazdy?
kwagga a ja właśnie uważam, że zsiadanie z zaniepokojonego konia nie musi być niebezpieczne. Wszystko zależy od konia. Mój na przykład w sytuacjach stresowych, kiedy się niepokoi, woli jak jestem obok na ziemi, niż w siodle. Zauważyłam, że uspokaja się kiedy idę obok niego. Jak w podobnej sytuacji siedziałam w siodle, to się stresował. Dla sprawdzenia, zsiadłam i koń nagle jakby odetchnął i się bardziej uspokoił.
Zresztą, jeśli my sami czujemy, że zaczynamy się na koniu niepokoić, to czasem naprawdę lepiej zsiąść, odetchnąć, uspokoić się i nabrać na nowo pewności, zamiast próbować na siłę przejechać strachy, co się może skończyć źle, bo nijak koniowi nie pomagamy w takim momencie.
[Quote author=Strzemionko]koń czuje się bezpieczniej mając człowieka obok. Przynajmniej ta zasada sprawdza się w naszym przypadku - zupełnie inny koń.
I nie wiem co gorsze - koń, który zrobi sobie krzywdę uciekając (choć konie mają różne zachowania po upadku jeźdźca - jedne uciekają, drugie grzecznie czekają na powstanie 😉) czy koń, latający w samopas i bez dłuższej zwłoki z mojej strony - załóżmy leżącej nieprzytomnie po upadku.
[/quote]
Miałyśmy z kobyłą taki okres kiedy jak było coś strasznego to chowała się za mną, potem podeszła do stracha, ale w siodle już kroku zrobić nie chciała i kilka razy ładny cyrk odstawiła, raz musiałam zsiąść dla bezpieczeństwa nas obu, bo zaryłaby mną o drzewo jak leciała na wstecznym. Wtedy koń pofuczał i podeszła do tej strasznej rzeczy schowana za mną, sama z siebie poszła niuchać i po sprawie - fajny paśnik, kilka minut wcześniej zjadający konie. Niemniej to były braki w naszej współpracy, a nie "koń woli mnie mieć obok i bezpieczniej się czuje" - teraz koń włazi wszędzie pode mną, jak i obok mnie i tak powinno być. Jak jeździec nie reaguje, znaczy, że nie ma się czego bać i tuptamy dalej.
Nie próbowałam spadać z niej w terenie 😀 ale podejrzewam, że uciekłaby do domu, byłoby to logiczne (spłoszenie, albo jakby chciała mnie zrzucić po prostu, co do upadku z innego powodu nie wiem, ale podejrzewam ucieczkę 🙂 ), mimo, że na spacerach może iść luzem i się mnie pilnuje, a na maneżu zdziwiona stoi i patrzy czemu leżę i się śmieję.
Sea: też bardzo chętnie bym obejrzała filmik z galopu. Może być tak że problem leży w tobie, nie jedziesz konia w pomocach czy nawet nieświadomie dajesz mu sygnały przeciwne to tego co chcesz zrobić.
Jeździłam na koniu wcale nie jakimś wielkim i zwalistym i niby od początku pracowanym przez profesjonalistę od zajeżdżania i z tym koniem też miałam problem z zagalopowaniem i utrzymaniem w galopie, właśnie dlatego że wymagał bardzo ale to bardzo wyraźnych pomocy i trzymania w tych pomocach w galopie. Jeśli nie, natychmiast przechodził do kłusa.
A jak tej innej osobie chodzi? Też nie chce galopować?
Strzemionko:
Faktycznie tobie najbardziej potrzebna jest pomoc a może samopomoc psychologiczna. Musisz sama siebie przekonać i w to uwierzyć, że koń po to ma uszy i oczy by z nich korzystać i nic w tym złego. I jeśli ty będziesz wyluzowana to koń na pewno też. A kwestia strachów na pewno też wyniknie ale jeśli masz jakieś umiejętności jeździeckie i siedzisz w siodle a nie nad nim to niewinny uskok czy podskok konia cię z tego siodła nie wyrzuci.
Schodzenie z konia "bo się czegoś boi" jest najgorszym z możliwych rozwiązań. Uczy konia że jak będzie udawał strach, tu se podskoczy tam odskoczy to ciężąr z grzbietu mu zejdzie na ziemię. Ponadto koń w ręku może z powodzeniem się tobie wyrwać i polecieć nie wiadomo gdzie.
Co do tego niegalopującego, tak mi przyszło do głowy (oprócz kwestii zdrowotnych) - jak ktoś wspominał, że zawsze dawał nagrodę przysmak po skoku - i koń po skoku zaczął stawać. Czy tego konia nie nauczono, że gdy zagalopuje - to finito - swoje zrobił, czas na relaks.
Strzemionko:
Faktycznie tobie najbardziej potrzebna jest pomoc a może samopomoc psychologiczna.
Strzemionko przede wszystkim powinno przenieść się do odpowiedniego wątku, a nie wypisywać tutaj jakiego to ma nieobliczalnego konia.
Ja oczywiście nie pisałam, że można zsiadać za każdym razem jak koń się boi, bo to faktycznie głupi pomysł. Ale w takich sytuacjach kiedy koń się mocno zestresuje czy zatnie i czasem dla bezpieczeństwa własnego i konia lepiej zsiąść, podprowadzić, uspokoić, wsiąść i jak gdyby nigdy nic jechać dalej. Bo kiedy stresuje się i koń i człowiek, to najgorsze połączenie.
Strzemionko, a może warto by na początek chodzić sobie z koniem na spacery w ręku. Tak dla relaksu i budowania pewności swojej i konia. Później wyjeżdżać sobie tylko na rozstępowanie, nie daleko. I dopiero jak poczujesz się pewnie i nie będziesz się stresowała, to sobie zakłusować, później zagalopować.
Ja również mam problem z terenami samotnymi. No mam jakąś blokadę i mam zaraz tysiąc czarnych myśli. Nie wyjadę zatem w siodle daleko do momentu, aż to ja nie będę pewna, bo wiem, że swoją obawą dołożę stresu koniowi.
Strzemionko przede wszystkim powinno przenieść się do odpowiedniego wątku, a nie wypisywać tutaj jakiego to ma nieobliczalnego konia.
do jakiego?
Opisuję swoją sytuację tutaj - nie tylko ja, więc nie wiem skąd ta uwaga.
Ela Pe dzięki za opinie, a co do mojego utrzymania się w siodle, podczas "niewinnych wybryków" potrafię sie utrzymać, gdybym nie umiała to... nie myślę co mogłoby być 😉
Będę dalej próbować, a co do spacerów w ręku - już nie jeden był, zawsze w nowym miejscu je praktykuję. Zawsze najpierw spacer z koniem, a później na 🙂 ( i oczywiście nie jednokrotnie)
[quote author=kokakola link=topic=7002.msg2019845#msg2019845 date=1393081305]
Strzemionko przede wszystkim powinno przenieść się do odpowiedniego wątku, a nie wypisywać tutaj jakiego to ma nieobliczalnego konia.
do jakiego?
Opisuję swoją sytuację tutaj - nie tylko ja, więc nie wiem skąd ta uwaga.
[/quote]
np.:
http://re-volta.pl/forum/index.php/topic,5983.msg255897.html#msg255897
albo
http://re-volta.pl/forum/index.php/topic,69113.0.htmlalbo
http://re-volta.pl/forum/index.php/topic,1412.0.htmlTy nie masz problemu z niesubordynacją konia, Ty masz problem ze sobą 🤬
dzięki, ja jednak sama wiem, co mi jest i nie koniecznie jest to "wewnętrzna blokada".
Znam siebie i konia dlatego pozostamę przy tym wątku, bo bryki w terenie to jednak bunt.
dzięki, ja jednak sama wiem, co mi jest i nie koniecznie jest to "wewnętrzna blokada".
Znam siebie i konia dlatego pozostamę przy tym wątku, bo bryki w terenie to jednak bunt.
Bo moze nie lubi chodzic w tereny🙂
ikarina, ElaPe niestety w większości jestem "skazana" na samotną jazdę i nie dorobiliśmy się jeszcze filmiku.
Co do galopu w siodle, zgadzam się- koń nie ma jeszcze wypracowanej równowagi, ja też mistrzem świata nie jestem dlatego pracujemy nad równowagą w siodle jak na razie omijając galop.
Przy lepszym dniu konia kiedy ładnie współpracuje i jest skupiony staram się poprosić o zagalopowanie.
W pierwszej kolejności chciałam żeby przećwiczył galop sam ze swoją równowagą na lonży bo wiadomo z jeźdźcem trudniej.
Drugi jeździec (właściciel) nie ma zbyt wiele czasu na treningi, w jego opinii galop nigdy nie był "mocną stroną" tego konia i znając go od źrebaka koń od zawsze był takim osiołkiem i lubił zamulać.
Na lonży kiedy biegnie się przy koniu potrafi naprawdę fajnie, luźno galopować. Spuszcza głowę, mlaska jęzorem i sobie biegnie. Ale kiedy już się normalnie stanie na środku koła, koń obczaja że można sobie zrobić wolne bo się oddaliłam.
Ma kilka takich swoich 'widzi mi się'. Na przykład w pierwszym miesiącu współpracy w danym momencie jazdy lubił sobie stawać (dawał nawet ostro po hamulcach) żeby sobie na coś popatrzeć bo coś go zaciekawiło. Kiedy dawałam do zrozumienia, że tak nie będziemy robić, sprawdzał mnie. Wręcz kontem oka spoglądał czy aby na pewno nie dam się oszukać, że tam coś jednak jest i dłużej sobie postoimy. Przy ostrzejszym sygnale bez problemu wracał do pracy.
Albo podawanie nóg- podawał ładnie sam z siebie, ja czyszczę i nagle łup giera na podłogę, chętnie przy tym deptając moją stopę bo... bo siano, bo źdźbło siana znalazł i on musi zjeść.
To już nam udało się wyeliminować.
Mogę zaproponować właścicielowi rozwinięcie tematu serca (tfu tfu odpukać) jednak w większej mierze obstawiam nie szanowanie komend i kombinatorstwo.
Zobaczę co powie trenerka jak tylko podłoże na placu pozwoli na galop.
Dziękuję za pomoc 🙂
dzięki, ja jednak sama wiem, co mi jest i nie koniecznie jest to "wewnętrzna blokada".
Znam siebie i konia dlatego pozostamę przy tym wątku, bo bryki w terenie to jednak bunt.
Z tego co pisałaś wcześniej, że się boisz, że zaczynasz się stresować jak koń tylko uszami strzyże, to jednak masz jakąś blokadę wewnętrzną i należało by się z nią uporać. Nie wiem czemu się upierasz, bo nie widzę powodu do wstydu.
Po tym co pisałaś, też wydaje mi się, że bryki twojego konia w terenie, to nie bunt, a po prostu radość. Mój też czasem lubi sobie w terenie w galopie wyciągnąć się i podrzucić sobie zad, ale robi to z radości, chociaż nie zawsze jest mi do śmiechu 😉
tak, problem leży rownież we mnie - ale litości - jak można powiedzieć, może nawet usprawiedliwiać konia "bo robi to z radości".
Ja w to nie wierze 😉
(...) bo bryki w terenie to jednak bunt.
A pier...gadasz. 🙄 Ale o tym było trochę wcześniej i jeśli nawet to bunt - Twojemu koniowi wcale się nie dziwię - sama go tego nauczyłaś, a jeździec, który zsiada, bo koń się rozgląda, nic tu nie pomoże. Nie zwalaj na konia i na jego "bunty", a zajmij się sobą. Trochę konsekwencji własnego działania. Teraz odpracuj co zepsułaś. Nie zsiadaj z konia, a brykać będzie, bo skoro sama nie zsiadłaś, jak to nieraz robisz, to on Ci pomoże, więc pokaż mu, że tak nie wolno, krzyknij, daj w tyłek, szarpnij. Może chodź na spacery w siodle kiedy ktoś będzie trzymał lonżę? Prowadzałam tam kumpelę z jej klaczą, klacz się nauczyła. Sama też tak byłam prowadzana kilka razy.
Sea, ewidentnie jest jak ElaPe napisała, czyli, że nauczyliście konia kiedy wolno nic-nie-robić i on doskonale wie, że możesz go cmoknąć. Czemu w ogóle biegasz za koniem? 😉. Mam szetlanda, który nie kwapił się do galopu, a jeśli już to w stronę przeciwną do lonżującego i faktycznie bieganie z nim byłoby dobrą opcją, ale czego go to nauczy? A Wy tak właśnie zrobiliście. Miałam z małym gnojkiem duży problem no i nie pozostawił mi wyboru, dostał porządnie w dupsko (nie robi to na nim wrażenia, ale postarałam się i ruszył, chociaż się nie przejął). Nie nazwałabym tego biciem, ale już wie, że trzeba ruszyć dupkę jak każą i rzadko już zdarza mi się, że bat musi dosięgnąć celu. Pod siodłem to samo z kobyłą miałam, ale nie wystarczy chwalić samego zagalopowania, bo co dalej? Zagalopowałem, za to mnie chwalili, czyli więcej robić nie muszę. Chwaliłam najpierw po jednym kółku, po którym SAMA kazałam przejść do kłusa, a nie koniowi się odechciało - bo za co mam chwalić wtedy? Potem zwiększałam ilość i teraz da się fajnie pogalopować, a jak gaśnie to bacik, głos, poza oczywistym działaniem dosiadu na sam początek.
Strzemionko pamirowa ma rację. Niektóre konie brykają z radości. Moja potrafiła się rozpędzić galopem i zadnie umiescić nad uszami, nie miałam szans.... Wiedziałam że tak potrafi biegając po łące z innymi końmi 🙂 ale pod jeźdźcem? Teraz jak śmigamy po piaszczystym podłożu (takie uwielbia) trzymam uczciwie wodze, bo wiem co małpiszon lubi
Pomysł lussi uważam za świetny bo i koń się nauczy kto tu rządzi, a i jeździec ma szansę przezwyciężyć lęki i przyzwyczaić się do ruchliwości uszu rumaka 🙂
taa, z radości 🙄 I co niby jeździec też ma się cieszyć że jego rumak się tak pod nim raduje?
Ja takiemu brykaniu "z radości" mówię stanowcze nie. Szczególnie jeśli łączy się ono z ewidentnym nieposłuszeństwem i nieodpowiadaniem na pomoce (ponoszenie, wyciąganie wodzy itp)
Strzemionko sama widzi że problem siedzi w jej głowie i ja sobie mogę tylko wyobrazić ją usztywnioną na koniu, uwieszoną na wodzy a koń pod nią reaguje na takiego sztywnego jeźdźca tak jak reaguje. I na pewno nie jest to oznaka "radości".