Nerwica,depresja,zaburzenia osobowości.

halo - to prawda ze rozpoznanie problemu to dopiero polowa sukcesu. Ale - to juz cos. W zasadzie moze dlatego teraz jest mi ciezko, bo wiele sobie uświadomiłam, ale tez po raz pierwszy od lat widze jakas szanse zmian i rozwiazania problemow. Inaczej mierzy sie z czyms ciezkim bez wiary w mozliwosc poradzenia sobie z tym czyms, a inaczej czujac, ze ma sie w tej drodze jakies wsparcie - czy to terapeuty czy... Boga. Pewnie najprosciej byloby miec wsparcie rodziny i przyjaciol ale to niestety nie zawsze sie tak prosto uklada. Zresztą w niektórych sprawach znajomi potrafią być niestety bardzo oceniający i bezrefleksyjni, jestem daleka od twierdzenia, że każdy kto ma jakies problemy powinien iśc do terapeuty, ale są takie w których wydaje mi się to jednak wyjątkowo wskazane.

Tunrida - dzięki 😉
Ale dlatego tez postanowiłam napisać tu w watku, bo widze (nawet po rzuconych wczesniej w innych watkach polslowkac), ze jest wiecej zagubionych, zmagajacych sie z trudnosciami osob i chcacych o tym porozmawiac, ale malo kto odzywa się sie poza pw, moze bojac sie oceny, albo myśląc, ze jest jedyny czy z innych powodow.
[b]O takich sprawach właśnie TRZEBA mówić. Cieszę się, że osoba postrzegana za wesołą, radzącą sobie, zorganizowaną i szczęśliwą, nie boi się napisać, że jest jej źle. Cieszę się, że osoby takie mają odwagę powalczyć o lepsze JA, z fachową pomocą. I cieszę się, że nie wstydzą się o tym pisać. Właśnie dla tych, którzy się boją i nie mają odwagi.


Chyba właśnie po to jesteśmy na co dzień uśmiechnięci i radośni, żeby pokazać na zewnątrz że jest dobrze. Ludzie spędzający czas z nami też tak zaczynają się zachowywać. Kreujemy sobie nasz lepszy świat zewnętrzny.

I mnie jest bardzo ciężko, ale załamuję się tylko kiedy jestem sama, wśród innych jest ok. I nie potrafiłabym nikomu opowiedzieć o swoich problemach, bo między ludźmi zakładam maskę. Wolę wmówić sobie że to przejściowe problemy, że w końcu będzie dobrze niż z kimkolwiek porozmawiać. Bo i tak osoba, nie znająca mnie, moich celów i marzeń nie zrozumie problemów.
Dlatego lepiej latać z uśmiechem niż rozdrapywać rany bez sensu. Aż minie.
Tylko co jak nie minie?

W moim wypadku nie minęło i teraz rozumiem, że pewne rzeczy ciągnęłyby się za mną przez resztę życia. A też to co siedzi w mojej głowie, to nie są problemy należące takich, które omawia sie przy herbatce/winie z przyjaciółkami. Zresztą już się przekonałam, że jak człowiek chce się zwierzyć to ludzie się odsuwają, bo nie wiedzą jak zareagować, do tego często niesprawiedliwie oceniają, bo nie wiedzą jak inaczej zinterpretować pewne rzeczy.
Stąd, moim zdaniem w takiej sytuacji psycholog - taki któremu jest się w stanie zaufać i który jest doświadczonym terapeutą - jest  bardzo dobrym rozwiązaniem.

Stąd, moim zdaniem w takiej sytuacji psycholog - taki któremu jest się w stanie zaufać i który jest doświadczonym terapeutą - jest  bardzo dobrym rozwiązaniem.


I to miałam na myśli pisząc to, co napisałam powyżej. Miałam na myśli fachową pomoc, a nie koleżankę z pracy, której się wygadamy.
Chodziło mi też o to, że żeby iść do psychologa nie musimy mieć totalnie zwichrowane pod czapą i totalnie sobie nie radzić z życiem. Czasami niby jest dobrze, ale...nie do końca. I po prostu żeby sobie samemu coś poukładać potrzebny jest ktoś z boku.
Halo - to prawda ze rozpoznanie problemu to dopiero polowa sukcesu. Ale - to juz cos. A ja mam wrażenie, że jeśli się ogólnie ze sobą pracuje przy okazji terapii, to niektóre rzeczy rozwiązują się jakby "same". Od samego uświadomienia. Może takie poboczne? Mniejsze? Może uświadamiamy je sobie dopiero po zajęciu się innymi, pierwszorzędnymi historiami? I wtedy wystarczy ogarnięcie wzrokiem, żeby sobie poszły?
Przy wszechobecnej nagonce na to, ze ludzie chodza do psychologa ze wszystkim, ze spoleczenstwo jest slabe psychicznie balabym sie teraz isc do kogokolwiem. Mysle ze moje srodowisko by mnie wysmialo i odrzucilo. Tu nie ma miejsca na okazanie slabosci.

Na czym polega terapia? jak wyglada spotkanie z psychologiem?
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
19 marca 2014 22:29
rtk, ale musisz wszystkim mówić, że chodzisz na terapię?
rtk - ja też tak myślałam, że najbliżsi wyśmieją. Stąd powiedziałam tylko 3 przyjaciółkom - dwie same chodzą lub chodziły do psychologa, więc wiedziałam że nic mi nie powiedzą, trzecia byłam przekonana, że oceni to negatywnie - natomiast myliłam się, od tego momentu sama chętniej mówi o swoich problemach (które wcześniej ukrywała i wydawała się bardzo silna osobą - zresztą dalej uważam, że jest silna, ale nie pozwalała sobie na żadne słabości, a teraz widzi, że to nie wstyd czasem mieć doła czy przyznać, że coś przerasta).
I generalnie ostatnio więcej w moim przyjacielskim gronie szczerych rozmów - które nas umocniły w tej przyjaźni, a były już momenty kiedy myślałam, że ekipa się rozpadnie. Natomiast jest w naszych gronie czwarta przyjaciółka, której ja nie powiedziałam - ale z tego względu, że już raz mnie oceniła, za coś za co moim zdaniem nie ma prawa oceniać, no i od tego czasu się trochę na nią boczę.
Natomiast rodzina - nie, im nie mam zamiaru mówić. Dalsi znajomi - też nie wiedzą. Klientów paru może wie, jak czyta ten wątek - ale nie ogłaszam tego każdemu napotkanemu człowiekowi, moja terapia - moja prywatna sprawa 😉 są ludzie, którzy nie dzielą się z nikim tym, że chodzą do psychologa. Wiele zależy od tego z jakiego pochodzą środowiska, w niektórych rzeczywiście sie to może spotkać z niepotrzebną stygmatyzacją.  W środowisku końskim akurat znam trochę osób, które chodzą do psychologa, albo chociaż były kiedyś się z psychologiem skonsultować w jakiejś sprawie - ale unikają jednak mówienia o tym publicznie, bo też się boją oceny, plotek w stajni itp. Trochę się im nie dziwię.

W moim przypadku (i chyba to dość powszechne) spotkania wyglądały tak - pierwsze 3 sesje poświęcone były ustaleniu z czym przychodzę, co dla mnie w codziennym życiu stanowi problem i co chciałabym zmienić. Czyli ustalenie celu,ale i warunków terapii (ile razy w tyg się spotykamy, zasady odwoływania spotkań, itp). Po tych 3 sesjach podjęłam ostateczną decyzję, że chcę rozpocząć psychoterapię. No i chodzę raz w tygodniu. Pierwsze 3 sesje to był taki trochę wywiad, ale od tego czasu sesje wyglądają tak, że ja mówię (o czym chce, czasem mówię o jakimś konkretnym wydarzeniu które miało miejsce w danym tygodniu, a czasem ciągnę jakiś ważny dla mnie wątek przez kilka kolejnych sesji) - a psycholog czasem dopytuje, czasem nakierowuje pytaniami, które skłaniają do różnych przemyśleń, pomaga uświadomić sobie różne rzeczy, pokazuje zależności między danymi zdarzeniami czy aspektami życia, itp. Nie doradza, nie ocenia, nie narzuca tematów do rozmów.  A jednak pomaga 😉 bo umie zauważyć i pokazać mi to, czego ja sama nie widzę (albo nie chcę widzieć), pomaga zrozumieć pewne mechanizmy, połączyć pewne fakty.
Dopiero po ponad 5 miesiącach zaufałam mu na tyle, żeby ruszyć trudniejsze dla mnie tematy, o których przychodząc nawet nie myślałam, że kiedyś poruszę. poprzedził to mega kryzys  😁 Teraz mija pół roku odkąd do niego chodzę i już widzę, że trochę się w moim życiu od tego czasu zmieniło i tak jak pisałam, zaczyna mi się łatwiej i lepiej funkcjonować w pewnych sferach. Ale też wiem, że jeszcze sporo pracy przede mną i że tak naprawdę głębsza praca dopiero przed nami. Na początku się łatwo zniechęcałam, ale teraz jest łatwiej, bo zaczynam rozumieć, że ja naprawdę moge mieć wpływ na swoje życie i je kształtować, pomimo różnych niekorzystnych, losowych zdarzeń. I... czasem musi być gorzej, żeby było lepiej 😉

Mam nadzieję, że coś rozjaśniłam 😉
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
19 marca 2014 23:46
Ja już pisałam o tym jak było u mnie:
http://re-volta.pl/forum/index.php/topic,90693.msg1992341.html#msg1992341
Strzyga - widzę, że miałaś odwrotnie niż ja 😉 ja dopiero po kilku miesiącach dopuściłam do siebie jakiekolwiek emocje w gabinecie, a i tak dalej mam z tym problem - a widzę, że Ty z kolei na dzień dobry chciałaś je chować 😉 ).
Averis   Czarny charakter
20 marca 2014 07:36
O terapii lepiej mówić po jakimś czasie i tylko najbliższym. Ja generalnie mam nauczkę i od tej pory wybieram ludzi, którzy nie powiedzą mi, że nie wierzą w depresję i nie zaczną się ze mną licytować, że mają gorzej a sobie radzą. Nie ze wszystkimi trzeba o wszystkim rozmawiać 😉.
Ja mówię wszem i wobec, że chodzę na terapię, ale to również w ramach celów "wyższych", czyli oswojenia przynajmniej mojego otoczenia z faktem, że można o tym mówić i nie trzeba być w jakimś fatalnym stanie, żeby chcieć chodzić i czerpać z tego korzyści. I tak sporo osób próbuje mi zasugerować, że to fanaberia i że szkoda pieniędzy (bo płacę 130zł za sesję), czasem mnie to wkurza a czasem przymykam oko i już.
Averis   Czarny charakter
20 marca 2014 09:09
Dzionka, mnie chodziło bardziej o osoby, które przemogły się, poszły, ale jest to dla.nich trudne. Takie dobre rady innych ludzi na samym początku mogą je bardziej dotknąć, niż to konieczne. Tak to przynajmniej widzę.
To ja się nie spotkałam wśród moich znajomych z krzywymi spojrzeniami, czy złotymi radami, czy z próbą zaglądania mi do portfela 😉 Ale mam taką jedną znajomą, która odrobinę, w moich oczach, przegina z wydziwianiem. Jak nie sesja z ponownymi narodzinami, to tygodniowy wypad na medytacje. Jak nie medytacje, to inny wymysł. Ale ma to swój urok, jak się spojrzy z odpowiedniego dystansu.
Ja już się nie kryję ani z depresją ani z psychoterapią.
branka,
ciekawe to co piszesz, zazdroszczę podjęcia decyzji o spotkaniach
ja raczej nigdy się nie przełamię - ale to kwestia charakteru

u mnie o moich problemach nie wie nikt z bliskich - wie koleżanka ze stajni i to by było na tyle
o! i jeden klient - zupełnie obcy facet, z którym spędziłam ostatnio praktycznie 100% czasu na targach dyskutując o życiu - i w sumie ta rozmowa mi najbardziej pomogła - bo zrozumiałam jego oczami - jak mnie postrzegają ludzie a i on miał okazję porozmawiać o sobie i swoich problemach

ja niestety wiem co mi jest i raczej a nawet na pewno nic sie nie zmieni
cranberry   Fiśkowo-Klapouchowo
20 marca 2014 13:48
Dodoja niestety wiem co mi jest i raczej a nawet na pewno nic sie nie zmieni

i ja podpisuje się pod tym...
Ja odkladalam decyzje pojscia do psychologa jakies 7 lat. Oczywiscie najpierw sobie wyrzucalam ze dlaczego tak pozno. Ale psycholog mi w pewnym sensie pokazal, ze moze nie bylam na to wczesniej gotowa. I ze tak czy tak nie ma co plakac nad rozlanym mlekiem, tylko wyciagnac wnioski z doswiadczenz kilku ostatnich lat.

Teraz chodze tam swiadomie, z checia zmian.. musialam sie przekonac ze nie umiem konstruktywnie sobie sama poradzic z niektorymi rzeczami i ze same sie nie poukladaja. Potem musialam zaakceptowac to ze skorzystanie z czyjejs pomocy to nie slabosc i poddanie sie, a raczej walka o bardziej satysfakcjonujace zycie. A potem i tak minely 2 lata zanim chwycilam za telefon i umowilam sie na wizyte.. nastapilo to w idealnym momencie mojego zycia. Moze byloby lepsze gdybym zaczela terapie kilka lat temu. A moze bym z niej nic wtedy nie wyciagnela i zrazila sie raz na zawsze? Kazdy czlowiek kroczy swoja sciezka, swoim tempem..
Kiedyś koleżanka z pracy fajne zdanie wrzuciła na facebooku: "Never compare your journey with someone else’s. It’s a marathon with no finish line. Someone else may start out faster than you, may seem to progress more quickly than you, but every runner has his own pace. Your journey is your journey, not a competition." czyli mniej więcej: 'nigdy nie porównuj czyjejś podróży ze swoją. To maraton bez linii mety. Ktoś może zacząć szybciej niż Ty, może się wydawać, że robi szybciej postępy, ale każdy biegacz ma swoje tempo... Twoja podróż to twoja podróż, a nie zawody.'

PS ja myslalam ze wiem skad biora sie moje trudnosci. Okazuje sie ze wielu rzeczy w tej autodiagnozie nie uwzglednilam. Umysl to skomplikowana konstrukcja, potrafi znieksztalcac nam rzeczywistosc, zapominac o waznycj rzeczach a na wierzch wyciagac te nieistotne.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
20 marca 2014 20:52
branka, ciężko mi siebie określić tak naprawdę sprzed terapii, prócz tego, że byłam koszmarnie poranioną osobą. I starałam się tłumić te emocje i uczucia, chować je, karać siebie za to, że czuję. Ale w pewnym momencie nie dawałam rady, bo one nie zniknęły, przeszły tylko do podświadomości i zaczęły dyktować jak mam żyć, więc poszłam do terapeuty, żeby mi je pomógł uciszyć raz na zawsze. Nie dostałam tego, czego chciałam i bardzo się z tego cieszę.
Podpisuję się...
obecnie tłumię w sobie emocje,nie lubię okazywać uczuć...nienawidzę wręcz. jedynie uczucia potrafię okazać w stosunku do zwierząt.
no i dochodzi nerwica żołądkowa;/
Dopisuję się i ja - nerwica.
Jutro lekarz i jakieś tabletki, bo czasami jak dopadnie mnie szał złości to jest po prostu koszmar.
u mnie w pracy mam teraz taki szał 🙁(( po prostu już nie mogę.
Znajomy, który - jak mu się powie o problemach, depresji, terapii - źle nas ocenia to już nie znajomy.
Nie otaczam się ludźmi nieżyczliwymi.
mi dzisiaj głowa odpada,czuję się jakbym miała przeogromnego kaca.a to stres;/
olorin669,
o rodzinie napisałem w kontekście odpowiedzialności za chorobę najbliższej osoby, bo bardzo często jest tak, że za stan w którym ta osoba się znalazła odpowiadają opiekunowie (rodzice).
Najczęściej to środowisko, w którym żyje chory nie pozwala mu wrócić do zdrowia
[quote]Część psychiatrów uważa, że depresji Nikt nie jest winny.
Trzeba by było dodać tej jej rodzajów, która idzie z genów bądź jako skutek uboczny przyjmowania leków. Reszta rodzajów depresji mają podłoże w środowisku.

jeśli chodzi o osoby chore na depresje to dobrze by było aby jak najszybciej uwolniły się od osób, które to im zrobiły
Najczęściej rodzina, która jest odpowiedzialna za stan chorego (rodzice)
Tak właśnie jest, stan chorego jest winą najbliższego otoczenia
Za to osoby, które chorują, zazwyczaj łapią depresje przez swoich najbliższych
nie znam ani jednego przypadku, w którym za stan danej osoby nie odpowiadało by  otoczenie (rodzina, praca, znajomi).

Nadal nie wiesz gdzie pisałeś?[/quote]
Dokładnie, nadal nie wiem gdzie napisałem "zawsze", które jak prawdziwy manipulant, albo logiczny inaczej, wstawiłaś. Ostatni cytat jest z wypowiedzi, w której mówiłem o swoich własnych doświadczeniach.
Nie wspominaj już więcej o logice ok? (nadal zakładam, że nie manipulujesz, a brak Ci spokojnego, wypoczętego umysłu aby pisać sensownie)

Chodzi o to:
[quote]Cytuj
[quote]Przecież to ty twierdzisz, że "zawsze winni są inni (rodzina znaczy)"
.
Po raz kolejny coś twierdzisz i jeszcze wstawiłaś to twierdzenie w cytat. To ze mnie? Weź mi podrzuć dane postu, w którym tak twierdziłem[/quote][/quote]
Cały czas w takim razie czekam na cytat gdzie będzie słowo "zawsze", bo ma to ogromne znaczenie. Zawsze, to zawsze nie? Czy to nielogiczne?

To teraz odszczekaj zarzut nieuzasadnionego twierdzenia.
Ciekawe czy doczekam się kiedyś słowa przepraszam, albo zwyczajnej pokory w tym co piszesz. Na razie zachowujesz się jak rozkapryszony, roszczeniowy narcyz co to za wszelką cene musi postawić na swoim, nawet swoim kosztem.


Czyli, podsumujmy: Chory nie odpowiada za to, co gotuje innym, bo "jest chory", tak? Jednocześnie jest w pełni odpowiedzialny (ale nie za chorobę, ani jej objawy), tak? I dlatego najlepiej, żeby sam decydował, że "chce zakończyć własne cierpienia", tak? Nieistotne, że sprowadza na innych (bliskich) straszny ból, tak? Czyli może krzywdzić, bo jest chory, tak? Jednocześnie depresja nie modyfikuje osobowości w sposób trwały, tak? Czyli chory w depresji ma jednak osobowość, tak? Jednocześnie nie można o nim mówić, że krzywdzi, tak?
Nie wiem, bo bełkoczesz. Odpowiem na to pytanie jak Ty mi odpowiesz gdzie "samoćpaki gotują farsz na ryby"? Ta sama klasa pytania.

Wybacz, to nijak nie jest logiczne. Logiczne to może być wyłącznie wg Kalego.
Podpowiedź: jak zrobisz sieke cytatów bez wyjaśnienia do czego one się odnosiły to tak, to nijak nie jest logiczne.

Może przypomne od czego w ogóle dyskusja o depresji się zaczęła, bo Halo ma słabą pamięć, słabą logike i można się w tym pogubić:


A że taki fizycznie zdrowy zabijając się funduje masę cierpienia swoim bliskim - to spoko, tak? To jest wyraz zdrowej empatii i współczucia, tak? Żeby, biedni, się dłużej ze mną nie męczyli? Ciekawe czemu rodziny samobójców cierpią jak potępieńcy, powinni świętować, tak?

...

Na co odpowiadałem, że Halo nie widzi drugiej strony medalu i jest ustawiona na tępienie samobójców. Tak się zeszło na depresje, bo tu też jak pokazałem, miała tendencje do równania ich z błotem, twierdząc że przynoszą jedynie cierpienie.
Niestety, emocje związane z własnymi doświadczeniami sprawiają, że traktujesz niewłaściwie osoby, które w znakomitej więkoszości nie są winne temu, że chorują i może być im przykro czytając, że są sprawcami cierpienia swoich rodzin, że są jakoby temu wszystkiemu winne.

I tak to się ciągnie...
Na szczęście samobójców nie trzeba tępić. Robią to sami.
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
25 czerwca 2016 15:54
halo- i tak samo kobieta- po co ją tępić, jak usunie ciążę? Sama obarcza swoje sumienie.

olorin- nie znam ani jednego przypadku, w którym za stan danej osoby nie odpowiadało by  otoczenie (rodzina, praca, znajomi).  - a ja takie osoby znam.
Dementek, nikt nie tępi ani samobójców, ani kobiet, hm, agresywnie odrzucających macierzyństwo. Jednak do pochwalania i zalecania - jest trochę przestrzeni społecznej. Samobójcy tępią się sami. Matki "byle-nie-być-matką-nie-teraz" tępią swoje potomstwo. Niekoniecznie jest to tylko ich sprawa, ich cierpienie. O ile matka może ukryć (np. przed ojcem, który chce być ojcem) swój akt woli, to samobójca swojego aktu woli i jego skutków dla innych nie jest w stanie ukryć.
Jednak obie akcje nijak nie wpisują się ani w osławione "Żyj i daj żyć innym", ani w "Rób co chcesz, byle Innych nie krzywdzić", nie wspominając o tradycyjnym dekalogu, ani o nowoczesnym "Kochaj(!) - i rób co chcesz".
To są postawy anty-miłość, anty - bodaj najpiękniejszej ludzkiej zdolności.

Sumienie, mówisz? To jest coś takiego? Jednak jest? A skąd się to sumienie bierze?
Averis   Czarny charakter
25 czerwca 2016 19:56
Dementek, odważna deklaracja. Siedzisz w głowie tej osoby?
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się