Nerwica,depresja,zaburzenia osobowości.

tunrida, pytanie kiedy zaczyna się choroba? Gorsze dni, ok każdy miewa. Większość czasem się wścieka, czasem płacze. Ja jakiś czas temu uznałam, że w sumie źle mi się żyje z samą sobą. Pewne przeżycia sprawiły, że stałam się oschła, wycofana, mniej radosna a czasem zgorzkniała. Źle mi z tym. Co więcej, nie stało się to z dnia na dzień ale postępowało w czasie kilku lat.
Dopiero uwagi mojego faceta dały mi trochę do myślenia, że faktycznie zmieniłam się i to nie na lepsze.
incognito   W życiu należy postępować w zgodzie ze sobą.
26 września 2011 15:38
Ja mam nerwice objawiającą się bólem serca...potwierdzone przez lekarza, ale sobie radzę i jak jestem spokojna przez dłuższy czas to ból zanika również na dłuższy czas, a zdarza się tez tak w okresie dużych nerwów i stresów, że boli nawet jak mam chwilę wytchnienia.
Osoba naprawdę chora nie rozmawia o tym tak, jakby to był byle katarek albo coś czym można się pochwalić przed znajomymi. Lansiarstwo i cygaństwo wyczuwam na kilometr. 😎 To widać, na serio.
Osoby, które naprawdę źle się czują, mają z czymś problem i nie radzą sobie same, otwierają się zazwyczaj w małym gronie przyjaciół albo tylko jednej osobie. Albo nie otwierają się wcale. Często zachowują się w bardzo specyficzny sposób.


I żebyś się nie zdziwiła... Moja koleżanka leczyła się, mówiła o samobójstwie, ale jednocześnie robiła makijaż i szykowała się na imprezę tydzień później.  I co? Nie poszła, a my myślałyśmy, że gada tak żeby zwrócić na siebie uwagę...
agulaj79, Znam kogoś, kto nie mówił NIC. Nie leczył się, bo.... nie musiał. Ba, bawił się, imprezował, śmiał się, był kimś naprawdę cudownym... aż tu, w pewien piękny dzień - pyk! i człowieka nie ma. Samobójstwo. Powodów nie zna się do dziś, NIC nie było widać, a coś musiało być na rzeczy.
Znam też kogoś, kto miał cudowną, bogatą rodzinę, zapewnioną przyszłość, wydawałoby się, że zero stresów w życiu i... podobno coś tam "przebąkiwał", że "źle mu". Nikt nie uwierzył i znowu, znajomi mogą tylko znicze zapalać w listopadzie.
I znam, niestety, kogoś kto zabawił się czyimś kosztem strasząc swoją śmiercią. Dziewczyńsko oczywiście żyje i ma się dobrze, ale ten, którego kosztem się zabawiono chętnie zdzieliłby dziewuchę w twarz.
Ludzie są straszni.
Ja doszłam do wniosku,że żyję w dwóch światach.Tym wewnętrznym,swoim,nerwicowym i tym ogólnym,w którym jestem zwyczajną usmiechniętą babką.I nikt by nie powiedział,ze coś ze mną nie tak.
Na obecnym etapie funkcjonuję normalnie.W każdym razie staram się,wspierając lekami czy terapią,czy wykorzystując własne sposoby opanowania lęku,napadu paniki lub nagłego niewobrażalnego zdenerwowania bez większego powodu. Ale wiem jedno - to co "normalnym" ludziom przychodzi łatwo,mnie podwójnie trudno. I mowa tu np.o wstaniu z łóżka,dotarciu do pracy,czy zakupach. Podobnie jesli chodzi o pozytywne myślenie,cięzko mi o optymizm,aczkolwiek staram się żyć pozytywnie.

Pytanie padło kiedy wiadomo,ze to choroba.Mogę od siebie powiedzieć jedynie,że w momencie gdy życie i codzienne sprawy zaczęły mnie przerastać,zaczęłam sie denerwować nadchodzącym rankiem,a wieczorem dostawałam telepotek na myśl o nieprzespanej nadchodzącej nocy(wśród przeróznych dziwnych myśli) i kolejnym dniu,gdzie czekają kolejne wyzwania... poszłam do lekarza. Zwyczajnie zaczęłam bać się siebie i swoich niezrozumiałych reakcji.
Reakcji nad którymi nie jestem w stanie zapanować,jak brak tchu,zimne zlewne poty i drżenie,czasami zawroty głowy.
I mniemam,ze nikt "nienormalny",cierpiący na jakiekolwiek zaburzenia psychiczne/emocjonalne,nie powie że to jest fajne.
Chyba,ze mowa o tym całym trendzie emo  🙄 Poczytałam i dokształciłam się. Mój Boże w moim środowisku i czasach nastoletniej mody tudzież lansu hitem były glany,a nie dziarganie żyletką na symbol samobójstwa. Wszak czasy sie zmieniają....
Znam przypadek, bardzo dobrze - diagnozy padały różne: CHAD, borderline i cośtam jeszcze zdaje się. No i znam parę innych jeszcze, choć już nie tak bliskich osób - anoreksja (o, to dziadostwo było bardzo zaraźliwe)

Zabawne, problem w zasadzie miał podobne źródło, jak tutaj piszecie - chęć zapisania się do jakiejś grupy, jakiejkolwiek. Rozpaczliwa potrzeba bycia w "stadzie", a choroba skutecznie uniemożliwiła normalne funkcjonowanie w klasie czy - później - na studiach.
Pomogła...wiara.

A to dla Was moje kochane smuteczki, może ktoś się dzięki tej piosence uśmiechnie  :kwiatek:
miło się zrobiło..
:kwiatek:
Jest wątek o depresji, jedne rzeczy się powtarzają, inne - nie.
[url=http://www.voltopiry.pl/forum/index.php/topic,9502.msg340900.html#msg340900]http://www.voltopiry.pl/forum/index.php/topic,9502.msg340900.html#msg340900[/url]
mandi trzymaj się  :kwiatek: szybkiego powrotu do zdrowia
dzięki  :kwiatek:
Odebralam wyniki. Mam niedobor ferrytyny, czyli zelaza(?) i nadmiar TSH. Po za tym nieprawidlowy zapis EEG, ale nie rozumiem tych dziwnych nazw i liczb, wiec dowiem sie dopiero przy wizycie o co chodzi.
Nieprawidłowy zapis EEG się zdarza. Wszystko zależy co tam w tym zapisie jest nieprawidłowego. Bo są takie nieprawidłowości, które neurolog będzie diagnozował/leczył od razu. Są takie, którymi się zaniepokoi tylko wtedy kiedy pojawią się dodatkowo jakieś objawy u pacjenta. A są takie, które się tylko obserwuje i tyle.

Co do TSH. Jeśli wynik jest nieprawidłowy koniecznie należy zrobić dokładniejsze badania hormonalne, czyli fT3 i fT4. I z wynikami koniecznie do endokrynologa. Niedoczynność/nadczynność tarczycy sprzyja występowaniu schorzeń psychiatrycznych. I bywa, że po wyrównaniu zaburzeń hormonalnych dolegliwości psychiczne ustępują. A bywa, że leki od psychiatry są mimo wszystko wskazane. A bywa, że mimo wyrównania hormonów bez leków psychiatrycznych ciężko żyć.
Ft3 i 4 mam w normie.
to moze przepisze notatke, bo jestem ciekawa o co kaman.
''zapis niepraw ze zmianami ujawniajacymi sie podczas stos aktyw hyperwentylacji w postaci wyladowan serii fal theta alfa 3,5-4-9 hz o nieregularnej zaostrzonej morfologii o ampl do 125-155 uv znad okolic skroniowych obustronnie i linii srodkowej mozgu. Czynnosc spoczynkowa jest nieregularna.''
A jakie masz to TSH?

Coś jest z tym TSH na rzeczy, albo tak naprawdę jest ono bardzo zmienne i zależne od czasu i sytuacji, albo bardzo dużo osób (w tym dzieci) cierpi na niedoczynność tarczycy przy prawidłowych poziomach hormonów tarczycy  😎 .

Bo co rusz czytam/słyszę, że komuś tam wyszło za wysokie przy okazji innych badań/leczenia.
Z moim synem też tak było, wyszło mu przypadkowo przy przygotowaniach do znieczulenia ogólnego.  Znam kilka innych takich dzieci.. No i teraz bierze hormon (czy słusznie..?), kontrolujemy tsh często i co chwila wychodzi inne...
Dziwne to takie, sorry za OT
TSH mam 3.9, a powinno byc max 3.
No wlasnie mojemu brat wlasnie stwierdzili, ze ma powiekszona tarczyce. Po za tym nikt w rodzinie nie mial z tym problemu.
mialam przed chwila wstepna rozmowe z psychologiem i coz, podejrzewa, ze przy moich problemach moge miec stany depresyjne.
Taki zapis moim zdaniem można jeszcze uznać za prawidłowy. Fale theta to są fale wolne i mają prawo się pojawić podczas hiperwentylacji. Fale alfa to są fale prawidłowe, u ciebie są nieco za ostre, ale również podczas hiperwentylacji od biedy mogą być. Ja bym się takim zapisem za bardzo nie martwiła.
(oczywiście ważne są objawy pacjenta, dla których w ogóle ktoś ten zapis robił, bo przypominam, ze leczymy pacjenta a nie wyniki)  😉 Tak więc do lekarza i tak idziesz na wizytę, więc....powodzenia.  🙂

Nieprawidłowe TSH świadczy o chorobie tarczycy. Po prostu.
Wahania TSH (przy braniu hormonów) świadczą o problemie z ustawieniem leków. Dobry endokrynolog powinien móc zapanować nad poziomem TSH przez ustalenie prawidłowej dziennej dawki hormonu tarczycy.
Tarczyca jest często niedoceniana - a ma kolosalny wpływ na cały nasz organizm. Ja np. najpierw latami leczyłam się na nadciśnienie (brałam leki mimo młodego wieku), aż w końcu trafiłam na mądrą lekarkę, która zadała proste pytanie - czy miałam robione badania tarczycy? Oczywiście - nie miałam. Po badaniach tarczycy (USG tarczycy + badania krwi na poziom TSH) od razu wyszła niedoczynność tarczycy! I to stanowiło źródło nadciśnienia. Teraz (juz po prawidłowym ustawieniu leków hormonalnych na tarczycę) ciśnienie mam w normie  i mogłam całkowicie zrezygnować z leków.

Co do depresji .... hmmm. Moja babcia miała i ma nadal depresję (która kilkadziesiąt lat temu doprowadziła ją do próby samobójczej) - jest cały czas na silnych lekach antydepresyjnych. Moja mama ma również depresję (także jest na lekach). Zona mojego bliskiego kuzyna ma ciężką depresję (kilka razy musiała już odbywać terapię w zamknięciu w szpitalu psychiatrycznym. Jest cały czas na lekach).

Tak więc wiem co oznacza ta choroba i z całą pokorą odnoszę się do przypadków osób nią dotkniętych.

Jeżeli prawdą jest, że jest to choroba przenoszona genetycznie ..... to ciężki mój los!

Każdy z nas miewa gorsze chwile w życiu. To normalne. Z wiekiem dochodzi znużenie, frustracja, złość. To też normalne.... Wtedy możemy albo hołdować złemu samopoczuciu i zagłębiać się w stany depresyjne, albo już od zarania starać się temu przeciwstawić.

Mnie osobiście bardzo pomogła wspólna praca (zawodowa) z Łukaszem - kolegą praktycznie całkowicie sparaliżowanym na wózku, który w wieku dwudziestu paru lat, będąc na "żaglówkach" z przyjaciółmi, skoczył do wody. Z głupoty! Już sam z tej wody nie wypłynął. Człowiek, który miał swój świat, szkołę, swoje plany życiowe, swoją dziewczynę, swoje zainteresowania. W jednej chwili skończyło mu się dosłownie WSZYSTKO! Naprawdę wszystko!
Wysłuchałam jego historii. O tym przez prawie trzy lata spędził na różnych oddziałach szpitalnych. Przeszedł niezliczone operacje kręgosłupa, był poddawany wszelkim terapiom (bardzo bolesnym i długotrwałym), które mogłyby mu usprawnić komfort zycia (bo o wyzdrowieniu od poczatku nie było mowy!).
Powiem Wam tyle - my tak naprawdę nie mamy problemów!
W konfrontacji z Łukaszem moje problemy, moje smutki, moje frustracje od razu zblakły! Czy ja miałam kiedyś jakiś problem?
Nie!!!!

Łukasz jest wspaniałym człowiekiem. Cieszy się, że jeżdżąc na wózku może poruszać rękoma (w pewnym stopniu), a przez to jest w miarę samodzielny.  Ma rodzinę, oddaną mu żonę, którą odwozi samochodem (!) do pracy. Myślą o wspólnym dziecku. Jest szczęśliwym człowiekiem. Samo o tym tak mówi.
Zawodowo pomaga ofiarom wypadków samochodowych wydostać się z traumy. Jest żywym przykładem, że nawet z kolosalnego nieszczęścia osobistego można wyjść na prostą i przerobić własne życie. Dla mnie to jest człowiek - pomnik.

Nie do końca wierzę w psychoterapie.... ale każdej osobie, która czuje się źle, która uważa że jej zycie jest szare, nijakie, że każdy następny dzień jest traumą, polecam kontakt z takim Łukaszem ( a jest takich osób wiele).  Od razu stawia na nogi!!!!!







Dzieki za interpretacje 🙂 We wtorek mam wizyte u psychiatry, to sobie jeszcze poslucham.
Zu   You`ll ride my rainbow in the sky
17 marca 2014 11:20
Nie bardzo wiem w jakim wątku zapytać, a to dosyć pilne. Potrzebuję namiarów na bardzo dobrego, sprawdzonego psychiatrę z Warszawy. Ktoś, coś...? :kwiatek:
Dr. Artur Krężel 😉
Dr Agnieszka Ziołkowska.
Jeśli jest naprawdę źle można się od razu samemu zgłosić na izbę przyjęć w którymś szpitalu.
Zu   You`ll ride my rainbow in the sky
17 marca 2014 12:50
Muffinka leci priv :kwiatek:
Dzionka jest naprawdę źle, ale nie ze mną. To długa historia, ale prawdopodobnie szpital nie wchodzi w grę, a jakoś muszę tej osobie pomóc. :kwiatek:
Zu, rozumiem, powodzenia!
ash   Sukces jest koloru blond....
17 marca 2014 13:31
Zu, sprawdź pw.
Zu   You`ll ride my rainbow in the sky
18 marca 2014 10:05
Bardzo wszystkim dziękuję za odpowiedzi-zarówno w wątku i jak i na pw! :kwiatek:
Ja doszłam do wniosku,że żyję w dwóch światach.Tym wewnętrznym,swoim,nerwicowym i tym ogólnym,w którym jestem zwyczajną usmiechniętą babką.I nikt by nie powiedział,ze coś ze mną nie tak.
Na obecnym etapie funkcjonuję normalnie.W każdym razie staram się,wspierając lekami czy terapią,czy wykorzystując własne sposoby opanowania lęku,napadu paniki lub nagłego niewobrażalnego zdenerwowania bez większego powodu. Ale wiem jedno - to co "normalnym" ludziom przychodzi łatwo,mnie podwójnie trudno. I mowa tu np.o wstaniu z łóżka,dotarciu do pracy,czy zakupach. Podobnie jesli chodzi o pozytywne myślenie,cięzko mi o optymizm,aczkolwiek staram się żyć pozytywnie.


Piona... Też mam wrażenie życia w 2 światach, przez co w pewnym momencie zatraciłam zupełnie poczucie jaka jestem. 
Teraz im dalej w las z terapią, tym coraz więcej o sobie wiem, pewne rzeczy są dzięki temu prostsze, ale niektóre na razie zrobiły się trudniejsze. No ale minęło dopiero pół roku, więc mam nadzieję że z czasem będzie całościowo lepiej.

Najbardziej mnie uderza to, że dostrzegam np piękno świata, potrafię się zachwycić np zachodem słońca czy widokiem koni na pastwisku, cieszyć z deszczu, itd, ale takie normalne codzienne sprawy  nie cieszą mnie wcale. Poza chwilami kontaktu z przyrodą i zwierzętami nie przeżywam w zasadzie żadnych emocji. Zresztą właśnie brak odczuwania satysfakcji w życiu, zero motywacji i brak odczuwania emocji były jednymi z powodów pójścia do psychologa. Bo już nawet spotkania z najbliższymi przyjaciółmi nie były kojące.
Dla mnie najtrudniejsze jest teraz to, że zrozumiałam że konkretne wydarzenia z przeszłości bardzo wpłynęły na to jaka dziś jestem, choć próbowałam sobie latami wmówić, że jest inaczej. Może wcześniej nie byłam gotowa się z tym zmierzyć, nie wiem. Albo naiwnie wierzyłam, że sama sobie poradzę. Ciężko mi się teraz pozbierać, jak dopuściłam pewne rzeczy do świadomości. Z drugiej strony - po to jest terapeuta, żeby jak sie już zacznie w tym grzebać, nie musieć sobie radzić samemu. Ale nawet pomimo poczucia ogromnego doła, w pracy np jestem uśmiechnięta i np ostatnio mi się naprawdę fajnie dogaduje z końmi. Im gorsza kondycja psychiczna tym lepszy kontakt ze zwierzakami  😎 zresztą ja pomimo braku optymizmu mimo wszystko potrafię docenić to co w życiu mam. Stąd nie narzekam, nie biadole, potrafię się uśmiechać, dziękować ludziom, itp. Z drugiej strony przez to nawet bliscy znajomi nie wiedzą, że jest mi źle, bo postrzegają mnie jako pogodną, radząca sobie osobę.

Z mojej perspektywy pójście na terapię było bardzo dobrą decyzją - ale nie jest mi teraz lekko i czasem np patrzę z zazdrością na swoich przyjaciół normalnie żyjących, potrafiących się smucić, weselić, przeżywać to co dzieje się w ich życiu.
Ale pojawił się też u mnie nowy wymiar - duchowy. W niedzielę byłam pierwszy raz od 8 lat w kościele. Ja... zagorzała anty-katoliczka  🤔 I nie było to na zasadzie 'jak trwoga to do Boga'. Nie chcę się tu uzewnętrzniać, ale doświadczyłam w ciągu ostatniego tygodnia czegoś niesamowitego i... choć nie pamiętam jak się modlić, to... się codziennie teraz modlę. Dziwne rzeczy się dzieją 🙂 Może to jest tak, że zagubiony człowiek chce w coś wierzyć, żeby mu było łatwiej, a może jest tak jak czuję i pewne obecne doświadczenia są realne. Nie wiem. Postanowiłam się za mocno nad tym nie zastanawiać, tylko iść za głosem serca. Ale też gdyby nie terapia i moje rozważania na niej - m.in. dlaczego odwróciłam się kiedyś od kościoła, to bym pewnie na mszy jeszcze wiele lat się nie pojawiła.
Jedno powiem - noc po pójściu do kościoła była pierwszą od tygodni dobrze przespaną nocą. Bez złych snów, bez budzenia się, spokojna, błoga...

Nie wiem czy dobrze robię tu pisząc, ale z drugiej strony - wiem, że jest tu nas trochę zmagających się z problemami natury psychicznej, bądź przeżywających różne traumy i.. uważam, że nie ma niczego złego w zakomunikowaniu tego i podzieleniu się swoim doświadczeniem. Jeden człowiek cierpi bo złamał nogę, inny bo ma wadę serca, bóle kręgosłupa czy cukrzycę, a inny bo sie każdego dnia boi wstać z łóżka.
branka, bo szczerze mówiąc, to nie ma się z czego cieszyć 😉 Bez 1/2 l. życia nie razbieriosz 🙂
Mój ojciec zawsze mawia, że 1/2 l. to złoty lek na wszystko  😁  ale jednak niestety chyba tak nie rozwiążę swoich problemów 😉

branka, nie chcę ci mącić, ale w tym właśnie rzecz, że na problemy pomaga wyłącznie ich rozwiązanie 🙂. Rozpoznanie problemu to aż ale i TYLKO połowa rozwiązania 🙁
Trochę tak jak z pokusą: najskuteczniejszy sposób to ją zaspokoić 😁 Na problem - pozbyć się problemu 🤣.
Najgorzej z problemami Nierozwiązywalnymi, z kondycji ludzkiej płynącymi, które (dziwnym trafem) dokuczają wyłącznie ludziom skłonnym do refleksji 🤔 One nie znikną, żeby nie wiem jak rozszerzać świadomość.
To tak ćwierć żartem.

Ale tak, wierzę w Łaskę. Różne są wersje trafienia na jej działanie.
branka- dziękuję że to napisałaś. O takich sprawach właśnie TRZEBA mówić. Cieszę się, że osoba postrzegana za wesołą, radzącą sobie, zorganizowaną i szczęśliwą, nie boi się napisać, że jest jej źle. Cieszę się, że osoby takie mają odwagę powalczyć o lepsze JA, z fachową pomocą. I cieszę się, że nie wstydzą się o tym pisać. Właśnie dla tych, którzy się boją i nie mają odwagi.
Myślę, że jesteś na etapie, kiedy coś się wartościuje, zmienia, kiedy przychodzi wgląd, zrozumienie siebie?
Mogę tylko życzyć, by poszła za tym pełna akceptacja i zmiany tego, co zmienić można i warto. I życzę Ci szczerze poprawy siebie dla siebie!  :kwiatek:  I trzymam kciuki, żeby Ci się to wszystko poukładało w głowie!  :kwiatek:
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się