Nerwica,depresja,zaburzenia osobowości.

Sankaritarina, mądrze prawisz, bardzo mądrze.
nie lubię osób, które non stop jęczą, ze im źle. Od takich to się ucieka na druga stronę ulicy byleby nie zacząć rozmowy. Miałam w życiu parę miesięcy, w ciągu których właśnie tak "dawałam popalić" znajomym. Dostałam po łbie od jednej osoby, zrozumiałam, że odpycham od siebie ludzi i żyłam, a raczej nadal żyję robiąc "dobrą minę do złej gry". Nie wciągam pod ten pierwiastek internetu, bo tu jest inaczej, tu każdy może sobie ponarzekać, bo jest się poniekąd anonimowym, a post zostaje na dłużej.
bemyself ty to twarda baba jesteś i tyle.

Depresję mam bo byłam u psychoterapeuty i tak mi pani dr stwierdziła (panstwowo nie prywatni). Dała mi jakieś leki po któryh się źle czułam, poszłam po inne, to samo. Po trzeciej zmianie leków odpuściłam. Doszłam do wniosku, że coś jest na rzeczy skoro nie mogę trzech różnych leków przyjąć.
Kiedyś przeczytałam, że nasze samopoczucie (i depresja) zależy od tego jak sobie głowę "zaprogramujemy". Jak jest nam źle czasami trzeba na siłę zmuszać się do pozytywnego myślenia. Sprawdziłam i daje radę.
Co leków... Miałam kiedyś koleżankę, która leczyła się z ciężkiej depresji. Dostała leki które coś zaczęły jej pomagać, ale zostały jej zmienione na inne. Wtedy nastąpił nagłe wahanie nastroju i samopoczucia i zanim te nowe leki zaczęły działać ona popełniła samobójstwo. Także leki pomagają, ale czasami mogą zaszodzić. I nic nie dało pilnowanie dziewczyny dzień i noc...
To zdarzenie też dało mi do myślenia nad sobą i powiedziałam sobie, że choćby nie wiem jak mi się walił świat na głowę będę silna...
Dziewczyny, a badałyście sobie poziom hormonów?
Mnie lenistwo powstrzymuje przed tym  🙁

Wogóle to planuję iść na terapię małżeńską z mężem i ciekawe co tam nam powiedzą nt leczenia depresji.
Ja badałam, ale wyniki będę miała dopiero w czwartek.
Agulaj, mogę polecic Ci niezłą terapię. wezcie tydzien urlopu i przyjedzcie do nas. wieś spokój, my i tak siedzimy w drugim domu, zamiast myslec o problemach lepiej sie cieszyc z bycia ze sobą i bawić się dobrze przebywajac ze soba, a czesto to zanika. a mąż może nie do konca sie otworzyc na terapii, wszyscy wiemy jacy sa faceci :P

ps:mam zaawansowana niedoczynnosc tarczycy, nieaktywną na leki, eltroksyna w dawkach wiadrowych nie dziala  😁
Miałam takie dni, że nie przestawałam płakać, nie miałam siły wstać z łóżka, nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Wszystko było na 'nie'. Żeby iść do psychiatry potrzebowałam skierowania od lekarza rodzinnego. Gdy po nie poszłam, dostałam skierowanie na badania krwi: morfologia + TSH. Okazało się że przyczyną mojego okropnego samopoczucia jest niedoczynność tarczycy. Zamiast do psychiatry poszłam do endokrynologa, teraz biorę hormony i zaczynam czuć, że żyję  🙂

Mój apel - sprawdźcie czy z hormonami wszystko jest ok  🙂
bemyself, trochę trywializujesz problemy dziewczyn, które one opisują. Widać, że nigdy nie miałaś depresji - inaczej, by ci te słowa nie przeszły przez klawiaturę. Wycieczka z mężem do was na wieś naprawdę nie jest rozwiązaniem dla problemów i generalizowanie, że facet nie otworzy się na terapii małżeńskiej jest słabe. Akurat współprowadziłam sesje par przez ponad rok i działy się tam tak spektakularne rzecz, że aż głowa mała.Ci ludzie często pierwszy raz potrafili ze sobą rozmawiać dopiero na terapii. Co by im dał wyjazd? Serio w to wierzysz? I niestety zgadzam się z JARĄ - to, że nie masz depresji mimo takich traumatycznych przeżyć nie znaczy, że nie wychodzą lub nie wyjdą ci one bokiem w inny sposób. Nie wierzę po prostu, że dla ciebie spoko, że to wszystko się wydarzało i spoko, że masz nadwagę na którą nie masz wpływu - po prostu żyjesz w dużym zaprzeczeniu i wyparciu, które umożliwiają ci życie w ogóle - i czasem to jest jedyne słuszne wyjście, po coś są te mechanizmy obronne i jak dla mnie nie są niczym złym...

Jasnowata, dobrze, że się wzięłaś za badania tak kompleksowo, szczególnie, że piszesz że kiedyś było dobrze... Trzymam kciuki żeby zajęli się tobą dobrzy specjaliści!

Jak dla mnie to obie skrajności są złe. Z jednej strony jest to, o czym pisze Sankaritarina - niektórzy przeginają z użalaniem się nad sobą i mają w tym często swój czysto egoistyczny cel - najczęściej zwrócić na siebie uwagę, bo normalność jest taka nudna... a mieć nerwicę czy depresję brzmi trendy 😉 Na szczęście dla psychologa to jest kwestia kilku sesji żeby takie coś wytropić i rzadko dają się wmanipulować w "leczenie" takiego symulanta. To coś na zasadzie "mam bulimię więc jestem" - jak nie mam bulimii, to muszę zająć się życiem i zmierzyć z czymś, co jest trudne.
Z drugiej strony strasznie wkurza mnie kpienie z ludzi naprawdę chorych. To już nie te czasy. Na przykład nazywanie dzieci z ADHD dziećmi niegrzecznymi. Ich mózgi pracują tak totalnie inaczej niż mózgi dzieci zdrowych, że choćby nie wiem jak się starały nie dadzą rady funkcjonować w szkole na "normalnym' poziomie. I to jest czysto fizjologiczna sprawa, udowodniono już dawno, że wychowanie nie ma wpływu na objawy dziecka - ma takie a nie inne funkcjonowanie procesów poznawczych i kicha, nic się nie poradzi. To samo z depresją - naśmiewanie się z ludzi CHORYCH na depresję, jako że są leniami i histeryzują jest totalnie zaściankowe. Tę chorobę leczy się lekami dlatego, że działają one na procesy w mózgu, a nie dlatego żeby poprawić komuś humor. Ta choroba bardzo często prowadzi do samobójstw i prób samobójczych. Tu się nie ma z czego śmiać, tylko trzeba u znajomych zauważać i ich namawiać na wizytę u psychiatry, a nie ich rozśmieszać czy krytykować.
W sumie więc jak ze wszystkim - popadanie w którąkolwiek skrajność jest niedobre.
No to ja Wam powiem od siebie. Tydzień czy dwa urlopu nie skutkuje. Ale ja to pewnie przypadek beznadziejny.
Dwa,borykajc się z nerwicą widzę przepaść między naszym forum koniarskim i tym tematem,a forum stricte psycholigicznym(choc rózni ludzie tam i też trzeba brać poprawkę).
Agulaj, mogę polecic Ci niezłą terapię. wezcie tydzien urlopu i przyjedzcie do nas. wieś spokój, my i tak siedzimy w drugim domu, zamiast myslec o problemach lepiej sie cieszyc z bycia ze sobą i bawić się dobrze przebywajac ze soba, a czesto to zanika. a mąż może nie do konca sie otworzyc na terapii, wszyscy wiemy jacy sa faceci :P



Dziękuję, ale traf chciał, że ja jestem niepracująca, a mąż rolnik więc - wieś mamy na codzień i przebywamy ze sobą chyba troszę za dużo. Teraz tym bardziej nigdzie wyjechać się nie da bo prace w polu...
Terapia jest nam potrzebna głównie po to, żeby mój mąż usłyszał to co ja do niego mówię przez obcą osobę. Ja dużo czytam, siedzę na forach związanych z psychologią itd. Próbuję na własną rękę znajdywać odpowiedzi, ale do niego to nie dociera. On potrzebuje obcej osoby która bezstronnie mu wszystko wytłumaczy. Zresztą nie zwalam całej winy za nasze kłopoty tylko na niego o nie bo ja też wiem, że źle robię.
Tarczycę muszę zbadać, ale taaak mi się nie chce. Jak byłam w ciąży to co chwila badania i sutecznie się do tego zniechęciłam.
bemyself, trochę trywializujesz problemy dziewczyn, które one opisują. Widać, że nigdy nie miałaś depresji - inaczej, by ci te słowa nie przeszły przez klawiaturę. Wycieczka z mężem do was na wieś naprawdę nie jest rozwiązaniem dla problemów i generalizowanie, że facet nie otworzy się na terapii małżeńskiej jest słabe. Akurat współprowadziłam sesje par przez ponad rok i działy się tam tak spektakularne rzecz, że aż głowa mała.Ci ludzie często pierwszy raz potrafili ze sobą rozmawiać dopiero na terapii. Co by im dał wyjazd? Serio w to wierzysz? I niestety zgadzam się z JARĄ - to, że nie masz depresji mimo takich traumatycznych przeżyć nie znaczy, że nie wychodzą lub nie wyjdą ci one bokiem w inny sposób. Nie wierzę po prostu, że dla ciebie spoko, że to wszystko się wydarzało i spoko, że masz nadwagę na którą nie masz wpływu - po prostu żyjesz w dużym zaprzeczeniu i wyparciu, które umożliwiają ci życie w ogóle - i czasem to jest jedyne słuszne wyjście, po coś są te mechanizmy obronne i jak dla mnie nie są niczym złym...

wiesz, pewnie masz rację, że trywializuję, nie jestem psychologiem ani tym bardziej lekarzem psychiatrii, by ocenić je należycie. ale nie zgodzę się z tym szukaniem problemów w każdym. nie mówię, że spoko, a mówię, że ze wszystkim da się poradzic, w moim wypadku bez wpadania w depresje i tego typu zalamania. czyli zalamuję sie-jest zle, nie zalamuję się tylko radze sobie-na pewno cos jest nie tak. nie mozesz zalozyc, ze jest w porzadku i nie mam zamiaru się kleic czy zalamywac? i ze nie jest ze mną "cos nie tak"? nie mam wyparcia, mam swiadomosc zdarzen, i wiem ze wplynely. ale wplynely w sposób taki, ze dorosłam szybciej i musialam sobie radzić, a nie zalamywac się. nie istnieja w psychologii zalożenia, że ktoś moze zaakceptować taki stan rzeczy i swój brak wplywu na pewne zdarzenia? a cp do wyjazdu, pewnie macie rację, gafa,  byc moze za duzo checi dobrych a za malo wiedzy 😉  :kwiatek:
bemyself, szczerze mówiąc osoba, która przeszła tyle co ty i nie płacząca nad tym jest dla jak osoba, która nie przeżywa żałoby po śmierci kogoś bardzo bliskiego. Na powierzchni wszystko wydaje się ok, ale tylko dopóki tej osobie udaje się żyć w zaprzeczeniu i mówić sobie, że musi dać radę. I tak zazwyczaj jej uczucia wychodzą inną drogą, nie ma bata, żeby spłynęło. I to, że ty nie masz depresji i sobie radzisz, nie znaczy, że każdy tak może. Wiele osób po prostu nie wytrzymuje i się załamuje albo najprościej na świecie zwraca o pomoc i nie ma w tym nic złego ani gorszego niż ruszanie dalej na podbój świata z uśmiechem na twarzy 🙂 Ja się cieszę, że masz się dobrze, ale nie wierzę w takie "wszystko jest ok" po tym wszystkim, co opisałaś po prostu. A psychologie nie doszukuje się wszędzie nienormalności, wręcz przeciwnie. W ogóle chorobę psychiczną, poza schizofrenią, można stwierdzić tylko wtedy, gdy przysparza ona cierpienia pacjentowi lub jego otoczeniu. W innym przypadku nie.
a cp do wyjazdu, pewnie macie rację, gafa,  byc moze za duzo checi dobrych a za malo wiedzy 😉  :kwiatek:

Nie mogłaś tego wiedzieć, że mieszkamy na wsi, ale wiem, że wyjazdy wielu ludziom pomagają. W naszym wypadku niestety problemy już za długo trwają i potrzebna jest pomoc specjalisty. Już byliśmy umówieni ale dziecko nam się pochorowało i nie poszliśmy. Ale będę działać. Mam motywację w postaci dobra naszej córki i naszego stażu związku, że kiedyś przecież było super  🙂 A potem przyszły problemy różne różniaste, depresja męża, potem moja...
to ja tak at hop. Czasem okazuje się,ze droga z psem do przejścia (100m) okazuje się maratonem.Bo krawędzie zamazane nagle,a nogi jak z waty nie wiedzieć czemu i pot spływający po plecach i.. panika(nieokreślonej przyczyny) w głowie..
😵
,
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
26 września 2011 06:36
[quote author=Tomek_J link=topic=68388.msg1141161#msg1141161 date=1317009319]
[quote author=Sankaritarina]A z drugiej strony - mnie to generalnie niesamowicie denerwuje "dorabianie" sobie życiowych problemów. Chodzi mi o to..... że bycie "nienormalnym" jest... fajne. [/quote]

Sankaritarina, znam osobiście osobę, która doświadczyła "nienormalności" od jednej z bliskich sobie osób w takiej postaci, że zmuszona była opuścić własny dom.

Możesz mi powiedzieć, co w tym mogło być fajnego ?...
[/quote]

Niektórym osobom wydaje się, że dopisywanie sobie fikcyjnych chorób i przypadłości w jakiś sposób sprawi, że będą wyjątkowi.
Tomek_J, Nie do końca zrozumiałeś o co mi chodzi. A chodziło dokładnie o to, co napisała JARA.
Dzisiejsze nastolatki (a nawet i dorosłe osoby) czasem "lansują" się na"nienormalne", bo to jest fajne, trendy, modne. Bo tak nudno jest być kimś zwykłym. I albo narzekają na swój okropny los, który w rzeczywistości wcale nie jest okropny, albo wręcz wymyślają sobie straszne historie w domu, żeby "zaistnieć". Choroby psychiczne też sobie wymyślają. 😎 Znam 29 letnią (no to już chyba wiek, w którym człowiek poważnieje i nastolatkiem nie jest, prawda?), która zadręcza znajomych opowieściami o tym jak to chodzi po psychologach i co chwilę coś u niej wynajdują. Ona robi to tylko po to, żeby być w centrum uwagi w rozmowie. Z początku każdy jej słuchał, bo to przecież poważne rzeczy, ale ze spotkania na spotkanie wyszło szydło z worka, że tak powiem. Fakt, może by chciała jakąś "paczkę znajomych", a nie wie do końca jak się za to zabrać, ale i tak, ciężko przebywać z taką egocentryczną znajomą. Bo jak nie psycholodzy, to jej praca, jej pies, jej problemy....

[quote="Dzionka"]Z drugiej strony strasznie wkurza mnie kpienie z ludzi naprawdę chorych.[/quote]
Zgadzam się. I przy tym zazwyczaj występuje własnoręczne "ocenianie" tej choroby tak, jakby się było co najmniej specjalistą. Denerwuje mnie też bagatelizowanie na zasadzie "aaa, gadasz, nie wierzę, że jest z tobą źle!"

mandi, E tam. Dobrzy specjaliści i z beznadziejnych wyciągną. :kwiatek:
I fakt, tu siedzą różni ludzie. Nawet bym powiedziała "bardzo różni od tych na forum psychologicznym". Kompletnie inne zainteresowania.
,
Ja bagatelizowałam i nie wierzyłam, a od trzech lat nie mam koleżanki. Leczyła się, mówiła o tym, ale ciężko uwierzyć jak ktoś mówi o samobójstwie. Teraz jestem mądrzejsza... szkoda że tak późno...
Dzionka, moja mama, którą uważałam za wzór męstwa i "twardości" po smierci swojej mamy, a mojej babci, zalamala się tak, że mówiła rzeczy w stylu" ja teraz mogę umrzec, ty sobie dasz radę", nie chciala wstawac z łózka, ani jeść. jak moglam sie zalamac podobnie, jak moglam patrzeć jak popada w apatię? musialam ją zmotywować do życia. a gdy ona odeszla pol roku pozniej, musialam sie otrzasnac, bo co, maja mi odlaczyc prąd? mają zabrać dom, na który tyrała jak głupia? zaprzepaścić? o nie, nie tego by sobie życzyła. uważam, że są rzeczy nieuniknione, na które nie mamy wpływu, i których nie cofniemy. moje łzy, rozpacz  i załamanie nie cofną czasu zanim trafila do szpitala z tetniakiem, nie cofną słów lekarza o śmierci mózgu, nie cofną mojej decyzji o pobraniu narządów, która była bardzo trudna. chcę radzić sobie tak, żeby była ze mnie dumna.

kiedyś byłam zagorzałą fanką anime, i pamiętam jedno zdanie"póki masz nogi, możesz iść dalej".

znam przypadki wyparcia traumy gdzies gleboko, a powierzchowność zostawała nienaruszona, wiec wiem o czym mowisz 😉

nie sadzicie, że wszelakie zalamania, glebokie depresjie itp to troszkę choroba naszych czasów? ludzie są dużo bardziej wrażliwi, podatni na to? mam takie wrażenie, że często łatwo jest powiedziec "ja nie mam siły, ja nie mogę, bo mam depresję". własnie moja znajoma, wiecznie rzucala frazesami "ja nie moge schudnac, bo mam depresję"; ja się uczyć  nie mogę bo mam depresję ; ja juz nie mam sily żyć, to wszystko mnie przerasta, bo mam depresję. a potem taka depresja magicznie mija, dziewczyna idzie na imprezę, upija sie do nieprrzytomnosci, wpiernicza pół pęta kiełbasy z frytkami, i ma dwóje, i znów wszystko przez depresję. gdy usłyszałam jak swoją matkę obraża bardzo wulgarnie, np "Ty ku..., nie rozumiesz ze sie nie mam sily uczyc, bo mam depresje?!", to przestałam wierzyć w jakiekolwiek choroby u niej, poza lenistwem, egocentryzmem i brakiem szacunku. i zgodzę się, że zapewne bagatelizuję p częsci problemy, które bywają poważne. i czy nie jest to teraz przepiękne wytłumaczenie wszelakiego lenistwa, nieporadnosci u niektorych ludzi? według mnie, nalezy rozróżnić ludzi chorych, którzy potrzebują profesjonalnej pomocy, od ludzi zwyczajnie szukających wymówek.

i Sank ma rację, rosnie nam pokolenie emo(swoją drogą, boję się co będzie jak będą takie głosowac, jak usiądą na wysokich stołkach, jak dorosną) u którego cięcie się, kultywowanie samobójstw, pielegnowanie teorii wszelakiego niezrozumienia przez spoleczenstwo, jest bardzo trendy, popularne,  w type "achh jestem taka mroczna, niezrozumiana, inna". nie ogarniam tego  i modlę się, żeby mój dzieciak nie mial takich zapędów  😤
bemyself, a może poprostu wypychasz problemy z podświadomości? Ja teoretycznie pogodziłam się z pewnymi rzeczami w życiu. wydawało mi się, że mam już to za sobą. Po kilku latach okazało się, że to wszystko gryzie mnie od środka i własnie borykam się z nerwicą żołądka.
Bera, a jakas metoda, zeby to sprawdzic jest?
bemyself, nie wiem. Ja od kilku tygodni ciągle męczyłam się z bólem brzucha. Początkowo nie zwracałam na to uwagi, ale bywały ostre ataki. W ciągu miesiąca 2 razy miałam atak jak przy silnym zatruciu. Gorączka, dreszcze, wymioty, ostry ból. Nie zjadłam nic, co mogło być przyczyną. Zresztą mój P jadł to samo. Potem odkryłam, że te bóle się nasilają jak ktoś mnie zdenerwuje, albo mam jakiś problem. Lekarz stwierdził, że to nerwica żołądka.
Pewnie psycholog/psychiatra jest w stanie wyciągnąć z Ciebie, co siedzi i zapobiec.
Biedna bemyself, teraz wszyscy będą Ci wmawiać, że na pewno nie jest z Tobą w porządku 😀 Osobiście mi również ciężko w to uwierzyć, ale tylko pogratulować odporności i nie szukać dziury w całym!  :kwiatek:
Brzoza, wmawiać nikomu nic nie trzeba. Naprawdę mało kto jest na tyle nieczuły, żeby pewne wydarzenie nie wywarły żadnego wpływu. Czasami człowiek sobie niby radzi z problemem, niby psychicznie daje radę i nie ma objawów depresji. Ale to, że go gryzą problemy od środka w końcu jakoś wyjdzie.
idąc tym tropem kazdy powinien chodzic zapobiegawczo do psychiatry. co mam powiedziec lekarzowi pierwszego kontaktu?
"panie doktorze, czuje się dobrze, spotkalo mnie kilka ciezkich rzeczy, ale staram sie isc dalej zamiast usiasc w kaciku i plakac, ale chyba jest ze mna cos nie tak, ze sie nie zalamalam, wiec chce isc do psychiatry"? sadze ze najpredzej mnie wysmieje.

też mialam ostre bóle, i sie okazalo, że to zapalenie nerki i kamica. boli mnie kregoslup, ale to przez dociążający tłuszcz i grawitację, sporo chychłam, ale to przez palenie prawie dwóch paczek dziennie. no  i innych dolegliwosci poki co nie mam  🙁 wiec nerwicy chyba też nie. nic wiecej mi nie jest, iec nie odbilo sie chyba na zdrowiu.

a nie! wiem! chlop mnie niecnie oskarża o nimfomanię na tle kulinarnym, znaczy kocham piec i gotować, dokarmiam kogo się da byleby chwalił i głaskał moje kulinarne ego  😀iabeł:

a tak na poważnie, do glowy by mi nie przyszlo, żeby iść do lekarza, choć smutek był. ale wydawał mi się naturalny, wiadomo jak jest, przy stracie osoby bliskiej. inna sprawa, że przywyklam do pielegnacji chorych, bo pomagałam w hospicjum, wiec może dlatego uwazalam ze poza rozpaczą są inne priorytety.

wywarły wpływ, ale wydaje mi się, że wzmocniły mnie i nauczyly szanowac i cenic wspolny czas z bliskimi, a nie osłabiły.

no nie wiem jak to mogę jaśniej powiedziec🙂
bemyself, no i widzisz, ja się z tobą zgadzam - szczególnie z tym, że trzeba umieć rozróżnić osoby udające chorobę od chorych. Ale lepiej zostawić to specjalistom a nie sobie samym, bo można komuś zrobić krzywdę - patrz na przypadek koleżanki agulaj79. Pytasz jak sprawdzić czy nie spychasz w podświadomość - gwarantuję ci, że jak pójdziesz na terapię to na 2-3 sesji dojdziesz do takiej rozsypki emocjonalnej, że sama w to byś teraz nie uwierzyła.
Ja jestem osobą bez takich traum z przeszłości, ze spokojnego i kochającego domu, a na "terapii grupowej", na którą jeżdżę raz w miesiącu w ramach szkolenia zdarzają mi się takie jazdy, że praktycznie co miesiąc wracam chora, z opryszczką albo chudsza ze 2 kg. Takie emocje się budzą jak się dokopuje do własnych nieprzyjemnych przeżyć. Ja tam myślę, że jak będziesz gotowa to sama będziesz chciała pogrzebać, widocznie teraz dla ciebie lepiej się w tym nie babrać.

Tomek_J, niestety wiele osób robi tak jak pisze Sankaritarina - udają chore, bo tak im łatwiej żyć. Przecież jak się ma depresję to nie trzeba pisać pracy mgr albo iść do pracy - jest się chorym i się bierze leki i leży w łóżku. Poznałam taką babkę - symulowała depresję i miała dwie "próby samobójcze", które robiła tak, żeby na 100% ktoś ją uratował na czas. Potem okazało się jaki miała w tym interes. I tylko jej 6-letniej córki było mi szkoda...
bemyself, nie bez powodu przy niektórych przypadkach udzielana jest niemal z urzędu pomoc psychologa. Np. policja, wypadki z udziałem wielu osób, itp.
Sama się nie zdiagnozujesz, sama nie wyleczysz. Nie twierdzę, że u Ciebie zadziała jak u mnie. Napisałam tylko, że może być jak u mnie. Wydawało mi się, że sobie poradziłam. Owszem, nie leżę w łóżku, nie ryczę. Biorę życie za rogi i walczę z przeciwnościami. Tylko organizm stwierdził widać, że to dla niego za dużo.
Zauważyłam jeszcze jedno. Straciłam pewną radość życia i energię. Nawet jak jestem zadowolona z czegoś, to nie umiem się tym cieszyć jak kiedyś.
Ale też nie przeginajcie w drugą stronę.
Może również być też tak, że człowiek z olbrzymim bagażem nieprzyjemnych doświadczeń życiowych, jest w stanie żyć bez problemu. Mechanizmy obronne są po to, żeby móc dalej żyć. Jedne są bardziej dojrzalsze, inne mniej.
Ale suma sumarum są ludzie, którzy mimo bogactwa przykrych przeżyć żyją bez nerwic i zaburzeń nastroju. I jest im dobrze. Składa się na to wiele czynników, że im się to udaje. I odkopywanie starych ran mija się wówczas z celem.
Tomek_J, Nie, nie obawiam się. Osoba naprawdę chora nie rozmawia o tym tak, jakby to był byle katarek albo coś czym można się pochwalić przed znajomymi. Lansiarstwo i cygaństwo wyczuwam na kilometr. 😎 To widać, na serio.
Osoby, które naprawdę źle się czują, mają z czymś problem i nie radzą sobie same, otwierają się zazwyczaj w małym gronie przyjaciół albo tylko jednej osobie. Albo nie otwierają się wcale. Często zachowują się w bardzo specyficzny sposób.
I, żeby nie było, ja nigdy nikomu nie powiedziałam "a, przesadzasz, nie gadaj głupot, nie jest tak źle" tylko zawsze starałam się porozmawiać. Albo po prostu nie mówiłam nic. Nie bycie specjalistą nie równa się ocenianie czy bagatelizowanie.

[quote="bemyself"]nie sadzicie, że wszelakie zalamania, glebokie depresjie itp to troszkę choroba naszych czasów? ludzie są dużo bardziej wrażliwi, podatni na to?[/quote]
Toż mówię - ludziom żyje się za dobrze i przydałaby się jakaś wojna. 😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się