Nerwica,depresja,zaburzenia osobowości.
Są ludzie,którym trudno przyznać się przed samym sobą,ze mają problem,a co dopiero przed innymi,bo inni zaraz okrzykną wariatem.
Ale świadomość,ze taki problem nas dostyczy,to juz połowa sukcesu by wyjść na prostą. Zapraszam do dyskusji. Skoro nie personalnie,może macie/mieliście doświadczenia z osobami dotkniętymi depresją,czy jakimikolwiek zaburzeniami psychicznymi,emocjonalnymi.
Zacznę ja.Mam nerwice depresyjno lękową. Do niedawna radziłam sobie z nią całkiem nieźle. Wiele sposobów wyszukałam sama,jak na przykład odprężenie i wyluzowanie podczas gotowania,czy słuchania muzyki. Za namową forumowej Tunridy wybrałam się w tamtym roku na terapię z psychologiem. Bo nie chodzi o nafaszerowanie się lekami,a przezwyciężanie swoich lęków. Ostatnio jednak mam gorsze dni..
O, mialam kiedys depresje. Taka naprawde naprawde, tzn. stwierdzona przez lekarza, mialam terapie u psychiatry, bralam leki. Mila pani psychiatra bardziej mnie irytowala niz pomagala, pomogla mi dopiero zmiana towarzystwa, czy nawet 'glupie' sluchanie innej muzyki.
To bylo jakies 2,5 roku temu. Aktualnie zyje sobie pomalutku, chociaz ostatnimi czasy znowu dopada mnie dziwne przygnebienie. Jednak na tym stadium moge to zwalic na jesienna chandre. 😀
Zycze powodzenia w walce z tym okropienstwem. :kwiatek:
Najbardziej uciążliwe,ze tak powiem są napady lęku,w różnych sytuacjach.
Sytuacjach prozaicznych,jak np wyjście do marketu po zakupy,czy zatłoczony autobus.Wrażenie stu oczu patrzących nagle na ciebie i automatyczne drętwienie palców,zimny pot i panika by natychmiast się wydostać na zewnątrz,zaczerpnąć powietrza.
Depresja przemawia w sposób inny... przychodzi z rana,bo przez noc nabiera odwagi by nas dopaść.Wtedy promyki słońca są jak drzazgi w oczach,a każdy głos z zewnątrz odbierany jak stukot pociągu,za szybki,za głośny i zbyt agresywny,bezsensowny.
Mandi, ile masz lat? z ciekawosci pytam 😉
Ja podejrzewam u siebie depresję. Zaczęłam chodzić do psychologa, ale na razie zrobiono mi tylko podstawowe badania (poziom hormonów, EEG itd.). W czwartek idę na kolejną wizytę.
Raz jest fajnie, wesoło, a za chwilę znów robi się szaro i rozpoaczam, bo jestem sama, bo mi nie wyszło, bo nie dam rady, bo nie mam z kim pójść na spacer.
Znalazłam fajny opis objawów:
http://online.synapsis.pl/Jak-rozpoznac-depresje/Jakie-dolegliwosci-wskazuja-ze-moge-miec-depresje.html7 pasuje...
Wydaje mi się, że z tego typu "dolegliwości" nie mają nic wspólnego z wiekiem.
Mnie zawsze zastanawiało, czy taka niedyspozycja (bo zapewne depresja i stany lękowe nimi są), pojawia się pod wpływem jakiegoś czynnika czy częściej ot tak, bez specjalnej przyczyny...
Jasnowata, niestety depresja jako taka stała się schorzeniem naszej cywilizacji i wbrew pozorom jest wszechobecna 🙁
Znalazłam fajny opis objawów:
http://online.synapsis.pl/Jak-rozpoznac-depresje/Jakie-dolegliwosci-wskazuja-ze-moge-miec-depresje.html
7 pasuje...
U mnie tez 7. 🤣
Mnie zawsze zastanawiało, czy taka niedyspozycja (bo zapewne depresja i stany lękowe nimi są), pojawia się pod wpływem jakiegoś czynnika czy częściej ot tak, bez specjalnej przyczyny...
U mnie zlozylo sie kilka czynnikow. Chociaz najpowszechniejszym jest chyba po prostu samotnosc, brak znajomych.
Cobrinha, tendencja do depresji jest dziedziczna - często sam fakt, że chorowała np. twoja mama lub babcia, ma znaczenie dla pojawienia się objawów u ciebie. Jednak u jednych depresja wystąpi, a u innych nie. To już zależy od tego, na jaki grunt trafią geny. Jeśli masz wspierających przyjaciół czy partnera, masz większe szanse, że się "obronisz". Jeśli nie, to często dopadnie cię choroba. Choroba ta i jej nawroty mogą pojawiać się bez jednoznacznej przyczyny (wtedy często właśnie ta dziedziczona) albo po konkretnym wydarzeniu, typu odrzucenie, śmierć bliskiego, etc. Najlepiej jest leczyć lekami plus psychoterapią, ale często stosowanie jednego LUB drugiego osobno nie działa.
Dzionka, takie podłoże też typowałam...
Najpowszechniejszym jest zlepek cięzkich doświadczeń. A tak naprawdę reguły nie ma.
Powiem więcej, funkcje mózu i reakcje na poszczególne bodźce sa tak nieokreślone,ze ja na pewnym etapie uznałam iż najpoważniejszym schorzeniem jakie moze dopaśc człowieka jest brak kontroli nad własnymi myślami i reakcjami.
Farmakologia wspiera owszem.
Ciekawy wątek.
Osobiście miałam sporo doświadczeń z różnymi tego typu zaburzeniami, z wizytami w szpitalach włącznie.
Zastanawiam się jednak, na ile mówienie/pisanie o tym tak bardzo otwarcie, pomaga w przezwyciężeniu choroby.
Bo z moich doświadczeń wynika, że takie rozmowy (głównie internetowe) pogarszały sytuację. Bo nagle znajduje się osoby, które mają podobne problemy, które rozumieją itp. I może dojść do sytuacji, gdy zaczynamy te swoje zaburzenia pielęgnować. Bo to jest coś naszego, jakiś wspólny temat, coś, co nas łączy.
Znam wiele osób, które dopiero po zerwaniu kontaktu ze wszystkimi osobami chorującymi podobnie powróciły do normalności.
Nie chcę być źle zrozumiana, wątek może być bardzo ciekawy i pomocny. Tylko tak sobie rozważam przypominając sobie własne doświadczenia 😉 Może ktoś ma podobne odczucia jak ja?
Ja niestety ma problem z kompulsywnym objadaniem się. Do tego jest strasznie nerwową osobą. DDA i swego czasu (kłamię, raczej ciągnie się to dalej :/ fuck! ) współuzależniona.
A czy się spotkałam? Pewnie. Znajoma mojej mamy miały straszne lęki, po urodzeniu pierwszego dziecka przestała wychodzić z domu.
Mój bardzo dobry kolega ma psychozę. Znam kilka osób też ze schizofrenią.
Mój były chłopak też miał zdiagnozowaną schizofrenię, brał leki i pół roku leżał w łóżku jak warzywko. Poszedł w końcu do lekarza i zapytał czy można mieć halucynacje nie mając schizofrenii. I okazało się, że schizofrenii nie miał, ale choruje na padaczkę skroniową.
Libella to tak jakbyś twierdziła,ze terapia grupowa zamiast pomóc,pogarsza sprawę 🤣
Cobrinha, niestety też to zauważyłam. 🙁
U mnie takie melancholiczne stany zaczęły się gdy poszłam do gimnazjum (czyli 6 lat temu). W podstawówce byłam osobą lubianą, zawsze zapraszano mnie na różnego typu imprezy, wycieczki, byłam w centrum uwagi (z resztą byłam na tyle pewna siebie, że potrafiłam się do tego centrum wepchnąć 😉 ). W gimnazjum wszyyystko się zmieniło. Nagle nikt nie chciał ze mna rozmawiać, przebywać. Nie wiedziałam dlaczego i nie wiem do tej pory. Tak oto stałam się szarą myszką. W mgnieniu oka straciłam pewność siebie. Jakoć przetrzymywałam to, że każdy weekend spędzam w domu/stajni bez przyjaciół. Jednak od trzech lat juz sobie z tym nie radzę.
Dopóki chodziłam na zbiórki harcerskie, to było nieźle, bo miałam pozornych przyjaciół, ale w końcu wyperswadowałam, że Ci ludzie są przy mnie, bo muszą, bo taka jest ideologia harcerstwa. Nikt nie chciał przebywać w moim towarzystwie (co to za towarzystwo? nigdy nic nie mówiłam, następowała tak niezręczna cisza). nie chciałam byc takim niepotrzebnym kimś i odeszłam.
Aktualnie znów jest mi źle, znów jestem sama samiuteńka. Towarzyszy mi tylko komputer i wirtualny świat (żałosne...). W stajni jestem ja i koń, a po za tym sami dorośli ludzie mający swoje własne życie, więc często czuję, że jestem całkowicie obojętna tym osobom mimo iż utrzymujemy "rodzinną" atmosferę.
Z tychże powodów płaczę często, wstyd się przyznać, ale nie daję sobie z tym rady.
Mam nadzieję, że lekarz wskaże mi drogę, powie co się ze mną dzieje i jak sobie z tym poradzić. Toż ja o tej porze w przyszłym roku zacznę dorosłe, samodzielne życie...
Mandi trochę tak twierdzę 😉 Oczywiście wszystko zależy od przypadku itp.
Ale też czym innym jest terapia grupowa, prowadzona przez terapeutę, a czym innym rozmowy z zupełnie obcymi sobie ludźmi przez internet.
pytam z ciekawosci, bo piszesz językiem najczesciej uzywanym przez nastolatki. stad ciekawosc. dzięki za odpowiedz :kwiatek:
wiecie co, wyłamię się, bo troszkę mam inne zdanie. wiem, że depresja jest chorobą, poważną, ale nie do końca w nią wierzę. moze dlatego, że mialam znajomą, która cały czas zwalała swoją nieudolność życiową i lenistwo na depresję i zrazilam się może do osób mówiących o tym problemie. oczywiscie mówię o zalamaniach i depresji, a nie o schizofrenikach czy urojeniach, bo to juz brzmi bardzo cieżko...
druga kwestia, nie do konca rozumiem istotę tej choroby zapewne. przeszłam przez wiele rzeczy, począwszy od czynów okropnie kryminalnych w dziecięcym wieku, potem przez katowanie przez faceta czego efektem byly pekniete zebra i lekko odbita nerka, potem rak, a gdy doszlam w miarę z nim do ładu, w zeszlym roku zmarla mi babcia i mama, a to niestety byla cala moja rodzina, a przypomnę, że jestem 89 rocznik. dopiero pozniej poznalam mojego chlopa. a nie, przepraszam, mam ojca, którego widzialam kilka razy w zyciu, bo ma swoją rodzinę, po czym gdy nie mialam co jeść, zeby oplacic dom, który zostawiła mi mama pod koniec roku, zadzwonilam do niego, to przyjechal i w skrócie stwierdzil, ze jego <nie ja>córka szuka domu, a on ma swiadków ze sie dokladal do budowy<na mnie zlotówki nie zaplacil nigdy> i zalozy mi sprawę w sadzie o odebranie domu, a przy okazji moja matka to byla dziwka dlatego nie chcial z nią się wiązać a ja jestem bunczuczna i niewychowana ze wołam pieniedzy od niego. no cóz, pracowalam dwa lata w najgorszej pracy na swiecie, z szefem furiatem, za grosze, 12 godzin dziennie 6 dni w tygodniu, bez wolnego żadnego dnia poza wigilią i nowym rokiem znosząc pomiatanie i mieszanie z blotem. odeszlam z tej pracy miesiąc temu. i wiecie co? nie mam i nie mialam depresji. wrecz przeciwnie, jestem optymistyczną, wesołą osobą. oczywiscie, czasem mam gorsze dni, ale bez histerii, płaczu czy zalamywania. może dlatego, ze nigdy nie moglam sie nad sobą użalać, bo mi życie nie pozwalalo.
i nie do konca wiem, co by sie musialo stać, zebym na depresję zachorowała 😉 stąd sceptycyzm co do tej choroby, nie wiem jakie nieszczescia mogą czlowieka spotkac, że zapada na depresję. choc sadze ze to moze nie byc latwe. slyszac o lęku przed ludzmi, czy napadach złego samopoczucia jestem przerażona, bo brzmi to okrutnie trudno. co powoduje zapadnięcie na takie choroby?
dziewczyny, trzymajcie się, problemy często nie są tak wielkie jak się wydają :kwiatek: buziaki i zdrowia! a jakby brakowało zlego samopoczucia, to zapraszam bezinteresownie do mnie, udostepnię domek na wsi, obok pola, lasy, krowy i siano. wspaniale, cicho, spokojnie, od razu się czlowiek lepiej czuje 🙂
edit: oczywiscie dobrego samopoczucia 😉
Jara, widzisz, grunt to trafić na dobrego diagnostę. Niestety przy schorzeniach psychicznych nie jest tak łatwo.Tu się nie da w szufladki pozamykać. Chociaż psychiatrzy mają swoje kryteria.
bemyself a jaki to język uzywany przez nastolatki?
No i zapraszasz w ramach,gdyby nam brakowało złego samopoczucia, to ja dziękuję,postoję 😉
Libella ma niestety dużo racji... to często może działać jak takie koło zamachowe... jeden drugiego nakręca i tłumaczy i tak w kółko użalanie się na wszystko dookoła, co nijak nie poprawia nastroju a pogłębia jeszcze efekt czarnej dziury...
bymaself, być może nie należysz do osób "wrażliwych" i jesteś bardziej gruboskórna...
ale niestety czasem życie potrafi tak dopiec i obrócić wszystko w co wierzyłaś o 180 stopni, że wszystko przestaje mieć znaczenie... tak jakoś człowiek obojętnieje.
Będą jeszcze w liceum, miałam kolegę który przez swoje problemy wylądował w szpitalu - w pewnym momencie tak się zmienił przez swą chorobę, że nie dało się z nim rozmawiać - funkcjonował na zupełnie innych falach - nie dało się po prostu dogadać a człowiek po takiej czy innej rozmowie sam czuł się chory 🙁
Tak więc wiem, jak tego typu choroby potrafią zmieniać ludzi... to bardzo przykre
Depresja przemawia w sposób inny... przychodzi z rana,bo przez noc nabiera odwagi by nas dopaść.Wtedy promyki słońca są jak drzazgi w oczach,a każdy głos z zewnątrz odbierany jak stukot pociągu,za szybki,za głośny i zbyt agresywny,bezsensowny.
brzmi artystycznie, górnolotnie, uroczo oczywiscie ale troszkę jak z bloga rozemocjonowanego dziewczęcia zafascynowanego literaturą 😉 dlatego z ciekawosci zapytalam 😉
Bo dużo czytam. Ale z głowy piszę,jakoa by ona chora nie była 😉
bemyself, szacun dla Ciebie, naprawde. :kwiatek:
I po czesci sie z Toba zgadzam, bardzo czesto ludzie sie wymiguja od 'normalnosci' depresja. Temu jak teraz siedze ciagle zdolowana, to mysle [w czasie miedzy siedzem na kompie a szkola 🥂] czym by sie zajac, a ze nic nie przychodzi do glowy... to dalej siedze. 😂 Jednak absolutnie nie dopuszczam do siebie mysli ewentualnej depresji, bo to mi wcale nie pomoze na chwile obecna.
Tez swego czasu bylam w harcerstwie, ba, 5 lat, wychowalam sie tam praktycznie. Jednak jakies pol roku temu odeszlam z powodu takiego a nie innego. I nagle zniklo mi centrum mojego zycia i zostalam sama... i siedze sobie sama. 🙄 Juz pomijajac coraz bardziej dolujaca i meczaca szkole.
Ale mam nadzieje, ze bedzie dobrze. U Was te bedzie dobrze. 😅
Nie mam swoistej depresji i co za tym idzie jej objawów. Borykam się z nerwicą głównie.Napadami lęku. O ile do niedawna byłam w stanie to kontrolować(mając terapeutę,biorąc leki) o tyle ostatnio wymyka się znowu spod kontroli.
Pogryźć potrafie bez powodu,a potem nie wiem dlaczego tak sie stało (metafora).
Ja zrobię teraz wszystko, żeby było dobrze, bo nie mam juz siły i nerwów. Po za tym wzrok i kręgosłup mi się psuje, bo zamiast biegać ze znajomymi po mieście, użalam się na forum 😉
Swego czasu miałam straszną fobię społeczną, jak rozmawiam czasem o tym ze znajomymi, patrzą z niedowierzaniem, bo teraz zawsze mam za dużo do powiedzenia i prawie zawsze jestem w centrum uwagi 😁 Zaczęło się od tego, że jako dziecko nie rozmawiałam z obcymi, nawet tymi z rodziny, wychowywała mnie prababcia i jak zmarła mój świat legł w gruzach błyskawicznie, bo nagle musiałam wyprowadzić się z mamą (w tym miejscu należy też dodać, że swojego ojca widziałam może 3 razy w życiu i nie za bardzo kojarzyłam kto to jest w ogóle) do innego miasta, poszłam do przedszkola, gdzie dzień spędzałam na siedzeniu samotnie i trzęsieniu się ze strachu, a każdy kontakt z obcymi ludźmi kończył się szybkim biciem serca, zimnym potem, czasem napadem histerii itd. Nie pamiętam dokładnie jak to się stało, że skończyłam na terapii. Pani terapeutka była pierwszą obcą osobą, do której się odezwałam i pierwszą z którą po pewnym czasie mogłam rozmawiać całkiem spokojnie. Droga długa, ale chyba było warto 🙂 najbardziej pomogła mi chyba nie sama terapia, ale właśnie zmiana towarzystwa, kupno konia, uporanie się z przeszłością, która jedna zawsze tam gdzieś za mną była - czyli poznałam mojego biologicznego ojca. Czasami w sytuacjach nad którymi nie panuję mam "powtórkę z rozrywki", najczęściej jak nie jestem w stanie przewidzieć reakcji innych, wybieram sklepy raczej samoobsługowe, nie jem w szkole, kończę szybko znajomości, które mi nie odpowiadają, układam po xy razy scenariusze rozmów, z osobami, które albo słabo znam, albo podziwiam z jakiegoś powodu, robię to tak automatycznie, nie wiem jak to nazwać, podświadomie i dopiero po dłuższej chwili jestem w stanie się złapać na czymś takim.
bemyself, no to pogratulować "odporności", chociaż jeszcze to wszystko się może odbić na Tobie. Bo mi się nie chce wierzyć, że uszłaś z tego bez szwanku, depresji może nie masz, ale inne skrzywienia na pewno. 😉
Jakiś czas temu odezwał się do mnie kolega, z którym dawno się nie widzieliśmy i nie gadaliśmy. Znałam go jako osobę, która nigdy się nie zdenerwowała i nigdy jej nic nie ruszało. Prosił o pomoc. Pomocy odmówiłam. Po próbie samobójczej niestety "uroki" dda wzięły górę i przesiedziałam ponad tydzień w psychiatryku na odwiedzinach. A też wydawało mi się, że jego nic nie ruszy.
bemyself, no to pogratulować "odporności", chociaż jeszcze to wszystko się może odbić na Tobie. Bo mi się nie chce wierzyć, że uszłaś z tego bez szwanku, depresji może nie masz, ale inne skrzywienia na pewno.
moze to nie jest odpornosc, a po prostu zbyt wiele na glowie, zeby myslec o problemach, tylko lepiej isc dalej? nie mam skrzywien, fobii, urojen, problemów egzystencjonalnych, napadów płaczu, nienaturalnych zapędów ani nic podobnego 😉 jestem dosc bezkrompromisowa, mam swoje poglady ktorych lubię bronic, mowie co myslę i czesto jest to odbierane negatywnie, bo wiekszosc ludzi preferuje kult wlasnego ego i krytyka jest dosc zle odbierana, ale pza tymi skrzywieniami innych nie zanotowano😉
bemyself, no to pogratulować "odporności", chociaż jeszcze to wszystko się może odbić na Tobie. Bo mi się nie chce wierzyć, że uszłaś z tego bez szwanku, depresji może nie masz, ale inne skrzywienia na pewno.
moze to nie jest odpornosc, a po prostu zbyt wiele na glowie, zeby myslec o problemach, tylko lepiej isc dalej? nie mam skrzywien, fobii, urojen, problemów egzystencjonalnych, napadów płaczu, nienaturalnych zapędów ani nic podobnego 😉 jestem dosc bezkrompromisowa, mam swoje poglady ktorych lubię bronic, mowie co myslę i czesto jest to odbierane negatywnie, bo wiekszosc ludzi preferuje kult wlasnego ego i krytyka jest dosc zle odbierana, ale pza tymi skrzywieniami innych nie zanotowano😉
To nie musi być fobia czy napady czegokolwiek. To może być coś co na co dzień wydaje Ci się nieistotne.
Ja też myślałam, że jestem ... normalna. Normalność to trochę dyskusyjne słowo, bo u każdego pod tym kryje się inna definicja. Jednak w zeszłym roku dopiero dojrzałam, przejrzałam na oczy, a może dopiero ktoś - terapeuta - mi uświadomił, że strach przed okazywaniem uczuć, nadmierne poczucie odpowiedzialności, zachowania kompulsywne, przyciągają mnie ludzie z problemami, którym mam wrażenie mogę pomóc, strach przed porzuceniem, popadanie od skrajności w skrajność, nadmierna lojalność, posiadanie uzależnionego partnera, każdy problem według mnie jest ogromnym problemem, którego nie da się przejść itd - zawdzięczam pijącemu ojcu.
A byłam przekonana, że no taki mam wstrętny charakter.
Hm. Niezły temat. Generalnie, podziwiam tych, którzy się leczą, chodzą na terapię i na serio im to pomaga. I nie boją się czegoś stwierdzić, nazwać po "imieniu".
A z drugiej strony - mnie to generalnie niesamowicie denerwuje "dorabianie" sobie życiowych problemów. Chodzi mi o to..... że bycie "nienormalnym" jest... fajne. Bo inne. Bo nikt się nie identyfikuje z tłumem, mimo, że za nim podąża. Patrzę krzywym okiem na kogoś, kto publicznie [nie internetowo 😉, żeby nikt nie pomyślał, że teraz "piję" do kogoś i mam kogoś konkretnego na myśli, nie, nie] mówi o tym jak to się nie ma źle w życiu, ooochh, czego to on nie przeżywa, ooooch, jakiej to on nie ma depresji, nerwicy, psychoz albo ochhh, z jakiej to on patologicznej rodziny nie pochodzi, że jest adoptowany, że tata bił, że mama biła, że coś tam coś tam..... Była dziewczyna mojego kolegi na prawo i lewo rozpowiadała z jakiej to ona straszliwej rodziny nie pochodzi, bo tam bieda aż piszczy, ona nie miała za co jeść.... u ilu ona psychologów nie była, czego jej tam nie stwierdzili.... podczas gdy dziewczyna studiowała na dziennych, mieszkała sama w dużym mieście, miała wypasionego laptopa, materiały, książki.... Kasa leciała od rodziców, a co.
Podczas gdy ten, który naprawdę ma problemy.... siedzi sobie cicho, sam. I często nie chce sobie pomóc.
Ja myślę, że przydałaby się nam jakaś wojna, bo sporo ludzi żyje w naprawdę wysokich standardach co z kolei powoduje, że są "miętcy" jak plastelina. Nie radzę czytać o schorzeniach w necie, bo znajdziecie u siebie 10 różnych chorób i po 20 objawów sprawdzających się.
Jeśli naprawdę czujecie się źle i nie radzicie sobie sami.... to najlepiej poszukać dobrego i życiowego psychologa, żeby z nim chociaż tylko pogadać. Ale powtarzam - dobrego!
Ja tam generalnie psychologów nie lubię [Dzionka, bez obrazy, jesteś chlubnym wyjątkiem :kwiatek: ] po jednej pani psycholog i pozostał we mnie taki niesmak, że postanowiłam szerokim łukiem omijać. Ale mam koleżankę, która miała stwierdzoną depresję, leczyła się farmakologicznie i psycholog jej naprawdę pomógł. Dziewczyna najnormalniejsza na świecie, ale miała ciężkiego pecha w życiu i w pewnym momencie doszło do tego, że całe dnie przesypiała, przestała o siebie dbać, jadła byle co, nie wychodziła z domu, niczym się nie interesowała.... to już to nie było takie fajne. No i - nikt nic nie wiedział. Znajomi myśleli, że ona jest po prostu zapracowana i dlatego nigdzie nie wychodzi. Na szczęście, wróciła do życia i ma się świetnie.
Myślę, że sporo takich "skrzywień" (prawdziwych bądź nie) jest spowodowanych nie tylko przeżyciami, ale i samotnością i spotykaniem się z kompletnym brakiem zrozumienia. Człowiek sam zaczyna popadać w straszny wir myśli i w pewnym momencie przestaje sobie z tym radzić. Chyba.
JARA I tak naprawdę.... chyba nie ma normalności. Człowiek normalny jest w dzisiejszym świecie uznawany za wariata, zazwyczaj. Świat nie jest normalny. I ja tam nie chcę wiedzieć co mógłby specjalista ze mnie wyczytać. Łatwiej mi się żyje będąc nieświadomym i w poczuciu, że jestem całkowicie normalna we własnym mniemaniu.
Zastanawia mnie coraz częsciej czy to ze moja siostra leczy się na depresje, fobie, ze ja mam od paru lat stany depresyjne moze miec jakis zwiazek z genetyką, lub nie wiem jakims fizjologicznym defektem? Ze akurat my obie. Podobne problemy, podobne schematy zachowan. Tylko ze rodzice nigdy nie mieli takiego problemu (mimo słabego charakteru mamy). Moze kwestia wychowania w takim razie? Choc nie czuje sie ani rozpieszczona ani niedopieszczona wiec nie bardzo chciałabym isc tym tropem, szczerze mówiac rodziców mam ze złota i dziecinstwo tez takie miałam (ale nie jakies tam bezstresowe). Ale to zastanawia, są ludzie z gorszymi przezyciami niz moje i siostry a mimo to od paru lat są momenty nie do życia + u siostry fobie, lęki u mnie dodatkowo niska samoocena, kompulsy lub głodzenie się, wymaganie od siebie za duzo az do zajechania na zmiane z dniami bez wychodzenia z domu i wiele wiele innych. Juz sama sobie nie umiem za bardzo pomoc, tymbardziej ze teraz tez odpadła na stałe odwieczna i najlepsza pomoc w postaci koni 🤔 - wypalenie do tego stopnia ze juz to nie działa.