sznurkersi - czyli natural w roznych odcieniach

Sznurkuje to za dużo powiedziane, bo teraz "rzeźbię" bez pomocy czyli na ślepo  😡 Oczywiście tylko z ziemi, z siodła niepodzielnie króluje classic way of going 😉 (Ad wcześniejszej dyskusji)

Teraz Burzy pożyczyłam mojego c-sticka i ona z nim szaleje, a sama jedynie śmigam na spacery z koleżanką ze stajni i jej wielkim niedobrym Synkiem. Pluskamy się w wodzie, przeciskamy, podstawiamy i przestawiamy. W wolnej chwili zamierzam się z jo-jo'wać. Bo ta zabawa podoba mi się chyba najbardziej a idzie mi fatalnie :/  🤣 Czardaszowi najbardziej podoba się friendly, ofkors.  😁

ps. co do ładowania do przyczepy, tego czegoś nie rozumiem. Mój koń od zawsze ładował się od kilku sekund do kilku minut maksymalnie. Bez żadnych lonż, sznurków, carotów czy innych cudów. Sznurki w żaden sposób na to nie wpłynęły. Mimo to, nie ważne, czy mój koń jedzie 1km czy 500km wychodzi z przyczepy spieniony i zdenerwowany. Mimo to, jak przychodzi go na powrót załadować (czy do do ciężarówki czy przyczepy) wchodzi bez wahania.
Nie rozumiem, skoro tak go podróż stresuje, to dlaczego daje się ładować?
Skoro tak to "przeżywa" to nie wierzę, że on "chce być bardziej w przyczepie, niż na zewnątrz", zatem jeśli to nie jest tylko zaufanie do wprowadzającego, to co?

Masochizm?  🤔
Sierra, nam też z jojo najtrudniej, coś w tym jest 😉
a ja nadal twierdze ze do wprowadzenia konia do przyczepy WYSTARCZY zaufanie, a niepotrzebny jest zaden kantar bądź uwiąz jesli to zaufanie jest.

Diakonka pytała czemu ''prysła''
własnie przez to ze obserwowałam uzycie omawianych tu ostróg z kółeczkami... naturalnie... 😲
jodzi, ale kogo obserwowałaś?
Karen Rohlf nie startuje  (nie wiem, kiedy przestała). Jak się chce oceniać jej jeździectwo, zostają filmy, materiały, zajrzenie na kurs (zdarza jej  się wsiąść), zajrzenie na Florydę 😉

A co do wcześniej wspomnianych przyczyn, czemu koń jest grzeczny. Wersja A, to koń, który nie wie, że można być niegrzecznym. Kontroluje się jego zachowanie, zapobiega popełnianiu przez niego "błędów". Wersja B to danie mu możliwości robienia różnych rzeczy (również  tych, które nam się mniej podobają) i pokazywanie konsekwencji (dobrych lub złych). Każdy jakoś sobie rzeźbi, wykorzystując trochę strategii z puli A, trochę z B. Czy lepiej koniowi dać wybór, czy nie, zależy od sytuacji.

To jak z jedzeniem trawy podczas jazdy czy skubaniem listków w  terenie.  Można nigdy na to koniowi nie pozwolić i mieć nadzieję, że taki pomysł nie przyjdzie mu do głowy. Można zostawić łeb w spokoju i np. ustalić sygnał, kiedy koń może jeść, kiedy nie. I mieć w zanadrzu jakieś nieprzyjemne konsekwencje jedzenia, kiedy przyzwolenia na to nie było (klepnięcie  w zad na przykład),  bo przyjemne konsekwencje jedzenia, kiedy sygnał, że wolno, był, są  oczywiste 😉
a ja nadal twierdze ze do wprowadzenia konia do przyczepy WYSTARCZY zaufanie, a niepotrzebny jest zaden kantar bądź uwiąz jesli to zaufanie jest.

Diakonka pytała czemu ''prysła''
własnie przez to ze obserwowałam uzycie omawianych tu ostróg z kółeczkami... naturalnie... 😲
...podziel sie swoimi spostrzeżeniami proszę. akurat Ciebie nikt nie będzie mógł pomówić o te wszystkie brzydkie cechy, które sprawiają, że moje argumenty nie muszą byc brane pod uwagę i można je dowolnie odrzucać ...ja w odróżnieniu od Ciebie jestem tak podły, złośliwy i chamski,że przecież nie mogę mieć racji i pisać prawdy...podziel się swoimi spostrzeżeniami Jodzi proszę, bo to może być jedyna szansa na to ,żeby inni zrozumieli że "król jest nagi".
Aquarius- jedną z czołowych postaci PNH w Polsce... Ale  ostrogi sa tak charakterystyczne.

Widzisz.. nie jestem miszczem..mało tego jestem laikiem jesli chodzi o PNH ...  ale patrze i obserwuje.. jak kazdy z nas. Coś nam sie podoba bądź nie. Mnie sie własnie nie spodobało uzycie ostróg , które przez cały dzien noszone na butach musiały byc wypełnione piachem.. Nie kwestionuję tu potrzeby uzycia ostróg do pracy- bo po to one są.  Moze to przypadek, najprawdopodobniej to był przypadek. Ale.. słowo natural kojarzyłam z czyms innym.

Jednym słowem nie podobało mi się .

Do zbudowania zaufania między koniem a człowiekiem nie potrzeba zadnych magicznych lin, kursów itp.. mozna to wypracowac samemu. Bez względu na to czy nazywamy sie klasykiem czy naturalem. Koniowi wszystko jedno i tak nie rozumie słów.

Jedna z moich klaczy- arabka- ognisty temperament, niedotykalska , z dobrej stajni, zadbana, przywieziona'' na siłe..''. Mam ją przygotowac na pokaz.. Duzo czasu. Nie moge przejsc z nia 10 metrów. Łazi po mnie i na dwóch nogach. Codzienna konsekwentna praca, po 2 metry, nagroda. Mam prezenterke i bat pokazowy. Bata nie uzywam bo kobył fruwa po okolicznych lasach na sam jego widok. Łancuszek podpięty łagodnie. Ale codziennie i były efekty. Moze nie punktowe na pokazie, bo kobył do pokazowych nie podskoczy ale.. do przyczepy z łbem na moim ramieniu, czyszcze bez uwiązu, mogę ją pokazac bez prezenterki, będzie biegła obok. Jest tez druga strona medalu- nie da sie zbadac jak mnie przy niej nie ma...Kilka dni temu pojechała do treningu. Wychodząc ze stajni nawet nie obejrzała sie w jej strone, mało tego zostawiła w boksie małą.

To nie jedyny kon, z którym przeszłam metamorfoze.
Bez uzycia gier, karota i sznurkowego kantara.
😉
Moon   #kulistyzajebisty
20 sierpnia 2009 21:46
Czytam sobie ów wątek od stron kilku, mimo, żem 'zatwardziały' klasyk, z naturalsami mam tyle do czynienia co nic, wręcz odnoszę się do tego plandekowania i parasolowania koni z niejakim politowaniem i powątpiewaniem i tak sobie myślę....
Na przykładzie chociażby postu Jodzi, tego powyżej - Nie sądzicie, że te wszystkie 'czary-mary', cuda wianki naturalsowe są po prostu przereklamowane i już z czasem robione na siłę? Bo ot, co by tu nowego założyć koniowi na grzbiet... Może billboard'a z neonami...? Nie pytam bo chcę komuś dopiec, pytam bo mnie to ciekawi.

Każdy ma, nieważne czy klasyk czy naturals, jakieś wyobrażenie o tym jak ów natural powinien wyglądać.
Dla mnie foty, wstawione przez Caroline to nic innego jak klasycy, w dresiarskich siodłach, z za nisko pozapinanymi wędzidłami, w ostrogach. Jedyne co mi się tam z naturalem kojarzy to sznurkowe wodze. o.O
I zgoda - może do tego aby te obrazki wyglądały jak wyglądają doszli tylko i wyłącznie naturalnymi metodami, ale czy to nie utwierdza Was w przekonaniu, że jeździectwo jest jedno i tak naprawdę to człowiek tylko wszystko komplikuje i sam stwarza sobie zagwostki?

I też, padło tu już nurtujące mnie pytanie - Czemu ma służyć to owe plandekowanie, zakładanie parasoli, czy łażenie po lawecie 2x2m?

Bo ot, co by tu nowego założyć koniowi na grzbiet... Może billboard'a z neonami...?
jest taki jeden któremu by się przydało skutecznie założyć, ale nie bilboard ale telebim ...moze wtedy dałoby się startowac normalnie i bez płaczu 😎
trzynastka   In love with the ordinary
20 sierpnia 2009 22:32
I też, padło tu już nurtujące mnie pytanie - Czemu ma służyć to owe plandekowanie, zakładanie parasoli, czy łażenie po lawecie 2x2m?

To akurat mi się podoba może nie w takiej formie i w takim nasileniu ale przydaje się.
Z naturalnymi metodami jako takimi nie mam, nie miałam do czynienia ale czasami podchodziłam do kobyły z parasolem złożonym i rozłożonym by nauczyła się, że to nic strasznego. Wole jej to pokazać niż w jakimś terenie spotkać "parasolnika" i mieć cyrki. Tak samo z workami, w terenie ktoś wyrzuci śmieci i ja już nie mogę spokojnie koło jakieś odgryzającej nogi reklamówki przejechać. A jak pokaże, na spokojnie na maneżu worek to potem mam mniej problemów.
Wrotki moim zdaniem nie ma co udawadniac na siłe ze ''król jest nagi''. Ty to wiesz, ja tez wiem, ci co chcą to wiedzą.
Zgadzam sie z Twoimi pogladami i tez uwazam ze jeździectwo jest jedno.

Ale innym potrzebny jest duchowy przywódca,szkolny program nauczania którego trzeba sie trzymac, spotkania ze znajomymi w tym gronie i dyskusje. To strasznie wciąga tym bardziej jak masz konia który depcze Ci po nogach, nie mozesz wsiąść bo sie kręci itp.. mnóstwo problemów z którymi człowiek sam nie moze sobie poradzic. I widzi tu konia Parellowego- no ideał... bo często tak jest. Kon szkolony kilka lat. I my z ''zielonym'' wiercipiętą. Widac na własne oczy ze można. I ci co wytrwają / jest kilka osób/ bedą mieli takiego konia za kilka lat i sami bedą uzdrowieni.

Tylko niektórzy nie zdają sobie sprawy ze do TEGO SAMEGO celu mozna dojsc zupełnie klasycznie, bez uzycia rekwizytów. Tylko jest jeden problem. Nie kazdy jest w stanie SAM sobie poradzic. Bo do tego potrzebna jest wiedza i doświadczenie.

Zeby nie było ze ja tą wiedze mam/ bo nie mam 😁/ przyznam sie bez bicia ze arabke zawiozłam własnie do zajezdzenia 🏇 Bo nie chce czegos spieprzyc. Osobie z duzym doświadczeniem, pracującej i naturalnie i czynnie sportowo. Strasznie sie z tego ciesze 😀


Pozdrawiam  😉

ps cos znowu revolta wciąga...

Wrotki moim zdaniem nie ma co udawadniac na siłe ze ''król jest nagi''. Ty to wiesz, ja tez wiem, ci co chcą to wiedzą.
Zgadzam sie z Twoimi pogladami i tez uwazam ze jeździectwo jest jedno.




Dokładnie tak 🙂

Absolutnie zgadzam się z całym wywodem 🙂


Choć uważam, że powiedzenie "król jest nagi" można  zastosować w odniesieniu do każdej metody, jeśli jest wykorzystywana przez niewłaściwe osoby.
 
 
Zaciekłość jest po obu stronach " barykady" , czasem zupełnie zbędna i bez głębszej znajomości tematu.
Ot , czasem tylko na podstawie jakiegoś zdjęcia , czyjegoś postu.

I piszę to ja, która przez ortodoksyjnych sznurkowców uważana  jestem za wroga publicznego nr 1 i dla  niektórych "klasyków"  też jestem takim wrogiem  🤣

Też kiedyś podśmiewałam się z marchewkowego bata, sznurkowego kantara.
Aż zrozumiałam, że to tylko narzędzia , tak jak bat do lonżowania , czy lonża.
Reszta , najważniejsza zależy od człowieka.

Poświęciłam trochę czasu na zapoznanie się z różnymi tzw metodami , poobserwowałam na kursie.
Wyciągnęłam wnioski i wykorzystuję tylko to, co do mnie przemawia.

Ale rozumiem, że ktoś chce zostać lekarzem, więc uczy się w tym kierunku.
Mnie to nie odpowiada, więc nie idę tym śladem.

Wyśmiewanie się z zakładanych parasoli, płacht nie jest mądre.

Wystarczy poeksperymentować z własnym koniem i od razu widać o co biega 😉

Mam takie zabawne zdjęcie 🙂

Bez żadnego przygotowania wcześniejszego.
Tylko , że kuc ma taki charakter, że mogę mu załozyć wszystko na grzbiet i on jest spokojny.

Z dużym koniem nie było takiej możliwości.
Dotknięcie liny na zadzie, nogach wywoływało niesamowitą histerię.
I takiemu koniowi warto poświęcić sporo czasu, żeby przekonać , że dotyk różnych rzeczy na grzbiecie, nogach    nie jest straszny i może to przeżyć.
To czyni konia bezpiecznym w jazdach, bo nie płoszy się z byle powodu.
O  wartości pracy z ziemi pisałam, więc nie będę się powtarzać..


Ja się tak zastanawiam, jak to jest z tym partnerstwem.

I nijak nie pojmuję, jak ktoś może twierdzić, że koń to jego partner i trzeba go partnersko traktować. Przecież robimy wszystko, żeby ustalić hierarchię tak, żebyśmy my stali na najwyższym szczeblu drabiny hierarchii w postrzeganiu konia, żebyśmy byli dla niego osobnikiem alfa i przewodnikiem, a nie partnerem. Jeśli koń respektuje nas jako "najwyżej postawionego w stadzie" to wykonuje nasze polecenia.


Hierarchia jest niezbędna , ale to nie oznacza, że szef musi być despotą 😉

Koń poddaje się bezwzględnie przewodnikowi w sytuacji zagrożenia życia.

W normalnych sytuacjach , bezstresowych w stadzie z mądrym szefem panuje raczej harmonia i spokój.
Mądry szef nie musi pokazywać swojej wyższości na każdym kroku, bo po co?

Przekładając to na relacje koń-człowiek.
Wymagam od konia pewnych zachować , rozumiejąc jego psychiczne i fizyczne możliwości  w danym momencie.
Rozumiem też , że koń ma powody zachowywać się nie tak jak ja  oczekuję.

Zastanawiam się nad przyczynami i szukam powodów- najczęściej w sobie, albo dyskomforcie konia.

W jazdach terenowych zdaję się w dużej mierze na konia, bo to on mnie niesie i jego nogi są ważne.
Dlatego nie upieram się przy chodach, które chciałabym akurat widzieć.
Jeśli koń czuje się bezpiecznie, to i ja jestem bezpieczna .
To przecież proste 🙂

Tak rozumiem  dyskusję i partnerstwo .

Kiedyś tego nie rozumiałam i nasze relacje nie były dobre.
Co z tego, że wymusiłam coś na koniu , wbrew jego możliwościom.
To żadna satysfakcja.

Teraz naprawdę mogę iść z końmi luzem na nieogrodzony teren i one nigdzie nie uciekną-nie oddalają się ode mnie.
Mają chyba poczucie bezpieczeństwa w mojej obecności.



. Ale na pewno bzdurą na kółkach jest twierdzenie, że: "naturalsi mają konia partnera, a klasycy niewolnika".


 
Pewnie, że bzdurą.
Ja zresztą tego nie napisałam, to moje odczucie po poście innego forumowicza , nawet nie wiem , czy jest "naturalsem" , czy kimś innym.

Ten typ stosunków można zaobserwować  wszędzie.
dea   primum non nocere
21 sierpnia 2009 08:50
Wybaczcie, jeśli coś przeoczyłam, bo nie mam czasu czytać całych dwóch stron. Widzę ino, że wrotek wyciągnął wątek kolca - pewnie po to, żeby uniknąć polowania z nagonką na siebie 😉
Tak więc, proszę bardzo, żeby nie było, że coś ukrywam, oto wątek kolca, którego nie zakopałam w piwnicy (publikowane na bieżąco). Wszystkich ciekawych zapraszam do lektury.
http://sympatycy-pnh.blogspot.com/2009/03/dr-jekyll-i-mr-hide.html
http://sympatycy-pnh.blogspot.com/2009/03/dr-jekyll-i-moj-genialny-rudzielec.html
http://sympatycy-pnh.blogspot.com/2009/04/mr-hide.html
http://sympatycy-pnh.blogspot.com/2009/04/weekend-weterynaryjny.html

Konik wygląda na puszystą kuleczkę zdecydowanie do opanowania, prawda? No i jest zdecydowanie do opanowania. Chyba że stoi po kontuzji dwa miesiące, a potem ma stępować. I wteeedy wroootek wyciąąąga marcheeewkę i Wiedźmiiin za niiim stępuuuje...

JASNE. 🙂

Utrzymałam na kantarze sznurkowym dużo "groźniej" wyglądające i większe konie. On jest po prostu skuteczny.

Moim prywatnym zdaniem natural to przede wszystkim sposób myślenia. Narzędzia  - mają być skuteczne i trzeba obserwować w którą stronę się idzie - czy coraz ostrzejszych, czy coraz łagodniejszych i porozumiewania bez przemocy.
Kolec póki co wisi w szafce i się kurzy, koń chodzi na kantarku sznurkowym i jest naprawdę bardzo lekki i współpracujący. Przybiega do ludzi kłusem i mozna przesuwać go jednym palcem. Nie wątpię, że gdyby zabrać go np. samego w teren albo wymagać od niego galopu na kole, wyrwałby się - więc póki co, unikamy tych sytuacji, dopóki nie jest na nie gotowy. Gdyby z  jakiegoś powodu musiał być wystawiony na ryzyko "urwania się" - tak, założyłybyśmy kolec na tę okazję.
Koniczka   Latam, gadam, pełny serwis! :D
21 sierpnia 2009 09:21
Moim zdaniem wszelkie szkoły naturalistyczne oferują prosty i przejrzysty system dzięki któremu można wychować onia tak aby był bezpieczny, wygodny i przyjemny w obsłudze. Tak, oczywiście nie odkrywają tak naprawdę Ameryki, ale wcześniej człowiek musiał dochodzić do tego (albo i nie - totalnie rozpuszczonych koni są całe masy) metodą prób i błędów. A że szkoły naturalne mają otoczkę marketingową, która umożliwia stałe zarobki ich twórcom- cóż, ludzie muszą z czegoś żyć, ale to że na tym zarabiają nie świadczy o tym że sama metoda jest zła.
ElMadziarra   Mam zaświadczenie!
21 sierpnia 2009 10:07
O właśnie wychować konia.

Dalej będę upierała się, że nie ma partnerstwa z koniem.

Ja nie napisałam, że szef (czyli w tym wypadku my) musi być despotą wobec podwładnego (konia). Mądry szef potrafi wyciągnąć od swoich podwładnych to co najlepsze, bez despotyzmu, bez przemocy. Choć nie wiem, czy to bez przemocy można tak naprawdę zastosować do koni. Konie ustalając hierarchę w stadzie również przemocy używają, jeśli chcemy się dostosować się do ich końskiego świata, ta przemoc czasami jest niezbędna. I naprawdę nie mówię tu o bezsensownym katowaniu konia batem.
Metodami takimi, czy takimi (naturalnymi, klasycznymi) wciąż uczymy się być mądrymi szefami naszych koni i uczymy się koni po to, by wiedzieć co na nie tak naprawdę najlepiej działa, jakie podejście do naszego konia w ogóle, ale i w konkretnej sytuacji jest optymalne. Bycie mądrym szefem sprawia, że potrafimy doskonale porozumieć się z naszym koniem i to, że koń nam ufa. Akceptuje nas jako swojego przewodnika i nie dyskutuje z nami, gdy coś od niego chcemy (generalnie).

Partnerstwo jako takie byłoby w ogóle dla konia niezrozumiałe. W partnerstwie nie ma miejsca na osobnika alfa i beta. Partnerstwo to równouprawnienie, równość dwóch partnerów. I nie gadajcie, że koń jest waszym partnerem i ma tak naprawdę wolny wybór, a wy go po prostu przekonujecie, że wybór którego wy dokonaliście jest dla niego najlepszy i on się z tym zgadza. Bo jak by tak było, to wasze konie siedziałyby na łące i wcinały trawę, a nie dawały z sobą robić cuda na kiju. Zmuszacie konia do różnych rzeczy, niekoniecznie przy użyciu przemocy fizycznej, ale zmuszacie. I JA ZMUSZAM ❗ Do pracy, do jazdy i do innych rzeczy, których, gdyby Porciasty miał wybór, za Chiny Ludowe by nie zrobił. Ale tego wyboru nie ma. Choć nie używam fizycznych środków przymusu, no chyba że on sam w sposób "fizyczny" usiłuje mnie skłonić do ustępstw i wyegzekwować swoje widzimisię.
Moon   #kulistyzajebisty
21 sierpnia 2009 10:21
To akurat mi się podoba może nie w takiej formie i w takim nasileniu ale przydaje się.
Mnie ogólnie też - Sama nie raz pokazywałam na spokojnie zabijające siatki i strrrasznie straszne parasole. Mimo, że ani podejścia, ani wiedzy, ani tym bardziej rekwizytów 'naturalsowych' nie posiadałam i nie posiadam.

A że szkoły naturalne mają otoczkę marketingową, która umożliwia stałe zarobki ich twórcom- cóż, ludzie muszą z czegoś żyć, ale to że na tym zarabiają nie świadczy o tym że sama metoda jest zła.
Amen. ;-)

. Konie ustalając hierarchę w stadzie również przemocy używają, jeśli chcemy się dostosować się do ich końskiego świata, ta przemoc czasami jest niezbędna



Czy ustalają hierarchię poprzez przemoc?

To wszystko zależy od stada , charakteru koni.

W zaprzyjaźnionym stadzie nie ma przemocy.
Wystarczy odpowiednia mowa ciała , szybki ruch głową i jest spokój.
Czasem są inne sygnały, dla mnie zupełnie niezrozumiałe.
Bo jak szef idący kawałek z tyłu potrafi skłonić podwładnego  do zatrzymania się, gdy szef uzna, że starczy tego przewodnictwa?
Gdyby osiągnięcie szefostwa wiązało się z przemocą, to wątpię , żeby konie przetrwałyby tyle milinów lat 🙂
Przywódcą stada zostaje przeważnie najstarsza klacz, mająca duże doświadczenie i mająca potomstwo.



Partnerstwo jako takie byłoby w ogóle dla konia niezrozumiałe. W partnerstwie nie ma miejsca na osobnika alfa i beta. Partnerstwo to równouprawnienie, równość dwóch partnerów.


Jest w stadzie końskim, przynajmniej między poszczególnymi osobnikami miejsce i na partnerstwo.

To wzajemne wspieranie się w trudnych sytuacjach .

Na dwa nielubiące się konie jest znakomity sposób- wspólne podróżowanie przyczepą, czy wspólne przebywanie przez dłuższy czas  , wspólny wyjazd poza stajnię w nowe miejsce.
Są trwałe związki między końmi- to też chyba znane sytuacje.
Wspólne oganianie się od much, czy inne usługi pielęgnacyjne.

Wiadomo, że w obraniu drogi ucieczki nie może być kilku decydentów , czy innych bardzo ważnych sytuacjach - to też zupełnie logiczne.
To przecież zwierzęta stadne , tak samo zresztą jak ludzie.


I nie gadajcie, że koń jest waszym partnerem i ma tak naprawdę wolny wybór, a wy go po prostu przekonujecie, że wybór którego wy dokonaliście jest dla niego najlepszy i on się z tym zgadza.Bo gdyby tak było, to wasze konie siedziałyby na łące i wcinały trawę, a nie dawały z sobą robić cuda na kiju. Zmuszacie konia do różnych rzeczy, niekoniecznie przy użyciu przemocy fizycznej, ale zmuszacie. I JA ZMUSZAM ❗ Do pracy, do jazdy i do innych rzeczy, których, gdyby Porciasty miał wybór, za Chiny Ludowe by nie zrobił. Ale tego wyboru nie ma. Choć nie używam fizycznych środków przymusu, no chyba że on sam w sposób "fizyczny" usiłuje mnie skłonić do ustępstw i wyegzekwować swoje widzimisię.



Po pierwsze
O partnerstwie pisałam ja , która nie jestem sznurkowcem, czy gorliwym wyznawcą jakiejkolwiek ze szkół.

Po drugie.
Większość koni, które nie są zniechęcone do pracy z człowiekiem ( a bardzo łatwo je zniechęcić) bardzo lubi wpółpracować z człowiekiem.
W tej kwestii mylisz się i to bardzo.
Tylko od człowieka zależy, czy koń ma taką chęć.

Co do braku  wyboru koniowi, też mylisz się, jeśli mnie masz na myśli.
Piszesz, że nie używasz fizycznych środków przymusu.
Czy to oznacza, że nie używasz ogłowia , bata ,  wypinaczy ?


A jeśli chodzi o PNH, to tam akurat przymusu fizycznego jest sporo  .
To stopniowanie od najlżejszej sugestii do mocnego uderzenia.



Mam dwa pytania:

1. Ten nagminny zarzut, że "naturalsi uważają, to jedyna słuszna metoda”  – gdzie to widać? Kto konkretnie na siłę przekonuje innych, że jakaś szkoła naturalna to jedyna słuszna droga? W końcu ten wątek jest poświęcony temu a nie innemu tematowi, więc o czym mają mówić mówić jego uczestnicy? A to, że dzielą się tu swoimi uwagami, czy jest równoznaczne z przekonywaniem, że całą resztę należy potępić w czambuł? Ciekawa jestem, czy to samo zarzuca się np. uczestnikom wątku westowego. 

2. Po drugie dlaczego sprzęt używany w metodach naturalnych tak razi?  Czym carrot stick zasłużył sobie na bycie wyznacznikiem stosowania metod szkół naturalnych? Jest to po prostu sprzęt i nic innego. Taki sam jak każdy inny, ani gorszy, ani lepszy. Dostosowany do funkcji, które ma pełnić.  W zasadniczej swojej funkcji  –  czyli  wspomagania człowieka w przekazania koniowi ludzkich intencji  - czym różni się  np. od bata ujeżdżeniowegoego?  Kolor tak razi?  Przecież są w różnych kolorach, czarne też.

Nie może być naturalem bo nie ma 1,2,3,4,5,6,7 stopnia, nie nabyła marchewkowego bata i specjalnych książek.

Sprowadzanie metod naturalnych  do carrot sticka świadczy tylko o kompletnej ignoracji autora, a swoją uwagą na temat książek wystawia jednoznaczną opinię swojej osobie.  Wiadoma też sprawa, w żadnej dziedzinie - ani sportowej, ani zawodowej - nie ma stopni kariery. Tylko w PNH ten wredny pomysł jest realizowany.   


To naprawdę fajne, co Jodzi osiągnęła ze swoimi końmi, ta metamorfoza. Fajnie, że Jodzi potrafi „bez użycia „gier, karota i sznurkowego kantara”.  Ale dlaczego to ma być zarzutem w stosunku do tych, którzy sami z siebie nie potrafią i potrzebują, kogoś, kto im to wyjaśni, rozbije na czynniki pierwsze i pokaże (na kursie czy na płycie czy jeszcze inaczej)? Nie z samych Jodzi świat jest stworzony, a jeszcze nie ma zakazu posiadania konia przez nie-Jodzie.

Jeszcze słowko na temat nieszczęsnego carrot sticka.
   
Tylko niektórzy nie zdają sobie sprawy ze do TEGO SAMEGO celu mozna dojsc zupełnie klasycznie, bez uzycia rekwizytów.
............
Mam prezenterke i bat pokazowy. Bata nie uzywam bo kobył fruwa po okolicznych lasach na sam jego widok. Łancuszek podpięty łagodnie.


Jak dla mnie wygląda to na to, że niektórzy dzielą sprzęt na lepszą i gorszą kategorię. Tylko nie rozumiem tych subtelności odczucia, z czego należy się podśmiewać, a co dażyć szacunkiem należnym sprzętowi stosowanymi we "właściwych" dziedzinach sportu i "właściwych" różnych okolicznościach. Czyli carrot stick i kantarek to rekwizyt, a bat pokazowy, prezenterka i łańcuszek to sprzęt wyższej użyteczności publicznej? 
dea   primum non nocere
21 sierpnia 2009 11:45
Większość koni, które nie są zniechęcone do pracy z człowiekiem ( a bardzo łatwo je zniechęcić) bardzo lubi wpółpracować z człowiekiem.
W tej kwestii mylisz się i to bardzo.
Tylko od człowieka zależy, czy koń ma taką chęć.


Zgodzę się z guli 😉

W tej metodzie do samej współpracy koń nie jest zmuszany. Moja np. nigdy nie była karana za zwiewanie ode mnie na padoku (a robiła tak na początku). Myślałam, co mogę zrobić inaczej, żeby chciała być ze mną. Przez jakiś czas dostawały marchewkę, jeśli z własnej woli przybiegły chodem szybszym niż stęp. Ale marchewki nie widziały, dopóki nie zaparkowały przy człowieku - więc biegły do człowieka, nie do marchewki. Do człowieka i do zajęć, które im oferował. Do przybiegnięcia była zachęta oparta na grze w jojo (ten sam gest przywołania) w momencie kiedy koń zaczynał podchodzić stępem. Za podejście stępem marchewek nigdy nie było.

Taka anegdotka jako nawiązanie do tego, że koń najbardziej lubi jeść trawę i do roboty trzeba go zmusić. Koń koleżanki, arabek, bardzo pojętne stworzenie - jej przez jakiś czas nie było, nie pamiętam czemu, nie miała czasu. Tydzień, może dwa? Koń tak bardzo chciał pobawić się z człowiekiem, że na widok dwunogów zostawiał stado (trawa i inne konie), podbiegał do człowieka i oferował mu wyuczone ruchu "prosząc do tańca". Czasami przyjmowałam zaproszenie, dając mu sygnały, odpowiadał chętnie i na wolności 🙂 to naprawdę było niesamowite i dało mi dużo do myślenia. Oczywiście nie każdy koń będzie tak "uwielbiał pracę", ale myślę, że każdy powinien jej "nie nienawidzić".

Może jeszcze taka refleksja: używanie faz do zmuszenia jest... zwodnicze. Bo może się okazać, że użycie fazy zmuszającej spowoduje, że koń - no własnie - na przykład urwie się i pobiegnie do stajni 😉 Podnoszenie faz jest po to, żeby koń zauważył, że coś do niego mówimy, nie po to, żeby go zmusić. Fazę podnosi się wtedy, kiedy koń na niższą nie reaguje, czyli zachowuje się jakby jej nie było. Jeśli reaguje jakkolwiek, "zauważa" - to się czeka.

Nie mówię, że moje potwory nigdy nie dostają ode mnie w tyłek. Dostają. Wtedy, kiedy mi grożą (np. podniesienie nogi w moją stronę). Przy czym jeżlei mam możłiwośc, to wolę wymusić ruch niż po prostu przywalić. W przypadku Campi czy Wiedźmina to się praktycznie nie zdarza. Czasami w przypadku Brytanii, która właśnie odzyskuje siły po chorobie i jednocześnie sobie radośnie dojrzewa i "próbuje granice" 😉 ostatnio musiała nieco pobiegać po radosnym wywaleniu z dwururki z grubsza w kierunku ludzi 😉
ElMadziarra   Mam zaświadczenie!
21 sierpnia 2009 11:55
Guli, przecież nie pije bezpośrednio do Ciebie i nie pije do naturalsów, tylko do tych, co uważają, że koń ma być partnerem.

Z końmi jak z dziećmi. Kochamy, dbamy, ale też wychowujemy, wymagamy. Partnerstwo można osiągnąć z dzieckiem wychowanym i w pełni ukształtowanym, które już jest na swoim i nie potrzebuje naszego prowadzenia przez życie. W relacjach z koniem nie osiągniemy takiego efektu.

To, że koń akceptuje nas, że chętnie z nami przebywa, że z nami współpracuje, jest efektem "bycia mądrym szefem", a nie partnerem naszego kopytnego.

A czy odpowiedni gest, odpowiednia mowa ciała nie jest sposobem na podporządkowanie. Gdy przemoc fizyczna nie jest potrzebna, mądry szef jej nie stosuje i to zarówno koński jak i ludzki. szef który opiera swoją władze na przemocy, a nie na uznaniu naraża się na ciągłe próby buntu ze strony załogi i próby obalenia tyrana.

Pisząc, że nie używam fizycznych środków przymusu w stosunku do konia, miałam na myśli, że nie używam przemocy fizycznej, w sensie nie leje konia batem, żeby coś od niego wyegzekwować. Staram się z kopyciakiem porozumieć, wykorzystać do współpracy jego mocne i słabe strony, żeby zmuszanie go do różnych rzeczy było dla obu stron jak najbardziej bezbolesne. Jestem jego szefem, ale staram się, żeby na poddaniu się mojej woli qń nie cierpiał. Staram  jak najlepiej spełniać swoją role osobnika alfa, która osiągnęłam i która koń akceptuje, właśnie dlatego, że jestem "mądrym szefem". I mimo tego, że zapewne koń wielu rzeczy do których go zmuszam nie rozumie i sam z siebie by ich nie zrobił, to mimo to, chętnie się poddaje mojej woli, bo na tym nie traci. Nie potrzebuje bez przerwy za pomocą przemocy fizycznej przypominać mu, że ja tu rządzę. Na tym etapie związku wystarczy mi "poprosić" mojego konia. Oczywiście pisze ogólnikowo, nie o sytuacjach skrajnych.

I uważam, ze wszelkie naturalne metody również na tym bazują, a nie na robieniu z konia partnera. Moim partnerem to jest mój mąż, choć nie przeczę, że wygodniej by mi było, gdyby łatwiej dał się wsadzić pod pantofel. Niestety ma taki charakter, że nie jest możliwe osiągnięcie takiego stanu rzeczy, dlatego tworzymy mniej lub bardziej harmonijny związek partnerski. W związku z koniem rządzę ja, co nie udało mi się uzyskać w relacjach z fretką.
Witam od dłuższego czasu tak czytam tematy na forum i coraz częściej zaglądam do tego wątku, ponieważ jestem naprawdę pod wielkim wrażeniem jak dużo metody naturalne potrafią działać w relacjach końsko-ludzkich. Od maja jestem właścicielką dwuletniego już obecnie wałaszka rasy śląskiej, ale dopiero teraz zaczynam go tak naprawdę poznawać. Niestety przez pierwsze dwa lata życia u poprzedniego właściciela jedyne czego został nauczony to noszenie kantara, a oprócz tego kompletnie nic. Z racji tego iż trzeba było go przeprowadzić do innej stajni wszystkich podstaw uczony był w trybie przyśpieszonym i nic do końca dobrze z tychże podstaw nie jest wypracowane. Wiem że koń ma ogromny potencjał już pokazał że bardzo szybko się uczy, a poza tym jestem jak najbardziej za metodami naturalnymi i chciałabym by był wychowany dobrze ale bezstresowo tylko problem tkwi w tym że w sprawach naturalnych jestem kompletnie zielona zawsze widziałam tylko klasyczną prace z końmi. Dla tego zwracam się z gorąca prośba o  polecenie konkretnych tytułów książek i filmów dvd dzięki którym mogłabym zacząć poznawać metody naturalne uczyć się ich i wprowadzać powolutku w  nasze życie. Z góry przepraszam za długość wypowiedzi, ale chciałam naszą sytuację w miarę porządnie wytłumaczyć.  🙂


Taka anegdotka jako nawiązanie do tego, że koń najbardziej lubi jeść trawę i do roboty trzeba go zmusić. idzić".




Większość koni lubi jak się nimi interesuję człowiek , o ile nie ma wcześniejszych złych doświadczeń z takich kontaktów.
Lubią wszelkiego rodzaju zabawy  , nawet jak nie są źrebakami 🙂

Ładnych kilka lat temu , w szkółce do której jeździłam, mieszkał prywatny młody ogier , który był ewidentnie zaniedbywany przez właścicielke i przez obsługę.
Rzadko był wypuszczany na padok, bo stajennym nie chciało się wyprowadzać go oddzielnie  .
Stał w boksie , tkał i szukał kontaktu choćby z ludźmi - niestety gryząc przy okazji.
Zrobił się jeszcze trudniejszy w obsłudze, choć nie dla właścicielki.
Kiedyś spotkałam go na małym , piaszczystym  wybiegu, patrzącego tęsknie na całe otoczenie.
Nie wiem czemu przyszło mi do głowy , żeby poświęcić mu trochę uwagi- oczywiście zza ogrodzenia.
Zaczęłam przemieszczać się raz w jedną stronę , raz w drugą.
Koń zachwycony podchwycił moje ruchy i powtarzał je.
I tak biegaliśmy sobie - pewnie obsługa na dobre utrwaliła sobie opinię o mnie 🤣


I ze swoim kucem.
Jak poznałam je kiedyś, to na niego nie zwracałam na uwagi, bo interesował mnie tylko koń 😡
Był , to był.
Przyzwyczaiłam się z czasem, że zawsze kręci się obok mnie.
Kuc był kompletnie surowy, miał 4 lata.

Kiedyś ustawiając konia na lonży zobaczyłam, że kuc staje luzem koło konia i wyraźnie daje do zrozumienia, że on też chce.
Zresztą poruszał się przez chwilę razem z koniem, aż odgoniłam go.
A on za wszelką cenę chciał zwrócić na siebie uwagę , chciał zajęcia.
To było przedziwne- jak koń nie chciał ruszyć, to odruchowo wołałam do  kuca ; " rusz tego osiołka"
Kuc podbiegał  i ochoczo podgryzał zadek Kubie, na co ten ruszał 😀

W końcu wzięłam się i za kuca - zdumiewająco chętnie odpowiadał na wszystkie moje, czasem głupie pomysły.
Ganialiśmy się , a wcale nie jest tak łatwo przekonać konia, żeby gonił człowieka.
Bawiliśmy się w chowanego.
Może dlatego relacje z nim były zawsze bardzo specyficzne i nie sprawiające mi problemu.



Dea  ja rozumiem te fazy , sens ich stosowania. 🙂
Trusia mocno do mnie pijesz 🤣- własnie o to chodzi ze nie dziele sprzętu. Wszystko to są rekwizyty... Chodzi mi o to ze nie tylko jeden sprzęt jest jedynie słuszny.. I to ze naturalne przywalenie w 4 fazie moze byc tak samo nadużywane jak strzał z ujezdzeniówki czy bata pokazowego czy witki z wierzby.


I mysle ze o to samo chodzi wrotkowi, guli ... mozna duzo rzeczy osiągnąć bez programu pnh. I ze wszystko łacznie z partnerstwem mozna osiągnąć zaufaniem- czy naturalnym czy klasycznym. Brrr to nazewnictwo.

Dla mnie EOT 😉
dea   primum non nocere
21 sierpnia 2009 12:31
Ja tylko pragnęłabym zauważyć, że to nie naturalsi* zapuścili atak na klasycznych*, tylko wylądowali pod obstrzałem (bo tym drugim się nudzi albo mają okres zwiększonej frustracji w życiu?) - za kolor używanego sprzętu i formę/cenę używanych materiałów szkoleniowych oraz ich producenta  🤔

...i kto tu jest sekciarzem i wyznawcą jedynej słusznej prawdy? Komu bardziej przeszkadzają odmienne od własnych metody pracy z koniem tego drugiego?

* - słownictwo umowne, jeśli kogoś drażni, to niech sobie podmieni na inne nazwy, jak dla mnie może być odpowiednio np. parellitycy i normalni.
Guli, przecież nie pije bezpośrednio do Ciebie i nie pije do naturalsów, tylko do tych, co uważają, że koń ma być partnerem.



I uważam, ze wszelkie naturalne metody również na tym bazują, a nie na robieniu z konia partnera. Moim partnerem to jest mój mąż, choć nie przeczę, że wygodniej by mi było, gdyby łatwiej dał się wsadzić pod pantofel. Niestety ma taki charakter, że nie jest możliwe osiągnięcie takiego stanu rzeczy, dlatego tworzymy mniej lub bardziej harmonijny związek partnerski. W związku z koniem rządzę ja, co nie udało mi się uzyskać w relacjach z fretką.


Ale ja dążę do tego, żeby mieć partnerskie układy z końmi 🙂

Może dlatego, że nie lubię koni- robotów.
Sama nie lubię być do niczego zmuszana  , więc staram się innych nie zmuszać.
No i lubię  dyskusje 😀

Lubię tez układy partnerskie w życiu.
Fajnie, co piszesz o swoim związku,
Tylko tak jakoś jest, że problemy pojawiają się przy odmiennych zdaniach 😀

I co wtedy ?
Wypada przedyskutować sprawę, przyjąć argumenty drugiej strony, lub je odrzucić.
Ale ktoś w końcu musi podjąć decyzję - nie da się inaczej.

Czy to oznacza, że związek przestał być partnerskim ? 🙂

ElMadziarra   Mam zaświadczenie!
21 sierpnia 2009 13:18
Guli, ale broń Panie Boże nie chciałabym mieć konia robota. Też nie lubię być do niczego zmuszana, no ale w życiu różnie bywa, np. w pracy mam nad sobą szefa, który choć mnie szanuje i ceni moje zdanie, to jednak gdy podejmie decyzję, nawet taką z którą się nie zgadzam, to ja ją muszę respektować. Jestem partnerem w pracy w tym sensie, że jestem partnerem do dyskusji, do rozmowy, do rozważań, ale nie podejmujemy partnersko decyzji - przez głosowanie np. Czasem uda mi się go przekonać do mojego zdania, ale to nie oznacza, ze szef przestaje być szefem.

A przy odmiennych zdaniach w związku partnerski, no cóż, rzeczywiście trzeba wysłuchać argumentów drugiej strony i trzeba iść na kompromis.

Jak sobie wyobrażasz pójście na kompromis z koniem i wysłuchanie jego argumentów. Nie wejdę do tej bukmanki, bo mnie zje. Rozumiem cie koniu, ale zapewniam, ze cię nie zje. Zje, zje, zje. No to pójdźmy na kompromis, wejdź do połowy  🤔wirek:

Nie w takiej sytuacji, przekonujesz konia żeby jednak wlazł, żeby pokonał swój strach, żeby ci zaufał. Czyli zmuszasz go do zrobienia tego, co od niego oczekujesz. Oczywiście można to zrobić bardziej lub mniej humanitarnymi metodami, ale nie zmienia to faktu, że nie będzie kompromisu i wysłuchania argumentów drugiej strony. Liczą się tylko TWOJE argumenty, a jakich metod perswazji użyjesz zależy tylko pd ciebie. Jeśli olejesz aspekt zaufania i długofalowego wychowania i zmusisz konia siłą - batem, to osiągniesz, że wlezie w danym momencie. Jeśli podejdziesz do tego wychowawczo, metodycznie, to jesteś w stanie osiągnąć długofalowy efekt. Co wciąż nie zmienia faktu, że koń wykonuje twoje polecenia, a nie ty jego.  Ani nie dyskutujesz z nim, co będziecie razem robić.

Nawet jeżeli ustępujesz koniowi, bo widzisz jego strach, dyskomfort, czy widzisz, że po prostu nie jest na coś w danym momencie gotowy, wcale nie degraduje cię to z rangi szefa.
zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
21 sierpnia 2009 15:24
ElMadziarra trochę nie zgodze sie z Twoją opinią a propos że koń i człowiek nie moga byc partnerami. Nie będę tego nawet tłumaczyć bo każdy kto pracuje metoda naturalsową, ma SWOJEGO konia którego chowa w takim nurcie wie o czym mówie.  Przykre jest poprostu jak wielka przestrzeń dzieli NAS  od WAS. Ja sama widze  te jak to mówisz ,, mądre szefowanie" i widze jak wiele koni ,,próbuje " porozumieć się ze swoim Panem, pokazac mu ciekawsze wyjście z sytuacji a ten natrętnie pcha mu w pysk kolejne zabespieczenia typu munsztuk, podwójne wodze, wytoki  by mieć pewnośc że koń  pójdzie  TAM gdzie SZEF każe.

Tego naprawdę nie da się wytłumaczyć osobie która  przez kilkanaście lat pracuje i ma wryte w sobie- ja jestem PAN a to jest KOŃ i ma mnei słuchać.  Stare  metody nauczania i podejście że ja Człowiek wie lepiej od konia.
I nie mów mi prosze że koń i człowiek nie mogą być partnerami. Podaję mój przykład-
Moja klacz leci za każdym razem ( z łąki wśród swojego stada) do mnie na przywitanie . Nie nagradzam jej żadnym smakołykiem. PO czym idziemy we dwie na  czyszczenie, higienę.
Każda jej sekunda strachu w lesie   najpierw jest konsultowana z moją postawą dzięki temu nie mam  problemu z praktycznie żadną paniką, zerwaniem i ucieczką. Zaznaczam że jest to koń 2 letni i praktycznie powinna bać się wszytskiego. I nie uczyłam jej tego, sama to zrozumiała. Że może mi ufać, że przy mnie nie ma się co bać, że ja ją obronię przed np. psami.
Ja podchodzę bardziej do niej na równi sobie, a nie że ma się słuchać bo ja tak KAŻDĘ. Co byłby ze mnie za człowiek który nie respektuje natury konia - ssaka płochliwego uciekającego, podczas gdy ja jestem  łowca.

Ile razy były sytuacje że prowadziłam ja na jedny palcu na kantarze na łąkę poczas gdy inne konie  leciały w galopie- ona nawet nie drgnęła. A dlaczego? bo ją oto poprosiłam, pogłaskałam i uspokoiłam ciepłym słowem. Wolała zostać ze mną.  UMiała wybrac?  umiała. Dałam jej możliwość ? Dałam.
Ile razy miałam sytuację gdzie sama mnie ostrzegała przed nagłymi atakami psów, burzy czy tym podobnymi jazdami?. Ile razy miałąm sytuacje gdzie klacz najchętniej na świecie wychodziła z boksu i bawiła się ze mną na padoku? Zadziwiające jak  ONA i JA rozumiemy swoje postawy.
MOja wiele razy była wyprowadzana na padok bez jej sprzeciwu- którego uzywa tylko gdy coś jest w jej mniemaniu nie tak. Jakoś nie mam problemu z jej humorami i sprzeciwianiem się podczas uczenia się nowych rzeczy.

Najdziwniejsze, że nie tylko ja to widze przy pracy z moją kobyłką.  Ona poprostu chce być ze mną bo ja - TRAKTUJĘ JĄ jak CZŁOWIEKA, przemyślam kilka razy jej zdanie w każdej sprawie która nas łączy. Patrze co chce mi pokazać bo od małego wie że ja jej słucham i rozmawiam ( metoda JOin Up). Koń nie jest głupi z natury i wie na co mu się pozwala. MOja jakoś nigdy nie ma problemu z przekraczaniem tej drugiej granicy  - nieposłuszeństwa. ALbo próbowac pokazać - ja tu rządzę bo ty mi na to pozwalasz.  Widać  ,,zaklinacz koni ze mnie niezły co?" A jednak nie.  POprostu szanuję  mojego konia najbardziej na świecie i nie zamierzam nigdy niczego na siłe z nią robić.  A ona nigdy nie stawia się - dla zasady bo mi się nie chce.  Jeśli to robi to dla mnie człowieka jest to sygnał - co w okolicy może powodować jej niepokuj, jej strach, jej niechęć. I to jest ta zarąbista  różnica między Nami a WAmi.
Jesli moje słowa nie  przekonują cię - okey rozumiem to. Ale polecam książkę - Marka Rashida  ,,Lekcje których udzielił mi kon"  chociażby na tej podstawie nie wmówisz mi że koń i człowiek nie mogą byc nigdy partnerami.

A co do podejmowania decyzji przez konia to  kolejnym przykładem jest chociażby fakt odczulania konia na strach przed kałużą. Przyprowadzam ją i ona   broni ucieka... okey. POdjeła decyzję nie jest gotowa.  Odchodze i daję jej spokój na jakiś czas, następnie próbuję POKAZAĆ nie zmusić że nie ma czego się bać. DECYZja nalezy do NIEJ. NIgdy na siłe nie nauczysz konia że ma nie uciekać przed fruwającą siatką czy strumykiem. Można spróbować ale decyzja i tak na końcu leży w kwestii konia. MOja poprzez głaskanie ciepłe słowa i dodawaniiu jej otuchy w końcu zrozumiała iż nie ma co się bać wody, sprawdza głebokość kopytem i jest luz.... I to był mój nawiększy sukces we wzajemnych  realcjach. Moja młoda stara się naśladowac mnie. Ja idę ona też idzie. Na padoku ogę ją postawić bez problemu i 15 razy zakłądac kantar i ściągać. Ona nie odejdzie. Domyślam się że tez stara się zrozumieć że to ma czemuś służyć. Ale sama chętnie współpracuje ze mna.  I oto chodzi w partnerstwie. Kiedy ją o coś proszę ona chętnie to robi - ale decyzja należy do niej , bo ja daję jej taką możliwość. POkazuję.

A co do tej bukmanki. POKAŻ że ona nie boli, spraw by koń chciał ciebie naśladować, niech będzie między wami więź porozumienia. I to nie przez ból.POkaż że go rozumiesz że czujesz jego strach - znajdź ten moment,. Pokaż że ty potrafisz i on też może. To kwestia cierpliwości zrozumienia i miłości do danego stworzenia. Jesli się sznauje, słucha, rozumie - to można  zdziałąc cuda.

ostatnio miałam też  ciekawy przypadek tej metody o której piszę.-   stałam ja i moja kobyła na padoku. grzebałam w ziemi nogą , ona podeszła do mnei i też zaczęła grzebać. Ja się połozyłam ( przykucnęłam)  ona też tyle ze zaczęła tarzać. Małpa widzi małpa robi- stare powiedzenie dr Housa. Tylko trzeba dac jej szanse pokazania na co ją stać. Postaram się  nagrać na film tą sytuacje  nastepnym razem. 
To samo z kowalem. robi jej kopyta?  No to ja ją masuję w tym czasie przy kłebie.  Przyjemne z pożytecznym. Efekt? Robienie kopyt trwa 30-40  minut.  Jest moje zdanie owszem ale i ona chce dać sobie zrobic  nogi  BO KOJARZY TO z czymś miłym, przyjemnym. Jest kompromis? jest. Każde jest zadowolone? Tak .. Mogłabym tak mówic i mówic..... i co z tego. Kto nie był w ich świecie naprawde ten niegdy nie zrozumie... Wybaczcie w końcu ja jestem tylko zwykłym laikiem. Ale za to słucham tego co chce mi powiedzieć mój kon.Do wszytskich spraw podchodzę na zasadzie - i wilk syty i owca cała. Wymaga to ode mnie pracy fizycznej i umysłowej. Ale wiem że dzieki temu zachowam jej delikatna naturę, jej charakter, jej EGO które nie jest łamane przeze mnie na zasadzie- rób co ci każę bo inaczej się pogniewamy. 
Ktoś   Dum pugnas, victor es...
21 sierpnia 2009 15:47
no dobrze...ale dlaczego wy ciąg tresujecie swoje konie...ciągle chcecie od nich najwyższej formy posłuszeństwa,podporządkowania...a słowem się nie zająkniecie o tym,jak pracujecie nad sobą...nad dosiadem,równowagą,podążaniem za ruchem konia,odciążaniem?

jeździectwo jest dialogiem,ale jak ma to być fair w stosunku do konia,jak wy potraficie wymagać tylko od niego,sami nie doskonaląc swojego jeździectwa?

jak zamyje konia w myjce i powiem - Integro pójdź proszę do boksu,to on to zrobi....ale to kwestia pewnych odruchów,rutyny i zwykłej,codziennej WSPÓŁpracy....
 
Jak sobie wyobrażasz pójście na kompromis z koniem i wysłuchanie jego argumentów. Nie wejdę do tej bukmanki, bo mnie zje. Rozumiem cie koniu, ale zapewniam, ze cię nie zje. Zje, zje, zje. No to pójdźmy na kompromis, wejdź do połowy  🤔wirek:

Nie w takiej sytuacji, przekonujesz konia żeby jednak wlazł, żeby pokonał swój strach, żeby ci zaufał. Czyli zmuszasz go do zrobienia tego, co od niego oczekujesz. 


To faktycznie trafiłaś 😀

Kilka lat temu zdecydowałam się na zakup tych  konie i postanowiłam przewieźć do siebie - niedaleko ok 10 km.
Wypozyczyłam bukmankę , poprosiłam koniarza w sile wieku o pomoc  , bo byłam zielona....i zaczęło sie.
Kuc oczywiście  mając do mnie absolutne zaufanie i pełen respekt , podniósł wysoko nad czarna rampę nózkę, spojrzał na mnie i wszedł jakby nigdy nic za mna.
Miał na sobie  tylko zwykły kantar i uwiąz, który przełozyłam  przez belkę.
I stał spokojnie przez 40 min, a my  próbowaliśmy wprowadzić drugiego,  Kubę  do przyczepy.
Oczywiście zupełnie  bezskutecznie.
I nic nie pomogło, że szef koński był spokojniutki w środku.
Strach Kuby przed postawieniem nogi na tym podłożu był tak silny, że zaczął wpadać w histerię.
A miał on bardzo silny uraz przed postawieniem nogi nawet na gałązce , na mokrym podłożu- dragów bał się jak diabeł święconej wody.

Postanowiłam go więc  zostawic i pojechalismy tylko z kucem.
Następnego dnia przeprowadziłam konia w ręku przez ok 80-tysięczne miasto , bo nie było innej drogi.
Kilka pierwszych kilometrów był przerażony, a potem juz jak trusia szedł z głową przy moim ramieniu przez skrzyżowania, między samochodami.
To był przełom w naszych stosunkach.

Tu nie odmówię sobie pewnej złosliwości 😀

Gdy opowiadałam te historie na innym forum, okazało się, że słuzy jako  przykład  rozumienia  konia  dla zwoleników  PNH.

I jakie było zdumienie, kiedy okazało się, że to ja i mój kon jesteśmy "bohaterami" tej opowieści 🤣 
To i ja się odezwę. Z naturalem mam tyle wspólnego, że czytuję, słucham  to co uważam za ciekawe i przydatne podchwytuję w jakiś tam sposób.

Moim zdaniem nurty "naturalne" po prostu koncentrują się wokół PSYCHIKI konia. Kładą na nią mocny i wyraźny nacisk.
Zaś jeździectwo klasyczne kojarzy mi się z dość INSTRUMENTALNYM podejściem do konia.
Czemu tak mi się kojarzy?
Może dlatego, że wielu koniarzy tak właśnie traktuje swoje konie? Instrumentalnie. Nie wnikając zbytnio w końską psychikę, "bo i po co?"

OCZYWIŚCIE (!!!) są koniarze, którzy wiedzą że aby uzyskać sukces trzeba zaangażować w jakąkolwiek pracę koński umysł, chęci itp. I dbają o psychikę swych koni równie mocno! Tylko może tych koniarzy jest po prostu mniej? Albo może jednak zbyt słabo dbają o tę końską psychikę?

Plątałam się i po szkółkach i po prywatnych pensjonatach. Nauczyłam się jeździć na koniu, ale nikt mnie nie nauczył, że koń to istota czująca, rozumiejąca, kontaktująca się ze mną, posiadająca psychikę, którą trzeba by się zainteresować.

Gdyby każdy koniarz klasyczny podchodził do konia jak należy, może w ogóle nie rozwinęłyby się nurty "naturalsów"?
Które przecież w swych założeniach nie odkrywają żadnej Ameryki, prawda?
Po prostu pokazują JAK porozumieć się z koniem. Krok po kroku. Czarno na białym.
Fakt, że potem ich podejście jakoś tak rozszerza się w zupełnie niezrozumiałym dla mnie kierunku ( jazda z carrot stickiem, inne sygnały stosowane podczas jazdy), ale w niczym mi to nie przeszkadza. Aby konie nie cierpiały.

A wdzięczna jestem "naturalnym" metodom to, że w końcu miałam szansę bardziej ZROZUMIEĆ konia w momencie kiedy byłam jeszcze całkiem zielona i go nie rozumiałam.




Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się