Koniec z jeździectwem?
Odnośnie planu dnia, ja muszę wiedzieć, co i jak, o której godzinie.
Nienawidzę, jak ktoś np mówi: "przyjadę po południu" na moją wiadomość, że jestem w domu do wieczora.
no po prostu NIE, bo to, że jestem w domu do wieczora, nie znaczy, że nie mam rzeczy do zrobienia i muszę wiedzieć, jak sobie wszystko poukładać.
I to się spotyka albo z brakiem odpowiedzi o godzinę, albo z info "przeciez i tak jesteś w domu".
No jak można tego nie zrozumieć 🤔wirek:
Lubię mieć dzień zaplanowany, wstawanie o tej, autobus o tej, praca tyle i tyle, po pracy to i to. Jakoś łatwiej mi wtedy przeżyć dzień 😉
Można mieć konie za priorytet, można być zorganizowanym a jak okoliczności są przeciw to choćby skały sr..., to jeździectwo umiera.
Mam konie swoje i cudze pod domem, kontaktu z nimi mi nie brakuje. Z dzieckiem można sprzątać stajnię, karmić, poić, można czyścić sprzęt, nawet czyścić spokojne konie. Ale z małym dzieckiem jeździć się nie da, bo szybko się nudzi i nie usiedzi w miejscu przez nawet 30-40min, przynajmniej nie moje.
Można liczyć na ojca, ale zwykle oni pracują/mają też swoje hobby, a wsiadanie na konia raz na dwa tygodnie nikomu nie służy, a zwłaszcza zwierzakowi.
Można liczyć na babcie, jak się je ma blisko i są sprawne, zdrowe.
Można oddać do żłobka, ale potrzebna jest kasa i żłobek. U mnie najbliższy żłobek jest około 30 km od nas. Bliżej tylko przedszkola.
Do tego dochodzi kwestia priorytetów, kiedy matka pracuje i widzi dziecko 3-4h dziennie, to też pewnie ciężko jeszcze ten czas "oddać" koniom. Dzieci chorują, mają dodatkowe zajęcia na które trzeba je zawieźć itd.
Ja cały czas mam nadzieję, że za 2 lata dziecko pójdzie do przedszkola i zyskam kilka h dziennie, które będę mogła przeznaczyć na pracę z końmi.
bera7, dokładnie oddałaś to, jak wygląda posiadanie dziecka i jazda konna, o ile twój partner nie jest też koniarzem 🙂 Dzieci też się różne rodzą, nie każde w 100% zdrowe, każde z inną potrzebą bliskości mamy eyc. I to też trzeba mieć na uwadze..można sobie ciążę zaplanować, poukładać jak to będzie jak się urodzi, a życie i tak zweryfikuje nasze założenia.
zen, dokładnie. A jeśli chodzi o partnera to ja bym nie generalizowała czy koniarz czy nie. U nas bardziej rozbija się o inna rzeczy. Na moje pytanie czy mogę iść przelonżować konia, dostaję odpowiedź np. ok, ale nie licz na ciepło w domu i ciepłą wodę, bo nie porąbię drewna, nie napalę itp. I zawsze coś jest ważniejsze niż moje jeździectwo...
Koniarz o tyle, że na konia wsiądzie, miałam na myśli takiego co żyje z jazdy, trenuje ludzi, konie etc. Ale racja, to też niczego może nie zmienić. Dla mnie dziecko oznacza mocne ograniczenie jazdy konnej, w skrajnych przypadkach wymusi całkowite porzucenie koni na jakiś czas. I nikt mi nie wmówi, że jest inaczej i od porodu wróci do pracy zawodowej i do koni jakby nigdy nic się nie stało. Dziecko zmienia wszystko.
Z mojej strony rezygnacja z koni wiązała się z dużą ulgą psychiczną. Nie myślałam, że tak będzie, ale tak właśnie jest. Jest mi lepiej bez koni.
Ascaia, Nie no - oczywiście, że mają prawo żyć. 😉 Ba. Ja jestem roztrzepana 😉 więc planuję, bo inaczej zwariowałabym.
ale oczywiście dla równowagi w przyrodzie potrzebny jest każdy "typ".
[quote="Ascaia"]Utrzymanie się przy takim hobby w życiu dorosłym, takim standardowym (praca, rodzina), jest po prostu bardzo trudne.[/quote]
Mnie to nie dotyczy, więc nie wiem. Chociaż... co innego mieć jeździectwo w formie "swój koń + ruszanie go codziennie", a co innego wypad do stajni raz w tygodniu poklepać się rekreacyjnie. Opcja druga raczej łatwiejsza do zorganizowania.
Z mojej strony rezygnacja z koni wiązała się z dużą ulgą psychiczną. Nie myślałam, że tak będzie, ale tak właśnie jest. Jest mi lepiej bez koni.
Może dlatego, że masz teraz inne hobby. Trenujesz i temu się poświęcasz, więc koni Ci nie brakuje. Łatwiej zrezygnować, na rzecz innych zainteresowań niż tak po prostu same obowiązki.
. I nikt mi nie wmówi, że jest inaczej i od porodu wróci do pracy zawodowej i do koni jakby nigdy nic się nie stało.
Ja tak wróciłam ;P
Do pracy po kilku miesiącach, ale do koni miesiąc po porodzie i jeżdżę 5-6 x w tygodniu.
Sivens, na pewno masz w dużej części rację, ale nie było to tak zerojedynkowe w moim przypadku. Na rezygnację z koni złożyło się bardzo dużo czynników, które mogę określić mianem 'życie'. Chcę się rozwijać również zawodowo, co będzie się wiązało z wyjazdem. O reszcie pisać nie będę, bo chyba nie ma sensu. Jest jak jest, a z większego dystansu widzę, że konie w warunkach jakie mogłam mieć dały mi jednak więcej kombinowania i szarpania się o czas dla nich, niż przyjemności.
Wizja, to zazdroszczę! Ja też szybciutko po porodzie wróciłam, ale nie miałam wtedy pracy zawodowej na etat, wymagającej ruszania się z domu, więc w stajni byłam niemal codziennie 🙂
Czyli nie jestem sama, gdyby nie fakt że to jest drogi sport dawno pewnie bym podbijała Świat ale ogranicza mnie kasa i boli mnie to, że nigdy nie osiągnę tego co chciałam. Teraz mam możliwość choćby dzierżawić konia... Oby to się udało.
Wiele razy próbowałam się odcinać, ale zawsze wracam... Najlepiej mi tam jest, żadnego sportu nie kocham jak tego. Bez tego moje życie jest puste... I choć teraz zaczynam znów od zera, mam na myśli dosłownie wszystko... skoro nie można jeździć regularnie itp. nawet stój muszę nowy kupić. Ale mogę liczyć chociaż na tą jazdę raz w tygodniu czy dwa lub dzierżawić konia i to jest coś ale pojawiają się myśli, po co mi to skoro nie mogę się rozwijać i będę stać w miejscu? Nie poddaję się i wierzę że kiedyś będzie mnie na wszystko stać. 😉
Stojąc obok końskiej ,,elity'' czuję wstyd, ale cóż zrobić...
Co do ulgi psychicznej to u mnie było dziwnie... Z jednej strony bardzo wielki ból i płacze a z drugiej odcięłam się od tego na co nie było mnie stać, co tylko mnie dołowało, bo nie mogłam jeździć...
Ot,taka ciekawostka odnośnie koni i małego dziecka.Dzisiaj przyjechała do nas na jazdę kobieta z kilkumiesięcznym maluchem.W połowie jazdy zeszła na chwilę z konia.....żeby nakarmić maluszka.Po kilku minutach wsiadła z powrotem 🤣Jak się chce,to wszystko można 🏇
Bea1, dokładnie 😉 Mam masę znajomych, które po urodzeniu dziecka jeżdżą nadal, startują, pracują, nie zamknęły się w domu tylko działają 😉 Owszem, są i takie dla których dziecko zmieniło wszystko 😉 Nie generalizuję i broń Boże nikogo nie oceniam, czy wartościuję. Każdy sobie życie układa jak chce i tak jak mu na to realia pozwalają 😉
Wystawiłam Damaszka na sprzedaż, nie mogę się z tym uporać. Nie wyobrażam sobie bym mogła kiedyś powrócić do innego konia. Nie wiem co mam ze sobą zrobić...
Behemotowa a nie możesz wydzierżawić? Konik fajny to może znajdzie się chętny na dzierżawę?
Da się mieć dziecko i jeździć. Może nie codziennie, ale jak komuś nie zależy na ambitnej jeździe a na pełnej rekreacji to się da.
Ja niestety z racji zawodu mojego męża, którego wiecznie nie ma mogę pozwolić sobie na konie tylko w niedzielę. Nie muszę jeździć wcale. Mi wystarczy sam kontakt ze zwierzakami, wyczyszczenie i popatrzenie jak biegają luzem na padoku.
Czekam ciągle na stajnię pod domem, mimo ogromu obowiązków związanych z domem i dzieckiem /za niedługo dziećmi, bo drugie w drodze/. Nigdy się nie złamałam, że jak jest dziecko to konie muszą iść w odstawkę. Nie muszą.
🚫tajnagratulacje :kwiatek:
Bea1, a jak dziecko zacznie biegać? Bo jak rozumiem to jeszcze leżące w wózku. Moja nie uleżała tak bez człowieka zagadującego dłużej niż kilka minut.
Mozii, tajnaa, fajnie jak jest partner, który przejmuje opiekę nad dzieckiem. Nie każdy ma ten komfort.
Jak mój młody był na etapie spania w gondoli, to nie było żadnego problemu. Wózek na środek hali, owinięty derkami (bo to sezon zimny był) i byłam w 100% samodzielna. Kto ze mną był wtedy w stajni ten wie jaki straszak w postaci wózka stawiałam 😵 I mogę sobie mówić, że da się wtedy jeździć codziennie, tylko trzeba porę jazdy dostosować do pory snu dziecka. I finał. Ale... 😉 Co w sytuacji dziecka raczkującego, nie śpiącego w ciągu dnia już za dużo? Też się da? Samemu? 😉 Otóż po mojemu się nie da. Nie da i już. Jeśli macie partnerów chętnych do pomocy, to da się wszystko. A jak jesteście dzień w dzień same z dzieckiem, bo druga połowa pracuje, to sorry, ale robią się schody. Ja mogłam jeździć do stajni tylko wieczorami, co tez czyniłam. Ale- ojciec dziecka zostawał z młodzianem bez marudzenia i koń stał 7 minut jazdy od domu w stajni z halą. Inaczej byłaby masakra.
bera7 nie wiem.Napisałam to jako ciekawostkę.Kobieta była z koleżanką /też jeżdżącą/,która zajmowała się dzieckiem w trakcie Jej jazdy.
Prawdopodobnie potem,jak dzieciak zacznie być bardziej ruchliwy będzie trudniej.
larabarson na razie oferty w sprawie dzierżawy zgłaszają się rodzice dla swoich dzieci. Damasz ma charakter idealny dla dzieci, ale chciałabym jednak dla kogoś kto już coś więcej umie niż dawać 5-latka jako konia profesora dla kogoś kto nie jeździ nawet z trenerem 🙄
Hmmm może zaznacz w ogłoszeniu, że dzierżawa pod warunkiem jazd z trenerem?
Ja też się zastanawiam nad pełną dzierżawą albo sprzedażą... 😵 Kocham Fione jak nikogo innego,ale nie mam ochoty wsiadać,stoimy teraz w stajni u znajomych -małej ,przydmowej . Boli mnie to,że nie mamy w okresie jesienno-zimowym jak się rozwijać,ale z drugiej strony brak ujeżdżalni jest tylko marnym tłumaczeniem z mojej strony,bo w tamtej stajni ujeżdżalnie miałam a zapał do jazdy był podobny... Ciężko byłoby mi ją sprzedać bo raz ,że się zaryczę,a dwa ,że przyjdzie taki czas kiedy mnie "natchnie" i będę chciała wrócić do jazdy . Kocham konie,ale kocham też swoje prywatne "normalne" życie,a im jestem starsza tym ciężej się te dwie rzeczy łączy ze sobą ,mam nadzieję,że w końcu znajdę jakieś dobre rozwiązanie dla siebie i Fiony .
U mnie zdecydowanie nie koniec z jeździectwem, ale od maja jestem naprawdę zmęczona stajnią i moim koniem - najpierw ja złamałam rękę w kwietniu, a potem koń się mocno pouszkadzał (bardzo głęboka rana, szwy, konieczność zastrzyków, potem 3 miesięczna rehabilitacja) - musiałam do konia jeździć 3-4 razy dziennie podawać przeciwbólowe, zastrzyki i wyprowadzać na bardzo krótkie spacerki (koń nie mógł za bardzo wychodzić z boksu). Ja sama na rehabilitacji z ręką, a konia roznosiło 😉 i też musiałam go rehabilitować. Sporo osób mi pomagało, ale wiadomo - jak nie to czyjś koń, to przecież nie zmuszę, żeby ktoś codziennie był zamiast mnie... Do tego wszystkie doszły totalne zmiany osobiste w moim życiu i termin oddania magisterki. Generalnie - kongo pełną gębą! 🙂 Ale przetrwałyśmy (ja i koń 😀). Problem w tym, że kiedy sytuacja wróciła do normy, ze mnie uszło powietrze 😉 od tej pory zmuszam się, żeby jechać do stajni (chociaż klaczuchę szczerze uwielbiam, a jazda na niej i obcowanie z nią to przyjemność). Chciałabym nie być u konia chociaż ten 1-2 dni w tygodniu (jestem codziennie od 6 lat, odkąd mam konia). Od 3 lat pracuję w 3 różnych miejscach i to jest męczące, nie ukrywam. Odpoczywam tylko wtedy, kiedy jadę do chłopaka na weekend i cieszę się, że nie oglądam stajni 😉 (Śmieszne jest to, że chłopakowi spodobały się konie, więc jak on jest u mnie, to pojawia się pytanie: jedziemy do konika? 😀 więc nawet wtedy odpocząć od futrzaka nie sposób 😉 ) Problem w tym, że znalezienie odpowiedniego dzierżawcy nie jest zbyt proste. Mój koń jest już na jakimś sensownym ujeżdżeniowym poziomie, więc nie chciałabym by był to ktoś początkujący, poza tym samo wspomnienie w ogłoszeniu, że to fryz, skutkuje milionem odzewów od "kuniareczek" 🙁 (już kiedyś próbowałam ogłaszać i tak to się skończyło). Proponowałam częściową dzierżawę moim jeźdźcom, ale jedna odmówiła, druga ma mało czasu, a trzecia jest niepełnoletnia i jej nie oddam konia z tego względu (chociaż pod każdym względem byłaby idealna). Mam zagwostkę 🤔 Chcę odpocząć 😵
Mnie dobija jesienno-zimowy spadek formy , a bez hali nie da się nic zrobić ...
Zwłaszcza gdy jest taka pogoda jak teraz- leje,wieje i do tego okrutnie zimno. Ogarnęła mnie jakaś depresja ,że już nie uda nam się wrócić do formy z wakacji,gdy kobył jeździł na zawody i wyglądała naprawdę top, teraz jest obrośnięta futrem i ma duży brzuch 😉 do tego mam stajnię bez hali i bez maneżu ,bo finanse mnie do tego zmusiły 😵 no i tu mimo wszystko jestem jakaś pewniejsza opieki ,jakości,jedzenia,ilości ściółki w boksie ,itd.. Podobno ma być maneż w przyszłym roku i modlę się,aby udało się właścicielom stajni tego dokonać,aczkolwiek kręcenie się po łące i tak nie jest złe,jak to się mówi " jak się nie ma co się pragnie,to się lubi co się ma" no i tego też się trzymam . Mimo ,to depresja,czarne myśli i chęć rezygnacji z jeździectwa dopadła i mnie...
fanelia - konie ,to mimo wszystko męcząca pasja ,nieraz trzeba się zmuszać żeby do stajni pojechać,bo wpajamy sobie "że trzeba,bo koń bez nas umrze" 😉 a co do dzierżawy,to wybieraj w dzierżawcach póki możesz,bo ja moim ostatnim bardzo się rozczarowałam i własnie wypowiedziałam umowę 😉
Ja nie mam jeszcze dzieci, nie pracuje (na pełen etat) a i tak od pół roku zaczyna mnie mocno męczyć to moje jeździectwo ...
Przeniosłam konia do innej stajni (wcześniej na miesiąc wychodziło mi 400 + paliwo (3 km w jedną stronę); aktualnie 500 + 17km w jedną stronę..) . Wiem, że koń ma tam lepiej, albo przynajmniej tak mi się wydaje, bo pewności nie mam czy w poprzedniej stajni było dużo (albo w ogóle) gorzej..
Jako student jestem na utrzymaniu mamy + lekko sobie dorabiam, jednak jest to 500 zł na miesiąc max.. Na konia wydaję minimum 700 (bez treningow)
Jak zaczęłam sobie kalkulować ile to moje jeżdżenie mnie kosztuje, to sie załamałam... Nie wiem czy przenieść konia z powrotem do starej stajni i wrócić do ceny <500 zł czy wgl sprzedać .. Chociaż ciężko mi, bo jednak już ponad 2,5 roku i przywiązałam się do tego konia. Z drugiej strony wiem, że nigdzie nie będzie miała tak dobrze, bo jest to koń dość ciężki .. Ma swoje humorki i nie każdy pewnie byłby chętny aby je wytrzymywać.. 🙁
Totalnie nie wiem co zrobić i jestem rozklejona ...... 😵 😵 😵 😵
Nigdy w życiu nie miałam jeszcze takiego kryzysu ..
arlyn rozumiem jak to jest.
Ja niestety po różnych zakrętach losu postanowiłam iść na studia, trenowałam itp. na drugim roku zaszłam w ciążę i był to naszczęśliwszy moment mego życia 😉 niestety stanęłam znów nad wyborem studia- koń i bdb wyników został koń. Póki smyk był mały jeździliśmy do stajni w każdej wolnej chwili. Koń jest niejezdny ale wymaga opieki najlepiej codziennej. Niestety ze względu na redukcję kosztów wybrałam mniejsze zło stajnię z super jedzeniem z miarę dobrym dojazdem (choć i tak 30km) za 500zł to najtańsza oferta w moich okolicach a minus to kiepska ujeżdżalnia i brak trawiastych wybiegów, których koń potrzebuje. Synek rośnie i nie zawsze ma ochotę jechać do zimnej stajni. Ja pracuje na pełen etat i zanim wrócę do domu jest 17sta. Luby koński więc jest łatwiej ale kasy ciągle brak,
dziecko rośnie i jego potrzeby też. Wysłanie konia na łąki bez możliwości nadzoru za 300zł nie bardzo się kalkuluje. Jak nie będę w stanie go utrzymać to postawię na polu u teścia choć jest opór z obu stron. W planach jest dom ze stajnią na 3trupki, ale to odległe plany bo zdolność kredytowa kiepska a ziemie u nad mają kosmiczne ceny.
Teraz zastanawiam się nad całkowitą rezygnacją bo i tak wsiadam sporadycznie a konia widuje przy opłatach. Próbowałam częściowej dzierżawy ale z większym pokryciem środków z mojej strony a koń do całkowitej dzierżawy ale to bez sensu brać konia na którym można 2 razy w tyg pojeździć lub po ciemku. Znalezienie miejsca gdzie ktoś go przy garnie do towarzystwa oczywiście pokrywamy koszty jedzenia też nie przyniosły skutku pozytywnego i tak co miesiąc rodzinka zrzuca się na dużą maskotkę synusia/wnusia. dodam, że konia mam od źrumpa i już 15 lat jesteśmy razem 😉
...
Przeniosłam konia do innej stajni (wcześniej na miesiąc wychodziło mi 400 + paliwo (3 km w jedną stronę); aktualnie 500 + 17km w jedną stronę..) . Wiem, że koń ma tam lepiej, albo przynajmniej tak mi się wydaje, bo pewności nie mam czy w poprzedniej stajni było dużo (albo w ogóle) gorzej..
siądź i pomyśl bo jak na razie sama sobie przeczysz.
Chyba przeniesienie nie było dobrym pomysłem