szczęsliwe wypadki , czyli czego unikać w życiu ...
widząc dokładnie kilkanaście minut temu wiadomości na TVN 24 , można pomyśleć że cuda się zdarzają ...
http://www.tvn24.pl/-1,1589243,0,1,jak-on-to-przezyl,wiadomosc.htmlkilkanaście dni temu , u mnie w stajni , też chłopak miał szczęscie , bo gdyby nie refleks , miałby kopyto zamiast głowy ...
A co ta ciężarówka robiła w tym momencie na torach? 😲
Przez takie "szczęśliwe wypadki" zaczynam coraz bardziej wierzyć w przeznaczenie🙂
Widocznie to nie był jeszcze jego czas...
Lov mogła sie zepsuć , a możliwe , że ten facet to kierowca był jej , może koła oglądał czy cuś ? 😁
Bischa , raczej to odpada , bowiem ciężarówka sobie najzwyczajniej jechała a nie stała na torach ...
Ja widziałam tylko w TV ten wypadek 😉
miałam taką sytuację
w pociągu pośpiesznym przechodziłam koło drzwi
w momencie kiedy znalazłam się tuż koło ściany od wc pociągiem szarpnęło na zakręcie, jakoś tak dziwnie mocno.
Uderzyłam w ścianę, dość porządnie, ale gdybym była dokładnie 20 cm wcześniej, o żadną ścianę bym nie uderzyła, ale wyleciała przez drzwi które na zakręcie się otwarły...
czasem są w życiu takie sytuacje że jakimś cudem ocieramy się o śmierć i prawdę mówiąc nawet nie do końca zdajemy sobie sprawę co by było jakby coś zdarzyło się sekundę wcześniej lub później... brrr...
Zwróćcie uwagę, że tego mężczyznę zwalił z nóg "łącznik" pomiędzy przyczepami tira. Naprawdę niesamowite 😲
łoł, ale fart! ten pociąg chyba cofał?
udorka brrrr 🙄
ja przezylam cos takiego jadac autem - tzn. tez sie otarlam o smierc. nigdy tego nie zapomne i uwazam ze w moim przypadku byl to rodzaj ostrzezenia od Boga
Czytając ten wątek z miejsca mam przed oczami mój wypadek - dla mnie nadal niewyjaśnione szczescie i jednocześnie ostrzeżenie.
Feralną podróż poprzedziły dosc traumatyczne dla mnie przezycia i dokladnie pamiętam słowa wypowiadane przez łzy tuż przed zamknieciem drzwi auta
- " Jesli to ma tak wyglądac to ja nie chce takiego życia...". Wyjezdzamy. Ja jako pasażer na tylnym siedzeniu. Zdążylismy przejechac moze 15 km. Samochod z naprzeciwka na naszym pasie, proba ucieczki , poślizg i czolowe uderzenie w betonowy słup. Krzyk, trzask gietej blachy, tluczonego szkla i nagle az bijąca w uszy cisza. Otwieram oczy, zyję. Wspołpasażerowie też. Slowa kogos obok, nie pamietam juz kogo, policjanta moze lekarza " Pani sobie pogratuluje zapiecia pasow z tylu bo gdyby nie to to przy tej sile uderzenia wylacialaby pani przez szybe wprost na slup, oj miazga by byla..miazga"
No wlasnie...pasy??? Przed wypadkiem mialam paskudny zwyczaj jezdzenia bez nich. Zawsze. Jestem w 100% pewna, ze nie zapielam ich swiadomie. Wiec? Podswiadomosc ? Anioł Stróż? Czy ostrzezenie ze to nie mi decydowac czy ja tego zycia jeszcze chce czy juz mi wystarczy?
Szymborska- Wszelki Wypadek
Zdarzyć się mogło.
Zdarzyć się musiało.
Zdarzyło się wcześniej. Później. Bliżej. Dalej.
Zdarzyło się nie tobie.
Ocalałeś, bo byłeś pierwszy.
Ocalałeś, bo byłeś ostatni.
Bo sam. Bo ludzie. Bo w lewo. Bo w prawo.
Bo padał deszcz. Bo padał cień.
Bo panowała słoneczna pogoda.
Na szczęście był tam las.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście szyna, hak, belka, hamulec,
Framuga, zakręt, milimetr, sekunda.
Na szczęście brzytw pływała po wodzie.
Wskutek, ponieważ, a jednak, pomimo.
Co było to było gdyby ręka, noga,
O krok, o włos
Od zbiegu okoliczności.
Więc jesteś?
Prosto z uchylonej jeszcze chwili?
Sieć jednooka, a ty przez to oko?
Nie umiem się nadziwić, namilczeć się temu.
Posłuchaj
Jak mi prędko bije twoje serce.
Freddie piekny kawalek poezji i pieknie to przypomnialas!
Hexa, ja tez z pasami. Tez 200 m przed czolowka. Tez przedtem czesto jezdzilam bez, zwlaszcza na krotkie trasy. Tez mnie cos "tknelo"...
Jesli sie wierzy w Boga, powinno sie tez sprobowac wierzyc w Aniola Stroza. Tego samego co w dziecinstwie nam babcia o nim opowiadala...
Przeżyłam coś niesamowitego jako dziecko. Szłam sobie ze starszą siostrą za rękę. "Na rogu" (skrzyżowanie ze światłami w centrum miasta) był sklep. I nagle... zaczęłam ciągnąć na siłę siostrę do sklepu. Wciągnęłam. Ona pyta: o co chodzi? (czy też chcesz czegoś?) . Ja: nie, nic. I wtedy rozległ się huk. W ścianę budynku wbił się samochód. Gdybyśmy szły normalnie dalej... ech... miazga.
Ja kiedyś wracałam z siostrą do domu ,jadąc samochodem zaczęłam hamować przed zakrętem, moja siostra zaczęła nagle się pytać ,co zemną się dzieje że nagle zwalniam .A Ja do niej że nie wiem jak by coś działo się za zakrętem .
Dojeżdżamy już na zakręt i co się okazuje że jest wypadek i nagle jakiś baran wyjeżdża z kolejki bo mu się nie chciało czekać i wsadza się centralnie pod tira jadącego przeciwnym pasem ,jak bym nie zwolniła to bym była zmiażdżona przez te dwa auta .
Druga sytuacja wracam do domu ,rozmawiam przez telefon z mężem ,przedemną jedzie śmieciara .Nagle coś mnie tknęło i mówię do męża że zadzwonię za chwile bo coś ta śmieciara przedemną jest jakaś podejrzana .Mąż zaczął coś tam marudzić ale ja bez słów się rozłączyłam ,tyle co odłożyłam telefon nagle w śmieciarze pękają opony i śmieciara zjeżdża na drugi pas ,tir co leciał tym pasem odbił na mój pas i zaczął hamować .Po chwili się ocknęłam tir mało co nie dał mi buzi ,awaryjki włączone u mnie i auto moje stoi .Do dzisiaj nie wiem jak Ja to zrobiłam .
Moje wnioski wierzyć w przeczucie, jeżdżę już wolniej .
miałam dwa takie przypadki w życiu gdzie na maxa przeczuwałam nieszczęście.
Pierwszy w wieku 7 lat przechodzenia przez pasy na drodze dwupasmowej ale jednokierunkowej. Jedno auto się zatrzymało żeby przepuści mnie z mamą... następne leciało z dużą prędkością..... ale nie słyszałyśmy go.
Będąc już na zebrze, szłam pierwsza Mama trzymała mnie za ramię. Nagle coś mnie odepchnęło ściana, odskoczyłam jak głupia wleciałam na Mamę i w tym samym momencie z boku przejechał idiota który miał przynajmniej 120 na busoli.
Do dzisiaj mam to wydarzenie w głowie i nie mogę go zapomnieć.
Drugie wydarzyło się ostatnio u mojej kumpelki, która hoduje konie odpowiadające ni to folblutom ni to arabom. Wybrałyśmy się konno na spacer do przydrożnego lasu. Dostałam najspokojniejszego konia w całej stadninie misia służącego dla jej dzieci.. Ja jako osoba dość mocno przezorna zawsze zakładam do jazdy w terenie kamizelkę ochraniającą kręgosłup i kask. Wiele osób się ze mnie śmieje.. jednak ja nigdy nie popuszczam. Nie za chętna byłam tej wyprawie ale dałam się przekonać. Przez całą godzinę jazda była najfajniejszą sprawą tego dnia ... ja czułam że coś chyba się wydarzy i na wszelkiego chama próbowała się rozluźnić. Ostatnie 200 m i widać stajnie.. przejeżdżamy lekkim kłusem i szok... mój koń wyskakuje w panice do góry, ja utrzymuję się , po czym on przestraszony jeszcze bardziej robi kolejnego susa tym razem w bok..... a ja lecę jeszcze wyżej i niestety dalej.... upadam na tyłek.... a plecami i głowa uderzam o brzozę. Zatrzymuję się. Koń biegnie 30 m dalej ale nie w stronę domu lecz przeciwną. Staje cały roztrzęsiony i spocony. Kumpela leci po niego, ja dochodzę do siebie. Jestem bankowo pewna że gdyby nie kamizelka i kask...nie było by mnie tutaj . Poza tym wyszłam z tego praktycznie bez szwanku i żadnego siniaka. Do dzisiaj nie wiemy czego koń tak mocno się przestraszył i co wywołało jego panikę. Dlaczego nie uciekał do swojego kolegi z padoku czy stajni?
Od wypadku minęły już 3-4 miesiące a ja dalej nie mogę się pozbierać. Na konie dalej wsiadam o śmigam w tereny ale jeśli jeszcze raz kiedy poczuję taki silny instynkt żeby nie jechać ... bankowo odpuszczę.
- drogi krajowej nr siedem na odcinku Gdańsk-Wwa. Mimo remontów, idioci są wśród nas, ostatnio ratowałam się poboczem przed czołowką, jak facet wyprzedał pod gorkę i nagle wyrósł 15m przede mną...
- motocyklistów na przystajennych drogach, bo to zuo.
- wracania z terenu na skróty, bo czasem niegroźnie wyglądająca nadrzeczna łąka wcale nią nie jest.
- wkręcania żarówek przy włączonych korkach
a tak z doświadczeń innych:
-przewożenia dzieci "na chiwlkę" na koniku na prośbę rodziców-laików. potrafi się kiepsko skończyć
- skakania przez krosówki bez kasku
-jechania do hali zimą wierzchem- czasem lodu nie widać z konia...
a ja tam Was czytam i czytam... a dziś w nocy padało, prędkość za duża... nie wyrobiłam na zakręcie... ;( stały dwa słupy obok siebie jeden zwykły z nazwą ulicy, 50cm obok stała betonowa latarnia. Trafiłam w zwykły słupek, złapałam dwie gumy, słupek złamany, maska, błotnik, nadkole, skrzynia, zawieszenie do wymiany... jestem w takim szoku, że spać nie mogę, jeść, pić... samochód został na miejscu zdarzenia, laweta znajomych nie dała rady go zabrać. Najważniejsze jednak jest to, że nikomu nic się nie stało... nigdy więcej takiej prędkości...
miałam dwa takie przypadki w życiu gdzie na maxa przeczuwałam nieszczęście.
Pierwszy w wieku 7 lat przechodzenia przez pasy na drodze dwupasmowej ale jednokierunkowej. Jedno auto się zatrzymało żeby przepuści mnie z mamą... następne leciało z dużą prędkością..... ale nie słyszałyśmy go.
Będąc już na zebrze, szłam pierwsza Mama trzymała mnie za ramię. Nagle coś mnie odepchnęło ściana, odskoczyłam jak głupia wleciałam na Mamę i w tym samym momencie z boku przejechał idiota który miał przynajmniej 120 na busoli.
Do dzisiaj mam to wydarzenie w głowie i nie mogę go zapomnieć.
ja takiego szczęścia nie miałam i dokładnie ten sposób znalazłam się pod samochodem. A zamiast przeczucia zeby wyjsc pol minuty wcześniej z domu albo pol minuty pozniej cos mnie podkusiło, zeby pojsc kupic baton. I gdyby nie ten cholerny baton to nie miałabym traumy. Mam nadzieje, ze nie do konca zycia.
lockmittel współczuję. Najważniejsze, ze wszyscy cali zdrowi, abyś się szybko otrząsnęła.
wkręcania żarówek przy włączonych korkach
ja zawsze tak robie 😲 ba nawet nie wiem jak się 'korki' wyłącza aby prądu nie było...
Lockimttel- ważne, ze nic się nie stało, posaraj się trochę uspokoić :przytul:
Krokus- dla mnie taka operacja skończyła się porażeniem prądem, nie polecam 😉
korki najlepiej jak sa takie nowoczesne, taki "hebelek" ktory chodzi gora-dol

bo takie wykrecane to tez sie ich troche boje..
a propos przypadkow z pradem: ostatnio burza w naszej okolicy spalila sasiadowi komputer (!). piorun uderzyl w instalacje (podobno w slup lub licznik na slupie) . pradu nie bylo chyba caly dzien. jak wlaczyli to okazalo sie ze komputer jest dead... i teraz odzysk danych itp
ja oczywiscie wieczor przed burza poszlam spac zostawiajac a)komp wlaczony do pradu i uruchomiony; b)otwarte programy... :emot4:
ale glupi ma szczescie. u mnie wszystko przejely grube bezpieczniki na slupie (mam przylacze budowlane) i do domu chyba nic nie dotarlo.
na przyszlosc bede starala sie pamietac, aby przed burza nie tylko wylaczac komputer, ale takze odlaczac go od zasilania ❗
Pony współczuje na maxa wiem co to za masakra kiedy z głowy nie możesz pozbyć się informacji że Twoje życie wisiało na włosku , że gdyby nie małe szczęście nie siedziałabyś tu z nami.... Ostatnio nie mogę przestać myśleć co by było gdybym nie wzięła kamizelki, kasku tak jak koleżanka? Najczęściej słyszę ten trzask o drzewo moją głową. Ta siła i ułamki sekund....w głowie film czarno biały.... całe życie mi smyrnęło... Nie wiem jakim cudem wyszłam z tego wypadku cała i zdrowa.
Jednak no raczej NIc nie powstrzyma mnie od jazdy konnej.
Czasami zdarza mi się coś prorokować..
Przeczucie że coś się wydarzy, jakby coś mi głowie podpowiadało - nie idź tam. Nie jest to jednak tak silne uczucie jak we wcześniejszych przypadkach. Możliwe tez że to nic innego jak moja zapobiegliwość, wyobraźnia ( że coś może się stać dziwnego). Kto to wie. Nie zastanawiam się nad tym ale wiem że jeśli w głowie zaświeci mi się czerwona żarówka to nie ruszam się z miejsca.
ja, poobnie jak Hexa, mialam juz serecznie dosc, jedyne co chcialam, to podziekowac i wysiasc z tego wszystkiego.. i wowczas to sie stalo, ulamek sekuny, potem taka nadciagajaca ciemnosc i poczucie , ze z moim cialem niewiele mam juz wspolnego.. i wowczas pomyslam " Boze, ja nie chce jeszcze umierac.." mam poczucie darowanego na nowo zycia, wciaz mi sie wszystko w nich chrzani, co tylko moze, ale wiem, ze jest jedno, jedyne , moje.. i tylko na okreslony czas..
pamiętam swoje myśli zanim wsiadłam do auta, którym się rozwaliłam. Pamiętam to dziwne coś, jakiś niepokój który wytłumaczyłam zmęczeniem. Teraz wiem, że poslizg na wyjeździe z parkingu to było ostrzeżenie - a jednak pojechałam dalej. Pamiętam kompletny bezwład ciała i myśli, kiedy samochód koziołkował w dół po zboczu prosto na drzewo. Siedziałam w napiętych pasach i patrzałam czekając na uderzenie. I pamiętam ciszę jak było już po wszystkim. Kap kap kap krwi o deskę rozdzielczą w głowy pasażerki.
Przeczucie było. Nie posłuchałam.
czytam Was i az mam dreszcze... jakie zycie ludzkie jest watłe i słabe i jak to niewiele potrzeba...
czytam Was i az mam dreszcze... jakie zycie ludzkie jest watłe i słabe i jak to niewiele potrzeba...
To mnie od zawsze przeraża.
Jestem, czuje, widzę, słyszę a za 30 sekund mogę stracić wszystko albo jedną z tych rzeczy.
Za chwilkę może mnie nie być a ja tak uparcie wszystko odkładam na później .
dziewczyny, strszne to co piszecie. Ale prawdziwe.
zabeczka17, dokładnie. ja początkowo nie zdawałam sobie sprawy z powagi sytuacji- wiadomo, rodzice starali się odwrócic moją uwagę od całej tej tragedii, która wtedy miała miejsce. Dopiero x lat po wypadku dowiedziałam się, że statystycznie to 99.9% ofiar tego typu wypadkow(taka predkosc, takie uderzenia etc..) to ofiary śmiertelne. A ja? Nie wierze w cuda, chociaż moja mama mówi do dzzis:cud. Ja wiem, że dostałam drugą szansę i mam swoje zadanie na tym świecie. A dopiero teraz-8 lat po wypadku odważyłam się dokończyc sprawy związane z prawem jazdy. Nie lubie aut.
w samochodzie też mam takie przeczucia.
np. 2 lata temu, świeży kierowca, jadę sobie skrajnie prawym pasem 4 pasmowej jezdni do stajni. 3 pasy stoją, mój do skrętu w prawo pusty, więc jadę. i nagle coś - nie wiem co - podpowiedziało mi, że przed tym przejściem dla pieszych, które zawsze mijałam tak samo szybko, powinnam stanąć.
Dobrze że stanęłam, bo jakiegoś faceta z dzieckiem który przebiegał między autami i nawet nie spojrzał, czy nic nie jedzie, skrobałabym sobie z maski.
parę lat wcześniej miałam wypadek samochodowy, tj. tuż przed maskę auta którym jechałam (siedziałam z tyłu) wyjechał inny samochód. Widziałam go z daleka, bo stał sobie na poboczu i się nie ruszał i tak pamiętam, że nawet pomyślałam sobie, że on chyba wyjedzie i że powinniśmy przyhamować, a potem sobie pomyślałam, że głupia jestem i tyle.
a zaraz potem pisk opon, uderzenie, w aucie było sporo krwi, myślałam, że zejdę na zawał. ostatecznie nikomu nic się nie stało, ale jedna koleżanka wysiadła przednią szybą, druga koleżanka rozcięta warga, ja pęknięte żebro.
najlepsze jest to, że jak dzień wcześniej pierwszy raz wsiadałam do tego auta to sobie pomyślałam, że ono jest jakieś dziwne... że w nim się chyba coś stanie i że ma jakoś tak za dużo przestrzeni 🙄
dobre tyle, że nic się nie stało.
zresztą stłuczek/wypadków autami miałam kilka i zawsze coś mi sekundę wcześniej mówiło, że coś jest nie tak, że trzeba hamować/objechać zanim jeszcze była jakaś konkretna przyczyna. teraz jak jeżdże to też póki co mam szczęście, chociaż to, że zaczęłam skręcać kierownicę/hamować sekundę przed tym zanim coś się stało, tj. np. zanim ktoś mi wyskoczył na skrzyżowaniu, też mnie już kilka razy uratowało, i tfu tfu, odpukać - oby tak dalej.
szkoda, że na konie nie mam takiego instynktu, moze bym sobie parę lat temu dysku z kręgosłupa nie wypchnęła 😉