Ooo? Flat inwazja? Jakaś „ogólna” moda na Flaty jest, czy to tak lokalnie na rv? 🙂 Byłam dwa tygodnie nad morzem, w miejscowości dość zapsiałej (jest plaża dla psów) i dosłownie codziennie 1-3 osób pytało mnie co to za rasa. Jeszcze nie spotkałam nikogo, kto się spotkał z czymś takim jak Flat Coated Retriever - każdy robił duuuże oczy albo mówił „no i tak nie zapamiętam” 🙂 Na naszym zadu...ehm... peryferiu mnie to nie dziwiło, ale widać w miejscowości wypoczynkowej gdzie są ludzie zewsząd też nikt nie wiedział co to Flat 🙂
k_cian Moje maleństwo jest hodowli Moloseum, miot O. Jakkolwiek decyzja o posiadaniu psa była dawno przemyślana, to nie spodziewałam się „takiego” u siebie w domu...
Rzecz w tym, że moja poprzednia Labradorka zeszłej jesieni zaczęła powolutku podupadać na zdrowiu. Zaczęło się kilka lat temu od guzków na listwie mlecznej, a wiadomo jak to z guzkami... potem zrobił się na faflu, na powiece itd. Wycinaliśmy kilkakrotnie, Toffi odeszła tydzień przed czwartą operacją (ale i tak ze względu na jej 13 lat było wątpliwe, czy przeżyje). Widząc, że to jedynie kwestia czasu postanowiłam zorientować się w rasach psów. Zależało mi, żeby wybrać na spokojnie, póki moja jeszcze żyła - bez żadnej presji czasu i tych wszystkich emocji po śmierci psa. Wiecie jak to jest... a decyzja na lata (oby!), nie chciałam jej podejmować pochopnie a wiedziałam, że w razie czego następny pies musi być w domu tak szybko jak się da. Cóż ja bez psa nie mogę i nic na to nie poradzę. Oczywiście znalazły się osoby które zbeształy mnie od nieczułych i bezwzględnych, bo jak to tak myśleć o nowym psie jak stary jeszcze żyje itd. No ale cóż... Wymagania miałam małe: ciemnego koloru suka, nieagresywna, długowłosa. Koło grudnia wiedziałam już, że w razie czego będzie hovek albo flat, ale sprawa nie była przesądzona. Oczywiście, skłaniałam się bardziej w kierunku flata, bo bardzo ceniłam sobie tę wesołą „retrieverowatość” u Toffi, ale gdyby akurat do adopcji był Hov - wzięła bym bez mrugnięcia. Pies to pies, każdy się do kochania nadaje. Życie jednak lubi być przekorne 😀 Jak postanowiłam nie brać do domu drugiego psa żeby Toffcia miała spokojną starość (miewałam tymczasowiczów), to miałam okazję adoptować 3 hovki (każdemu odmówiłam). Jak pies odszedł – żadnej ciemnej, kudłatej do adopcji „na już”. No trudno, weźmiemy z hodowli. Ja dzwoniłam do hovkowych, tata do flacich. Hovkowe puste, a u flatów wszędzie sami chłopcy, no dramat 🙂 I zupełnie przypadkiem, szukając samochodu (!) tata znalazł ogłoszenie hodowli, do której akurat jeszcze nie dzwoniliśmy. Dzwonimy – są czarne suki, uff. A pani z hodowli mówi: a nie chcecie brązowego, jedna suczka jeszcze została. Ja pamiętając psa którego mijałam na wystawie w Kamieniu mówię „nieee, fuj tylko nie wątrobiany, bo będzie miał wyblakły nos i różowe koło oczu”. A pani do mnie „ale to jest gorzka czekolada”. No dooobra, niech pośle zdjęcia (a w duchu se myślę, i tak kupię czarnego, a co!). I wiecie? Mam brązowego 😀 I jest najśliczniejszy na świecie 😀 Musiałam jechać 300 km w jedną stronę, ale warto było. Boskie psisko. No idealne. Ale dla mnie każdy mój pies jest idealny. Myślę sobie, że gdyby nawet wyróżowiał jej nos to i tak by dalej była idealna dla mnie 😀
Fotki mam, ale one są tak może miesiąc stare. Zdjęć ze wczasów jeszcze nie ogarnęłam. Ale aktualnie Kontra (bo tak ją nazwałam) przedstawia obraz nędzy i rozpaczy - chyba zmienia sierść na dorosłą... Nie wiem kurcze, nigdy nie miałam kudłatego psa (przed Toffi miałam Rottkę) ale mój egzemplarz wygląda jak liniejący źrebak. I ma 3 odcienie brązu. Na uszach inny, na ciele inny, a jeszcze teraz wyrasta jej na pleckach i na udach taka dłuższa, ciemniejsza i twardsza sierść. Ma wzorek jak - za przeproszeniem - marmurkowy ser żółty 😂 Nie wspominając o głowie, bo z mordki jej wypadła ta puchata sierść, a nad oczami jeszcze nie i wygląda jakby miała ciemną maskę 😀