PSY
dumkowa, matko bosko! Co za akcja, współczuję...
Ascaia, piękna ta sucz! Chyba dla świętego spokoju bym ogłosiła że znalazłam w lokalnej gazecie czy jakimś portalu, bo nie chce mi się wierzyć, że bezpańska... To, że w złej kondycji i zakleszczona nie musi jeszcze o niczym świadczyć - patrz: moja Astra 🙁 Coś czuję, że u ciebie zostanie - nie wierzę w takie "przypadki" 😉
Dziękuję za troskę wokół Asterki. Psica ma się coraz lepiej. Dostaje lek przeciw laktacji, dużo spacerujemy. Bardzo się do mnie przywiązała w tym trudnym okresie i jest przesłodka. Waży 25 kg 😵 sama skóra i kości, a dodam że spory z niej golden. Coraz piękniejsza jednak jest, powoli odżywa pod szczeniakach i w końcu zaczęła porządnie jeść - więc do przodu. Jeździmy na zastrzyki do kliniki, jeszcze tylko jedna kontrola we wtorek i ma spokój bidula.
Jej szczenior jest w klinice i dzielnie walczy - chyba da radę, bo domaga się żarcia do godzinę i wszyscy nad nim skaczą.
Strasznie mi jej szkoda, ryczeć mi się normalnie nad nią chce 🙁
Ascaia zawsze możesz mi ją podrzucić, bo pewnie nie będziesz wymagała abym nie pracowała 8h (tak się śmieje tylko z poprzedniej sytuacji z fundacją).
Majorowa ostatnio czytałam z ciekawości:
http://www.onkologiaweterynaryjna.com.pl/artykul-1.html, na fejsie pojawił się ostatnio optymistyczny wpis:
https://pl-pl.facebook.com/OnkologiaWeterynaryjna.
Mogę też przesłać Ci artykuł na ten temat. Mam nadzieję, że psiak dla którego zbierasz te informacje będzie zdrów.
dreamer,dziekuje bardzo! Wszelkie informacje sa dla mnie na wage zlota :kwiatek:
U mojego rocznego labradora wykryto kilka dni temu chlonniaka w obszarze pluc. Zazwyczaj tego typu nowotwory leczy sie u nas (mieszkam w USA) chemioterapia, ale rokowania nie sa zbyt optymistyczne. Poprawa nastepuje doscyc szybko, ale sredni okres pierwszej reemisji to tylko 6-9 miesiecy. Kolejne sa krotsze, a nawroty bardziej agresywne.
Skierowano nas do kliniki uniwersyteckiej i tam zaproponowano chemie i eksperymentalnie - radioterapie. Maly jest po 2 naswietlaniach i zaczelismy chemie. Guz sie zmiejsza, pies jak nowy. Lekarze nie sa nam jednak w stanie powiedziec, jakie sa rokowania ze wzgledu na brak danych. Radioterapii w przypadku tego typu raka u psow zazwyczaj nie wykonuja (przede wszystkim ze wzgledu na dosyc wysoki koszt zabiegu). Zastanawiam sie, czy chlonniak u psow wogole jest wyleczalny, czy raczej przygotowac sie na najgorsze. Dziekuje za kazda sugestie i informacje.
I jeszcze jedno pytanie: czy podawal moze ktos psu doustnie chemie?
Majorowa, z chłoniakami jest niestety ciężko, z tych kilku przypadków, które ja widziałam, wszystkie skończyły się śmiercią, ale jednak chemioterapia przedłużała im życie, czasem o rok i dłużej (oczywiście mówimy o życiu bez bólu, z apetytem i normalną aktywnością). Tylko, że ja postaci płucnej chłoniaka nie widziałam. O radioterapii nic nie wiem, bo nawet nie wiem, czy w Polsce jest możliwość, wydaje mi się, że nie. U zwierzaków jest o tyle lepiej, że skutki uboczne chemioterapii nie są tak dramatyczne, jak u ludzi. A leczyć trzeba, nieleczony chłoniak zabiera zwierzaka w kilka tygodni. Ze znanych mi danych wynika, że maksymalnie długie okresy przeżycia (kilka lat) to ok 10% przypadków, ale to dane w przypadku samej chemioterapii.
Majorowa, współczuję Ci bardzo i będę trzymać kciuki za całkowitą remisję. Z tego, co czytałam Twój psiak jest w jednym z najlepszych miejsc, do jakiego mógł trafić. W Polsce temat onkologii weterynaryjnej nie jest jeszcze na takim poziomie jak w USA 🙁
Podaj mi proszę na pw swojego maila, to wyślę Ci materiały, które znalazłam 🙂
Cricetidae, serce mi peka, bo to jeszcze dzieciak. Dowiedzielismy sie o chorobie dzien przed jego pierwszymi urodzinami. Poki co, jest ogromna poprawa. Bedziemy walczyc. Normalnie oddycha, ma apetyt, bawi sie jakby nic sie nie stalo. Bedzie dostawal kilka rodzajow chemii. Czesc dozylnie w klinice i czesc w doustnie w domu. Nawet nie wiedzialam, ze chemia jest tak toksyczna, ze tabletki moge brac do reki tylko w rekawiczkach.
dreamer, leci PW.
Majorowa, trzymaj się i nie poddawaj, walka jest nierówna, ale walczyć warto.
Przede wszystkim stwierdzam, że trzy nieprzespane pod rząd noce zdecydowanie wpływają na sposób myślenia.
Już piszę jak się ma sytuacja, tylko proszę, nie linczujcie mnie - naprawdę chcę dla tej suni jak najlepiej.
W tym momencie dziewczynka jest w hotelu dla zwierząt. Jednak zabranie na wydarzenie rodzinne (gdzie są też dzieci i to z maluchami włącznie) psa, którego się nie zna, który nie wiadomo jak ze szczepieniami, który ma nadal sporo kleszczy to byłby szczyt nieodpowiedzialności. Zostawienie jej samej tym bardziej nie wchodziło w grę. Więc to mi się wydało słusznym rozwiązaniem.
Przy okazji porozmawiałam z kolejną lekarką wet. Zdecydowanie owczarek belgijski, chociaż pewnie z pseudo hodowli skoro nie ma czipa. Suka jest bardzo przyjazna. Do tego stopnia, że w którymś momencie skomlała za panią doktor, kiedy ta wyszła na chwilę z gabinetu.
W drodze na imprezę w końcu chwilę przespałam, więc i zaczęłam trzeźwiej myśleć. Wykonałam kilka telefonów i sytuacja obecnie jest następująca.
Po pierwsze być może postąpiliśmy zbyt "prędko" zabierając ją tak daleko. Poradzono mi, żebym w poniedziałek zgłosiła telefonicznie fakt zgarnięcia psa do tamtejszego Urzędu Gminny i/lub do lokalnej policji.
Dzisiaj już zadzwoniłam do tego zajazdu - tym razem miałam bardziej komunikatywną rozmówczynię. Suka błąkała się od 4 dni, ktoś ją podrzucił pod lokal (uciekła podczas postoju? zdjęła obróżkę i poszła w las?). Nikt przez ten czas o nią nie pytał. W razie W zostawiłam namiary do siebie. Więc chyba jednak jej nie "ukradłam".
Chyba rzucę w świat internetowy ogłoszenie o znalezieniu psa. Chociaż trochę się boję czy wtedy nie zgłosi się "ktokolwiek" po odbiór.
Rozmawiałam też z naszym miejskim schroniskiem. Zupełnie szczerze, więc oczywiście oficjalnie to i tak nie mogliby jej przyjąć, bo jest spoza terenu. W dodatku mają full. Ale kilka dni temu był mężczyzna, który zrobił na nich dobre wrażenie, szukający młodego owczarkowatego psa pod kątem wspólnego biegania. Ponoć ma do nich dzwonić po weekendzie.
Czy zostanie u mnie? Nie wiem - tak jak napisałam Hiacynta, kiedy się kalkuluje zdroworozsądkowo to nigdy nie jest dobry czas na psa i na dziecko 😉 Obawiam się, że ta psuka jednak naprawdę zasługuje na mocno aktywnego właściciela. Poza tym... jak to dobrze ująć... boję się czy nie jest "za duża". To znaczy - w moich przemyśleniach zawsze chodziło o małego psa, który jest bardziej "mobilny" ze względu na moje singielstwo. Taki pies, którego w razie czego można wziąć do pracy, pojechać z nim do rodziny czy znajomych (wszyscy mają psy lub koty), itd. Z takimi z resztą psami mam doświadczenie życiowe - czy nasza pierwsza kundliczka, czy teraz jamNika. No i istotne by z takim psem poradziło sobie ewentualnie moje koło ratunkowe czyli rodzice (przede wszystkim moja mama). Więc maliniaczka kiepsko wpisuje się w takie założenia. :/
Mimo wszystko nie zastrzegam się, że nie ma takiej możliwości by została. Tylko jednak przyjęcie do domu psa to musi być świadoma decyzja, to związek na lata. Suka jest piękna i robi wrażenie pojętnej, wzbudza zachwyt, ale nie po to ma się przecież psa by nim "szpanować".
Na razie jutro wieczorem/ poniedziałek rano ją odbieram z hotelu. Przez ten czas wrócę do siebie i przygotuję lepiej mieszkanie pod kątem zwierzaka z brakami w ogładzie. Pójdziemy drugi raz do weta, może uda się upolować jeszcze kleszcze. Odrobaczymy. Chyba będę już mogła ją wykąpać. Nie wiem jaka jest procedura ze szczepieniami, ale pewnie przynajmniej wściekliznę. We wtorek będzie trzeba się zmierzyć z tematem pójścia do pracy... Co będzie dalej, zobaczymy. Porzucić jej nie porzucę.
maluda, być może Twój "żart" to wstęp do poważnej rozmowy?
Ascaia, nie chcę cię absolutnie linczować, ale wkurzyła mnie ta historia... Zabrałaś psa ileś km dalej, myślisz nad schroniskiem albo oddaniem jej komuś - rasowy, młody pies... Jak sobie wyobrażę, że mi po drodze z wakacji ginie gdzieś pies, a ktoś go zabiera po prostu do samochodu i w zasadzie chce oddać komuś przypadkowemu to słabo mi się robi... Przecież ci właściciele mogli jej cały dzień szukać i w końcu pojechać dokąd mieli dojechać. Nie lepiej było oddać ją do rejonowego schroniska w okolicy, żeby właściciel miał szansę ją znaleźć niż zabrać i dopiero pomyśleć?
Ja bym ją odwiozła do schroniska w rejonie skąd ją wzięłaś żeby dać właścicielom chociaż szansę - a jak została porzucona to i tak ktoś ją szybko z tego schroniska przygarnie.
Dzionka, ok, rozumiem. Kwestia jest taka, że pies się błąkał tam od kilku dni. (taką informację uzyskałam od razu w zajeździe). Poza tym kiedy widzisz psa, którego raz, drugi prawie potrąca samochód to co... Złapać i przywiązać sznurkiem do drzewa, żeby go rzeczywiście nie zbito? Jesteś w trasie, jest piątek wieczór, parking w środku lasu między małymi wioskami, cholera wie skąd wziąć jakieś służby... Zostawić i pojechać dalej?
Po dzisiejszej rozmowie dodatkowo wiemy, że nikt tam o nią przez te kilka dni jej pobytu i dzień dzisiejszy nie pytał...
Zostawiłam kontakt do siebie w zajeździe, chcę zadzwonić do gminy (lokalne odławianie psów), policji...
PS. Że młody to widzieliśmy na pierwszy rzut oka. Że rasowy lub "rasowy" to wychodzi dopiero dzisiaj.
PS 2. Troszkę odbiję piłeczkę - gdyby nasza jamNika zgubiła się gdzieś w drodze to po pierwsze długo bym jej szukała zanim bym odjechała (o ile bym odjechała bez niej w ogóle). Po drugie na pewno zostawiłabym namiary kontaktowe do siebie w kilku okolicznych sklepach, zajazdach, po domach, itd. Po trzecie wróciłabym w to miejsce szybciej niż w ciągu 5 dni. Po czwarte - byłabym wdzięczna każdemu kto by ją zabrał ze środka ruchliwej drogi zanim dostałaby w łepek zderzakiem.
PS 3. To, że teraz chcę jej znaleźć dobry dom to chyba nie jest takie złe?
Dzionka, ale przecież zabranie psa nie wyklucza zgłoszenia jego znalezienia w lokalnym schronisku. Po co tam koniecznie psa oddawać i fundować mu kolejną traumę, jak wystarczy przesłać im jego zdjęcia i zostawić namiar na siebie. W niczym to nie zmniejsza szans właściciela na znalezienie zwierzaka.
Gdyby mi zginął pies, to wolałabym żeby ktoś go zgarnął z drogi i zabrał do siebie, tak jak Ascaia. Pies jest u niej dopiero od piątku wieczorem. Nie codziennie znajduje się na ulicy zwierzaka i nie zawsze od razu człowiek wie co dalej robić.
Ascaia, gdybyś chciała ogłosić ją w internecie, to mi schronisko doradziło OLX. A od potencjalnego właściciela, to zawsze możesz zażądać dowodu własności/książeczki zdrowia, no i po reakcji psa będziesz widziała czy to faktycznie jego właściciel.
Nie piętnuje schroniska, bo w końcu i oni chcą dla psa dobrze - przeważnie - ale jakbym znalazła czworonoga to bym nie zawiozła. Obserwuję różne sytuację, bazując na popularnym FB i jestem zdania, iż ludzie najchętniej biorą zwierzaki od kogoś - być może ma to związek już z odpowiednią specjalizacją czy lepszym dostępem do informacji.
Znajoma bardzo chciała psa, pojechała do schroniska w godzinach jego otwarcia, a pracownicy nie chcieli ani jej wpuścić, ani pokazać czegokolwiek. Dla nich zwierzak to też zysk jakby nie patrząc.
Mam mieszane uczucia w związku z tym.
Teraz trzeba psa ogłosić, może porozwieszać plakaty i poinformować schroniska, że gdyby ktoś pytał to taki pupil się znalazł.
A ja ostatnio byłam z Nesca w zoologicznym, zaparkowalam nieco dalej kolo galerii handlowej i zauważyłam mała, zagubiona suczkę. Musze dodać że obok obwodnica, czyli bardzo ruchliwa droga a suczka 2x mało nie wpadła pod samochód. Możecie mnie krytykować, ale od razu wzięłam psa pod pache i latalam po galerii szukając właściciela. Potem poleciałam do zoologicznego żeby dać jej wody (była zaniedbana). Po chwili wróciłam z nią pod galerie i wówczas znalazł się "właściciel". Pijany, sam ledwo siebie ogarniajacy. Suczka nie wyglądała na zachwycona, owszem poznała go ale no nie było tego "czegoś" w jej reakcji a była przyjazna do ludzi. Tysiąc razy zastanawialam się "co by było gdyby trafiła do mnie" i po cichu żałuję, że tak się nie stało.
Ascaia na Twoim miejscu druknelabym tez kilka ogłoszeń i rozwiesila w miejscu znalezienia psa, może akurat. A jak nie to trudno. Uważam, że to właściciel powinien szukać psa. A telefon do lokalnego schroniska i info o zaginięciu to chyba pierwsza rzecz, jaką powinni zrobić.
Ascaia jest na fejsbuku grupa wsparcia dla malinosow moze tam ja jeszcze zglos, w dobie dzisiejszego Internetu to pewnie jakby mi zginął pies tej rasy to pierwsze co to bym wstukala na rejsie. Ja popytam znajomych jak by co, moze by takiego psa przygarnęli a jak będziesz miala jakas kiepska sytuacje z praca to sie odzywaj, jedno miasto a ja mam wakacje 😉
Wiecie co, ja jestem uczulona na takie sytuacje, bo moja sąsiadka z bloku jest święcie przekonana, że uratowała yorka przywiązanego kilka godzin pod sklepem i zabrała go po prostu do siebie. Potem okazało się, że właściciel zasłabł w sklepie, zawieźli go do szpitala i potem przez pół roku ogłaszał psa i szukał go rozpaczliwie, a ona już nie oddała. Bo uratowała.
Oczywiście nie jest twój przypadek Ascaia, mam tylko na myśli, że moim zdaniem warto zrobić wszytko, żeby pies trafił do ewentualnych obecnych właścicieli zanim się go ogłosi do adopcji czy odda do schroniska jako bezpańskiego.
Jak suka dzisiaj się ma? Co mówią o niej w hoteliku?
Ja bym zaczęła od Olx. Nie wiem gdzie ją znalazłaś, ale sprawdzałaś w zaginionych z tamtych okolic? Ja mojego owczarka odzyskałam równo miesiąc po zaginięciu, okazało się, że był 3 kilometry ode mnie...
Przeglądam internet pod kątem "zaginęła suka" "zaginął owczarek belgijski" - Osiek, Łoniów, Połaniec (już sporo kilometrów), na zaginionepsy.pl, na facebooku belgijskich, na lokalnych gminnych. Nic nie znalazłam. No i jak wspomniałam - w barze nikt nie pytał o nią przez ten czas.
Na stronach dzisiaj zamieszczę ogłoszenia jak odbiorę sucz i zrobię porządniejsze zdjęcie, bo mam tylko te, co wam pokazałam.
Dzwoniłam do hoteliku (tym bardziej, że w Lbn była burza ponoć) i dziewczynka ma się dobrze. No ale co innego mają powiedzieć.
Dzisiaj mam jeszcze lepiej działający mózg, bo wreszcie jestem wyspana. Więc już wiem, że jak wrócę do siebie to przecież dywany mogę zwinąć tymczasowo. Z kuchni i przedpokoju usunę wszystkie możliwe do zniszczenia rzeczy. Jutro zostawię ją samą na niecałą godzinkę na przestrzeni kuchnia, przedpokój, łazienka - i zobaczymy jak będzie. Z kierowniczką porozmawiam, że będę od wtorku chodzić "na raty" do pracy - u nas jeszcze przerwa między sezonami. Wstępnie zakładam, że daję ok. 10 dni na znalezienie się właściciela.
Poproszę o rady i o linki do dobrych stron z poradami w temacie nauczenia załatwiania potrzeb na spacerach. Przyznaję, że sikanie i kupkanie w domu przy obu poprzednich sukach nas szczęśliwie ominęło.
No to mi pozostaje życzyć Ci powodzenia, jakkolwiek to się potoczy, to mam nadzieję, że potoczy się jak najlepiej :kwiatek:
Pies w wieku około roku powinien już wytrzymywać "dorosły" rytm spacerów, prawda?
Ascaia, a juz sprawdzilas i faktycznie zalatwia sie w domu? Dobrze, ze masz duzo czasu teraz, pewnie szybko nauczysz. Moze jest taka fundacja jak moja goldenowa, ktora by wziela suke na siebie i poszukala jej tymczasu.
W nocy zaczęła się nudzić ok. godziny 3 - piski, poszczekiwanie, przynoszenie zabawki... no i nadgryziony dywan, co zobaczyłam rano. 😉
(...)
Niestety sika w domu. Pomimo wczorajszego długiego wieczorno-nocnego spaceru i dzisiaj z rana 1,5 godziny na dworze. Pół godziny po przyjściu sisiu na dywaniku w przedpokoju.
Nie wiem czy to fundacja, ale jest strona na facebooku. Skontaktuję się z nimi na pewno w sprawie jej znalezienia. A później może, w zależności od sytuacji, w sprawie szukania domu stałego.
a na spacerze sikała normalnie? może coś z pęcherzem. a może po prostu mieszkała na zewnątrz i nie wie że trzeba trzymać w domu 😉
z moimi psami nigdy treningu czystości nie przechodziłam, wszystkie psy które miałam jakoś naturalnie załapały, więc nie pomogę niestety.
No właśnie na dworze ani jednego siku nie było (mimo np. półtorej godziny na zewnątrz z rana po w staniu). Kupki z resztą też nie, ale pewnie z tego powodu, że nie miała czym.
edit.
Czekam na powrót do domu, więc znowu za dużo i na zapas myślę. 😉
Dziewczyny jak jest ze szczepieniami dorosłego psa? Wiadomo - wścieklizna, to trzeba załatwić jutro. Czy coś jeszcze jest konieczne? Za szczeniakowych czasów Perełki szczepiło się tylko dodatkowo nosówkę. Nikę wzięliśmy już po szczepieniach. Jestem trochę nie na bieżąco, a wiem, że czasem weci jak i lekarze ludzcy lubią ponaciągać sprawy, więc chciałabym poznać waszą opinię.
PS. Za to z tego czekania odbyłam już wizytę w lokalnym markecie - smycz rozciągana, grzebień, druga zabawka, małe smaczki na nagrody... Od rodziny dostałam starą dziecięcą kołderkę na posłanie... 😉
ontario2004 oswieć mnie proszę, jakimi kryteriami się kierujesz, że Twój wybór padł między sznaucera a BC?
Z którąkolwiek z tych ras masz kontakt, znasz je lepiej niż tylko z wikipedii? Jeśli wymogiem jest tylko to, co napisałaś, to możesz wziąć jakieś 200 innych ras. 🙂
Może kryterium jest też to, aby pies potrzebował dużo uwagi właściciela oraz robił "wrażenie", z mojego doświadczenia wynika, że w przypadku tych ras by się sprawdziło 😉
dreamer każdy pies potrzebuje uwagi właściciela...
Mnie dziwi tylko wybór między dwoma skrajnie różnymi rasami- dlatego zastanawiam się po prostu, jakie kryterium wyboru łączy te dwie rasy, poza posiadaniem rodowodu i wymaganiami takimi samymi, jak każdy inny pies 🙂
Nikomu nie bronię posiadania i sznaucera, i bordera, ale jestem ciekawa powodów, dzięki którym ktoś wybrał ze wszystkich istniejących ras psów akurat te dwie, które tak bardzo się od siebie różnią. 😉
Może, dlatego że komuś pies się wizualnie podoba, a ponadto ma cechy charakteru, które pasują takiej osobie.
Mam bulteriera i kundla, który jest mocno haszczakowy. Chciałabym mieć do tego zestawu whipeta, cattle doga, czesapika czy alano. Rozstrzał jest ogromny, a każdy z nich podoba mi się wizualnie i ma cechy, które są dla mnie bardzo ok. 😉
Ja tam nie wyobrażam sobie mieć dwóch psów o totalnie odmiennych charakterach (dajmy na to Fido o temperamencie BC i mopsa)- bo akurat nie mam tyle czasu, żeby z każdym wychodzić na osobny spacer, a przy mojej i Fidowej dawce spaceru mops (czy inna rasa) padłby na zawał.
Jeszcze BC i sznaucer temperamentem aż tak się nie różnią, ale faktycznie nie uwzględniłam tego, że nie każdy patrzy tak jak ja- na to, jak się z psem pracuje, a te dwie rasy to naprawdę różności w tej kwestii.
Ale zwracam honor, zapomniałam o czymś takim jak upodobanie eksterieru rasy. 😉
Zora90, opiekowałam się różnymi psami jako petsitter oraz na szkoleniach z posłuszeństwa i agility. I,chociaż każdy pies potrzebuje uwagi właściciela, to jednak są rasy bardziej wymagające pod tym względem od innych. Z moich obserwacji i doświadczenia wynika, że sznaucer olbrzymi oraz border collie znajdują się w grupie, której trzeba poświęcić więcej uwagi, głównie ze względu na ich specyficzny charakter. Poza tym zauważyłam, że na spacerach, czy szkoleniach w plenerze, robią na ludziach wrażenie - z przyczyn wizualnych 😉 Dlatego w ogóle się odezwałam w tym kontekście.
W każdym razie, ontario2004, życzę powodzenia w wyborze psa, bez względu na to jakimi kryteriami się kierujesz 🙂 Pamiętam jak szukałam rasy dla siebie, marzyłam o husky, a skończyłam z "rozsądku" z labradorem 🤣