System opieki zdrowotnej
Moja śp. Mama, gdy dostała silnego ataku padaczki i wezwano do niej pogotowie, normalnie dostała Relanium w zastrzyku... Nie wiem, jakie to ma odniesienie do rzeczywistości, ale może w sytuacji zagrożenia życia są inne procedury, jeśli chodzi o podawanie leków...
no tak. Nie mogła jechać do szpitala, bo ojciec chory. ale nie mogła nawet wstać otworzyć drzwi (mój M. walił 100 kilometrów o 1 w nocy, żeby to zrobić), więc powinno się chyba kwalifikować pod wewanie pogotowia? i jakby wezwała to faktycznie by popatrzyli i pojechali? nie mogliby podać przeciwbóla i czegoś na tą nogę/kręgosłup? tylko mogliby jakby z nimi pojechała?
Może można wezwać karetkę z lekarzem w środku? Sama nie wiem, a chciałabym. Może dziewczyny ratowniczki napiszą jak się pojawią. Mnie by interesowała nawet płatna pomoc w takim przypadku.
matka wezwała płatną. prywatną karetkę. 2 stówy za zastrzyk z ketonalu i nospę w tabletce. 2 godziny czekania. Jakby wiedziała, że tylko to jej dadzą to by nie wzywała.
matka wezwała płatną. prywatną karetkę. 2 stówy za zastrzyk z ketonalu i nospę w tabletce. 2 godziny czekania. Jakby wiedziała, że tylko to jej dadzą to by nie wzywała.
I był lekarz? Ciekawa jestem, czy w razie W taka prywatna może odwozić do szpitala czy trzeba wołać tą państwową.
To są bardzo ważne pytania bo w trudnej chwili traci się głowę. Czekam z wielką niecierpliwością na odpowiedzi. :kwiatek:
Pokemon - mój nawet przy antybiotyku nie dostawał, musiałam kupić ( początek lutego w tym roku )
Tania, prywatna też wozi do szpitala.
To czy lekarz jest w karetce zależy od wezwania i od tego, która karetka jest wolna. Patrząc na nasze karetki lokalne - wolałabym taką bez lekarza, bo mamy świetnych ratowników a doktor służy im tylko do zdawania pacjenta na sorze 😉
leki - ratownicy mogą podawać leki ze szczegółowej listy, każdy tą listę zna i stosuje. Przy lekarzu dają więcej ale bardziej kozackich. Z przeciwbólowych można podawać chyba tylko morfinę i ketonal, z czego często się rezygnuje i wiezie do szpitala bo - na ketonal sporo ludzi ma uczulenie i jak poda się to lipa, morfina działa depresyjnie na ośrodek oddechowy i w razie W lepiej niech ją podadzą na sorze. Jesli jest coś jeszcze to niech mnie RTK poprawi, bo ja już dawno nie jeżdżę.
Aha, co do leków z kieszeni - to jakieś nieporozumienie, domyślam się że to był Captopril, mega często stosowany stąd jego miejsce w kieszeni - żeby nie wywalać całego plecaka do góry nogami w poszukiwaniu blistra.
Gillian, co do leku z kieszeni właśnie chciałam to powiedzieć. Jak pracowałam na izbie przyjęć, często taki jeden doktor nosił Captopril w kieszeni (rano brał go z szafy i po dyżurze odkładał) i często go za to goniłyśmy, bo my musiałyśmy każdą tabletkę rozpisać w komputrze, a on je dawał kompletnie bez kontroli hehe
W temacie wątku, to dostałam się do kardiologa - mama mnie "wcisnęła" po znajomości. Pierdu pierdu - zlecił Holtera. W rejestracji poinformowali mnie, że na ten rok już nie rejestrują. Ja to olewam - zrobię prywatnie albo nie zrobię, w zależności od samopoczucia. A co ma zrobić ktoś, kto jest poważnie chory i nie ma kasy na prywatę - umrzeć? Państwowa służba zdrowia kompletnie już nie istnieje... Ja cały czas sobie wmawiam, że mi tak naprawdę nic nie jest, że mi się wszystko wydaje i na tym "jadę" całkiem dobrze 😉 Nie-refundowana, ale darmowa autopsychoterapia. A może powinnam napisać do NFZ wniosek o zwrot kosztów? 😁
często jest taka sytuacja - jedzie podstawa do nadciśnienia, dają Captopril i nie czekając jadą do szpitala. Około 20min drogi, RR na sorze 120/80, pacjent wypisany do domu zanim karetka zdąży odjechać. I po co tak ciągać człeka? mamy taką jedną "szpecjalystkę" co wozi wszystko trzeba czy nie trzeba. A koszty rosną :/
często jest taka sytuacja - jedzie podstawa do nadciśnienia, dają Captopril i nie czekając jadą do szpitala. Około 20min drogi, RR na sorze 120/80, pacjent wypisany do domu zanim karetka zdąży odjechać. I po co tak ciągać człeka? mamy taką jedną "szpecjalystkę" co wozi wszystko trzeba czy nie trzeba. A koszty rosną :/
a że zapytam - czyje koszty? Twoje osobiste Gilian..?
podatników, szpitala... więc i moje też poniekąd. I szczerze? żal mi babinki, która o 3 w nocy musi się dostać do domu po drugiej stronie miasta, w piżamie, bez pieniędzy i telefonu.
no nie wiem... są ludzie, którzy z natury czują się bezpieczniej w szpitalu jak coś sie dzieje niedobrego (ja do nich należę) i skoro nawet babinka ma skok cisnienia to niech jedzie na mój podatnikowy koszt do szpitala, nawet jak po Captoprilu jej ciśnienie spadło... pomonitorują troche na SORze, a nuż zapobiegną 1 sytuacji na milion, gdzie coś sie pokomplikuje... 🙄
Przeczytaj jeszcze raz co napisałam.
Zanim sekretarka założy kartę, to babinka jest wypisana do domu. Często karetka jeszcze jest na podjeździe. Jaki to ma sens?
Boszsz bo zaraz będzie afera. Inne zespoły robią tak - podają Capto, czekają czy spadnie RR. Jeśli spadło, zostawiają w domu z informacją dla rodzinnego o skoku ciśnienia i w razie złego samopoczucia ma zadzwonić ponownie. Jeśli nie spadło - zabierają. Jeśli spadło i babcia chce jechać do szpitala - to jedzie.
Gilian no ok, może u Was tak jest, ale parę razy na SORze leżałam i nie widziałam błyskawicznych przyjeć i wypisów zanim się ratownicy jeszcze zabrali... raczej takiego delikwenta tam trochę przetrzymają..
Pogotowie podaje leki. Ale duzo zalezy od tego, kto przyjedzie. Niektorzy lekarze i ratownicy maja filozofie, zeby wozic do szpitala wszystkich iprzekazywac odpowiedzialnosc dalej.
Ja jestem mloda, nie mialam jeszcze zadnej sprawy w sadzie i chce i sie pomagac. Bardzo czesto lecze w domu i nie zabieram do szpitala. Podstawowe leki, ktore mam do dyspozycji pozwalaja mi pomoc w walce z bolem. Nospa, ketonal, dexaven, buscolizyna czesto pomagaja bez koniecznosci podrozy do szpitala. Zostawiam z zaleceniem szybkiej kontroli u lekarza prowadzacego/poz.
Rzadko mi sie zdarza zostawic pacjenta w domu po podaniu morfiny. Raczej tego nie robie- jezeli bol jest tak silny ze mf trzeba podac, znaczt ze trzeba pacjenta zdiagnozowac w szpitalu.
Co do skokow cisnienia- jesli to nie jest kryza, ani skok do 200, to lecze z reguly w domu. Pacjenci znaja swoja chorobe, wolaja pogotowie, bo ich leki przestaly dzialac. My zadzialamy innym mechanizmem i cisnienie spada. Nie ma sensu wiezc do szpitala, tylko nalezy nastepnego dnia skonsultowac sie ze swoim lekarzem w sprawie zmiany dawek lekow 😉
Napisalam ogolnie, bo nie ma prostej recepty. Kazdy jest inny, ma inne obciazenia, bierze inne leki. Po to konczylismy studia zeby rozpoznac stsny zagrozenia zycia i w odpowiednie miejsca je wywozic. Jesli dodamy do tego troszke cierpliwosci do stardzych ludzi i serca do pracy, to wszyscy moga byc usatysfakcjonowani 😉
carmina, jak się leczy tego samego pacjenta 4 razy w tygodniu na to samo, to można pozwolić sobie na takie coś. Zwłaszcza jesli to RR nie przekracza 180/90. Wszystko powyżej zostaje i siedzi.
Dopiszę jeszcze trzy słowa, bo udało mi się w końcu zejść z dyżuru i otworzyć komputer z prawdziwą klawiaturą 🙂
Zabieranie pacjentów przez pogotowie do szpitala często jest robione na złość, po to żeby więcej nie wzywali. Jeździmy często do ludzi leczących się tylko pogotowiem, albo wzywających do pierdół, bo "płacę to mi się należy wizyta w domu". Nie leczymy w domu, wieziemy do szpitala, gdzie na izbach lekarze nie mają czasu zajmować się takimi przypadkami i taki delikwent kwitnie kilka, jak nie czasem kilkanaście godzin na izbie czekając na wyniki/wypis/ cokolwiek.
Jeżeli jadę do osoby uczciwej, to leczę w domu i często zostawiam z zaleceniem zgłoszenia się do swojego stałego lekarza w celu modyfikacji stałej farmakoterapii. Nie mam serca wywozić babci ze skokiem ciśnienia po to, żeby zrobili jej badania krwi i przetrzymali ją głodną, bez możliwości położenia się wiele godzin.
Zresztą tak, jak wcześniej pisałam, kluczem do dobrych relacji z pacjentami, lekarzami, innymi ludźmi w pracy jest otwarta rozmowa. Mówię pacjentowi, jak wygląda sprawa ze strony słuzby zdrowia, gdzie najlepiej byłoby żeby się udał i wtedy podejmujemy razem decyzję, on mówi, czego oczekuje, ja przedstawiam co mu mogę zaoferować.
Nie ma sensu drzeć kotów ze wszystkimi, bo człowiek ma zly humor, denerwuje się i szybciej się wypala. Przejęłam filozofię pracy od starszych kolegów, których uważam za absolutny wzór ratowników medycznych i też tak będę działać. Mam nadzieję, że mi wychodzi 😉
Zabieranie pacjentów przez pogotowie do szpitala często jest robione na złość, po to żeby więcej nie wzywali. Jeździmy często do ludzi leczących się tylko pogotowiem, albo wzywających do pierdół, bo "płacę to mi się należy wizyta w domu". Nie leczymy w domu, wieziemy do szpitala, gdzie na izbach lekarze nie mają czasu zajmować się takimi przypadkami i taki delikwent kwitnie kilka, jak nie czasem kilkanaście godzin na izbie czekając na wyniki/wypis/ cokolwiek.
szczerze mówiąc, bardzo mi się to nie podoba. Rozumiem, że ratownik może być zły, jasne. Ale... mszczenie się na pacjencie? Znęcanie nad nim? Rozumiem, że często jest tak, że karetki jeżdzą do wypadków i potrzeba ich pilnie... ale nie zawsze. I jeśli ten wstrętny ktos nie wezwie karetki to ratownicy... będą siedzieć z kawą. Więc ratownicy mszczą się na pacjentach za to, że nie mogą sobie posiedzieć?
Sądzę, że jakaś etyka zawodowa powinna obowiązywać. Nie jestem za wzywaniem karetki z byle powodu, ale jednak sądzę, że złośliwi ratownicy, którzy znęcają się nad pacjentami-klientami powinni zmienić zawód, bo to jakieś ... okrutne.
Jeśli jestem zatrudniona w jakiejś firmie, dostaję wypłatę za moją pracę, to nie mam prawa znęcać się nad klientami, bo nie mam ochoty ich obsługiwać. Nie rozumiem dlaczego takie zachowanie jest... dopuszczalne w firmie jaką jest służba zdrowia.
Wszyscy mamy zakodowaną jakąś służalczość, poddaństwo w stosunku do służby zdrowia. Chyba dlatego, że zbyt wiele jest tam samowolki jednostek ludzkich i większosć tego, czy dostaniemy ratunek/badania/leczenie zależy od ... humoru i podejścia lekarza/ratownika/pielęgniarki. A tak być nie powinno. W normalnej firmie obsługuje sie też chama, bo ten cham daje nam pieniądze na chleb. A ratownik czy lekarz... nie musi. Może go bez konsekwencji zgnoić, z przyzwoleniem dyrekcji i kolegów po fachu. Gdyby zachował się tak mój pracownik-zostałby zwolniony a o referencjach mógłby zapomnieć.
Isabelle, my nie pijemy kawy.
Wsiadam do karetki o 7, wysiadam o 19 na zmianę dyżuru. Robimy wyjazd za wyjazdem, nie ma szans zjechać na podstację. Pakujemy ze sobą kanapki i jeździmy po 12/24h bez przerwy. Czasem jedynym wytchnieniem jest możliwość umycia karetki z krwi po wypadkach, wtedy możemy wrócić na podstację, skorzystać z toalety i dają nam 15 minut przerwy...
Nie, to nie jest znęcanie się. To jest konsultacja z lekarzem. Uwierz mi, że pomimo mojej krótkiej kariery już nie raz musiałam jechać całe miasto na sygnale do ciężkich wypadków, bo ludzie z tamtego rejonu leczyli gorączkę 37stopni albo kaszel u 30latka.
Takie czasy, że ludzie wołają do wszystkiego, ostatnio jechałam do bolącego hemoroida... Dyspozytorzy nas wysyłają do wszystkiego, boją się cokolwiek odmówić.
A nasze pierdołowate wyjazdy, to nie są wyjazdy do zagubionych w zawiłym systemie. W większości to roszczeniowi ludzie "Płacę, wymagam, niech do mnie przyjadą, nie będę wychodzić z domu. Wypisz mi jeszcze recepte niedouczona dziewczynko".
Masz inne spojrzenie, bo nie widziałaś do czego jeździmy 😉 Też wcześniej mi się wydawało, że realia są inne, bo jestem wychowana w rodzinie, gdzie karetki nie wołało się nigdy, raczej leczyliśmy się prywatnie. Trudno było mi zrozumieć, dlaczego ludzie się tak zachowują...
rtk, bardzo podoba mi się twoje podejście do zawodu ratownika medycznego. Życzę ci satysfakcji z pracy i jak najmniej porażek.
to co napisała rtk,, przypomina mi zdarzenie z dziadkiem ( co prawda nie moim, tylko koleżanki, tyle że ja opiekuję się jej dziadkami, no niestety, teraz już tylko babcią) Otóż dziadek pewnego dnia, rano zasłabł, babcia wezwała pogotowie, jak przyjechali dziadek był już przytomny i nie bardzo chciał jechać, ale przekonano go że w szpitalu ustalą dlaczego doszło do omdlenia. Dziadek chorował na cukrzycę, babcia poinformowała o tym lekarza, który przyjechał, oraz o tym że jest na czczo. Zabrali go i.... posadzili w poczekalni, miał czekać aż go przyjmą, czekał tak kilka dobrych godzin, nikt się nim nie zainteresował, aż po prostu wstał i wrócił do domu. To była zima on był zabrany z domu w piżamie i sweterku i kapciach i tak jechał autobusem do domu. Babcia mało zawału nie dostała jak go zobaczyła. Zadzwoniła do szpitala, a oni nie połapali się że brak im pacjenta, a potem jeszcze mieli pretensje że dziadek sobie poszedł. Jak można przywiezionego karetką pacjenta ( starszego człowieka) zostawić w poczekalni i nie zająć się nim?
hahaha znowu argument z kawą, na to czekałam! 😅
Gillian, dziwi Cię to? Wszędzie pracują ludzie, a zapamiętuje się te niechlubne przypadki a nie miłą opiekę (umówmy się: normalną, taką jakiej każdy oczekuje).
Ja też po wielu różnych perypetiach z służbą zdrowia nie opowiadam nikomu, jak mi syrop wypisali tylko przytaczam te 3 niemiłe sytuacje, które mnie / moich bliskich spotkały.
nieee, mnie już raczej nic nie zdziwi!
mamy strasznie głupio urządzony SOR, wszystko porozrzucane i trzeba deptać kilometry przez poczekalnię - zabiegowy z salą reanimacyjną na jednym końcu, poczekalnia i nasze biurko z dokumentacją na drugim. Wczoraj mega durny dzień, dwie R-ki na raz i to bardzo poważne, więc trochę było chodzenia, a to z krwią, a to po druki dla lekarza na TK, a to po telefon do konsultanta, w tym czasie jednocześnie dwie reanimacje z czego jedna nieskuteczna, no nieważne. W każdym razie idę chyba po raz 10 i co słyszę od babć na poczekalni? "NIC nie robią tylko sobie spacerują!". Ja już się tylko uśmiecham, nic więcej. Jak to było z tym kwiatem lotosu?
Gillian ja byłam świadkiem sytuacji, kiedy pewna pani około 40tki była oburzona, że ,,wepchnął" się przed nią do pracowni nieprzytomny mężczyzna przywieziony w ciężkim stanie z wypadku. Sama prowadziłam ją na badanie i wiem, że nie czekała długo 😵
Ta, brat miał na SOR przypadek: facet przywozi kobietę ze złamaną ręką, zielona kartka (?)- niepilna sprawa. Tym bardziej, że sporo osób było przywiezionych karetką w stanie ciężkim i były to przypadki wymagające natychmiastowej pomocy. Przychodzi facet do ratowników i wyskakuje z tekstem: ,,JA jestem z Warszawy! NAS trzeba najpierw przyjąć!". Ratownik się wkurzył i powiedział: ,,A ja jestem z miejscowości X. Mają państwo kartkę zieloną i muszą państwo poczekać- mamy ofiary wypadku". No to się zaczęło, że jak to ratownik może mu tak odpowiedzieć, bo ON jest przecież z Warszawy i jest rehabilitantem, i wie wszystko najlepiej...
"Trzeba mi było przyjechać karetką to byłoby szybciej" - z ust młodej gówniary, której przypomniało się w sobotni wieczór że od trzech dni ją boli brzuch na widok wjeżdżającego ambulansu z gościem z wytrzewieniem i złamaniem otwartym (z którego lała się krew na podłogę). Zdecydowanie nic mnie nie zdziwi.
A co można powiedzieć kobiecie (planowe przyjęcie, nic się nie dzieje, czeka 10 min jako trzecia w kolejce) robiącej awanturę o to, że jestem sama, chodzę i chodzę, ciągle coś robię a ona czeka?? 😵 Argument, że jeden pacjent przyjechał na noszach w ciężkim stanie a drugi zasłabł i inni nimi się zajmują nie działa. "Pani ciągle pracuje, chodzi i chodzi a ja czekam. A inni pacjenci mnie nie obchodzą" Po chwili dołączyła się jeszcze jej rodzina i też po mnie jechała.
Mogłabym takich przykładów podawać Wam miliony. Wyzwiska, odgrażanie się TV, agresja.
Z moich ulubionych: rodzina(trójka młodych ludzi między 30 a 40) na grzeczną prośbę o dostarczenie płyty z KT pobiegła do dyrektora z awanturą, że szpital ma wysłać kuriera a nie ich posyłać. W ogóle najwięcej agresji i problemów wywołuje własnie prośba o dostarczenie płyt.
A wykonywanie spirometrii?? Trzeba mieć żelazne nerwy i bardzo grubą skórę.
Drugi raz bym tego zawodu nie wybrała. W żadnym razie.
Ja mam twardą skòrę i nie reaguję na agresywne zaczepki. Chyba że zaczną się wyzwiska, albo pacjent/ inni zaczynają mnie atakować, wtedy wołam policję. Ale w terenie jest inaczej. Na sorach i oddziałach dziewczyny mają gorzej...