Znowu odkopuję, bo cieszę się jak durna, chociaż raczej nie powinnam. No, ale jak się nnie cieszyć, kiedy koń tak szybko dochodzi do zdrowia?
Wczorajsze popołudnie, zaglinkowałam koniuniunię i poszłam odstawić wiadro z glinką. Ja wiem... kilka metrów od boksu. Drzwi otwarte, bo koń przecież grzecznie stoi zawsze. Słyszę tupnięcie, odwracam się, no stoi - wyżera sianko na brzegu boksu. Wyszłam przed stajnię opłukać rękę. Nie było mnie pewnie z 15 sekund. Wróciłam i zastałam konia na środku stajni. Przeszczęśliwa była, że taaaaki spacer sobie zrobiła. Dalej się nie wybierała, chyba chodziło tylko o to, żeby sobie wyjść z własnych 4 ścian. Na komendę zawróciła i poszła do siebie. Jakby się dobrze przyjrzeć, to można by pewnie zauważyć uśmiech na pysku 😉
NIE KULEJE ani ciut ciut! Byle tylko nie przeszarżowała. Cóż... czas nauczyć się zamykać boks za tyłkiem (w jej przypadku nigdy tego nie robiłam, bo to typ, który nie proszony nie wychodził - NIGDY).
Jak się miewają Wasi emeryci? 🙂