Kto/co mnie wkurza na co dzień?

Chyba każdy wpasowuje się w taki model rodziny jaki mu najbardziej odpowiada
Właśnie chyba nie do końca tak to działa patrząc po tym ile jest komentarzy w mediach społecznościowych własnie narzekających na mężczyzn którzy nic nie robią. No ale to tak jak powiedziałam - moim zdaniem to w dużej mierze efekt wyborów i postawy samych kobiet (często nieświadoma, tak, ale jednak). I nikt nie mówi że musi być "tradycyjnie". Jeśli układ jest taki, że facet zostaje z dzieckiem w domu a kobieta pracuje i przynosi pieniądze i obojgu jest z tym dobrze to super. Jeśi jedna strona robi dużo więcej a druga nie ale nadal obojgu to pasuje - też super. Mnie osobiście przerażają wpisy takie jak ten przytoczony na poprzedniej stronie. Że "mąż się nie zgodzi".

A co do macierzyństwa, kare_szczescie, przytulam mocno. Nie ma co patrzeć w internety na te wspaniale zorganizowane jednostki. Jest ciężko i w moim odczuciu w ogóle, jest taki trójkąt relacji: ja-dziecko, ja-partner, ja-ja. I przez kilka pierwszych lat można albo dbać o wszystkie trzy po trochu (czyli o żadną dobrze i w każdej mieć wyrzuty sumienia) albo świadomie wybrać tylko dwa i sobie odpuścić. I wtedy się da. I w moim odczuciu to są te dwie pierwsze relacje. I nie mówię tu o tym, że trzeba siebie zostawić całkowicie i się poświęcić dziecku i partnerowi. Ale myślę, że warto sobie w głowie dać przyzwolenie na odpuszczenie realizowania siebie w 100%, z taką myślą, że jeszcze przyjdzie na to czas. I podkreślę jeszcze raz - to nie jest rezygnacja z siebie. Trzeba o siebie dbać. Chodzi mi o ciężar zaangażowania.
Może powinnam sprostować - miałam na myśli, że wiążemy się z partnerem w dłuższą relację ( wspólne mieszkanie itd ) z którym nam odpowiada. A przecież nie chodzi jedynie o wygląd, zapach czy co tam dla kogo jest ważna ale również ( przede wszystkim ) zachowania w życiu codziennym. Ok ja mojego ciągle muszę upominać o wytarcie blatu w kuchni gdy z niego korzysta czy wstawienie brudnych naczyń do zmywarki ale to takie pierdoły przez które się z nim przecież nie rozstanę. Nie potrafi też składać ciuchów i wkurza mnie to co sie dzieje w jego szafce więc każdy ma swoją i robi w niej co chce a że ja układem koszulki kolorystycznie to już przegięcie w drugą stronę 😅
Dobieramy partnerów wobec swoich preferencji i budujemy rodzinę tak samo. Albo powielamy schematy wyniesione z domu albo się temu sprzeciwiamy. Oczywiście to moje obserwacje i przemyślenia. Nie podaje tego jako przepis na życie. Jeśli chcemy być przysłowiową kurą domową to będziemy się rozglądać za facetem który nie oczekuje od kobiety, że będzie robić kariery itd.
Tak to widzę.
To tak teoretycznie powinno działać ale jak się spojrzy na ludzi dookoła to właśnie mam wrażenie że wcale tak nie działa. Ludzie wiążą się ze sobą z różnych powodów. Często jest to pociąg fizyczny i wielkie zakochanie na początku które zaślepia wiele rzeczy. I tak z rozpędu zamieszkujemy razem, zakładamy rodziny i kiedy się okazuje że przymykaliśmy oko na tyle rzeczy że już się wylewa albo liczyliśmy na to że ktoś się zmieni kiedy cośtam (kiedy zamieszkamy razem, kiedy pojawi się dziecko, kiedy będzie lepsza sytuacja finansowa, kiedy, kiedy, kiedy). Potem mija już tyle czasu, jest tyle wspólnych zobowiązań że ciężko się wyplątać i tak się wegetuje. Ja np. założyłam rodzinę z człowiekiem którego w zasadzie nigdy nie lubiłam ale bardzo podziwiałam i podobał mi się. Był takim mądrym mężczyzną, autorytetem, chciałam być taka jak on i myślałam że mnie palec boży dotknął że ktoś taki chce ze mną być. Ale zrozumiałam to dopiero po latach. Na początku wszystkie problemy potrafiłam sobie wytłumaczyć i miałam wizję która odbiegała od realności niestety.
O, a zaręczona wcześniej byłam z gościem który mi się w ogóle fizynie nie podobał ale tak jakoś wyszło. Też mocno toksyczny związek. Po roku się oświadczył, no to przyjęłam oświadczyny, no bo co. Nie przyjmę? Przecież już 26 lat na karku to by wypadało o jakiejś rodzinie pomyśleć. A ja tak chciałam być żoną.
No i wiele osób nie jest świadomych tego że powiela jakieś schematy. Albo w drugą stronę - żyje w niefajnym związku bo przecież tak wygląda życie (vide moja mama, która z przymrużeniem oka patrzy na mój obecny związek i niby się cieszy że jestem szczęśliwa ale autentycznie rzuciła mi kiedyś, że a tam, zobaczę, to początek potem już nie będzie tak fajnie). No i jeśli z takiego założenia wchodzimy w dorosłość, że dorosłość jest do dupy, że polega na tym że trzeba się męczyć i nie ma lekko to tak też kończymy.

I żeby nie było, ja nie mówie że moje jest mojsze i nie miej poczucia, Saklawia, że uważam że nie masz racji 🙂 Każdy ma swoją, a to fajna dyskusja jest 🙂
Saklawia, - zgadzam się 🙂 Choć wyjście ze schematu bywa trudne.
Osobiście miałam bardzo duży kryzys tożsamości przez to kim się czułam i czego chciałam vs co było mi mówione całe życie. Czasem do dziś mam te takie "trujące" i natrętne myśli w głowie.
No i trzeba się liczyć z pozycją czarnej owcy w rodzinie 😜 na szczęście zawsze lubiłam czarny.

kare_szczescie, - ponoć rozczarowanie rodzicielstwem to takie ostatnie tabu obecnych czasów. Nie wypada mówić o tym, że to życie się zmienienia, w niektórych aspektach na gorsze. Zaraz są głupie zarzuty, że ale jak to tak, nie kochasz dziecka?! No cóż, można je kochać, nawet bardzo, ale tęsknić za poprzednim życiem, czy być przytłoczonym wszystkim co wiąże się z rodzicielstwem. Szczególnie dla kobiet to trudne, bo choćbyś zrobiła salto z lądowaniem na rzęsach to zawsze będziesz coś robić źle w czyjejś opinii.
Jeśli cieszy Cię ten uśmiech bąbelka to super 🙂 Z tego co widzę po sobie i swoich znajomych to najlepsze relacje z rodzicami mają Ci, którzy faktycznie byli chciani jako dzieci. Nie tam, gdzie dziecko było check-boxem czy "no się wpadło to się wychowa". Szczerze im zazdroszczę.
Obecnie też presja mediów jest okropna. Musisz kochać dziecko i zapewniać mu milion rozwojowych rzeczy, ale nie możesz kochać za bardzo, bo jesteś madką. Masz pracować, ale nie za dużo, bo będziesz karierowiczką niedbającą o dziecko, ani nie za mało, bo będziesz madką zrzucającą robotę na innych. Do tego wiadomo, do figury sprzed ciąży trzeba wrócić w miesiąc. Tylko nie pokazuj za dużo, że ćwiczysz, bo pewnie zaniedbujesz dziecko i myślisz tylko o sobie. Ociuleć można 😅 I największy mit, że każdy z nas ma tą samą dobę i możliwości - tyle, że to nie prawda. Dzieci są różne, nawet tych samych rodziców. Pamiętam jak koleżanka w poprzedniej pracy urodziła drugie i mówiła, że masakra - jej pierwsze było takie, że ledwo czuła, że ma dziecko, a drugie "nieodkładalne". Różnie się znosi ciążę, poród i potem różnie dochodzi do siebie. Mamy różne prace, kariery i tryb życia.

Co do obiecanek pomocy - I feel you, jak miałam robić prawko to się wujkowie z ojcem prześcigali jak to mi pomogą. I wiesz co? Jedyną osobą, która faktycznie wsadziła mnie w auto, potłumaczyła i pojeździła po placu był mój znajomy. I to jeszcze nie taki z gatunku bardzo bliskich. Absolutnie nikt z zarzekających się o pomocy nie kiwnął palcem i nie poświęcił choćby 5 minut.
Może zupełnie inna skala problemu, ale ten sam rodzaj rozczarowania.
donkeyboy   dzień jak codzień, dzień po dniu, wciąż się dzieje życia cud
24 marca 2025 16:04
Saklawia, problem jest w tym że ludzie nie zawsze ze sobą gadają, nie zawsze omawiają tematy które trzeba omówić zanim się zwiąże na stałe i podejmie decyzje. Czasami wypada tak bo rodzina nalega w jeden czy inny sposób. Czasami człowiek nie wie czego chce. Czasami człowiek nie ma szansy poznać czego chce. Czasem jej sobie nie da. Czasami człowiek się chce wycofać i nie może - bo "jak to rozwód". Znam takie przypadki. Że nie wspomnę że przecież nie tak dawno mieszkanie ze sobą przed ślubem to czyn karygodny. A moim zdaniem NIEZBĘDNY żeby zobaczyć z kim się chce mieszkać.

Nie każdy ma charakter żeby się przeciwstawić. Przecież wychowujemy dziewczynki na "grzeczne". Nie każdemu trafi się tak słaba sytuacja że będzie chciał się jej przeciwstawić. Ja się urodziłam wyszczekana, najmłodsza. W rodzinie która wyszła z pracy na roli do pracy w mieście. Ojciec poszedł na etat, a od brata wymagano tylko piątek w szkole. W przeciwieństwie do kuzynów, on nie miał pola do orania z ojcem więc po szkole niczym się nie musiał interesować o ile oceny się zgadzały. Moja mama również poszła na etat i też pracowała w domu - więc ode mnie się również wymagało i piątek i sprzątania/gotowania/wstaw dowolne, tak jak od kuzynek. Mialam dobre oceny bez wielkiego starania się (brat zresztą też). Ale uważałam że jest to niesprawiedliwe że brat po szkole może grać na konsoli a ja mam go prosić żeby podniósł jaśnie pan giry bo odkurzam. Było to dla mnie żenujące. I mysle że gdybym miała siostrę do biadolenia nawzajem albo byłabym starsza od brata to by mi nie przeszkadzało aż tak. A z tym poczuciem niesprawiedliwości byłam sama, i też zostałam czarną owcą bo się nie zachowuje jak inne dziewczyny w rodzinie. Ba, byłam nawet bezczelem, np. poprosiłam brata żeby przyniosl pyry z piwnicy, ten wolał oglądać TV, pogrozilam wszystkim paluszkiem że jak tak to obiadu nie będzie. Wszyscy olali. No to zrobiłam obiad dla siebie. Jazgot i oburzenie pamiętam do dziś, ale byłam z siebie dumna 110% i nie żałuję niczego XDDDDD

Swoją drogą, żeby nie było że mój ojciec też siedział w kapciach. Mój ojciec umie bardzo dużo i robił koło domu dużo (na zewnątrz , remonty etc.) ale jakoś rzadko kiedy brat mu w tym pomagał (albo był zmuszany). Szczerze mówiąc to ja się rwalam do tego bardziej bo wolałam to od prac domowych. Także nie wiem jaki zamysł wychowawczy tu się zadział, może chodziło o to że brat się wyedukuje i nie potrzebuje umiec w remonty/auto. Zapytam przy następnej okazji xD
Saklawia fajnie i miło by było, gdyby każdy człowiek wiązał się dokładnie z takim partnerem, jaki mu faktycznie odpowiada. To jednak nie zawsze tak wygląda. Poza tym co napisały już dziewczyny, to według mnie, duże znaczenie ma w tym wiek, w którym wiążemy się z daną osobą i nasze doświadczenia. Bo żeby dobrze wybrać i związać się z partnerem, który nam rzeczywiście odpowiada, to najpierw musimy wiedzieć czego chcemy, co jesteśmy w stanie zaakceptować, a czego absolutnie nie zniesiemy. Czyli, coś o życiu już musimy wiedzieć.
Ja poznałam pierwszego męża w wieku lat 19. Szczerze? Nic o życiu nie wiedziałam. Bardzo chciałam mieć wspólny dom, mieszkać razem i być żoną. Z biegiem lat jednak się okazało, że nie jest mi wcale tak fajnie, kiedy jestem nie doceniana, poniżana, na każdym kroku czuję się gorsza i nie mogę być tak naprawdę sobą przy człowieku, który powinien być mi najbliższy. Cokolwiek robię, robię źle i muszę uważać, jak żartuję żeby nie zostało to odebrane źle. 13 lat potrzebowałam żeby zrozumieć, że to tak jednak nie powinno wyglądać, że może być inaczej, można się nawzajem szanować i wspólnie dbać o dom.
Dzięki temu dowiedziałam się, czego nie jestem w stanie zaakceptować i jakiego partnera chciała bym na męża, ale no, trochę tego czasu straciłam. Gdybym to wiedziała wcześniej, zaoszczędziła bym sobie pewnie cierpień.
.
Cieszmy się z psychoterapii, wegetarian i mniejszego ilościowo, a zdrowego potomstwa. To sa oznaki dobrobytu, wbrew pozorom...


Sankaritarina, dla mnie to jednak w szerszej perspektywie pokolen oznaki biedy.

Jeśli ktoś wywnętrza się wyborczej, że zrobił skrobankę, bo nie miał dodatkwego pokoju na dizecko... to to jest wybór z biedy a nie z potrzeby rozwoju. Znak czasu. Promowanie strasznych wybrów przez celebrytów bo z biedy się nie miało wyboru. ale nazywjmy to wolnym wyborem. Bo z bieda nie wiemy jak walczyć, a dzieci można usunać i ich nie mieć.

Tu w tej dyskusji dużo przykłądów sytuacji negatywnych takiego podziału ról... ale nikt nie pamięta o jednym: jak chłop taki zły to po cholere z nim jest/ po co się hajtała?
To ma ten wybór- nie towrzyć związku z takim- czy jednak tak naprawdę nie ma wyboru?
donkeyboy   dzień jak codzień, dzień po dniu, wciąż się dzieje życia cud
25 marca 2025 13:26
jak chłop taki zły to po cholere z nim jest/ po co się hajtała?
To ma ten wybór- nie towrzyć związku z takim- czy jednak tak naprawdę nie ma wyboru?


kotbury, no właśnie czasem nie ma. Teraz może jest bo mamy większą mobilność i nie musisz wybierać maks z zasięgu gminy. Facet który się nie ożenił jakoś przeżyje. Natomiast na kobietę spada wielka hańba bo stara panna. W przeszłości miało to sens bo ogólnie kiedy rodziła się dziewczynka to oznaczało że trzeba będzie coś "dać" żeby ją wydać komuś. Stara panna to gęba do wykarmienia. A szydzenie z niezamężnych kobiet jest popularne - mojej mamie robiono przytyki bo wyszła za mąż w (olaboga) wieku 25 lat, czyli na jej czasy i mentalność reszty wsi - staro.

Wybór też taki se. Moja ciotka nigdy nie wyszła za mąż, chociaż jest legenda że dziadka pytał o rękę cioci jakiś koleś. Ciotka odmówiła, bo był to znany we wsi pijak. Przytyki na ten temat (nie odmowy, a nie wyjścia za mąż) słyszała wiele wiele wiele lat później.

A już nie wspomnę o współczesnych przykładach, mojego pokolenia w mojej rodzinie gdzie zdarzyły się akcje "najpierw dziecko, potem ślub". Presja na szybki ślub była mocna, w zasadzie tylko jedna sytuacja się nim nie zakończyła (i patrząc po tym co dalej było, dobrze kuzynka zrobiła ze się postawiła).

Że już nie wspomnę że czasami człowiek jest zaślepiony, albo nie wie lepiej, albo miał źle wzorce z domu lub jego brak (jak powinno wyglądać małżeństwo). Często np. ofiary przemocy domowej nie zdają sobie sprawy jak chora jest sytuacja w której są. Ale też rodzina też czasem jest niezła - np. mojej koleżanki matka uważa że jak chłop nie bije to super, a jak bije to nie ma mowy o rozwodzie! Dopiero zmieniła zdanie jak w rodzinie blisko się akcja zadziała i nagle zmieniła zdanie że może jednak nie.

Także tego, bywa i tak 😉
jak chłop taki zły to po cholere z nim jest/ po co się hajtała?
To ma ten wybór- nie towrzyć związku z takim- czy jednak tak naprawdę nie ma wyboru?


Ja już to poruszałam wcześniej. I niesamowite dla mnie jest że nadal dla ludzi to się wydaje takie proste.
donkeyboy, no ale jakto. Teraz przecież włąsnie jest ta "niby wlnosć" i nie ma już starych panien, są singielki🙂

Warto sięgnać do kultury w PL sprzed pierwszej wojny światowej (zanim nam zaorano kulturę ziemiańską). Myślę, że dużo słego zrobiła książka Chłopki. Bo zafiksowana jest tylko na jednym okresie i na jednej perspektywie.

praca kobiet wdomu wnosiła spooro pieniędzy do budżetu. Szycie, haftowanie, wykonywanie małego rzemisoła- tym się zajmowały kobiety. I te pieniądze nie szły całe dla rodziny. Miały swoją część ze sprzedaży swoich wytworów. Swoj posag "spłacały" właśnie pracą i zarobkiem z nij. To dlatego w domach ziemiańskich wcale się panien nie wydawalo z amaż tak szybko. Dokładnie koło 25go roku zycia. Rody królewskie i książęce trochę innymi kategoriami żyły. To po to min. kobiety miały mamki do dzieci- czyli inne kobiety, które karmiły ich dizcko swoją piersią, żeby szybko wracała płodność i żeby rodzić kolejnych królów, książęta.
Więc ten "tradycyjny" podział, zanim nas zajechano i zaorano i dobito industralizacją (wszyscy wiedzą, co to jets Glory Hole... ale mało kto wie, że taka sama dziura była w fabryce do wystawiania cycka żby dzieci karmić) nie był wcale taki na wskroś zły, jak się go dziś rpzedstawia, jako kontrę do dobrobytu, który tak naprawdę wprowadził komunimz i hasła "kobiety na traktory".

Ja po prostu nie uważam, że pracując w biurze kobiety wygrywają wolność i niezależność.
Imho wiekszość wygrywa:
- samotność
- pracę ponad swoje siły
- szybszą menopauzę
- brak kontaktu z własnymi dziećmi
-brak takiej ilości dzieci, gdzie potem opieka nad starymi rodzicami mogła się bezpoleśnie rozłożyć na całe rodzeństwo.


donkeyboy   dzień jak codzień, dzień po dniu, wciąż się dzieje życia cud
25 marca 2025 14:06
kotbury, owszem jest, ale też tak jak mówisz u nas arystokrację zajechano i czy chcemy czy nie, dużo społeczeństwa z tych "chłopek" pochodzi. Ja tu nie bazuje tylko na książce ale na wypowiedziach starszych osób z rodziny. Nie mamy już podziałów tak jak kiedyś ale warto zauważyć, że przywary czy mentalność jako taka nie będzie z człowieka wykurzona tylko dlatego że podniósł się status materialny czy miejsce zamieszkania.

To ja, jako "bezdzietna karierowiczka" ci odpowiem:
- nie cierpię na samotność, mam męża, mam znajomych i znajome, mam rodzinę
- kocham moją pracę i nie wyobrażam sobie jej nie wykonywać
- o menopauzie się dowiem 😉
- nie mam dzieci i mnie temat w ogóle nie grzeje, nie chce mi się ich mieć, uważam że zniszczylyby złoty środek jaki mam w tym momencie i w którym czuje się szczęśliwa
- są domy opieki, są różne aranżacje. Jesteśmy już hen za daleko gdzie jesteśmy w dzisiejszych czasach żeby to działało. Też jestem zdania że rodzic nie powinien traktować dziecka jako opiekuna. Niektórzy rodzice czasami nie zasługują też na poświęcenie swoich dzieci. To jest trudny temat i nikt nie powinien czuć się przymuszony. A zazwyczaj taka opieka spada na kobiety.

Więc nie wiem co tu do wygrania - ja tam bym wolała żeby moje (nieistniejące dziecko) nie musiało się poświęcać dla mnie. To ja jestem odpowiedzialna za swój byt.
To ja jestem odpowiedzialna za swój byt.
Zbieram się jakiś czas do napisania, tylko nie wiem jak to ubrać w słowa. To zdanie to dobry początek.
Otóż nie. Popatrzcie na to inaczej, jesteśmy zwierzętami stadnymi, i przez setki tysięcy lat to stada dawało możliwość przetrwania gatunku. Zobaczcie ile z tych negatywnie postrzeganych dzisiaj zachowań wynika z naszych biologicznych uwarunkowań. Nawet to szukanie chłopa byle jaki byle był. Presja społeczna na jednostki odbiegające od przyjętej normy (choć normy się zmieniają). Ile z tych spraw wynika z wyłażącego z pod kagańca kultury zwierzęcia wakczącego o utrzymanie gatunku kosztem jednostki,
Oczywiście staramy się kontrolować nasze popędy, ale jak nam to idzie dobrze widać w spanikowanym tłumie czy na wojnie.

ps. Nie mam pojęcia o psychologii, tak sobie czasem z boku na to patrzę
madmaddie   Życie to jednak strata jest
25 marca 2025 16:35
Jak mam taki super dzień, wolny, albo kończę pracę, zamykam kompa, mam czas dla siebie, psów, dom posprzatam albo nie, i sobie tak mysle, że miałabym dziecko to mnie wzdryga. 😂 może jesteśmy takim pokoleniem, że widzieliśmy naszych rodziców ciągle umęczonych i my nie chcemy tacy być. Jakiś taki komentarz widziałam w sieci 😉
ogurek, dodatkowo nigdy w historii gatunku nie byliśmy tak odzieleni od siebie nawzjem- nie oddawalismy dzieci w takiej skali innym na wychowanie (szkoła, zajęcia non stop poza domem i my poza domem) i nie pozostawialiśmy starszych na samo umieraine (szpitale, domy opieki, hospicja, wyprowadzanie się z domu szybko).
donkeyboy   dzień jak codzień, dzień po dniu, wciąż się dzieje życia cud
25 marca 2025 17:39
kotbury, nigdy też w historii gatunku nie żyliśmy tak długo jak żyjemy i nie wysyłaliśmy dzieci do roboty tak późno, społeczeństwo teraz jest bardziej wyedukowane i nie jest to wyłącznie domeną wyższej warstwy - także coś za coś. Mówię o zwykłych ludziach a nie posiadaczach majątków wszelkiego typu. Chociaż i tak nadal spora liczba osób będzie robić na "pana" ale w innej formie w dzisiejszych czasach.

Ewolucja ma to do siebie że nie jest stała. Za 20 lat będzie jeszcze inaczej niż teraz bo się nauczymy że to co jest teraz nie jest do końca dobre.

Przecież jak komuś się podoba to co było kiedyś to przecież można spróbować dołączyć do np. Amiszów i tym podobnych. Na pewno są tacy ludzie w Europie też, chociaż może nie aż tak "kultowo znani".

ogurek, po staremu to osoba bez dzieci i bez rodziny, szukała sobie miejsca na ziemi i przecież nie za darmo. Nie każdy miał (i nawet dawno temu) dzieci, niektórzy rodzice przeżyli swoje dzieci, niektórzy byli sierotami etc. i jakoś musieli sobie radzić. Bo kto byłby odpowiedzialny za ich byt?

madmaddie też się z tym zgadzam. Poza tym w niektórych rodzinach obecność rodziców/rodzica w domu wcale nie oznacza że aktywnie kształcą dziecko. Uważam wręcz że obecne pokolenie stara się właśnie robić to jak najlepiej - kiedyś dziecko to było po prostu checkbox, a jeszcze dawniej to po prostu rezultat instynktu
kotbury, imho patrzysz z bardzo uprzywilejowanej pozycji. Znam rodziny, gdzie tylko jedno z rodziców pracuje, żyją dobrze, dorosłe dzieci mieszkają w osobnym mieszkaniu ale na wspolnej posiadlosci co rodzice. Sporo znajomych hodowcow w DE (dawne Niemcy zachodnie wyłącznie) tak ma, podobnie znam takie konfiguracje z UK. Z Polski nie. 30 lat III RP to za mało, żeby ugruntowac wielopokoleniowe rodzinne majątki, a te które były kiedyś rozpizdzila komuna. Ludzie pracują na półtorej albo dwa etaty, wyjeżdżają za praca x set albo tysięcy km od domu rodzinnego. Takiego scenariusza o jakim piszesz w klasie sredniej w PL to myślę, ze ani Ty ani ja nie dożyjemy na szeroką skale. Piramida potrzeb sie kłania, zapewnienie podstaw bytu i bezpieczeństwa finansowego jest przed kreatywnymu zajęciami z dziećmi.
kotbury, jakieś statystyki na temat tego rozdzielenia od dzieci masz? Bo ja doczytałam się, że procent aktywnego przebywania z dzieckiem kobiet pracujących jest większy teraz niż dziesiąt lat temu kobiet niepracujących. Tak samo wyglądały wyniki mężczyzn ale nie mam pod ręką tego badania. Mogę poszukać.
A i żłobki tygodniowe to też nie dotyczą aktualnych czasów, a były wcześniej takie instytucje.
Żyjemy w czasach… dobrobytu i chyba trudna nam zrezygnować z własnego ja. Dla mnie super ciekawym doświadczeniem przeprowadzonym na szczurach jest „wszechświat 25”. Daje do myślenia.
Wiecie, bycie singlem albo bezdzietnym człowiekiem albo nawet rodzicem jednego dziecka jest wbrew istnieniu naszego gatunku. Żeby była jasna sprawa. Nie oceniam waszych wyborów. Sama na drugie dziecko raczej się nie zdecyduje, właśnie z ogólnie rozumianej własnej wygody.

Sankaritarina, dla mnie to jednak w szerszej perspektywie pokolen oznaki biedy.

Jeśli ktoś wywnętrza się wyborczej, że zrobił skrobankę, bo nie miał dodatkwego pokoju na dizecko... to to jest wybór z biedy a nie z potrzeby rozwoju. Znak czasu. Promowanie strasznych wybrów przez celebrytów bo z biedy się nie miało wyboru. ale nazywjmy to wolnym wyborem. Bo z bieda nie wiemy jak walczyć, a dzieci można usunać i ich nie mieć.

(...)

kotbury, Nie wierzę w artykuły na wyborczej etc, itp. Natomiast wierzę w teorię przejścia demograficznego i w to, że wraz z poprawą warunków ekonomicznych rodzice decydują się na mniejszą ilość dzieci, ale "lepszych jakościowo" + częściej decydują się inwestować w ich rozwój, jak już się na te dzieci decydują. Przemyślana decyzja, a nie bezsensowne produkowanie, a potem "cholera, nie ma co do garnka włożyć, szkołę kończy jeden z rodziny"...

Produkowanie dzieci na wsiach i w biedocie, to połączenie konieczności, religii, braku antykoncepcji, może i braku edukacji, zapewnienie sobie "siły roboczej" na gospodarstwie... to się dzieje wszem i wobec w każdym kraju (no, z różnym nasileniem). Ale jakie jakościowo są te dzieci? Czy każde jest wykarmione, odżywione i ma zapewniony jakikolwiek rozwój? No, pytanie....
kotbury , ja mam wrażenie, że próbujesz udowodnić, że kiedyś to były czasy, a teraz nie ma czasów. Dajesz przykłady rodzin wielodzietnych, na wsiach, gdzie zarówno rodzice, jak i dzieci zapierdzielały od rana do wieczora jak dzikie woły, ale z twoich opisów to wygląda jakby to było niesamowicie szczęśliwie życie w krainie mlekiem i miodem płynącej. No nie wiem, to czemu jakoś większość z tych dzieci, jak tylko miała możliwość, z tej wsi i gospodarstwa uciekła? I czy to tak faktycznie bywało, że Ci rodzice z tymi dziećmi bywali więcej niż obecnie? Bo tak na moje, to jak te dzieci na równi z rodzicami pracowały, to tak trochę to dzieciństwo miały zabrane nieco wcześniej. I nikt im wyboru nie dawał.
Jak kiedyś kobiety siedziały w domu, nie pracowały, to też nie był ich wybór, tak po prostu było i żadna nie śmiała raczej się wyłamywać. A czy to było to czego chciały? Czy to był ich wybór czy przymus takich czasów? Czy wtedy nie czuły się samotne? Tego nie wiemy. Z jakiegoś powodu jednak czasy się zmieniły i kobiety poszły na studia i do pracy. W dużej mierze, bo chciały.

Ja jednak cenię sobie ten wybór, że mogłam iść na studia, mogę iść do pracy do biura, mieć jakąś tam niezależność finansową (mniejszą, bądź większą), i czuć ten komfort, że nie jestem od kogoś zależna.
Ja z klasycznej klasy średniej vs mój partner z typowej gospodarki podlaskiej. Zgadnijcie kto był zaskoczony że rodzina ze sobą rozmawia, spędza czas, lubi się i je razem posiłki 😉
Tak to tu tylko zostawię:

https://www.instagram.com/reel/DHsp7f7I9bi/?igsh=NzBtcGt4bWJyMWMx

Ja się na żywo naogladalam za dużo przemocy w różnych formach i 💩 w złotym papierku, żeby nie dbać o swoją niezależność.

Widziałam swoją prababcię, która wiele rzeczy potrafiła i lubiła, ale nie robiła, bo "damie nie wypada". Córka dróżnika, jedna z dwóch osób piśmiennych na całej wiosce w swojej młodości, po naukach u sióstr zakonnych i hrabiny.
Miała 80 lat, siedziała w własnej kuchni i zawsze patrzyła jak dziadek gra, podpowiadała. Sama nie, damie nie wolno. Wyobrażacie sobie takie spranie mózgu? Ile z waszych rozrywek, hobby, drobnych przyjemności może być uznanych za nie kobiece i nie godne?
Dziadek (nie jej syn, mąż babci-jej córki) chciał zostać nauczycielem, ale po roku w mieście miał skończyć wygłupy i wrócić zapierdalać na polu. Miał 13 rodzeństwa, pół roku jedli kapustę z grzybami na 110 i 1 sposobów, przysięgał jej nigdy więcej nie tknąć. Nauczycielem nie został, bo szkoły nie skończył, było pole. Miał żal o to aż do śmierci.
Mam tych historii dużo więcej, a sama jako 3 latka trzymałam słoik na krew jak kaczką ucinano głowy w lecie. Normalka, było lato, było kaczkobicie. Potem się skubało z pierza (mam pierzynę i poduchę z tego... no jakość top), opalało, patroszyło i dzieliło, po czym do zamrażalki. Rosół też czasem dzień wcześniej biegał po podwórku. Odkąd byłam w stanie pomagałam - na pewno mniej, niż dzieciaki kiedyś, ale też więcej niż wielu rówieśników. Są dobre wspomnienia, są mniej dobre.

Natomiast cholernie cenię sobie niezależność, możliwość wyboru. Cenię sobie antykoncepcję i to, że nie muszę mieć dzieci, których mieć nie chcę - pomijając, że miałabym problem z zajściem i donoszeniem ciąży, a także przeżyciem tej przygody.
Poniekąd nie chce mieć dzieci, bo w życiu miałam bardzo mało czasu, gdzie żyłam dla siebie, a nie zajmując się kimś z rodziny czy jakimiś problemami, które na mnie spadły. I wiecie co? Cholera lubię spać więcej niz 4/5h, lubię móc w spokoju spędzić weekend, lubię móc na spontanie lecieć do innego kraju i lubię móc stawiać siebie na pierwszym miejscu, w końcu.
Nie rozumiem dlaczego na siłę musi nas być więcej jako gatunku... posiadanie nastu dzieci miało sens, jak ani nie było antykoncepcji, ani przeżywalność dzieci nie była zbyt wysoka. No i dużo pracy wykonywano ręcznie. Teraz mamy rozwiniętą medycynę, wiele rozwiązań zautomatyzowanych i możemy skupić się na jakości życia.
Są ludzie pragnący dużej rodziny - mogą ją dalej mieć. Są ludzie, którzy dzieci mieć nie chcą. Są tacy, którym jedno do szczęścia wystarczy. Co w tym złego, że można żyć po swojemu?
Nawet jakbym miała dzieci to ostatnie co chce im robić, to zawracać głowę moją starą upośledzoną dupą jak przestanę być samodzielna. Niech mają swoje życie, niech się rozwijają, cieszą, podróżują czy co tam chcą. DPS-y po coś są i może to być na prawdę fajne miejsce na końcówkę życia.

Do tego mnie tam cieszy, że mogłam skończyć studia, miec pracę i moc wybrać chłopa przez pryzmat tego, z kim mi się dobrze je śniadanka, a nie czy da radę nas utrzymać i przy okazji nie będzie pił lub bił 🙂 albo być szczęśliwą samemu.
keirashara, ogólnie jest tak, że społeczeństwo się starzeje i urodzeń jest mniej niż zgonów. Z tego powodu w dupie będzie nasze pokolenie (20-30-40 lat), bo świadczenia będą bardzo niskie na nasze emerytury. Bez napływu migrantów społeczeństwo się magicznie samo nie rozrośnie. To tak a propos dlaczego jest ciśnienie od kapitana państwo na dzieci.

Ja to rozumiem, ale nie zamierzam się do tego dostosować. Decyzję że dzieci mieć nie będę podjęłam w wieku 13 lat i nie zmieni tego absolutnie nikt i nic. Nie każdemu te dzieci są pisane i ja jestem tego ewidentnym przykładem. Nie znam nikogo oprócz siebie, kto aż tak bardzo nie jest w stanie nawiązać jakiejkolwiek relacji z jakimkolwiek dzieckiem:P jedyna oaoba, która nad tym ubolewa jest moja przyszła teściowa. Ale cóż, no jak potrzebuję to niech ubolewa, nie zabronię jej :P

Bardzo jest to przejmujące, ten filmik który wstawiłas. Teraz nie wyobrażam sobie, żeby ktokolwiek miał mi zrobić krzywdę, prędzej bym się odwinela sama (polecam sztuki walki!) Ale był taki moment w moim życiu, że dawałam sobą pomiatać i głęboko wierzyłam w to, że do niczego się nie nadaje. Potrzebowalam lat i wspierającego człowieka, żeby zrozumieć, że mogę bardzo wiele i jestem bardzo asertywna jak potrzebuję. Więc wierzę, że jak się gnije w środowisku ludzi, którzy ściągają cię w dół to ciężko jest odejść albo się postawić.
Ollala, - podejrzewam, że w temacie dzieci możemy sobie pionę przybić :P Mnie nawet nie jarały modne za dzieciaka lalki babyborn, nigdy nie rozumiałam dlaczego inne dzieci się pchają do wózków. Absolutnie nie wiem jak zachować się w okolicy dziecka i nawet z przyrodnim bratem nigdy nie nawiązałam zbytniej więzi (młodszym ode mnie o 19 lat). Nie umiem, nie czuję tego, wręcz mnie paraliżuje przy dzieciach i interakcje z nimi są niekomfortowe dla mnie.
Było tylko jedno dziecko, które uważałam za w miarę spoko, uczyłam jeździć. Jak się okazało miało autyzm.
Jak moja przyjaciółka wpadła jako nastolatka to pytałam, czy no... nie chce rozwiązać tego inaczej niż porodem. Odpowiedziała, że mimo wszystko nie, nie potrafiłaby. Osobiście nawet nie mrugnęłabym okiem podejmując odwrotną decyzję. Nie byłoby mi nawet minimalnie przykro.
Także zdecydowanie nie nadaje się na matkę. Mimo ciśnienia ze strony rodziny zmienić decyzji nie zamierzam - btw. to jeden z punktów czarno-owcowania.

No i jakby kumam, że system jest zbudowany na tym, że ma być nas coraz więcej... ale jak widać ten system jest niewydolny na dłuższą metę, nie w czasach pokoju, wydłużającej się średniej życia itd. Może więc zamiast cisnąć ludzi o rozmnażanie się jak króliki w celu wyższego dobra, to by tak zmienić ten niedziałający system? 😅 Bo planeta krzyczy o litość, ceny za m2 mieszkania to kosmos i generalnie pierwszy raz mamy zjawisko biedniejacych pokoleń... i wątpię, żeby powrót kobiet do roli kur domowych bez prawa głosu to zmienił.
madmaddie   Życie to jednak strata jest
29 marca 2025 12:25
Bo ten cukierkowy świat wsi istnieje tylko w głowie kotbury. Od kilku-nastu lat odpływa ludność ze wsi, dużo więcej kobiet niż mężczyzn (panowie mają problem znaleźć zone teraz, gdy posiadanie meza nie jest potrzebne do przezycia, wonder why XD). Taki obraz wsi mają ludzie, którzy na wies jadą do agroturystyki, a nie dorastali w takich warunkach.
To dlaczego tylu miastowych ucieka na wieś jak tylko mogą?
Ludzie co uciekają ze wsi mają w głowach obraz miasta z wyjazdu do Maca i galerii.
Trawa po drugiej stronie płotu jest zawsze bardziej zielona, ale rozkład skurwysyństwa jest jest taki sam i w mieście i na wsi 😉

Także zdecydowanie nie nadaje się na matkę.

keirashara, Uśmiecham się na to stwierdzenie. Nadajesz się. Mam mnóstwo koleżanek, które nie lubiły i nie chciały dzieci i z jakiegoś powodu się zdecydowały (różne to były powody) i są absolutnie świetnymi matkami. Mądre, zdroworozsądkowe, oddane. Co nie znaczy, że cię namawiam do macierzyństwa. Szanuję wybór każdej kobiety w tym zakresie.
Ciekawe jest to "antydzieciowe" podejście, które mam wrażenie przeważa w dyskusji na tej grupie. Już kilka lat temu rozmawiałam z koleżanką (jedynaczką) o tendencji posiadania dzieci w naszym pokoleniu (przełom lat 70 i 80-tych). Obie zauważyłyśmy, że chociaż w niektórych środowiskach wiek macierzyństwa i tacierzyństwa przesunął się na 30+ to nasi znajomi, osoby z naszego otoczenia decydują się na co najmniej 2 dzieci. Ba, więcej znamy takich co mają lub planują trójkę lub więcej, niż takich co kończą na jednym dziecku. To są osoby z dużych miast, wykształcone, ustabilizowane finansowo, z ekonomicznej klasy średniej lub wyżej, gdzie zazwyczaj pracuje dwójka rodziców.
Z mojego pokolenia pamiętam wielu jedynaków. W mojej klasie miałam więcej dzieci, które były jedynakami niż tych, które miały rodzeństwo. W klasach moich dzieci widzę całkowicie odwrotną tendencję. Co ciekawe, częściej zdarzają się jedynacy wśród dziewczynek niż wśród chłopców, ale zupełnie nie wiem czy to przypadkowe czy jest w tym jakaś prawidłowość.
madmaddie   Życie to jednak strata jest
29 marca 2025 18:16
ogurek, a wracają na wies, do uprawy roli, wiejskiego zycia jak kiedys? Bo chyba raczej po prostu mają tam dom i to zupelnie inny model rodziny juz. Zwłaszcza teraz, jak można pracować remote.
ogurek, - ale co ma mieszkanie na wsi do tradycyjnego podziału ról i pracy, a także możliwości wyboru? 😅 Bo jestem na etapie szukania działki/domu i nie wiem?
No dobra, zakładam wioskę z stacją kolejową, żeby do tego złego miasta móc sprawnie dojechać 😉 może to nie jest taką prawdziwa wieś, ale nie sądzę, żeby od tego mój facet przestał robić rzeczy w domu. Jak się mylę to daj znać, trzeba będzie zostać w mieście 😂

EMS, - bo teraz dzieci mają Ci, którzy chcą 🙂 Nie jedno, bo się wpadło/wypada/rodzina dupę truła, a dodatkowo rozwód to wstyd. Dostęp do antykoncepcji, świadomość (edukacja seksualna) i dostęp do bezpiecznej aborcji też jest dużo lepszy niż kiedyś.
Więc będziesz widzieć więcej osób z kilkoma dziećmi i jednocześnie więcej bezdzietnych. Dla mnie sytuacja win-win.
Znam wiele osób (w tym siebie), które były dziećmi niechcianymi i nie każdy rodzic dźwignął temat. Nie miałam najgorzej, ale zawsze będę nosić pewien żal do swojej matki. To nie jej wina, była zbyt młoda, była pod dużą presją, ale odbiło się to na mnie. Nie bez powodu wyprowadziłam się z domu w wieku 18 lat - choć to przynajmniej była moja decyzja, nie informacja w urodziny, że mam miesiąc na zabranie swoich rzeczy. Nie skończyłam w rodzinie zastępczej czy bidulu - a takich ludzi też znam. Więc nie, nie każdy się nadaje na rodzica.

Swoją szosą podejście "na pewno się nadajesz, tylko o tym nie wiesz" niesamowicie mnie wkurza. Mniej więcej tak samo jak to, że cała moja rodzina wie, że jestem bezpłodna, ale jakby tego nie pojmują, bo siostra ciotki sąsiadki też nie mogła miec dzieci i zaszła 🙃 Ginekolog, endokrynolog i psycholog ciula tam wiedzą, przecież jajniki, miednicę i tarczycę można sobie wymienić, części zamienne z allegro i jechane 😂
Decyzję o tym, że w razie fakapu życiowego jadę na usuwanie do Czech podjęłam lata temu i była to pierwsza rzecz, na którą odłożyłam poduszkę finansową. Tak bardzo nie chcę i tak jestem świadoma, że się nie nadaje. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że jestem niemal bezpłodna. Dziś wiem, a ta poduszka dalej istnieje jako nieruszalna.
Mi nie przeszkadza, że inni mają dzieci, o ile nie muszę udawać zachwytu ziemniakiem, bo mnie nie rusza. Nawet pogratuluje, zrobię tort na urodziny jak potrzeba. Tylko nie chce ich w swojej okolicy.


EMS, - bo teraz dzieci mają Ci, którzy chcą 🙂

keirashara, True. To jest świadome macierzyństwo. Ale z drugiej strony (pomimo licznych trudności, narzekania itd) świadczy to również o tym, że nasze warunki życia się poprawiły. Ogólnie. Przeciętny człowiek zakłada, że da radę wychować dwójkę dzieci. W czasach komunizmu ludzie często nie decydowali się na więcej niż jedno i moim zdaniem wynikało to głównie z braku warunków do wychowania dzieci (lokalowych? finansowych? organizacyjnych? niepewność jutra?). Oczywiście mówię o tych, którzy podejmowali tą decyzję świadomie. Prawdopodobnie na wsiach sytuacja była zupełnie inna, ale ja znam tylko sytuację z dużego miasta.
donkeyboy   dzień jak codzień, dzień po dniu, wciąż się dzieje życia cud
30 marca 2025 09:33
ogurek, uciekają bo w mieście ni dy rydy mieć domku z ogródkiem, albo nie mają miejsca, albo nie stać na dom pod miastem więc jadą na wieś.

Ja zmywam się na wieś ale dlatego że zawsze mnie na wieś ciągnęło. Gdyby nie było możliwości - właśnie jak praca zdalna - to bym nawet o tym nie myślała.

Swoją drogą jeszcze chciałam dotknąć tematu emerytur i zastępowania pokoleń. Ja trochę nie rozumiem co to ma nas obchodzić, w sensie, straszenie brakiem emerytury jak widać powoduje tylko obojętność. Prawda jest taka, że ZUS nie jest stworem natury, to był czyiś (głupi) wybór zrobić piramidę finansową zakładająca tu i teraz a nie zakładająca rezultatów wzrostu gospodarczego. Każdy kraj rozwijający się ma malejący przyrost naturalny. On nie może być inny, bo jaki inny miałby być jeśli zabierze się ludziom pieniądze, dostęp do edukacji i antykoncepcji. Zawsze liczba urodzeń w krajach biedniejszych będzie większa nie z wyboru a w wyniku "natury".

I trochę dziwi mnie katastrofizm sytuacji, zwłaszcza kiedy globalnie ratuje się dupę bankom (2007/08), ratuje się złe decyzje polityków pompowaniem kasy (polecam o poczytania jak mini budżet w UK parę lat temu prawie zrujnował tamtejsze emerytury), a już bardziej lokalnie państwo ratuje złe decyzje finansowe (frankowicze - przepraszam ale nie mam żadnej wyrozumiałości). W Polsce składki na emeryturę nie są dobrowolne, nie mogę sobie olać bo system uważam za złą inwestycje. Oczekuję że pan Państwo podejmie odpowiedzialność za g... system jaki wymyślił, chociaż zapewnie są to nadzieję złudne. Ale nie narobimy dzieci na lata wstecz, no nie. A wystarczyło nie bazować systemu emerytalnego na piramidzie i spróbować czegoś innego

A i przy okazji zarzuce tematem, bardziej prozaicznym, z innej beczki. Mega wkurzają mnie ludzie którzy ściągają buty w środkach masowego transportu. Miałam naprawdę z**bany dzień wczoraj (pozdrawiam z tego miejsca wszystkich dla których zabrakło kiedyś miejsca w samolocie z winy przewoźnika, akurat spiesząc się na ważne wydarzenie). Bateria bycia uprzejmym mi się wyczerpała na negocjacje na lotnisku. Nic w miarę neutralnego nie przychodziło mi do głowy. Założyłam bluzę na nos ale chyba był to zbyt subtelny znak XD natomiast nie rozumiem po co zdejmować buty, raz że zapach niemalże NIGDY nie będzie przyjemny (chyba że mamy magicznie nie pocące się stopy, albo używamy dezodorantu), dwa że można złapać jakieś gówno typu grzybica czy coś. Niech mi ktoś wytłumaczy jak można w ogóle pomyśleć że to okej XD

Swoją drogą chętnie przyjmę sugestie jak komuś grzecznie zwrócić uwagę żeby zakładał buty bo śmierdzi tak że aż mi się rzygać chce
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się