Wlasna Matka, przyjaciel czy .. niekoniecznie ?

sanna, spokojnie. Wszystko da się zmienić, ważne, że masz tego świadomość. Czasem ucieczka jest najlepszym wyjściem, chociaż problemu nie rozwiązuje - przecież raz na jakiś czas się spotkacie, a wtedy może dojść do spięcia. Poza tym Ona jest cały czas w Twojej głowie i zajmują Cię i ciągną w dół problemy generowane przez taką relację

Nie oceniaj, się, że jesteś podła i wyrodna - jesteś Wspaniałym Człowiekiem i zasługujesz, aby się sama docenić. Być może Twoja mama (nie mówię, że celowo) wywoływała u Ciebie poczucie winy, kiedy próbowałaś iść własną drogą, niezgodną z Jej - i teraz sama sobie uruchamiasz taki skrypt - sama w sobie, z automatu, wywołujesz poczucie winy.

Złapiesz oddech, jak się od niej zdystansujesz - ale nie na 450km, tylko w głowie. Są fajne książki, polecam np. J. Bradshaw'a. No i w necie też co nieco znajdziesz. Będzie dobrze  🙂
Magdaleno, ja mam wiele lat przemyslen za soba.. i jak juz - juz mi sie wydaje, ze ogarnelam to wszystko, poukladalam, potrafie dogadac sie z Nia i zrozumiec Ja, trafia sie cos, przewraca to wszystko do gory nogami.. Tak jak pisalam, kocham Ja, rozumiem wiele Jej zachowac, chyba wiem, znalazlam,  skad to sie bierze.. Ale, chyba, gdzies gleboko w podswiadomosci - mam do Niej zal, nie potrafie tak do konca wybaczyc pewnych rzeczy, chocia chce tego.... Takie niedobre, ambiwalentne uczucia.. Nie potrafie byc "ponad" pewne rzeczy.. jestem jestem "coreczka mamusi", nie zaspokajam potrzeb mojej matki w tej kwestii .. I co gorsza, nie chce sie ugiac, bo wiem, ze zdominowalaby mnie maksymalnie.. a ja chce/musze zyc swoi wlasnym zyciem, podazac za moimi pragnieniami, idealami, robic bledy i byc szczesliwa lub nieszczesliwa w konsekwencji moich autonomicznych wyborow..
Ale wiem juz tez, ze pewnego dnia Ja strace, ze bedzie za poxno na pewne sprawy, pewne slowa, zachowania i bede bardzo, bardzo  zalowala, ze nie zdobylam sie na to gdy byl jeszcze czas.. ze wysilek , strach mnie przerastaly, a przeciez nie byla to zbyt wygorowana cena za pewne rzeczy, najwazniejsze w ostatecznym rozrachunku..
lece szukac Bradshow'a  :kwiatek:
okwiat   Я знаю точно – невозможноe возможно!
14 marca 2010 15:19
Kurcze... Strasznie fajny wątek  🙂
Moja mama ma już... 59lat  🤔 Czyli generalnie sporo biorąc pod uwagę, że ja mam 21.
akzzi chciałabym pogratulować Ci wyrzeźbienia takiej relacji z mamą i powiedzieć, że cholernie Ci zazdroszczę...
Od kiedy studiuję w innym mieście nie mam już takich problemów z mamą jak kiedyś, ale generalnie to jest mi cholernie przykro, że jest dla mnie obcą osobą. Nie mam pojęcia jak to zmienić... Rozmawiałam z nią na ten temat milion razy i nigdy nie przynosiło to żadnego efektu.
Wiem, że ona też chciałaby się zaprzyjaźnić ze mną, mówi o tym otwarcie, ale nigdy nam to nie wychodzi...  😵 I jestem pewna, że jednym z powodów jest "różnica pokoleń".
Gdy byłam jeszcze dzieciakiem, lepiej szło mi dogadywanie się z tatą. Nie trudno to uzasadnić. Charaktery mieliśmy identyczne i nie jest to tylko kwestia wychowania, ale raczej czegoś co się dziedziczy. W każdym razie mama zawsze była tą złą, a tata dobrym i po jego śmierci zostało jak zostało.

Jest mi cholernie przykro, że nie umiem rozmawiać z moją mamą. Jedyne tematy na jakie rozmawiamy to a)co zrobić mi do jedzenia i podać do Lublina b)czemu się nie uczę (nawet jeśli się uczę) c)czy kupić mi jakiś ciuch. Reszta to ciągłe pretensje: czemu jestem poza domem, po co pojechałam do konia, czemu jestem przeziębiona, czemu nie zdałam egzaminu, porównywanie: czemu inni są w domu, czemu się uczą, czemu nie łażą po koleżankach, oraz ciągle uświadamianie mnie: zrozum że wszyscy Twoi przyjaciele i koleżeństwo są fałszywi i gdy zajdzie potrzeba, nikt Ci nie pomoże poza mną, zrozum że nauka jest priorytetem, zrozum że konie nie dadzą Ci chleba.

Kocham moją mamę i naprawdę wiele jej zawdzięczam, ale czasem jej zachowanie kompletnie wyprowadza mnie z równowagi.
Od niedawna mama mieszka sama z psem. I ta myśl, że zostawiłam ją zupełnie samą 200km stąd, przeraża mnie. 59lat to już nie pierwsza młodość, problemy ze zdrowiem też raczej nie są czymś dziwnym, kradzieże czy włamania- zdarzają się coraz częściej... Z drugiej strony, mama jeszcze pracuje i chce to robić, więc o przeprowadzce do nas nie ma na razie mowy.

Żeby sytuacja była jeszcze śmieszniejsza, to powiem, że w Lublinie mieszkam z bratem, który poza tym że jest chorobliwym cholerykiem, charakter ma identyczny jak mama. Żremy się regularnie co 2dni i zupełnie nie z mojego powodu, tylko raczej tego, że ścierkę położyłam nie tam gdzie trzeba, w zlewie zostawiłam nieumyty kubek, talerz na suszarce stoi krzywo, a na blacie są okruszki po chlebie. A awantury o takie rzeczy przeszły już do codzienności, chociaż ich natężenie nie jest już tak silne jak kiedyś  😁 Brat przestał wybijać szyby w drzwiach czy rzucać krzesłami  🤔 😁 Czyli generalnie jest bardzo wesoło 😉
Averis   Czarny charakter
14 marca 2010 15:21
Jest mi cholernie przykro, że nie umiem rozmawiać z moją mamą. Jedyne tematy na jakie rozmawiamy to a)co zrobić mi do jedzenia i podać do Lublina b)czemu się nie uczę (nawet jeśli się uczę) c)czy kupić mi jakiś ciuch. Reszta to ciągłe pretensje: czemu jestem poza domem, po co pojechałam do konia, czemu jestem przeziębiona, czemu nie zdałam egzaminu

Przybij piątkę.
Ja muszę stwierdzić, że mam chyba najlepszą mamę na świecie 😅  Zawsze się dobrze dogadywałyśmy,pomaga mi we wszystkim i przede wszystkim jest moją przyjaciółką😉 Z uwagi na to, że studiuję 400km od domu, to przyjeżdżam raz na miesiąc, nawet raz na dwa miesiące. I moja mama rozumie, że pierwsze co robię jak przyjeżdżam to jadę do stajni, ale potem siedzimy wieczorkiem i sobie gadamy, po prostu spędzamy ze sobą czas. Teraz dzwonimy do siebie nawet klika razy dziennie. Mama opiekuje się moim psem, jeździ do konia sprawdzić jak się ma i zdaje mi relacje. I nawet kiedyś się zastanawiałam, to chyba nie było wiele rzeczy, na które mama by mi nie pozwoliła (chodzi to o racjonalne pomysły  😀). Jak wymyśliłam z dnia na dzień, że kupuję psa to pojechała ze mną 400 km po psa. Jeździmy razem na zakupy, gdziekolwiek same pojedziemy to sobie radzimy a jak jedzie z nami mój tata to zawsze coś się dzieje 😉










Jako dziecko i nastolatka darłam straszne koty z mamą.Były awantury, wyzwiska.Jak podrosłam przestałam dawać się i gdy próbowała mnie uderzyć ja odpierałam atak.
Jako nastolatka nienawidziłam jej i kilka razy wyprowadzałam się z domu.
Oczywiście ja nie byłam aniołem i dawałam jej mnóstwo powodów do smutku i złości.
Zmieniło sie gdy związałam się na poważnie z moim mężem, chcieliśmy być rodziną.

Zbiegło się to z wiadomością że mama jest ciężko chora.Gdy jechała na operacje nie mogłam jej póścić i pożegnać się.Zrozumiałam jakie ciężkie życie miała, że śmierć pierworodnego i wiele problemów sprawiło jaka jest.
W lutym skończyła 60 lat i pisząc mam łzy w oczach, bo marze o tym żeby doczekała przyszłego Bożego Narodzenia, żeby cieszyła się moim synkiem i jeszcze raz pojechała do zielonej Irlandii, żeby była na ślubie mojego brata..

Teraz jest mi tak samo bliska jak mąż i gdybym mogła cofnąć czas to ja starała bym się być lepsza, a nie wymagać od niej żeby znosiła moje pomysły
okwiat   Я знаю точно – невозможноe возможно!
14 marca 2010 15:47
Averis ale chociaż Cię nie porównuje 😉 A dla mnie właśnie to jest największą przykrością  🙁
solusiek- kolejna której zazdroszczę  🙁 Aż smutno mi się robi jak czytam takie posty  🙁
Głodzenie konia...Tu chociaż widze jakis sens. Bo jak dziewczynie zalezalo na koniu to musiala sie uczyc by konisko mialo co jesc. A nie uczenie sie= glodowka konia...


Uzależnianie tego czy koń dostanie jeść czy nie od zachowania 14-15 letniej dziewczynki nie jest mądre. Świadczy o szantażu i bezsilności wychowawczej. Koń był też uzalezniony od humorów tatusia, bo jak miał złe dni, to szybciej się denerwował na córkę o głupoty. Często się zdażało, że koń nie jadł nic poza trawą (2-3h dziennie pasienia z ręki) przez tydzień. Kobyła chudła. Potem jak koleżanka "zasłużyła" to tatuś łaskawie kupował jedzenie i zaczynało się tuczenie. W efekcie koń dostawał regularnych kolek i do ojca dotarło, że to zła metoda dopiero jak kobyła wylądowała na stole w klinice i trzeba było uregulować rachunek.
Jeślibym miała karać to dziecko, a nie niewinne zwierze. Mógł poprostu sprzedać konia i już, a tak męczył kobyłę. Efekt był odwrotny od zamierzonego, bo dziewczyna zamiast nad książkami to siedziała z koniem na łące.

Moi rodzice NIGDY nie wpadli na pomysł, aby koń ucierpiał za moje grzeszki. Mogłam mieć zakaz wyjść do koleżanek, ale koń miał być nakarmiony i czysty. Mogłam nie mieć czapraka nowego ale zawsze miał na czas kowala czy leki. Moi rodzice wychodzili z założenia, że jeśli pozwalają dzieciom trzymać zwierzęta to ONI są za nie odpowiedzialni. Jesli ja nie byłam w stanie na coś sama zapracować to płacili sami. I taką postawę uważam za jedyną słuszną.
Averis po raz kolejny pisze, ze nie usprawiedliwaiam takiego traktowania zwierzęcia, ani nie mam zamiaru takich metod stosowac(!), ale ze jestem w stanie zrozumiec co ojciec chcial osiagnac tak postepujac.
akzzi, może i chciał dobrze, ale wyszło jak zwykle... efekt był taki, że dziewczyna w wieku 17 lat rzuciła szkołę by nie być uzależnionym od nieudolnych metod wychowawczych tatusia. Dziś ma wykształcenie podstawowe i życie napewno gorsze, niż miałaby gdyby rodzice mieli inne metody wychowacze.
Averis   Czarny charakter
14 marca 2010 17:31
okwiat, owszem, porównuje. Przy kazdym moim znajomym mówi "Dobrze, że jesteś taka a taka, bo moja córka, to jest niezaradna/ wykańcza mnie emocjonalnie (sic!)/ dziecinna/ dziwna". Nie mówi tego mnie, mówi to przy ludziach, którzy do nas przychodzą. Potrafiła mieć do mnie pretensje, że nie piję alkoholu (bo nie lubię), nie chodzę na imprezy i nie zrobiłam nigdy żadnej głupiej rzeczy. Przyznasz, że to nie jest normalne?
akzzi, może i chciał dobrze, ale wyszło jak zwykle... efekt był taki, że dziewczyna w wieku 17 lat rzuciła szkołę by nie być uzależnionym od nieudolnych metod wychowawczych tatusia. Dziś ma wykształcenie podstawowe i życie napewno gorsze, niż miałaby gdyby rodzice mieli inne metody wychowacze.


Widzisz, dlatego mowie, ze ciezko jest oceniac sytuacje...w twoim przypadku wyszlo tak. Ja znam przypadek, gdzie rodzice zastosowali podobny sposob szantazu, poskutkowalo to tym, ze moja kolezanka zaczęła sie pilnie uczyć, teraz nawet studiuje weterynarie... Dlatego ja nie podwazam metod wychowawczych..




Jesli chodzi o moje kontakty z mama, to tak jak juz pisalam byc moze wynikaja z tego ze mialysmy i mamy tylko siebie. Ja wczesnie "wybylam" z domu bo uczylam sie w szkole sredniej 50km od domu, mieszkalam w internacie (to miejsce nauczylo mnie powazniejszego myslenia), wiec wracalam steskniona na weekendy do domu. Teraz studiuje w drugim koncu Polski i jak raz na miesiac nie jestem w domu dopada mnie totalny "dol" pomimo, ze z mama potrafie godzinami rozmawiac przez telefon...
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
14 marca 2010 17:48
Dlatego ja nie podwazam metod wychowawczych..




No luzik, super metody wychowawcze. Szantażowanie, głodzenie... od bicia i znęcania się daleko to nie leży. Jak dla mnie kosmos.
Nie wierze, ze nigdy nie zostałaś "zaszantażowana", by np cos dostac  🙄

Averis   Czarny charakter
14 marca 2010 17:54
Jeśli patrzeć na skuteczność, to obozy koncentracyjne miały najbardziej efektywny system motywacji na świecie. Cel nie może uświęcać środków.

akzzi, a odróżniasz "Jak nie zrobisz zadania, to nie  pojedziesz do stajni" od "Jak nie zrobisz zadania, to zagłodzę ci konia"?
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
14 marca 2010 17:56
akzzi, moja mama czasem manipuluje mną emocjonalnie, ale robi to z niezwykłym wdziękiem. Nigdy nikt mnie nie szantażował, nigdy nie dostałam szlabanu, ani kary. Da się dziecko tak wychować. Nie byłam wychowywana bezstresowo, ale jakoś nie rozumiem sensu szlabanów i głodzenia konia, po to, żebym się bardziej uczyła o_O
Oczywiście, że odróżniam. Co nie zmienia faktu, ze obie spawy sa szantażowaniem.


Averis   Czarny charakter
14 marca 2010 18:02
Jasne, tak jak klaps i lanie kablem po nerkach- obie sprawy to bicie.
A ja mam najlepszą Mamę jaką mogłam sobie wymarzyć 💃
Zawsze mogę na Nią liczyć, zawsze mądrze mi radzi jak tylko poproszę o radę, pomoc. Jest najukochańsza i nie wyobrażam sobie aby mogło jej nie być. I chciałabym być taką mamą dla mojego dziecka.
[quote author=vill_18 link=topic=18676.msg519010#msg519010 date=1268581299]
W lutym skończyła 60 lat i pisząc mam łzy w oczach, bo marze o tym żeby doczekała przyszłego Bożego Narodzenia, [/quote]
Rodziców docenia sie często dopiero po ich utracie. Ja straciłam mamę mając 20-kilka lat - o wiele za wcześnie na tę nagłą śmierć... Miałyśmy bardzo dobre stosunki, mama bardzo mnie kochała i choć kłóciłyśmy sie czasem - jak to zwykle - wiem, że zawsze chciała dla mnie dobrze... Wiecie czego najberdziej na świecie żałuję? Nie zdążyłam jej powiedzieć jak bardzo ją kocham...

Świat bez mamy jest na prawdę zły. Nikt Wam nie doradzi jak długo gotować jajko na miękko, czy czym najlepiej czyści się fugi w łazience. Nikt nie podpowie jak przetrwać kryzys w związku, czy nie przytuli kiedy cały Wasz świat legnie w gruzach. Nikt nie nauczy "jak działa" Wasze własne dziecko, nie podpowie jak się nim zajmować, myć, karmić, ubierać... Świat bez mamy to świat, w którym kobieta staje się bardzo samotna. I chociaż mam kochanego ojca, który stara się zastąpić mi mamę... mamy nikt mi już nie odda, nikt nie przywróci jej życia  😕
[quote author=_Gaga link=topic=18676.msg519706#msg519706 date=1268637323]

Rodziców docenia sie często dopiero po ich utracie. Ja straciłam mamę mając 20-kilka lat - o wiele za wcześnie na tę nagłą śmierć... Miałyśmy bardzo dobre stosunki, mama bardzo mnie kochała i choć kłóciłyśmy sie czasem - jak to zwykle - wiem, że zawsze chciała dla mnie dobrze... Wiecie czego najberdziej na świecie żałuję? Nie zdążyłam jej powiedzieć jak bardzo ją kocham...

Świat bez mamy jest na prawdę zły. Nikt Wam nie doradzi jak długo gotować jajko na miękko, czy czym najlepiej czyści się fugi w łazience. Nikt nie podpowie jak przetrwać kryzys w związku, czy nie przytuli kiedy cały Wasz świat legnie w gruzach. Nikt nie nauczy "jak działa" Wasze własne dziecko, nie podpowie jak się nim zajmować, myć, karmić, ubierać... Świat bez mamy to świat, w którym kobieta staje się bardzo samotna. I chociaż mam kochanego ojca, który stara się zastąpić mi mamę... mamy nikt mi już nie odda, nikt nie przywróci jej życia  😕
[/quote]



Pięknie podsumowane. Lepiej się tego ująć nie dało  👍
moj syn ma 12 lat
teraz dzieciaki szybciej ''dojrzewaja''- ja w wieku 12 lat bylam jeszcze dzieckiem

i rozumiem ze teraz są ''inne czasy''.
Kłóce sie z Maćkiem często, ale on wie- ze jak ma problem to ja mu pomogę. Chocby nie wiem co sie działo.
Szantażuję go niemiłosiernie mówiąc- nie wyjdziesz do kumpli- jak nie odkurzysz swojego pokoju. itp... to działa🙂
On mnie szantazuje w ten sam sposób- ale ogolnie sie zgadzamy z tym szantazem

Wiem ze jak tego nie zastosuję to bede tyrac za niego w pokoju, w którym bedzie brudno, resztki chipsow na dywanie, skarpety na kwiatkach a on bedzie sobie siedział i grał na kompie.

RAZ mi powiedzial ze matka jest od sprzątania... do dzis pamieta jak bardzo sie pomylił w tym stwierdzeniu.

Wkurza sie na mnie jak cos nie idzie po jego mysli, potrafi mi nawrzucac czasem- i vice versa

O , ostatni przykład- zgubil telefobn / aparat wziął ode mnie i konto mu dzien wczesniej doladowałam za 100 zł/ . Wrocil z kolega i rzuca przez ramię.. mamo zgubilem telefon. Ja do niego: Idxcie poszukac, weź moj- zadzwon- znajdziesz...
A on wzruszając ramionami rzucił: EEE nie chce mi sie.. kiedys sie znajdzie.

Zawrzało we mnie- bo kazdemu moze sie zdarzyc zgubienie telefonu. Ale taka olewka, phi tam, stało sie- to popis przed kumplem. Zaparlam sie- nie kupie drugiego, nie doladuje konta- niech martwi sie sam. I bede konsekwentna.
I co- kolejna awantura. Bo on teraz prosi o telefon.

Cóz- sprawdza sie powiedzenie- małe dzieci , mały kłopot... duze...itp.
Maciek jest rozpieszczony przez babcie, ja akurat jestem tą która ''trzyma w ryzach''.
Ale jak problem- to do mnie leci.


Czasems łyszę: Adrian to ma lepszą matke- bo ona mu pozwala na quadzie jeździc...
A ty jestes okropna itp...

Mimo wszystko- jest najstarszy- jest opiekunczy w stosunku do mlodszego rodzenstwa, potrafi sie nimi zając. I uwielbia rządzic.




[quote author=Złota link=topic=18676.msg519740#msg519740 date=1268641271]

Kłóce sie z Maćkiem często, ale on wie- ze jak ma problem to ja mu pomogę. Chocby nie wiem co sie działo.
Szantażuję go niemiłosiernie mówiąc- nie wyjdziesz do kumpli- jak nie odkurzysz swojego pokoju. itp... to działa🙂
On mnie szantazuje w ten sam sposób- ale ogolnie sie zgadzamy z tym szantazem

[/quote]


ufff myślałąm, że tylko ja sie spotkałam z szantażowaniem.

Złota jesteś juz mamą wiec ja mam do Ciebie pytanie, czy wyobrażasz sobie sytuacja (np dziecko Ci wagaruje. imprezuje, ma głupoty w głowie, a Ty juz nie masz pomyslow na "przywrocenie do porzadku postepowania dziecka), ze stosujesz szantaż "jak nie bedziesz sie uczyc, to nie bede kupować paszy dla Twojego konia"?
Notarialna   Wystawowo-koci ciąg. :)
15 marca 2010 09:14
Zasłyszana historia od znajomych rodziców.
Ona  po studiach, przeciętna praca. On pijący pracoholik, dobrze zarabiający. Obecnie nie są już razem, wybrał wódkę za kompankę życia. Obecnie dziewczyna jest z niepełnosprawnym facetem (porusza się na wózku), mają dwoje dzieci i się kochają. Lepszy kochający czy chlejący i tłukący mąż?
Komentarz matki: Po co z tym kaleką jesteś? Nie widzisz, że kiepsko zarabia!?  😵
Widać pieniądze są dla matki dziewczyny ważniejsze niż szczęście córki.
dempsey   fiat voluntas Tua
15 marca 2010 09:24
ja dopiero teraz widzę, że najgorszy moment w moich relacjach z mamą przypadł w fatalnym okresie: mój okres dojrzewania  + jej przekwitania...
dwa światy kompletnie bez płaszczyzn wspólnych  🙁

teraz zupełnie inna historia. sama jestem matką i mam swój dom. mama moja mieszka blisko, spacerkiem 5 min. i jest super: nie narzuca się, ale zawsze mogę ją poprosić. ma klucze, ale tego nie nadużywa. ugotuje czasem coś dla nas, a jeśli poproszę, to z wielką przyjemnością, ale nie zarzuca nas swoim stylem życia, żywienia.
w zasadzie się nie wtrąca. chyba że naprawdę coś ją wkurzy, ale to jestem w stanie zrozumieć (np. burdel który robi mój małżonek wokół domu itp). wtedy zwraca uwagę, ale delikatnie
jest jednocześnie fajną babcią dla moich dzieci
i pozostawia sobie swoją przestrzeń - wyjeżdza do znajomych, na narty, na spływy, ma swój zawód którym dorabia na emeryturze, nie zawsze ma czas na wnuki - i to jest ok, to jest zdrowe 🙂
czasem na mnie pomstuje, czasem ja na nią ponarzekam, ale możemy się też jedna drugiej wygadać z kłopotów itp

staram się to wszystko doceniać
aczkolwiek zaszłości kładą się jakimś cieniem - nie przytulamy się, słowo kocham nie jest wypowiadane wprost...może to się jeszcze zmieni.

nie wiem jak budować relacje z własną córką aby uniknąć tego co stało się moim i mamy udziałem - czyli okresu kryzysu. pewnie nie da się tego uniknąć.
ale rozmowa jest najważniejsza.... trzeba uczyć się rozmawiać
Ja sobie nie wyobrażam takie szantażu, nie mieści mi się to w głowie. Koń jest żywą istotą i szantażując córkę w ten sposób, pokazuje jej, że szacunek do żywych istot jest mniej ważny od piątki w szkole. Nawet przez myśl by mi nie przeszło żeby zrobić coś tak okrutnego! Przecież koń to żywe stworzenie, czuję ból, dyskomfort, głód tak samo jak ludzie. Nawet jeżeli metoda by poskutkowała, to jaki przykład dla dziecka daje ojciec?! Co z tego dziecka wyrośnie, jakie będzie w dorosłym życiu??
Znieczulica...
Alvika   W sercu pingwin, w życiu foka. Ale niebieska!
15 marca 2010 10:09
To chyba już piąta re-edycja tego wpisu. Prawie cały skasowałam, to bardzo ciężki temat i dla matek, i dla córek.
U mnie też różami nie są usłane relacje z mamą. Szybko "uciekłam" z domu, w którym było sporo nieporozumień między nami (bardzo delikatne ujęcie problemu). Im rzadziej się widujemy, tym lepiej układają się nasze stosunki. Chyba uczymy się doceniać wspólnie spędzany teraz czas. I mogę się tylko podpisać pod słowami Sanny:
pomimo zawirowan wole powalczyc i poukladac sobie "klocki' sama, niz wrocic, skorzystac z Jej pomocy ale tez znowu uwiklac sie w zbut daleko idaca zaleznosc od Niej. Zle sie z tym czuje, jak wyrodna, podla, niewczecznica nie potrafiaca docenic, uszanowac niczego.. ale ja sie Jej boje, tej nadopiekunczosci z jednej strony, kontroli z drugiej, no dzielenia wszystkich zalow do swiata i ludzi ktore matka chce ze mna dzielic.. nie mam na to sil, nie mam na to energii, nie potrafie wysluchiwac tego cierpliwie.. Moja hierarhia problemow jest inna.. Nie umiem byc "przyjaciolka", "powierniczka"  problemow mojej matki ktore sa dla mnie burza w szklance wody na wlasne zyczenie....  Czuje sie podle, ale jest mi tak latwiej..
Słowo w słowo, każda sylaba jakby z mojego życia wyciągnięta.

I dalej uciekam.
Relacje Matka-Córka –te złe mogą wynikać z osobistych problemów Matki, o których Córka nie ma pojęcia i czasem nigdy się o nich nie dowie. Teraz są inne czasy – dużo pisze się, mówi o sprawach ,jakie dawniej pomijane były milczeniem. Nawet w prasie typu „u fryzjera” można  poczytać o molestowaniu, uzależnieniach, seksualnych zahamowaniach i ich przyczynach i skutkach.
Czyli Matka może mieć swoje motywy i problemy, których sama nawet nie identyfikuje i nie próbuje zwracać się o pomoc .
I przenosi się to na Córkę rujnując jej życie bardzo długofalowo. Nieraz niszczy ją i łamie na zawsze.
Uciekanie jest jakimś rozwiązaniem. Szukanie „Matki zastępczej” w teściowej, cioci ,starszej koleżance. I budowanie życia na nowo. Pozostaje smutek, poczucie klęski i osierocenia . I konieczność radzenia sobie samej z najprostszymi problemami .
Uciekanie jest lepsze niż branie na siebie nie swoich win . Dźwiganie cudzego ciężaru . Kolejne próby wprowadzania zmian, porządkowania ,układania relacji. 
Uważam, że to Matka odpowiada za Córkę a nie na odwrót. I nie ma prawa rujnować jej życia stawianiem coraz wyższej poprzeczki , miażdżącą krytyką , intrygą ,rozbijaniem osobistych związków . Cokolwiek złego spotkało ją w przeszłości.
Bywają  ogromnie trudne relacje z Matką . Córka wciąż stara się zasłużyć na jedno dobre słowo . Wspina się na palce ile może. Nie pomaga. Patrząc z boku ,biorąc za szablon zwykłe neutralne relacje między obcymi ludźmi – Matka traktuje ją  wrogo i okrutnie.  Odkąd pamięta.
I Córka powoli dochodzi do wniosku ,że nie może wciąż czuć się winna za kogoś –kto z osobistych przyczyn upatrzył sobie na osobistego wroga małą chudą dziewczynkę jaką była.
Wywiązuje się ze wszystkich obowiązków i ucieka . Nic lepszego nie wymyśliła.
akkzi

jako matka hodująca konie- to taki argument nie byłby trafiony, bo moje dzieci wiedzą , ze i tak utrzymanie koni to moj problem a nie ich 😉

Przede wszystkim jesli dziecko wagaruje, imprezuje itp.. to raczej nie ma 12 lat tylko ''troche '' wiecej. Jemu wagarowanie mam nadzieje nie w glowie, imprezy narazie tez nie 😉

Widzisz moj Maciek ma ADHD. I nie jest to wymysł moj ale stwierdzona, zdiagnozowana przypadłosc. Trudno mi to nazwac chorobą, bo akurat ja  nie uwazam, ze to choroba. Ale jego nadpobudliwosc czasem przybiera takie formy troche agresji, złosci i braku hamulców w kontaktach ze mna. Dlatego czasem on mi ''nawrzuca'' a czasem ja jemu/ moze i ja jestem adhdowcem🙂/

Ale odpowiadając na twoje pytanie:
szantaz związany z niekupieniem paszy dla zwierzaka uwazam za bezsensowny bo co zwierzak winny.
Ograniczenie kasy na treningi, hmm tez ze szkodą dla konia i dziecka.

Raczej skłanialabym sie do ukrócenia kasy na: ciuchy, imprezy, fryzjera...

Ale przede wszystkim i na pierwszym miejscu- STARALABYM SIE SZCZERZE I UCZCIWIE PO PROSTU POGADAC - jak baba z babą 😎



Złota, to masz jeszcze rok, dwa potem się zacznie... Generalnie zauważyłam, że po przejściu do gimnazjum zaczynają się kłopoty.
Moi rodzice uważali, że w ramach kary za jakieś przeinienie mam nadal pełnić swoje obowiązki wobec zwierząt, natomiast ograniczali mi przyjemności. Czyli miałam go karmić, czyścić, sprzątać boks lecz  nie mogłam jechać np na dwudniowy rajd.
Zresztą ja raczej nie miałam kar przedłużonych. Dostawałam z miejsca paskiem (w sumie mało razy) i była zgoda 😉. Ale ja byłam grzeczna, albo robiłam tak, żeby rodzice nie wiedzieli o moich wybrykach.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się