Ludzka "bezradność"

Podejrzewam, że każdy z nas spotkał się z taką "bezradnością". Siedzę sobie w domu, bo mam auto zepsute. Dzwoni telefon - pies ma rozpruty brzuch. Mówię - jedzie pani do gabinetu, tam zeszyją. A ona, czy ja nie mogę przyjechać, bo ona nie ma samochodu, mąż pracuje, nie ma jej kto zawieźć i w ogóle wszystkie nieszczęścia świata. Ja na to - nie mogę, bo mam zepsuty samochód, ponadto, jak pani sobie wyobraża sobie zabieg u pani w domu???????????? No to - ile kosztuje uśpienie  😵  Jeszcze ze trzy razy musiałam powtórzyć, że ja nie mam czym przyjechać.
Niestety, ale jest taki typ ludzi, że najlepiej to psa samemu zawieźć do gabinetu, zabieg zrobić i jeszcze odwieźć.
Nie dotyczy to tylko mojego zawodu. Są ludzie, tacy - nie wiem, no kurde bez sensu bezradni. Jak coś idzie nie tak, to oni się zawieszają. Kocham to zawieszenie w słuchawce, jakby oczekiwali, że przybędę na białym rumaku i wybawię ich od kłopotu. Trochę wysiłku umysłowego dla niektórych, to widać duży problem.
Jest jeszcze jeden rodzaj - ja mam małe dziecko. Małe dziecko oznacza "absolutneniewychodzeniezdomu" nigdy, przenigdy. To jest tak samo częste, jak tekst, że nie mam samochodu.
Dobrze, że ja się nie muszę za często stykać z takimi ludźmi. W rodzinie niestety mamy jedną taką dziewczynę- bez faceta jak bez ręki. Do sklepu nie pojedzie- bo ona nie wie co kupić. Rachunki nie zapłacone, bo ona nie wie w sumie czy lepiej na poczcie czy przez internet, w domu syf, bo ona nie wie do końca jak ten odkurzacz się obsługuje- z ręką na sercu, to taki typ..
Ale dla mnie większość takiej bezradności to jednak bezradność nie jest, a zwykłe lenistwo i wygodnictwo. Po co się męczyć, skoro może się ktoś inny za mnie wysilić.

A co do matek z dziećmi- bez urazy żadnej, bo sama znam takie pindy co się zachowują jakby przy porodzie również wystękały 3/4 mózgu, ale często naprawdę nie ma jak się ruszyć z dzieckiem. Ja przez pierwsze pół roku bycia mamą miałam spory kłopot z ruszeniem się z domu- i kiedy mój koń miał wypadek na padoku wymagający szycia- byłam dozgonnie wdzięczna właścielce pensjonatu, że sama się zajęła przyjęciem weterynarza. Ja mogłabym być najwcześniej późnym wieczorem w stajni, o wypadku dowiedziałam się ok. 11. Gdyby nie jej pomoc i zrozumienie, to byłabym w czarnej d*pie. A mogłaby mi powiedzieć 'a co mnie obchodzi Pani dziecko, ja mam swoje sprawy'.
Taksówki nie mogła wezwać ? Albo kumpla/znajomą poprosić ?  😵
Ale dla mnie większość takiej bezradności to jednak bezradność nie jest, a zwykłe lenistwo i wygodnictwo. Po co się męczyć, skoro może się ktoś inny za mnie wysilić.


tak, tak, dokładnie! dlatego bezradność dałam w cudzysłów.

Matki z dzeckiem - tak wiem, że czasem się nie da. Ale dlaczego część matek może, a część nie. Rozumiem choroby dzieci, czy jak ma 3 do upchnięcia w aucie, to pojadę, psa zaszczepię.

Ale generalnie chodzi mi o ten typ co napisałaś - "zróbcie za mnie", załatwcie samochód, zapłaćcie rachunki, itp

Taksówki nie mogła wezwać ? Albo kumpla/znajomą poprosić ?  😵

Dokładnie.
Nie każda taksówka oferuje fotelik dla dziecka, ale gdyby nic się w przypadku mojego konia nie dało zrobić, to bym ściagnęła tatę lub męża z miasta.
O, jeszcze mi się przypomniało- ten typ jeszcze ma tak, że na każdą radę znajdzie tysiąc 'ale', żeby tylko jednak palcem w tyłku nie kiwnąć 😵
Taksówkę radziłam tej pani bez auta  😉 w przypadku dzieci to nie wiem jak to jest, ale psa biorą -wystarczy uprzedzić.
Większość korporacji ma foteliki, ale może się zdarzyć, że akurat dla tej wagi nie ma albo jest w trasie 😉
Z małym psem bez kłopotu, ale np. z owczarkiem niemieckim czasem musiałam czekać na bagażową...
Dzwoniąc po taksówkę, musisz powiedzieć pani dyspozytorce ze chcesz auto z fotelikiem i nie ma problemu zazwyczaj 🙂

Mnie to zadziwiają kobiety które nie robią prawa jazdy i są kompletnie uzależnione od wożenia ich wszędzie przez chłopa.. Z załatwienia każdej głupiej sprawy robi się wtedy akcja na pół dnia i dwa dni przygotowań 😉
Czasem posiadanie prawka nie będzie tożsame z posiadaniem samochodu do własnej dyspozycji. Ale zgadzam się, że dla związku jest to szalenie wygodne, jak obie strony mają prawo jazdy. My za jakiś czas wyprowadzamy się kawałek za miasto- i mając dziecko nie wyobrażam sobie nie mieć tam samochodu. Jakbym nie miała dziecka, to może jeszcze jakoś dałabym radę.
taaa,miałam taką koleżanką, byłą koleżanke. Namawiałam na rpawko bo miała czas na to, i w sumie chciała. Ale potem stwierdziła że po co jej - przecież jak co to ja ją mogę wozić  😵  A w przyszłości mąż będzie 😂
Znam kobiecinę, co do mnie z miasta odległego ponad 20 km jeździ stopem z kotem w wiklinowym koszyku - wiecie jak ten koszyk wygląda. Mój gabinet akurat jest bliziuteńko przystanku PKS. Tylko po co komu autobus... skoro można złowróżbnie w słuchawce zamilknąć oczekując planu podanego ode mnie. Tylko, że ja od jakiegoś czasu przestałam myśleć za tych ludzi i mam ich po prostu dość.
Ktoś   Dum pugnas, victor es...
03 lutego 2010 14:52
może to pikuś,ale co powiecie na pana Inżyniera lat 28,który pyta,dokąd ma zanieść pieczątkę automatyczną do serwisu,bo chyba tusz mu się skończył  🤔wirek: 😵 to od tygodnia hit u nas w firmie  😜
Ktoś, żartujesz? 😲 😁 To chyba pobija nawet mojego pracownika sprzątającego szkło..mopem 😵
Ktoś   Dum pugnas, victor es...
03 lutego 2010 14:56
chciałabym,to typ nadal-mieszkam-z mamą...pojechał właśnie na platformę,nie możemy doczekac się meldunków z frontu  😎 zjedzą go żywcem,100 chłopa i jeden mamisynek  😅
Skąd się tacy ludzie biorą  😲

(a tak nawiasem pani jednak dotarła do gabinetu i pies już pozszywany, operacja online - czyli ja na głośniku - się udała, ale biedak miał wszystkie flaki na wierzchu)
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
03 lutego 2010 15:03
Ktoś, wyślij go do mojego ojca na tydzień, na przeszkolenie. On bardzo lubi "inżynierów". Robota lekka nie jest, o wypadek bardzo łatwo, ale u mojego ojca ludzie jak w zegarku chodzą... bez względu na to czy byli maminsynkami czy nie. Nawet czy rozumieją po polsku xP
jak sie ma za latwo, to potem powstaja takie "kwiatki"  😵
mialam podobnego typa, tylko ze podtyp sęp, w akademiku. Notorycznie oproznial ludziom lodowki o roznej porze dnia i nocy. mialam koncowke normalnego zarcia, jakies 2 jajka, kawaleczek sera zoltego i pomidora i prawie 2 tygodnie do konca miesiaca, wiec cieszylam sie na te jajka, bo potem to juz tylko makaron z sosem z torebki... a kasy brak :/

no i wchodze, patrze koles "smarzy" w mikrofali jajecznice, zagladam do lodowki - nie ma moich jajek!  :bum:
kolega zapytany czyje jajka smarzy, odparl z rozbrajajaca szczeroscia ze jakies ktore znalazl w lodowce. kiedy powiedzialam mu, ze bylo to moje ostatnie jedzenie zaczal sie smiac i kazal mi sie wyluzowac. Nie wyluzowalam sie, tylko zglosilam go w recepcji, wiem ze dostal jakies upomnienia ale ja juz jedzenia nie odzyskalam.
Dodam, ze koles nie biedny, codziennie latal po imprezach, jezdzil ladnym samochodzikiem, ale szkoda mu bylo kasy i czasu zeby sie ruszyc i kupic sobie cos do zarcia.
malo brakowalo a rozszarpalabym go tego dnia na strzepy.  🤬

takich ludzi jest cala masa, ale tez takich wlasnie nieporadnych, co to wszystko trzeba zrobic za nich. mi tez sie zdarza jeczec, ale jak mam klopot to rozwiazania szukam do upadlego - albo, az znajde, albo az zamecze sie na smierc.
Znam z opowieści taką kobietę  😎 24 - latka spełniająca się zawodowo jako kelnerka  😎
Na wakacje rzuca pracę, no bo przecież wakacje, jak ona ma pracować w wakacje  😎
Co do transportu to ma przegięcie w drugą stronę - wszystko musi mieć blisko, jak najbliżej mieszkania. Jak praca jest za daleko - to rzuca.
Dojrzała, odpowiedzialna matka  🤔wirek:
Taka bezradnośc wynika moim zdaniem z wychowania. Dzieci, na które od nowości do lat późno - młodzieńczych - chucha sie i dmucha , wszystko pod nos podstawia - mogą nigdy nie stać się samodzielne...

Przykład: tzw przyjaciółka rodziny, ma córkę w moim wieku (30+  😉) . Córka - matka - polka, po studiach, pani prawie doktor (nie skończyła doktoratu) , dziecko bodaj 2 letnie - siedzi w domu, bo ... bo ma dziecko. Mąż zarabia tyle, że na czynsz by im nie starczyło - również Pan Wykształcony - filolog bodaj angielski. Zarabia jedynie dorywczo na tłumaczeniach i to nie przysięgłych (jak za studenckich lat)... Mamusia zatem (pani stomatolog, pracująca od 8 rano do 23 codziennie) opłaca im rachunki, płaci za ... opiekunkę do dziecka i gosposię, codziennie gotuje obiadki (mieszkają blisko siebie), kupiła mieszkanie, samochód, etc. Kiedyś jej zabraknie - nie mam pojęcia jak ci ludzie sobie wówczas poradzą  😲 I sytuacja z życia wzięta: siedzę u Pani stomatolog w poczekalni , wchodzi wyżej opisany Pan Mąż z wrzaskiem "mamo przyszedłem po obiad" (mama zajęta pacjentem). Oczywiscie poczekać nie mógł, garnków na obiad nie wziął (zapomniał i nie chciało mu się po nie iść) a w ogóle, to dlaczego obiad nie jest gorący?? Koszmar!!

Edit: Jak Pani stomatolog opowiadam, że pracuję zawodowo, prowadzę stajnię, i dom (sprzatanie, gotowanie, pranie ;-)) staram się startować, sędziuję (wszystko sama, bo chłop niekoński zupełnie) w dodatku poważnie zastanawiam się nad machnięciem juniora, to... pani stomatolog nie wierzy, że tak bez mamy (moja mama nie żyje) i bez pomocy gosposi sobie radzę... ;-)
Gaga znam dokładnie taki sam przykład patologii rodzinnej, gdzie tatuś utrzymuje córeczkę i jej męża na poziomie, że tylko pozazdrościć. I też się zastanawiam, co tacy ludzie zrobią, gdy rodziców zabraknie  😲

BTW - przykład tak samo podobny, jak odmienny  😉 . Oglądałam w Ekspresie Reporterów reportaż o chłopaku z Domu Dziecka. Dostał mieszkanie, ale pracę musiał rzucić, bo - o zgrozo! dojeżdżał 30 kilometrów i aktualnie jest bezrobotny.
Ja do swojej pierwszej pracy dojeżdżałam 57  😵 Mój pracownik dojeżdża 27, czyli niewiele mniej.

😵  ja dojeżdżam dobrze ponad 30 i to na 7 rano (nie ma że na 7😲5), przy aktualnej "super - rewelacyjnej" aurze wychodzę z domu tuż po 06😲0 , fakt 22 to dla mnie noc, ale da się z tym żyć ;-)
majek   zwykle sobie żartuję
04 lutego 2010 13:30
I ja i mąż dojeżdżamy 75km i to do Warszawy, gdzie jak się domyślacie są niezłe korki.... Też mamy konie we własnej stodole. (chociaż, nie powiem, jeżeli pensjonat,kótry mam zamiar obejrzeć w tę sobotę okaże się OK, to jednak z opcji koni w domu zrezygnujemy, bo ledwo wyrabiamy)
Ale miałam koleżankę, która ambitnie pojechała pracować do Stanów w wakacje. W pierwszej pracy opiekowała się domem pod nieobecność właścicieli, jednak po kilku dniach , po interwencji sąsiadów wyleciała z pracy... Z dwóch kolejnych też poleciała. Po tygodniu był już mail do tatusia, żeby przysłał pieniążki. Potem kolejny, że `skoro już tu jestem, to pozwiedzam` i zwiedzała tak sobie przez trzy miesiące... W międzyczasie spotkałam jej tatę, który powiedział, że zastanawia się, czy wysłać jej pieniądze na bilet powrotny, czy może niech tam już lepiej zostanie, a on sobie spokojnie zmieni adres 🙂
I kiedyś autentycznie się mnie zapytała `jak się właściwie mówi.... Irak czy Iran?`

No i jedną świetną mamy w pracy. Całe życie dojeżdżała wszędzie autobusami. W zeszłym roku dostała samochód służbowy i kiedy spadł śnieg oświadczyła, że nie może dojechać...

Skąd ja to znam...
Chociaż w sytuacji, którą obserwuję jest nieco inaczej - Ona, całkiem niegłupia, jak chce to świetnie daje sobie radę, potrafi o siebie zadbać. Ale jest też On. Nie są razem, ale co z tego, kiedy On ją kocha? I tak Ona, za przeproszeniem, pierdnie a On zrobi dla Niej wszystko - bo Ona jest chora, zmęczona, ma dużo do zrobienia, nie chce Jej się itp, itd...
a ja znam taką rodzinę, gdzie właśnie mąż wszystko robił - prowadził, firmę, utrzymywał 5 koni, zakupy itp. Żona siedziała w domu opiekując się synem z pomocą mamy. W pewnej chwili wszystko runęło - choroba męża, niedługo potem śmierć. Wszyscy się zastanawiali jak sobie Kobieta poradzi, bo zawsze wszystko robił za nią mąż. Otóż nagle okazało, że samochodem się da jeździć (jak mąż żył ani razu nie wsiadła za kierownice, bo przecież mąż podwiezie), dość dobrze zaczęła radzić sobie z prowadzeniem firmy, postawiła stajnie przy domu. I dało się!.
Wszystko się da, tylko trzeba chcieć i czasem mieć trochę życzliwych osób w otoczeniu, które pomogą w razie awarii. Potwornie mnie irytują osoby "bezradne z wyboru", szczególnie takie, którym nie sposób wytłumaczyć, że NIE pomogę im w tym momencie, bo nie dam rady. Nie cierpię być wpędzana w poczucie winy z tego powodu. Parę razy w takiej sytuacji owszem przyjechałam, ale zmusiłam osobę "bezradną", żeby poradziła sobie sama, no może prawie sama. Pomogło!
Rzeczywiście są tacy ludzie o jakich tu piszecie, ale pytanie czy to jest rzeczywiście bezradność? ja myślę, że w większości przypadków: wygoda i śmierdzące lenistwo
[quote author=zen link=topic=16120.msg469843#msg469843 date=1265199226]
Ale dla mnie większość takiej bezradności to jednak bezradność nie jest, a zwykłe lenistwo i wygodnictwo. Po co się męczyć, skoro może się ktoś inny za mnie wysilić.


tak, tak, dokładnie! dlatego bezradność dałam w cudzysłów.

[/quote]


😉
oops, ominęłam wypowiedź zen.  😡
no ale coś w tym jest skoro myślimy tak samo  😉
A mnie zawsze wkurzali naiwni ludzie, którzy dawali się w tą "bezradnośc" zbałamucic. Ciężko zrozumiec, że skoro ja jestem w stanie coś zrobic, to druga osoba też powinna sobie dac z tym radę? Natura obrarzyła 95% ludzi parą rąk, parą nóżek i mózgiem, więc wszyscy mają szanse tak samo ich używac. Ba! Nawet ci, którzy nie mają ręki, nogi, czy upośledzenie mózgu radzą sobie dużo lepiej, niż niektórzy moi znajomi.
Dlaczego w takim razie miałabym ich w czymś wyręczac? Przecież jak ja bym była w problemie, to na bank odwróciliby się plecami.
Notarialna   Wystawowo-koci ciąg. :)
06 lutego 2010 20:46
Mam taką osobę w rodzinie. Chociaż to taki typ '2 w 1'
Nie dość, ze udaje bezradną, to jeszcze upierdliwa na maxa i chce by wszystko pod jej dyktando robić, a sama nawet palecem nie kiwnie by poprawić swoją sytuację życiową. Pracę ma, ale jest zła. Do sądu nie pójdzie, bo nie ma czasu (ma kilka spraw do załatwienia ważnych, całe dnie ochrzania sie w domu i nic nie zrobi by je rozwiązać), do mnie też się dochrzania, ze nie umiem nic załatwić.
Dodatkowo bardzo dobrze gra 'pokrzywdzoną przez los'. Ostatnio miałam awanturę z mamą by nie była taką dobrą samarytanką i nie robiła za nią wszystkiego, co ona sama równie dobrze mogłaby załatwić. Potem kilka razy dowiedziałam się od osób trzecich, ze siostra na mnie donosi, ze jestem taka i owaka, ze nie pomagam w ogóle.

Ja już mam dość tego, a do tego jeszcze uważa się za miszcza swiata i okolic. 😵
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się