magda, nie w stajni ani jednego wiaderka żeby wody nabrać i potem w tym wiaderku oplukiwac marchewki?
wistra Przemyśl to prawko jednak najpierw, kolki czy inne wypadki potrafią się wydarzyć w środku nocy.
Poldzierzawa na początek też jest spoko opcja, nie trzeba się od razu pakować po same uszy, można spokojnie zobaczyć z czym się wiąże opieka nad koniem.
wistra, Ja mam takie końskie marzenie od conajmniej 15 lat. I co prawda to już trzeci koń w naszej ekipie, ale chyba najtrudniejsza decyzja. Ja ustawiłam sobie plan, co się musi stać, żeby się stało - kasa (najpierw ustaliłam sobie budżet w jakim mam szansę się zamknąć, żeby to rzeczywiście było to marzenie), miejsce i koszty utrzymania (well, u mnie to był zakup ziemi i opcja szybkiego przeniesienia się na własne) i mój czas dla tego konia. W międzyczasie oglądałam oglądałam i wzdychałam. Ale nawet jak już odhaczyłam wszystkie punkty, to dalej trudno było mi podjąć decyzję, bo to jednak jest odpowiedzialność i ryzyko. Pewnie gdybym nie podeszła do tego w mojej głowie tak systematycznie, nie analizowała tego przy każdym etapie, to bym się nigdy nie zdecydowała i nie czekała teraz na jutrzejszy transport mojego marzenia🙂
Zastanów się na zimno czego potrzebujesz, żeby mieć z tego konia radość. Zaczęłabym od prawo jazdy - posiadanie własnego konia zmienia punkt widzenia, jeśli stwierdzisz, że potrzebujesz dla niego lepszej stajni np. ze względu na zdrowie, to ograniczenie do stajni z dojazdem rowerem/transportem publicznym doda Ci zmartwień. Zastanów się jaki koń Ci się marzy - poprzeglądaj różne oferty, ustal budżet. Jeśli potrzebujesz wsparcia - poszukaj kogoś czy przez re-voltę czy przez udział w szkoleniach czy jazdy w innych stajniach - przyjazna dusza się znajdzie. I tak krok po kroczku się doczłapiesz
wistra, to co mogę ci też powiedzieć, to naprawdę zrobienie prawka zmienia wszystko jeśli chodzi o jeździectwo 🙂 miałam konia i nie miałam prawka- to był koszmar. Potem po latach chciałam znowu wrócić do jeździectwa i nie miałam prawka- było ciężko, mój facet ze mną jeździł ale wiedziałam że nie jest wielkim fanem (zresztą co się dziwić, zazwyczaj było mu zimno i nie miał nawet gdzie usiąść :P ) zaczęłam robić prawko jak kupiliśmy dom na wsi i byłam już tak uwiązana od tragicznej logistyki albo swojego faceta, że nie było opcji, musiałam mieć prawko. Robiłam je bardzo długo egzamin zdawałam 9 razy 😅 ale teraz jak je mam widzę, że jeździecko otworzyły się przede mną zupełnie inne możliwości. Najpierw dojazdu na treningi, potem dzierżawy konia, wyboru lepszych stajni. Już nigdy bym się nie zdecydowała na jeździectwo bez możliwości jakie daje mi samochód 😀
randia, marzy mi się gypsy. Sabino/tarant ewentualnie tobiano ale z malą ilością bieli ale to marzenie będzie albo nieosiągalne albo cholernie drogie. A no i wałach, kobyły nie chcę 🤣
Jestem na grupie o gypsy od kilku lat, byłam kilka razy w jednej hodowli i mam z hodowczynią świetny kontakt. Dużo się też od niej uczę.
W ogóle z gypsy takimi w wieku 6+, zajeżdżonymi, jest problem. Albo źrebaki albo konie z astmą/rao, albo jakieś pokraki pokrojowe że strach się bać albo niziutkie. Jak się pokazują jakieś fajne ogłoszenia, to konie sprzedają się w kilka godzin.
Gypsy/tinker marzy mi się od 2000r, kiedy zobaczyłam reklamę hodowli Jaskółka - była na całą stronę w końskim targu. Miałam wtedy 10 lat 🙂
No ale first things first - prawo jazdy. Bez tego nic nie pchnę dalej. Tu w stajni, gdzie dojeżdżam rowerem, atmosfera jest obłędna, ale sezonowo błotko po kostki i w życiu bym nie utrzymała szczot kudłacza w dobrym stanie. Nie chcę iść na kompromis typu "koń trafił się jaki się trafił ale chociaż blisko domu", mi samej to błoto też daje w tyłek.
Znam tu ceny w Krakowie i okolicach, są stajnie, które mi się podobają i które nie (ofkors to się może zmienić, jak np w jakiejś stanę z koniem albo w którejś z nich wydzierżawię i zobaczę od środka) ceny znam też mniej więcej (chociaż ceny pensjonatów to jakieś wielkie tajemnice, bez telefonu do stajni czasem ani rusz). No jednak siedzę i czytam to wszystko, sporo też pytam.
randia, marzy mi się gypsy.
wistra, w pełni rozumiem Twoje marzenie, a najbardziej mój syn - na zdjęciu z naszym Kokoskiem. Gypsiaki są cudowne. Mój kosztował niewiele, ma super papier, świetny pokrój i żadnych problemów zdrowotnych, ale jest niski. Kupiłam jako surowego ogiera, od razu wykastrowany, zajeżdżony przez moje niejeżdżące dziecko, teraz przyuczamy go do bryczki. Jak chcesz pogadać o gypsiakach to zapraszam🙂
Nie wykluczałabym surowych 3-4 letnich ogierów, po prostu trzeba do ceny dodać koszt kastracji, swój czas na rehabilitację po zabiegu i naukę savoir-vivre, koszt wstępnej zajazdki i koszt wsparcia instruktora przez jakiś czas. Jak opiekujesz się takim koniem i szkolisz go z szacunkiem do jego wrażliwości to pójdzie za Tobą w ogień, nawet jeśli nie jesteś dobrym jeźdźcem. A z drugiej strony dzikusy to to nie są🙂
20241227_175941.jpg
wistra, - wiesz, w zasadzie to koń w wieku 15 lat jest właśnie o tyle "bezpieczny", że jak coś miało wyjść to już wyszło. W tym właśnie rao, wrzody itd. Jak koń w tym wieku jest względnie zdrowy i dobrze funkcjonuje, to prawdopodobnie czeka go jeszcze kilka ładnych lat w użytkowaniu 🙂 Dużo trudniej też takiego sobie popsuć, bo już jest wychowany, ma nawyki, nie jest tak podatny.
Co do błotka - w pełni rozumiem, bo osobiście nie dałabym rady nurkować w błocku 7 dni w tygodniu. Raz kiedyś to co innego niż przez kilka miesięcy codziennie. Dostępność stajni i jakość okolicznych pensjonatów bardzo mocno wplywaja na wrażenia z posiadania konia.
Dzierżawa to też fajna rzecz. Przemyśl, czy faktycznie chcesz i ogarniesz czasowo być u konia te przynajmniej 5/6x w tygodniu. Szczególnie nie mając wsparcia Powiem szczerze, mi się po nastu latach nie chce, mimo, że mój partner mnie bardzo wspiera, jezdzi ze mną, albo nawet sam śmigał się zająć jak ja nie mogłam. 3/4x w tygodniu mi w pełni wystarczają, a pewnie gdyby nie to, że mam swojego konia to te 2/3x byłyby git. Miałam przez lata kilka cudownych osób dzierżawiących na te 2/3x w tygodniu i zawsze szukałam głównie osób, które zajmą się jak swoim. To często jest super układ, bo z jednej strony zajmujesz się jak swoim, z drugiej finansowo lżej i masz też czas w tygodniu na coś poza pracą i koniem 🙂 Pełna dzierżawa to też nie głupia opcja, będziesz mogła zobaczyć jak Ci to się sprawdzi bez tej odpowiedzialności posiadania konia - którego nie zawsze się sprzeda od ręki.
keirashara, zgadzam się z tym, że warto sprawdzić jak to czasowo nam pasuje, żeby być u konia codziennie. Ja jeżdżę 3 razy w tygodniu, do stajni mam 5 km, nie mam dzieci i pierwszy raz w życiu zastanawiam się czy ja do tego konia naprawdę byłabym w stanie 5-6 razy w tygodniu przyjechać. To pochłania OGROMNIE dużo czasu. Dla mnie wizyta w stajni to jest minimum 2-3 godziny
Ollala, - też nie mam dzieci, do stajni teraz 25km plus te 2-3h wizyty właśnie. Kiedyś byłam codziennie i mnie to na prawdę jarało. Lubiłam, mogłam tam siedzieć całymi dniami. Natomiast dziś doceniam dni, gdzie po pracy mogę wyjść na kawę z przyjaciółką, poczytać książkę czy spędzić czas z partnerem. Lubię możliwość wyskoczenia gdzieś na weekend bez poczucia, że zaniedbuje tego zwierzaka.