praca

Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
26 listopada 2014 12:08
martva
Super wiadomość! 😀

magda
Dokładnie 😉
Znam swoją przełożoną na tyle, że wiem jak daleko mogę/powinnam się posunąć, czasem zwyczajnie nie opłaca się stawiać.


Dziewczyny, może i jestem jeleniem, trudno, ale są takie sytuacje, w których zdecydowanie nie warto psuć atmosfery tylko dla zasady. Gdybyście poznały moją kierowniczkę gwarantuję, że wiele z Was machnęłoby na całą sprawę ręką, żeby tylko nie musieć później się użerać, albo czuć, że zrobiło się coś niewłaściwego. jak już mówiłam, sprawa nie jest na tyle istotna, żeby dążyć do celu "po trupach" 😉

Prawda jest taka, że do Sylwestra jest jeszcze sporo czasu, a nasz grafik może się 10 razy zmienić 😉
martva, super, gratuluję!
Martuha, kto nie ryzykuje ten nie ma. A że nie zawsze się udaje - trudno. Zawsze to jesteś bogatsza w nowe doświadczenie. Ja mam podobny problem jeśli idzie o egzaminy ustne. Nawet jak znam zagadnienie to jak przychodzi co do czego mówię bez ładu i składu, trochę na odczepnego, byle już mieć z głowy. Dopiero po wyjściu do mnie dociera co jeszcze mogłam powiedzieć.

Ja za to szykuje się w sobotę na konfrontację z szefem. Muszę mu powiedzieć, że mnie 2 tygodnie nie będzie (święta i sylwester). To taka bardzo luźna robota (kelnerka) i najczęściej przyłażę 2 x w tygodniu (więc beze mnie się nie zawali) ale jednak stresik jest 😀
Pauli- nauczysz się. Ten raz przebolejesz, a później nie dopuścisz do takiej sytuacji. Ja sie na początku też dawałam kopać w dupę, ale umiem się postawić. Często mam takie sytuacje w pracy, że chcą wykorzystać człowieka ( nikogo nie obchodzi to, że mam dziecko do 15 na świetlicy, a później bez opieki, bo mąż ma drugą zmianę i że nie mieszkam w miejscu zatrudnienia). Jak jest jakaś akcja z zastępstwami, zmianami godzin pracy to mówię, że nie mogę i koniec kropka, znajdźcie kogoś innego. Wyrabiam swoje godziny i spływam do domu.
Ja już też się nauczyłam. Wystarczy, że raz sobie człowiek pozwoli to mu potem wejdą na głowę. Bardzo się to kłóci z moim charakterem bo niestety mam tendencję do ratowania świata, ale jak się dostanie raz i drugi w tyłek to i tacy się wreszcie nauczą.
A mnie zaczyna wkurzać (a to dopiero początek), że z dnia na dzień się dowiaduję, że np. zostałam przeniesiona do innej restauracji albo mam przyjśc jednak na II zmianę, a nie I. Mam nadzieję, że tak jest tylko na początku. A tak generalnie to wczoraj byłam 13h w pracy, cały dzień mi minął w sumie na niczym, bo nic się nie działo.  🥂
vanille, jasne, tylko akurat w tym przypadku próbowałam się sprzedać m.in. przed moimi szefowymi.
gdyby to były obce osoby to bym olała i właśnie zapisała sobie nowe doświadczenie (chociaż rozmów o pracę miałam już bardzo dużo w życiu i powinnam być z nimi obyta  🙄 ), a tak to  głupio mi je będzie mijać na korytarzu w pracy  😡 chociaż wiem, że  uważają mnie za dobrego pracownika.
martva gratulacjeeeee 😀  😅
Martuha, rozumiem, że to dla Ciebie teraz dyskomfort... Stało się, trudno! Głowa do góry - dobry z Ciebie pracownik, masz ambicje na coś więcej. A że akurat się nie udało - najlepszym się zdarzają gorsze dni. Następnym razem w takim razie na pewno będzie tylko lepiej 🙂

flygirl, czyżby koleżanka 'po fachu'? 😀
Tak, też kelneruję. 🙂
Scottie   Cicha obserwatorka
26 listopada 2014 20:21
Dziewczyny, poradźcie, co mam robić, bo trochę "zgłupiałam". Na wewnętrznej rekrutacji w pracy pojawiło się ogłoszenie o wolnym stanowisku w wydziale, w którym ZAWSZE chciałam pracować. Chcę złożyć tam dokumenty- oczywiście jestem realistką, mam raczej małe szanse, ale zawsze warto próbować. Bardzo mi wygodnie w mojej obecnej pracy (bo mamy dużo dni wolnych i nie czuję, że pracuję na etat), ale nie ukrywam, że chciałabym zarabiać więcej.

Problem jest taki, że pracodawca ten sam, biuro to same- ale praca w delegaturze i naczelnik inny. Czy chcąc być hmn... fair (?) w stosunku do obecnego naczelnika powinnam przed złożeniem dokumentów pójść do niego i poinformować go o tym fakcie- że chcę spróbować? Czy nie powinnam nic nie mówić, bo to będzie źle wyglądało?
Ktoś   Dum pugnas, victor es...
26 listopada 2014 20:49
Scottie  a w jakich relacjach jesteś z obecnym szefem? pytanie numer dwa - czy on dowie się o wyniku rekrutacji? jeżeli się uda, to ok, ale jak się nie uda, to jesteś w stanie przewidzieć, jak się zachowa?


Scottie, jak startowałam w rekrutacjach wewnętrznych w poprzedniej firmie, to nie mówiłam przełożonemu. Zasada była taka, że dowiadywał się dopiero po rekrutacji, dopiero wtedy, gdy to stanowisko dostałam. Kwasów żadnych nie było, zresztą wróciłam po roku do poprzedniego działu (to było zastępstwo) ze sporą podwyżką
Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
26 listopada 2014 21:29
marysia550
Już się nauczyłam, nigdy więcej nie odpuszczę do podobnej sytuacji, nie mam zamiaru robić za frajera.
Scottie   Cicha obserwatorka
26 listopada 2014 21:50
Ktoś, myślę, że w dobrych (tutaj cały czas mam na myśli naczelnika, bo szef wszystkich szefów ma to głęboko w nosie). Pomógł mi przy moim namieszaniu z L4 (chociaż sam miał pewnie nieprzyjemności z tego powodu) i zawsze idzie na rękę, jak jest taka potrzeba. Jest bardzo w porządku w stosunku do wszystkich pracowników. Pewnie będzie wiedział o wynikach rekrutacji- jeśli się dostanę, to nie będę już jego podwładną, a jak się nie dostanę- no cóż, nic się nie zmieni. Ba, podejrzewam, że nawet jeśli bym się dostała i nie podobałoby mi się tam, to miałabym gdzie wrócić 🙂

Z tym, że sytuacja wygląda tak, że moje biuro to taki ośrodek plotkarski... Ledwo się dowiedzieliśmy, że dostaniemy podwyżki, a już całe biuro o tym huczało. Generalnie w naszym wydziale już była sytuacja, że dwie osoby składały CV na inne stanowisko w tym samym biurze i naczelnik dowiedział się o tym od innych pracowników- widać było, że jest zaskoczony (nasi koordynatorzy po sprawie stwierdzili, że naczelnik powinien o tym wiedzieć), ale nie skomentował sprawy ani nie dał odczuć tej dwójce, że jest niezadowolony.

izydorex, mój chłopak mówi dokładnie to samo, co Ty (tzn. mam na myśli to, żebym olała sprawę i nic nie mówiła). Sama nie wiem...
Scottie ja jak startowalam w wewnetrznej rekrutacji, to od razu mojemu szefowi powiedzialam. Chcialam byc lojalna i fair 🙂
Jeżeli chcesz być w porządku, to powiedz.


izydorex, mój chłopak mówi dokładnie to samo, co Ty (tzn. mam na myśli to, żebym olała sprawę i nic nie mówiła). Sama nie wiem...


Tylko to nie było olanie. Takie były korpo zasady i były przez wszystkich przestrzegane i wyjaśniane przez HR na początku rekrutacji.
A u nas korpo zasada jest taka, że przełożony ma wiedzieć o rekrutacji. I tu już wszystko zależy od człowieka - ta aktualna całemu zespołowi zablokowała drogę, ta poprzednia dawała opinię, czasem negatywną, co do startu w rekrutacji, pomagała, odpowiadała na pytania, nawet jak była przeciwna, ale decyzja o starcie zależała od Ciebie.
kujka   new better life mode: on
27 listopada 2014 09:53
martva, gratuluje!!

A ja chyba wchodze do zarzadu od nowego roku. Zaden to awans, bo zarzad robi pro bono, ale jak bede chciala przed kims zaszpanowac, to zarzad brzmi dumnie 😂
Scottie, moj dmowy korposzczur plus przyjaciel jeszcze wiekszy korpowyjadaczszczur zgodnie mowia, ze wszystko zalezy od tego, jaki to szef. Jak profesjonalista, to nie ma znaczenia, czy powiesz czy nie, wszystko wezmie na klate. Jak nieprofesjonalny, to cokolwiek nie zrobisz, to moze byc tak lub siak. Powiesz a nie wyjdzie- moze sie mscic. Powiesz a wyjdzie- masz w nosie co sobie mysli (najlepsza opcja przy nieprofesjonalnym clowieku nad soba), nie powiesz a wyjdzie- tez dobra sprawa, nie powiesz a nie wyjdzie- zalezy czy sie dowie, w zaleznosci od jego stanu wiedzy- patrz przyklad pierwszy 😉

Ale patrzac po Twoim opisie, to masz w porzadku czlowieka nad soba, wiec ja bym pewnie powiedziala. Kto wie, moze to byc poczatek jakiejs fajnej rozmowy o Twoim obecnym zatrudnieniu. Moj facet tak mial- aplikowal do innej firmy i na samym koncu powiedzial swojemu szefowi, ze chce zmienic prace. Szefa mial super, do obecnej firmy go sciagal z innej, gdzie sie poznali. Przelozony byl bardzo, ale to bardzo zaskoczony. Dlugo porozmawiali czemu moj M chce odejsc, wiec powiedzial szczerze, ze czuje, ze stanal w miejscu, ze w tym dziale wyzej niz jest nie podskoczy, ze po prostu musi zmienic miejsce, musi miec jakies wyzwania i takie tam korporacyjne rozterki szczurow 😉 Szefu dlugo dumal i w koncu spytal, czy bylby zainteresowany projektem w Budapeszcie. Tylko musialby zmienic zupelnie dzial, juz by nie byl bezposrednio pod nim, tylko pod takim jednym (niestety wrednowaty typ, ale profesjonalny), ale szefu uznal, ze wielka szkoda dla firmy by byla, jakby go stracili. Moj facet oczywiscie powiedzial, ze szkoda, ze mu proponuje taka fuche teraz, jak chce odejsc i nie kupuje tego. Dostal wyjasnienie, ktore zaakceptowal i teraz coz, dzieli miesiac na Budapeszt i Warszawe. Czy jest zadowolony? Z kasy na pewno, z rozwoju na pewno, tylko mowi, ze ludzie z ktorymi pracuje, to jeden z najgorszych sortow korporacyjnych spolecznosci. Ale obyty juz jest dostatecznie, zeby wiedziec, jak sie slizgac. Bo chyba w koporacji wlasnie chodzi w glownej mierze o to, jak sie slizgasz i jak sie ustawiasz do wiatru. Reszta ma podrzedne znaczenie.
Co do pierwszego akapitu - zgadzam się w zupełności. Korpo może mieć nie wiadomo jak kosmiczno-etyczne zasady, ale i tak wszystko zależy od człowieka na szczeblu wyżej. Co ciekawe, nawet ten o dwa szczeble czasem nie może w tym pomóc 😉
martva   Już nigdy nic nie będzie takie samo
27 listopada 2014 19:01
Mery, Pauli, Martuha, Faith, Kujka - dzieeeekuuuuje! Jestem najszczesliwsza na swiecie 🙂 do tego jeszcze dzis dostalam od zespolu prezent, mial byc pozegnalny, a wyssedl pozegnalno-powitalny  😁 jest super, serio  😜
dziewczyny, trzymajcie kciuki! Muszę dzisiaj w jakiś umiejętny sposób oznajmić szefowi (który nie jest najmilszym szefem na świecie...), że na święta i sylwestra mnie nie ma.
vanille- skoro musisz to mów 🙂
Scottie, - a ja bym nie powiedziała. Chyba, że jasno byłoby to zaznaczone w umowie, czy jakis innych zapisach. W końcu nie jesteś własnością firmy i to, gdzie Ty kandydujesz to Twoja sprawa.
Kiedyś startowałam w konkursie do innego wydziału ( we wcześniejszej pracy) i nie byłam sie spowiadać u naczelniczki. Ale też nie kryłam tego jakoś. Współpracownicy wiedzieli, więc może ktoś powiedział, a może nie 🙂
Jak to bylo z tymi voltowymi kciukami? Dalej działają cuda? Jak tak, to liczę na Was dziewczyny! :kwiatek:
mery, pewnie, że działają! Ale tylko pod warunkiem, że potem się opowie, za co revolta trzymała kciuki 😉 Ściskam!
Pracujący, czy możecie mi pomóc i wytłumaczyć jedno zagadnienie Prawa Pracy?
Mam informację że:
Wynagrodzenie za czas choroby:
1)33 dni -okres niezdolności do pracy w ciągu roku kalendarzowego, za który ubezpieczony zachowuje prawo do wynagrodzenia
2)14 dni- okres niezdolności do pracy w ciągu roku kalendarzowego, za który ubezpieczony, który ukończył 50 rok życia, zachowuje prawo do wynagrodzenia

oraz
Zasiłek chorobowy przysługuje przez okres trwania niezdolności do pracy nie dłużej jednak niż przez 182 dni.


Nie potrafię tego przełożyć na praktykę. Przez pierwsze 33dni choroby i tak dostajemy 80%podstawy, prawda? To co oznacza ten termin? W czym graniczy?
Rozumiem że od pierwszego dnia choroby dostajemu zasiłek chorobowy, który możemy dostawać maks przez 182dni. Dobrze?
Scottie   Cicha obserwatorka
03 grudnia 2014 11:21
rtk, a to nie jest tak, że przez 33 dni dostajemy 80% wynagrodzenia, a po tych 33 dniach przejmuje nas ZUS i wtedy ZUS nam płaci te 80%? Z tym zasiłkiem chorobowym trwającym max 182 dni dobrze rozumiesz, później albo wraca się do pracy albo dostaje zasiłek rehabilitacyjny. Jakoś tak.
a pierwsze 33 dni płaci nam pracodawca? Czyli generalnie my nie czujemy różnicy, tylko dający kasę się zmienia? 🙂
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się