praca
Dzionka, moim zdaniem nie da się, ale napisałam SAMEMU, czyli bez współlokatorów, partnera, kimkolwiek z kim DZIELISZ rachunki. I naprawdę za 2000zł nie jesteś w stanie się utrzymać, chyba, że będzie się jeść kajzerki popijane wodą..
Nie wiem czy bym poszła na cały etat do pracy za 2000, oczywiście gdybym nie miała konia i dziecka, bo w mojej sytuacji nawet bym nie rozważyła takiej możliwości.
zen - w warszawie na pewno nie. ale w kazdym mneijszym miescie raczej bez wiekszych problemow....
zen,
jeśli masz swoje mieszkanie /po babci, ciotce/ bądz udaje Ci się mieszkać w mieszkaniu np. znajomych, którzy wyjechali za granicę za czynsz - to sorry zale za 2000zł utrzymasz się spokojnie, 500zł czynsz, z 200zł bilet na komunikację i 1300na życie, może to nie luxus ale spokojnie na życie wystarcza, bez szaleństw
powiedz to dziesiątkom emerytów - że za 2000zł (to spora emerytura) nie można sie utrzymać,
punkt widzenia zależy po prostu od punktu siedzenia i już...
moja przyjaciółka w małej miejscowości z 4 dzieci (sama) zarabia 1500zł
i żyje, 2 dzieci studiuje dziennie utrzymuje je (one oczywiście łapią każdą pracę możliwą żeby dorobić)
wiec nie przesadzaj,
ja bym się schyliła za pracę za 2000zł jakbym nie miała wyjścia,
ale ja szanuję pracę - KAŻDĄ
Pensja lekarza bez specjalizacji ( a więc co najmniej przez rok stażu + 6 lat pracy do czasu zrobienia specjalizacji= 7 lat pracy) za CAŁY ETAT w szpitalu to 2200 na rękę ( i to jest już PO podwyżkach, po strajkach) w moim mieście.
I część młodych lekarzy nie dorabia, bo nie bardzo ma gdzie dorobić.
Za 2000zł można przeżyć, ale jeśli ktoś chce kupić auto (i nie mam tu na myśli trupka za 2-3 tyś), utrzymać je, marzy o kupnie własnego kąta, planować potomstwo. Inaczej jest jeśli ma się wsparcie rodziny, odziedziczy mieszkanie itp. Ale nie jest to kwota z której można odłożyć zaczynając od zera.
Oczywiście na upartego można żyć za 300zł, za 1000zł utrzymać mieszkanie a resztę ciułać. Ale to wegetacja.
Dodofon, utrzymasz mieszkanie za 500zł? Nie znam takiego. U mnie media (prąd, woda, gaz, internet) to ok. 1000zł.
Ale z jednym się zgodzę, jeśli ktoś podejmuje pracę nawet za 1000zł to powinien ją szanować, tak samo jak tą za 10 000zł.
Spierać się nie będę, dla mnie za 2 000zł nie da się godnie żyć. I tyle.
Bo GODNIE się nie da. To jest wegetacja. Mniejsza lub większa ( bo różni ludzie różne potrzeby mają) ale jednak wegetacja.
Jeśli nie mamy pomocy rodziny, partnera, jeśli nie mieszkamy za friko lub przy pomocy jakichś kombinacji, to za 2000 tyś przy obecnych cenach zostaje nam jakiś tam rodzaj wegetacji.
I wieczne liczenie, oszczędzanie, uprawianie sztuki wyboru. I oszczędzanie, oszczędzanie, oszczędzanie. A to NIE JEST godne życie.
Zgadzam się.
Kurcze, a ja się nie zgodzę 🙂 Moja dobra kupela zarabia 2000 i wynajmuje pokój w Warszawie, a więc płaci tyle ile by płaciła za czynsz we własnym mieszkaniu. Żyje, nie jest to wegetacja stanowczo. Starcza i na kino i na wyjścia do baru. Zależy co dla was jest wegetacją, bo jeśli nie stołowanie się w restauracjach czy kupowanie perfum co tydzień to cóż... Naprawdę za 1300zł można spokojnie wyżyć w stolicy bez żywienia się tylko kajzerkami. Nie da się natomiast mieć konia ani dzieci. Już nie popadajmy w skrajności 🙂
Ja powiem tyle - chcialabym 2000 netto zarabiac.
Razem z tztem zarabiamy mniej niz 4tys na 2 osoby, wynajmujemy mieszkanie, mamy samochod (10 letni), koty, sporo elektroniki (zreszta pisalam o tym wczesniej)
i nie nazwalabym tego wegetacją.
owszem, nie ma na wakacje i wieksze wydatki musimy planowac ale nie zyjemy byle jak, nie zywimy sie w biedronce 😉
nie mamy tez strasznych wymagan. Ja wiem ze warszawa to jak kraj w kraju i zupelnie inne zycie ale realia mnie otaczajace sa zupelnie inne, tu 2000 netto to jest swietna pensja a ludzie zyja za duzo mniejsza i jakos sobie radza.
po prostu ustala sie priorytety, nie zyje ponad stan, czasem kupi sie cos ekstra.
moi rodzice utrzymali 2 dzieci do 23 r zycia za okolo 5 tys netto. i byl samochod, wakacje co roku, kolonie, zimowiska,szkoly jezykowe, korepetycje, nowe ksiazki, ciuchy.
a to tylko 1250 zl miesiecznie na osobe - z czego bylo jeszcze odkladane na nowe auto, wykup mieszkania.
i jak oni to zrobili?
Z perspektywy osoby, ktora za £1400 utrzymuje sie sama w Londynie: mieszkam z kolezanka, poza ogrzewaniem, pozostale rachunki sie tak narawde nie dziela, bo palimy swiatlo w dwoch pokojach, zuzywamy dwa razy tyle wody, itd, wiec oszczednosc na wspolnym mieszkaniu jest niewielka jesli o to chodzi. Mieszkanie bez rachunkow to polowa mojego stypendium, z drugiej polowy place rachunki, kupuje jedzenie, pojade czasem do znajomych poza miasto (ale wtedy autobusem, bo taniej), jakies ciuchy raz na jakis czas tez kupuje, chociaz zwykle sa na mojej liscie prezentow ktore sobie zycze 😉 Na imprezy chodze rzadko, bo czasu mam malo. Udaje mi sie zamknac w jakis £1000-1100 za miesiac, wiec jeszcze zaoszczedzic, a do tego dorabiam dajac korki. Moje wydatki to praktycznie mieszkanie, jedzenie, karnet na silownie, jakies wyjazdy i imprezy co jakis czas. Kupilam nowy rower za tyle, ile 2.5 miesiaca placenia za bilet miesieczny, wiec juz sie dawno zwrocil, a ja nie place za dojazdy.
Ale, gdybym miala tu konia i dziecko, to nawet przez mysl nie przemkneloby mi utrzymywanie sie ze stypendium doktoranckiego, bo pochlonelaby je opiekunka do dzieciaka w calosci - tak jak pisze Zen, wydatki zaleza od potrzeb i gdybym nie byla w komfortowej sytuacji braku zobowiazan jakichkolwiek w zyciu prywatnym, to w tej chwili pracowalabym po 14 h dziennie w city, i jakiekolwiek ambicje zwodowe utonelyby w morzu pieniazkow plynacych z pensji 40tys na reke.
Mając konia, samochód, płatne studia, komórkę, internet nie wyobrażam sobie zarabiać 2000zł 😲 bez pomocy rodziców/partnera.
Dlatego też, ciągle zwlekam ze zmianą pracy. Niestety, ale praca w szkole = małe zarobki. Przynajmniej na początku.
Dzionka mnie troche zmotywowala i zamierzam zmienic prace po wakacjach.
ash, dawaj dawaj 😀
Ja też z pensją 2000 netto nie porwałabym się na konia, nie ma szans nawet :/
No...w sumie, to myślę, że dużo zależy od rachunków i stałych opłat i ile nam zostanie z tych 2 tyś na życie.
I od tego, czy żyjemy same, czy mamy na utrzymaniu dziecko.
Ja jakoś tak z góry zakładam, że dziecko jest. 😉 ( jestem w takim wieku, że wszyscy wokół te dzieci mają, więc z góry zakładam, że to 2000 na jedną osobę i dziecko)
Jeśli ktoś ma małe opłaty i mieszka sam, to żyć można.
Pytanie co to jest życie GODNE.
Jeśli po opłaceniu rachunków za czynsz, prąd, wodę, gaz, telefon ( czasami jakiś kredyt), bilety lub paliwo do samochodu- zostanie nam 1300 zł, to czy za to można przeżyć GODNIE miesiąc?
Nie musi to oznaczać kupowania perfum co tydzień. Ale już polowanie na ubrania WYŁĄCZNIE używane, lub z przecen, niemożność kupienia lepszych butów od ręki. Konieczność zbierania na KAŻDY większy zakup.
Wiem, jak to jest żyć za niewielkie pieniądze i przy pomocy rodziców. ( a to obiady, a to pomoc finansowa, a to jeansy czy 3 paczki pampersów) Dla mnie to nie jest godne życie.
Uważam ze samemu- spokojnie. W sensie wynajmujac pokoj a nie cale mieszkanie/lub płacac czynsz + rachunki.
Ja bardziej moze z perspektywy studenta, ale znam osoby które dostajac od rodzicow co miesiac 2-2,5 tys (msc w mieszkaniu zazwyczaj wychodzi ok 400-500 zł tu) czyszczą konto do zera. U mnie jest to kwota 1100zł (kredyt/rodzice). Mieszkanie 500, dojazdy pkp 150, benzyna 200, jedzenie 200. Na ciuchy kosmetyki musze kombinowac. Nie czuje zebym wegetowała, za to patrząc z drugiej strony- nie pamietam kiedy kupiłam szmate dla konia czy kolejną niepotrzebną pare butów, jak to kiedys bywało na potęge. Teraz są studia, ok. Ale szczerze? Za pare lat, nie bardzo mam ochote na takie życie. I wybory typu- pociagiem a nie pksem bo taniej, market nawet jeśli po drodze mam delikatesy, bo taniej.
U mnie w domu, rodziców nigdy nie było stac na konia dla mnie. Nie zarabiają ani mało ani duzo, ale najwidoczniej podjeli decyzje ze na codzien rodzina ma zyc bez szaleństw typu koń ale własnie na jakims poziomie. Czyli w ciepłym,ładnym mieszkaniu, jeśc nieśmieciowe jedzenie, jak trzeba- zapłacic za prywatnego lekarza itd itp.
Szanuje to i własciwie dopiero teraz doceniam
No to się dowiedziałam, że żyję niegodnie . Trudno, wszak jestem tylko nauczycielką.
jedzenie 200.
😲 miesięcznie? To chyba tylko na kanapkę + colę w szkole?
marysia- a czy za 2 tyś da radę żyć godnie?
Ja nie mówię o wczasach w Egipice. Ja mówię o życiu.
Stać człowieka wtedy na kupno zimówek do samochodu? Na mały remont auta po zimie? Na kupno fachowej deskorolki dziecku i ładnego plecaka? Na wymianę w końcu starych ręczników kiedy nowy kosztuje 50 zł? Na opłacenie zielonej szkoły dziecku? Na leki podczas przeziębienia, które i tak rozwinie się w infekcję bakteryjną i dojdą i tak antybiotyki? Na kupno prezentu swojej mamie z okazji imienin? Czy kupno nowego czajnika elektrycznego, bo stary już pęka? I masę zwykłych rzeczy, na które się właśnie wydaje pieniądze?
I przecież to nie jest życie jakieś rozrzutne.
To jest normalne życie.
A jeżeli na malutki remont samochodu musisz już pożyczać, lub musisz rezygnować z butów dla siebie bo chcesz kupić plecak dla dziecka, to to nie jest godziwe życie. Jeśli musisz zrezygnować z kupna lazanii ( 6 zł) i soków owocowych ( 4 zł), bo musisz kupić Fervex, to to moim zdaniem nie jest w porządku. Jeśli musisz kupować tanie pieluchy, które przesiąkają i nie dają dziecku komfortu, bo te drogie są za drogie i używasz ich tylko kiedy wychodzisz z dzieckiem na plac zabaw, to to nie jest godziwe życie. Da się przeżyć, jasne, że się da, ale dla mnie to nie jest godziwe życie, tylko oszczędności na każdym kroku, by związać koniec z końcem. Wieczne liczenie i oszczędzanie.
z drugiej strony jesteśmy okropnie rozpasani...
wystarczy poczytać wątek szmatocholików czy anonimowych zakupoholików...
z ręką na sercu, ile jedzenia sie w domu wywala...
ile dziesiątek rzeczy sie kupuje niepotrzebnych... ciuchów, kosmetyków, jedzenia, DUPERELI,
brak obecnie czystej formy...
kupuje sie jedzenie czesto przetworzone... zamiast taniego bazowego: mleka, jajek, warzyw, owoców, mąki, itd.
Dodofon- oszczędzać zawsze warto. 😉
Ale co innego oszczędzać, by mieć więcej i nie być rozpasanym i rozrzutnym, a co innego oszczędzać, by przeżyć do kolejnej wypłaty.
Ja akurat cieszę się kasą, bo świetnie pamiętam czasy kiedy jej nie miałam i mimo iż pracowałam to musiałam żyć za pieniądze rodziców i teściów.
tunrida- mimo wszystko stać mnie na to wszystko o czym piszesz. I na wczasy też jeżdżę, może nie do Egiptu. w zeszłym roku byliśmy nad Balatonem, w tym roku lecimy do Grecji ( ale nie pięć gwiazdek), w zimie byliśmy tydzień na Słowacji. W szkole mam 1700, mąż w fabryce ok.1300, przy koniach nie dorobię więcej niż 800-900 miesięcznie. Mieszkanie , tzw. czynsz płacimy prawie 500 zł,plus kablówka, net, dwie komórki, utrzymania kota (najtańszy domownik, chociaż go ubierać nie trzeba), płacę przedszkole+ zajęcia dodatkowe córki (plastyka, basen, tańce, korekcyjna) ok 350 zł miesięcznie, nowe ubrania szczególnie córki są markowe, bo są trwalsze po prostu. Autem jeżdżę sporadycznie, nie mam takiej potzreby, ale mamy jedno z takiego powodu, że nie ma gdzie drugiego parkować, zmieniliśmy je w zeszłym roku ( 17 tys raptem nas kosztowało), ale pół pensji męża idzie na jego utrzymanie. Miesięcznie , jak nie ma żadnych chorób ani innych nadprogramowych wydatków odłożę 500-600 zł- w celu wakacyjnym itp.
I nie kupuję lazanii, bo wolę sama zrobić- smaczniejsza ( raz miałam przyjmność tą sklepową zjeść). A zakupy w Biedronce, czemu nie? Przecież tam ten sam chleb, warzywa, maka, jajka itp?
marysia- czyli masz nie 2 tyś, ale prawie 4 tyś. I nie można przeliczać, że 4 tyś dla 3-osobowej rodziny, to to samo co 2 tyś dla matki z dzieckiem. Bo rachunki ta matka z dzieckiem zapłaci podobne do tych, które płaci 3-osobowa rodzina.
A o lazanii za 6 zł mówię właśnie tej biedronkowej. 😉 Jest pyszna, polecam.
W ogóle towary w Biedronce są smaczne. Na początku istnienia Biedronek były beznadziejne. Obecnie są smaczne. I my tam często robimy zakupy.
marysia- czyli masz nie 2 tyś, ale prawie 4 tyś. I nie można przeliczać, że 4 tyś dla 3-osobowej rodziny, to to samo co 2 tyś dla matki z dzieckiem. Bo rachunki ta matka z dzieckiem zapłaci podobne do tych, które płaci 3-osobowa rodzina.
tunrida- A to ja nie doczytałam, że tu mowa o samotnych matkach 👀 a o biedronce to już nie wiem kto pisał 😵
brak obecnie czystej formy...
kupuje sie jedzenie czesto przetworzone... zamiast taniego bazowego: mleka, jajek, warzyw, owoców, mąki, itd.
Iii tam, gotowce też są fajne - spróbuj kupić warzyw na porządny obiad za 3,99zł - jak wybierzesz mrożonkę - mieszankę, to zrobisz to bez problemu 😉 A np. z takich bazowych produktów chcąc zrobić sobie naleśniki, to wydasz 3,99zł za samo mleko, drugie tyle na mąkę, cukru nie liczę bo drogi ale za to starcza na sensowny czas nie wiem po ile są jajka bo ich nie lubię, ale wątpię by za 10-pak zapłaciło się mniej niż 5zł. Albo spróbuj zrobić sobie pizzę za 3,99zł (prawdziwe ceny z reala, dobra ta pizza żeby nie było 😉 )z tanich bazowych, same drożdże zabiją tę inwestycję.
tunrida - mam wrażenie że po prostu patrzysz na to z perspektywy matki i osoby z jakimś doświadczeniem zawodowym. Uważam że w przypadku studentów, zwłaszcza płacących za swoje studia i utrzymujących się samodzielnie, życie od pierwszego do pierwszego jest całkowicie naturalne 😉 Podobnie osób bez żadnego doświadczenia zawodowego, czy dobrego wykształcenia inżynierskiego - nie wyobrażam sobie, czemu taka osoba miałaby dostawać najlepiej 10 tysięcy od razu na rękę i jeździć co roku na Malediwy 😉
Dokładnie tunrida. Moi znajomi mają właśnie ok. 4 tyś co miesiąc na 3 osoby (2+1) i spokojnie ich stać i na samochód, i na wakacje, ferie etc. Ale gdyby, odpukać, jednego z nich zabrakło, to już jest masakra. U nich praktycznie jedna pensja to idzie na opłaty, z drugiej się żywią, a to, co zostanie to odkładają. I wtedy rozumiem pracę za 2000zł. Ty dasz 2, ja 2 i jest naprawdę sensowne życie. Ale jak jesteś sama i masz 2? To juz naprawdę 'inna inszość'.
marysia, ja pisałam o tym, że ne wyobrażam sobie być samemu i się utrzymać za 2 koła. Ale się dowiedziałam, że przecież można. No cóż. Widać ja bym nie umiała i naprawdę nie chodzi już wtedy ani o samochód, konia, przyjemności (bo wiem, że wtedy by mnie na to nie było stać)- ale o zwyczajne życie..
ale bush
mleko kupujesz raz - na 4x (bo bierzesz po szklance)
jajca takoż - bo kupując 10 -starczają Ci na kilka razy
mąka takoż
ziemniaki na zimę w workach, cebulę, marchew, buraki i inne okopowe też
niekoniecznie coś co sie kupi na raz - jest wykorzystywane od razu...
bush- wiesz ile byś naleśników miała z kilograma mąki? a ile placków ziemniaczanych z worka ziemniaków?
No właśnie zen. Bo to nie takie proste.
Mam znajomego. 1800 zł w małym mieście. Mieszka sam. Opłaci rachunki, utrzyma samochód, da na alimenty 500 zł i ... musi prosić o pomoc rodziców. Bo mu nie starcza.
A chłopak oszczędny, porządny, 5 razy pomyśli zanim coś wyda. Chciałby kupić coś dodatkowego córeczce....nie ma za co. Na piwo wychodzi dwa razy w miesiącu, bo wylicza kasę.
I to jest życie? Szkoda mi łebka, bo fajny koleś. Szuka dodatkowej pracy. Jak znajdzie, to już w ogóle przestanie nas odwiedzać z braku czasu. Jakikolwiek większy wydatek staje się olbrzymim problemem.
( fakt, że kobieta może gospodarniejsza. Kupi mleko, jajek i napichci naleśników. Facet nie umie.)
No to już chyba zależy od przepisu,
tu np. masz niecały litr mleka na raz (w drożdżowych). Czyli na jedną partię naleśników już dajesz te 3 złote na samo mleko, cała reszta to już górka w stosunku do tego, co byś wydała na mieszankę mrożonych warzyw w supermarkecie (albo mrożoną pizzę).
Poza tym nikt normalny nie je na obiad samych naleśników, a naleśniki z samym cukrem można sobie jeść na deserek, i to nie za często. Więc poza półskładnikami jeszcze musisz policzyć jakiś farsz, a tu już pierś z kurczaka to dodatkowe 4 złote, takoż jakieś warzywa do tego.
Będąc na studiach za swoje wyżywienie nie płaciłam na pewno więcej niż 500zł za miesiąc, bo naprawdę niewiele jadłam. Starczyła mi sałatka z makaronu i tosty.
Dodofon, to jeszcze trzeba mieć gdzie takie zapasy trzymać. Ja nie mam piwnicy. I będąc samemu opłaca się bardziej czasem kupić gotowy obiad czy wręcz iść na obiad do jakiegoś baru mlecznego na pierogi za 4 zł.
My już zakupów duzych prawie nie robimy, nauczyłam się iść do sklepu co 2 dni i wydać ok. 30zł niż raz na 5 dni, nakupować za 300zł i potem i tak część rzeczy wywalić. Dawno już nie wyrzuciłam niczego do jedzenia, gotuję tyle, ile zjemy, kupuję niewiele wędliny, pieczywa. I zauważyłam, że tym sposobem więcej mi zostaje w portfelu. Tzn. zostawało, bo mamy podwyżkę w przedszkolu o.. 200zł na miesiąc 😤
My np na jedzenie wydajemy najmniej.
Najwięcej idzie na rachunki, konia, benzynę do 2 samochodów ( duużo jeździmy oboje), ubezpieczenie męża, zakupy do domu ( środki czystości, żarcie dla zwierzaków), jakieś rzeczy do domu ( w trakcie remontu jesteśmy i masa rzeczy jest do wymiany, typu właśnie takie durne ręczniki czy pościel, czy czajnik) fachowa prasa ( musimy oboje ją mieć)
Co i rusz coś do któregoś z samochodów. A to opony, a to olej, a to akumulator, a to zawieszenie czas zrobić.
Jedzenie oczywiście też, ale jak tak siedliśmy kiedyś i liczyliśmy, to wyszło nam , że na jedzenie wydajemy dużo mniej niż sądziliśmy. A kasa się rozchodzi jakoś tak niepostrzeżenie na inne rzeczy.
Dlatego dziwię się, że Wam te "inne rzeczy" jakoś tak zupełnie nie wchodzą w wasze wyliczenia.