Opowiastka z niedzieli, pt. "Jak zejść na zawał"... 🙄
Umówiłam się do koleżanki na kawkę.
Zabrałam córkę, mąż dziubał coś w ogródku, wiec mówi do mnie, wypuść kota na trawnik będę go pilnował.
Bo siedzi na oknie i się drze.
Więc wypuściłam i pojechałam.
Po godzinie dostaję telefon:
- nie wiem jak Ci to powiedzieć, ale nie ma kota.
- jak to nie ma? Szukaj. Może w tujach siedzi? Może na strych uciekł (bo oczywiscie drzwi wejściowych mąż nie zamknął)
- już dwa razy obszedłem strych i piwnicę, tuje też dwa razy. Wołam ale on się nie odzywa.
Ja panika. Juz oczyma wyobraźni widzę placek z kota na asfalcie... 😕
Szybko się zbieramy. Ale jeszcze postanowiłam do koleżanki zadzwonić.
Mieszka po sąsiedzku, może wpadł za jej kotami do ogródka bo ostatnio mają ze sobą na pieńku.
Po chwili Patrycja oddzwania i mówi, że na podwórku kota nie było, ale postanowiła zerknąć z tarasu. Zawsze z góry lepiej widać...
I wysłała mi zdjęcie

Mój mąż w tujach buszował trzeci raz... na zdjecie się nie załapał.
A kot? No cóż... kto znajdzie kota? 🤣