W małych miastach problemem jest to, że z reguły utrzymanie lokalu i firmy kosztuje tyle samo, co w dużym mieście, a pieniądze bierze się dużo mniejsze. Często takie sklepy utrzymują się 2/3 lata dojąc fundusze do spodu i koniec, potem nie ma z czego żyć.
Ja nie otwierałabym sklepu w małym mieście.
Fajny był pomysł na komis z artykułami dziecięcymi. Można dołożyć jeszcze komis z sukniami ślubnymi oraz strojami komunijnymi - to komplementarny asortyment, także w sumie jednorazowego użytku, a przy tym - nie musisz wykładać nie wiadomo jak wielkiego kapitału na zakup towaru. Generalnie, w małym miasteczku łatwiej przetrwać instytucjom wielobranżowym - oczywiście za cenę płytszego asortymentu. Na to zresztą też jest rada. Zawsze możesz spróbować dogadać się z jakimś większym sklepem w dużym mieście (czy siecią sklepów) - i prowadzić na ich rzecz sprzedaż z katalogu. Klientki wybierałyby sobie towar z obrazka (zamiast jeździć te 30 km), raz czy dwa razy w tygodniu przywoziłabyś to wszystko, na miejscu można by jeszcze jakieś poprawki krawiecki zorganizować, w celu dopasowania rozmiaru - i wszyscy mogliby być z tego zadowoleni.
Inny pomysł to sklep z regionalnymi produktami spożywczymi. Tutaj trzeba by się zaopatrzyć we własny samochód dostawczy i stworzyć bardzo rozbudowaną sieć dostawców (od jednej pani jajeczka z chowu wolnowybiegowego, od innego pana szyneczkę, gdzie indziej miód, owoce, warzywa prosto z pola - niepryskane - mleko, sery, ryby, domowe wypieki, pieczywo, itd., itp.). Kupa roboty, ale w perspektywie odwrotna niż przy odzieży droga rozwoju - bo, jak by to się udało, to byłby sens wstawiać taki asortyment także do większych sklepów i galerii handlowych w dużym mieście, a lokal w miasteczku traktować przede wszystkim jako magazyn i miejsce kompletowania przesyłek (bo takie rzeczy w dużym mieście można by też przez internet lub na telefon z dostawą do domu sprzedawać) - straszna to jest manufaktura, ale mam wrażenie, że jest tu luka rynkowa w skali krajowej!
Jeśli usługi - to łączone. Agencja bankowa + biuro podróży + agencja ubezpieczeniowa + ksero i skaner dla ludności + kafejka internetowa + usługi księgowe i wypełnianie wniosków dla rolników (to jest ogromny biznes! Wnioski są proste jak konstrukcja cepa, ale trzeba je przecież wypełniać dokładnie co do joty - i naprawdę mało kto jest w stanie zrobić to z marszu poprawnie sam...) + agencja tłumaczeń (dokumentów samochodowych, bo o cóż innego mogłoby chodzić w takim miasteczku..?). Jak byś się jeszcze dogadała z macherami od sprowadzania samochodów i ze starostwem (wystarczy przejść się do pani lub pana od dowodów rejestracyjnych z bombonierką i kwiatami raz na jakiś czas...), to w sumie możesz sobie spokojnie żyć i nie umierać...
2% zysku netto + VAT poproszę 😉