Miły Gapcio?

Są tacy ludzie - wiecznie coś zgubią,o czymś zapomną, zegarka nie używają .
Są stale w jakiejś opresji . Mili ,sympatyczni ,bezradni.
Ciągle wszyscy się o nich martwią i za uszy wyciągają.
Czy tak do końca jest?
Potykam się o model Miły Gapcio od zawsze. Pomagam.Nie złoszczę się.
Bo na Miłego Gapcia nie sposób-taki miły jest.
Znów zapomniał,zgubił.....
A Gapcio sobie świetnie żyje bez zmartwień i stresów .
Właśnie mi się taki napatoczył. Opłat nie robił bo zapominał /ponad rok!/
,do skrzynki na listy nie zagląda bo kluczyk zgubił.
Dodzwonić się nie mogę bo telefon mu się rozładował a ładowarka zaginęła.
Pośrednio los Gapcia i mnie dotyczy- zatem usiłuję.
Ech....  😤
Łączę się w bólu. Gapcio wpada w tarapaty co i rusz,ale co tam... przecież zawsze ktoś pomoże.
nie cierpię takich sierot 🙂 szczególnie jak facet
Tania jak zobaczylam tytul watku- od razu wiedzialam, ze go zalozylas  😉

Udorka ja bym rozszarpala takiego faceta!
A to w ogole jeszcze facet ??
Chyba formalnie tylko.
nie cierpię takich sierot 🙂 szczególnie jak facet

No,facet,facet  😕
Dusza towarzystwa i w ogóle bożyszcze tłumów.
Powiązany ze mną zawodowo i rodzinnie w pewnym sensie.
Na szczęście od wieków już bardzo luźno. Ale jednak.
Po starej znajomości na mnie spada akcja - Ratuj Gapcia!
W swoim synu tępię "gen Gapcio" wypalaniem gorącym żelazem.
Ja mam reformowalnego Gapcia 🙂 Zresztą jeszcze na całe szczęście mistrzostwa w Gapciowaniu nie osiągnął. To da się wyleczyć... czasami.
Och boze, nie znosze... Jednak chodzi mi o troche inny rodzaj "gapcia" niz taki, o którym pisze Tania - raczej chodzi mi o osoby "niegramotne", przepraszajace za to, ze zyja, nieporadne w najwyzszym stopniu.
Mam w zanadrzu historie opowiadajaca o tym, jak branie sobie na glowe nieporadnej osoby potrafi napsuc czlowiekowi krwi, a oto i ona:
Na poczatku tego roku, na jakiejs imprezie, wspominalismy koledze (Irlandczykowi), ze jezdzimy co roku na kajaki ze znajomymi. Kolege kajaki zainteresowaly, totez my zaoferowalismy mu, zeby pojechal z nami.
Dopiero na nastepny dzien puknelam sie w leb. Przeciez jeden Irlandczyk, do tego niewydarzony i burkliwy, rzecz jasna nie znajacy ni slowa po polsku, w grupie 20 Polaków, którzy znaja sie od XX lat to bedzie mega niewypal, bedziemy miec goscia ciagle na glowie i wcale nie odetchniemy... Mialam jeszcze cicha nadzieje, ze Brendan "zapomni" o naszej ofercie - ale nie, przypomnial sie, gdy termin sie zblizal. Mój chlop mnie uspokajal, mówiac, ze nie bedzie tak zle - bo ja bylam juz gotowa wymyslac jakas wymówke, zeby go splawic. No ale nic, slowo sie rzeklo, Irlandczyk u kajaka 🙂
Niestety moje przewidywania sie sprawdzily w 100%. Kolesia trzeba bylo prowadzic jak za reke, i to nie tylko w kwestii kajakowania - tu akurat sobie w miare dawal rade, mial dobrego partnera w kajaku - ale w kwestiach takich jak rozbicie namiotu czy przebranie sie w cieple ciuchy. Brendan nie wpadl na to, zeby wziac ze sobia na biwak kubek czy noz, wiec mój facet robil mu kawe w swoim wlasnym kubku, przygotowywal mu zarcie. To my musielismy zadbac o to, czy Brendan zjadl, czy jest mu cieplo, czy mu sie nie nudzi; o to, zeby bedac w sklepie na szlaku kupil chleb i cos porzadnego na obiad, a nie tylko trzy paki chipsów; o to, ze jesli chce sie napic piwa, to musi sobie sam wczesniej kupic, a nie wiecznie liczyc na to, ze my sie z nim podzielimy swoim. Przy czym jasne bylo, ze we wszystkim mu pomozemy, przetlumaczymy. Ja potrafilam z nim spedzic w sklepie pare dobrych minut pokazujac: o, tu masz np mieso w sosie pomidorowym, tu masz ser topiony, itp. On tylko wzruszal ramionami, bral cos na odwal sie i i tak szedl po chipsy. 🤣
Rzecz jasna niemal nikomu z towarzystwa nie chcialo sie gadac po angielsku - nic dziwnego, w koncu wakacje i grupa polskojezyczna - wiec wszystko musielismy mu tlumaczyc, inaczej stal tylko jak sierota. A zapewne wiecie, ze gry slowne, wyrazenia, którymi posluguja sie ludzie znajacy sie od wieków, sa b. ciezko przetlumaczalne i zupelnie traca sens, gdy sa "relacjonowane". I to nie tak, ze on byl taki pokrzywdzony i zagubiony - sam nie wyszedl z zadna inicjatywa. Ludzie go z reszta zagadywali, ale on ich zazwyczaj zbywal, sam nigdy nie zainicjowal rozmowy, wiec to na nas spoczywala odpowiedzialnosc, zeby zapewnic mu rozrywke. Do tego uprzedzalismy go wielokrotnie, ze taki splyw Lupawa w czerwcu to nie przelewki i dokladnie mu rozpisalismy, co ma sobie kupic, w co zaopatrzyc.
Oczywiscie okazalo sie, ze my sie bardziej przejmujemy ekwipunkiem Brendana niz on sam, gdyz nie kupil nic, przyjechal do Polski w motocyklowej kurtce, za to bez zadnego polara czy bluzy, nie mial worków splywowych, nie mial nawet menazki. Oczywiscie mój facet oddal mu polowe naszych worków, przez co musielismy sie pakowac w wory na smieci.
Zeby bylo malo, pech sprawil, ze zeszle boze cialo bylo prze- zimne (10 stopni?) i warunki byly naprawde ciezkie. Brendan dwa razy zaliczyl wywrotke, a ze nie zawiazal worka, bo przed chwila wyjmowal plaszcz przeciwdeszczowy, to zamoczyl WSZYSTKO lacznie ze spiworem. Gdyby nie to, ze jeden z drugim dali mu spodnie, skarpety, jakas bluze to nie wiem co by z nim bylo. Malo, ze w ciagu 24h dwa razy zaliczyl hipotermie - ja sie autentycznie balam, ze to chuchro dostanie zapalenia pluc i UMRZE. Aha, potem to MY, nie on, stalismy nad ogniskiem i suszylismy ten jego spiwór. On jak dziecko we mgle, gdybysmy mu nie KAZALI isc i zdjac mokrych ciuchów, to by pewnie tak zostal.
Konczac ta niesamowita opowiesc dodam, ze od czasu powrotu z wakacji nie mamy z nim kontaktu i jakos nie zalujemy; poza tym ta cala sytuacja nauczyla nas jednego: Nigdy przenigdy nie zabierac osoby z poza towarzystwa ze soba na wyjazd; chyba, ze mamy pewnosc, ze ta osoba potrafi o siebie zadbac i sie zintegrowac. Jak sie wezmie kogos tak nieporadnego, zagubionego i nierogarnietego, urodzonego pechowca - to  ból glowy - zamiast relaksu - gwarantowany.
Taki typ też znam. W wydaniu damskim. Osoba zabrała surowe jajka
na podróż pociagiem typu Przemyśl-Szczecin z radosnym optymizmem,że się
"po drodze GDZIEŚ ugotuje" . I oczywiście na jajkach siadła ,a kurą nie jest.
Jajka były elegancko schowane w torbie papierowej z ubraniami .
Inny Gapcio zgubił paszport w Paryżu na początku wycieczki trwającej dwa tygodnie/objazdowej/
z nerwów potem zgubił też bagaż. Potem gubił się sam i cała grupa za nim latała bo oczywiście język obcy był mu obcy jak nazwa wskazuje. Nikt nie chciał z nim dzielić pokoju bo gubił klucz .
Wszyscy /20 osób / mieli pod koniec ciężką nerwicę jak znikał nawet w WC.
Paszport znalazł w bagażu,który znalazły słuzby dyplomatyczne.
A! I upijał się beztrosko a pić nie umiał. Pił i jadł oczywiście na nasz koszt bo zgubił pieniądze.
My chyba testujemy w domu wersję : "Dwoje! Miłych Gapciów razem"  😁  😜
No, nie aż tak Gapciów, żeby surowe jaja w podróż zabierać  😀
Hiacynta, ja bym jednak tego Brendana splawila! Jesli nie byla to osoba tobie bliska, z ktora teraz nie utrzymujesz kontaktow (zwykle takie znajomosci sa wyjatkowo nietrwale) to robilabym wszystko, zeby nie pojechal. Zreszta znam przyjemnosc opieki nad obcokrajowcami od podszewki, fajnie jest sobie pogadac 2 godzinki, ale bycie etatowym tlumaczem i zabawiaczem wykonczy kazdego w ciagu jednego dnia nie mowiac juz o calym wyjezdzie. A jak sie wam oprocz tego sierota trafila to to bylo jak wyjazd z piecioletnim dzieckiem....

W zasadzie to ja tez jestem taka troche sierota zyciowa, ale staram sie nie narzucac tego innym i raczej cierpiec gubienie rzeczy i roztargnienie w samotnosci 🙂 najgorzej jest, jak sierota zaczyna miec postawe roszczeniowa do innych "bo ja jestem taki biedny"
Sierotki trzeba uswiadamiac, bo czesto nawet nie zdaja sobie sprawy, ze inni niekoniecznie zapokaja ich potrzeby z usmiechem na ustach.
Inny Gapcio zgubił paszport w Paryżu na początku wycieczki trwającej dwa tygodnie/objazdowej/
z nerwów potem zgubił też bagaż. Potem gubił się sam i cała grupa za nim latała bo oczywiście język obcy był mu obcy jak nazwa wskazuje. Nikt nie chciał z nim dzielić pokoju bo gubił klucz .


Ahahahhaha boskie  🤣

Freddie, z wiedza, która mam post factum, tez byl go splawila i to bez najmniejszych wyrzutów sumienia 😉 Nie mielismy pojecia, ze z niego az taka ofiara losu jest...
Teraz mi się jakoś pomyślało,że w stajniach Miły Gapcio jest gatunkiem rzadziej występującym.
Konie jednak stawiają wymagania .
Jest też taki Sprytny Gapcio.
Też znam. Na wyjeździe zagranicznym :
- zapomniał powiedzieć,że nie włada językiem -taki zapominalski z niego
Tłumacza nie było.Zmieniono program i Sprytny Gapcio łaził za mną jak smród za wojskiem a ja musiałam się uczyć o tym czego nie chciałam. Inni-znający język nie pojechali.
Sprytny Gapcio był taki moralizujący :
- po co Wy tyle piwa co wieczór kupujecie? Wstyd dla naszej Ojczyzny!
Piwo wypijał a raniutko leciał oddawać butelki i zabierać kaucję.
Bariery językowej dziwnie nie miał wtedy.
Stale "zapominał" portfela  w sklepie a jedzenie kupowaliśmy sobie sami za diety.
Podrzucał nam do wózka swoje zakupy ,znikał przy kasie jak kamfora.
Zapomniał kupić drobnych upominków dla gospodarzy - taki zapominalski z niego.
Wręczał nasze oczywiście je krytykując.
Napsikaliśmy go feromonem dla knurów z zemsty.
Taniu to o czym piszesz teraz to juz nie sierotyzm tylko zwykle cwaniactwo, a to roznica jest 😉
Dodalam do tamtego posta jeszcze pare smaczków, no i jeszcze jedno: Brednan mial przyleciec do Poznania samolotem ladujacym tam ok 9 rano. Wiec my wstajemy bladym switem, jazda taksa na Lawice, zeby nieboraka odebrac. Przyjezdzamy a tam - Ryanair z Dublina "delayed". Super. Pytamy sie w Informacji - co sie stalo? Nikt nic nie wie. Zastanawiamy sie wiec, czy samolot nie spadl (znajac pecha Brendana, to calkiem prawdopodobne...), w koncu piszemy do Brendana smsa, nie liczac na to, ze odpisze, skoro jest w powietrzu. Ku naszemu zdziwieniu - dostajemy natychmiast odpowiedz. Samolot sie zepsul, ladowal w Londynie, czekaja na nastepny. I powiem wam, ze juz wtedy zapalilo mi sie w glowie swiatelko ostrzegawcze. Koles wie, ze o 9 bedziemy na niego czekac na lotnisku. Wyladowal w Londynie, bedzie spózniony i ani mu przez mysl nie przejdzie, zeby nas moze o tym powiadomic, zebysmy bez sensu nie jechali... 🤔

Tania gdzie mozna dostac feromon dla knurów?  🤣 Przydalby sie czasami, oj przydal...
Uff...opanowana sytuacja Miłego Gapcia. Sto telefonów ,próśb ,świecenia oczami i już.
Do kolejnego kryzysu. 😅
Feromon dla knurów raz nam dali do ręki -zatem tez nie mam.
Hiacynta 🤔zok:
Takiego faceta to wrzucic do szafy i na dno oceanu wrzucic!!! Nie mogliście się go zawczasu zapytac: "W co się jutro ubierzesz" "W czym będziesz spał, jak twój piwór mokry?"

A powiem wam, że będąc nastolatką też byłam takim gapciem. Może nie takim Brendanem, ale ludzie w stajni mnie nie znosili, tylko przychodziłam, to słyszałam szepty "o nie, tylko nie ona" 😁 Zawsze coś tłukłam, zawsze założyłam coś do góry nogami, zapominałam.

Ale powiem wam, że się zmieniłam. To tak, żeby was pocieszyc, że to nie jest nieodwracalne. Sęk tkwi w tym, że zdawałam sobie sprawę ze swojej gapowatości i CHCIAŁAM się zmienic. Teraz to ja trzymam wiele osób za rączkę.

A jeśli chodzi o przykład Gapciów:
Mój ojciec pracował kiedyś jako kierownik w zakładzie produkującym maszyny. Miał nadzorowac pracę między innymi trzech inżynierów, których nazywał "Muminki". Nazwę taką otrzymali dlatego, że mimo tytułów, inżynierów, magistrów byli ostatnimi sierotami w pracy i wszystko partaczyli. Pewnego dnia mieli zbudowac maszynę według sporządonego planu. Gdy ukończyli "dzieło", włączyli guzik i... jak maszyna nie zaskrzypiała, zajęczała, buchnęła! Trzeba było szybko wyłączyc, bo kto wie, czy by to nie wybuchło! Ojciec szybko ich bierze na dywanik, drze się na nich i pyta, co takiego odwalili. Muminki stwierdziły, że zrobili wszystko wg planu (który był zbiorem rysunków). Ojciec patrzy, a kilka rysunków było do góry nogami!!! 😂

A u mnie była w pracy taka Cheryl. Całe życie była baletnicą, nigdy z końmi nie miała nic wspólnego i kiedyś wpadła na pomysł, że chce byc stajenną... to był ubaw
Hiacynta 🤔zok:
Takiego faceta to wrzucic do szafy i na dno oceanu wrzucic!!! Nie mogliście się go zawczasu zapytac: "W co się jutro ubierzesz" "W czym będziesz spał, jak twój piwór mokry?"


Ha, jasne, ze pytalismy - tyle, ze w przypadku tak ciezkiego przypadku  😁 jedyna odpowiedz to "I don't know..."

Z tymi inzynierami tez niezle - i troche straszne  🤣 - a czy baletnicy przydaly sie kocie ruchy przy wywalaniu gnoju? 🙂
my_karen   Connemara SeaHorse
23 października 2009 13:20

A u mnie była w pracy taka Cheryl. Całe życie była baletnicą, nigdy z końmi nie miała nic wspólnego i kiedyś wpadła na pomysł, że chce byc stajenną... to był ubaw

Ale obudziłaś wspomnienia 😉
Podczas pobytu w Irlandii przez stajnie przewinelo sie kilkoro praktykantow. Wiekszosc obyta z konmi i dosc kumata, ale jeden po prostu bil rekordy.
Francuz, lat 18. No koszmar. Konie znal z farmy dziadka, koniki sa do glaskania, itd. Do tego jego angielski byl hmmm słaby.

A u nas w stajni ciagly ruch, jeden wyjazd za drugim, trzeba sie dobrze ruszac zeby wszystko bylo w czasie. On na poczatku myslal, ze my sobie zarty robimy, ze on ma tak biegac.

Myslalam, ze wyjedzie na drugi dzien. Przetrwal. I o dziwo sporo sie nauczyl. Najwiecej od mojego męża, ktory po kilku wpadkach Frencza (a pelna wspolpraca musi byc) po prostu sie zdenerwowal i mlody mial blyskawiczne przeszkolenie do ciaglej gotowisci.
Ja bym tak nie umiala, pewnie wolalabym zrobic wszystko za niego.

Franacuz schudl podczas 3 miesiecznych praktyk 15kg. Z moim mężem żyli w super stosunkach, czasem piwko po pracy, takie tam.

Szczegolnie na poczatku nie bylo mi do śmiechu. Jedna taka osoba burzyla caly staranny plan dnia.
Teraz jak o tym rozmawiamy to zwijamy sie ze smiechu, nie  to, ze smiejemy sie z francuskiego kolegi, bo dosc sie z nim zżylismy nawet, ale z sytuacji w jakie sie pakowal. Do samego konca pozostal lekko ciamajdowaty i mega wolny, ale wypracowalismy plan dzialania i staral sie go trzymac z calych sil.


Generalnie w naszej stajni jezdza tylko turysci w tereny, juz po narodowosci wiadomo na jakiego konia ktora osobe wsadzic.
W ciagu prawie roku spotkalam jednego(!) w miare dobrze jezdzacego Francuza, za to wlasciwie WSZYSCY wypelniajac obowiazkowy formularz przed jazda pisza, ze maja duze doswiadczenie. Zwykle (99% przypadkow) konczylo sie na tym, ze Francuzow zapinalismy na uwiazy i ciagnelismy przy przewodnikach.
Wyszlo na to, ze nie tylko nasz stajenny pomocnik taki fajtlapowaty, widac tak odmienna kultura...

a czy baletnicy przydaly sie kocie ruchy przy wywalaniu gnoju? 🙂


Kocie ruchy 😂 😵

Oj, to było dobre, jak pół godziny trzymała kupę z trocinami na widłach i nimi trząsła, żeby jak najmniej trocin zmarnowac.
Dziewczyna starała się, ale jej umysł sprawiał wrażenie, jakby utknął gdzieś wczoraj. No i na prawdę nie da się opisac, jak jej gracja baleriny komponowała się z pchaniem taczki z gnojem 😁
Teraz mi się jakoś pomyślało,że w stajniach Miły Gapcio jest gatunkiem rzadziej występującym.



Oj są, są.
Pomagałam kiedyś Gapciowi (Gapi właściwie) wsiąść na konia. Przytrzymała strzemię, potem konia, żeby mogła sobie długość strzemion wyregulować, podciągnęłyśmy popręg. Wydawało mi się, że to już wszystko, więc idę. Kątem oka dostrzegłam, że jakoś cos jest nie tak, ale osoba niby jeżdżąca, pełnoletnia, ja rekreant, nie żaden instruktor, więc się specjalnie nie przejęłam. Przecież jedzie. Nagle koleżanka Gapci krzyczy: Wodzy jej nie podałaś...
Z dedykacja dla wszystkich gapciów - dawno nie slyszane:

o! mój domowy egzemplarz właśnie sam się samokrytycznie określił:
Starożytna Rasa Gapciów Drzewnych. Ostatnie ogniwo.
(drzewne dlatego że na drzewa wpadają jak sie zamyślą)
ciekawe czy to dziedziczne... 😉
Kurczę, jak ja mogłam zapomniec o jeszcze jednym gapciu!!!

Do mojej roboty zatrudnili Polaka. Już sobie myślałam, że będzie fajnie... nic bardziej mylnego! No po prostu to była totalna beznadzieja. 😵 Chłopak ledwo mówił po angielsku, więc ja byłam jego opiekunem i tłumaczem. Po miesiącu na prawdę mi było wstyd, gdy szefowa się na mnie darła, czemu do tej pory nie wytłumaczyłam mu, jak poprawnie wykonac jakąś pracę, a menedżerka mnie broniła, mówiąc "szefowa, ale ona na prawdę mu wytłumaczyła... z dziesięc razy!" A nie było to coś wymagającego głębszej filozofii.

Na przykład, mówię mu: "pozamiataj stajnię 1, 2 i 3". Za godzinę wracam, patrzę, a tu... owszem, pozamiatane, ale: tu kupa, tam kupa i tam kupa... Mówię mu "wiesz, jak zamiatasz, to kupy też trzeba posprzątac", a on na to "no tak, patrzyłem na te kupy i tak się zastanawiałem" 😵

Albo któregoś dnia nie przyszedł do pracy. Nie było go kilka dni. Dzwonię do niego - telefon wyłączony. Myślę sobie: "pewnie zwiał". Któregoś dnia wrócił, więc pytam się go: "gdzieś ty się podziewał?" A on na to, że ciocia w Polsce miała ślub i musiał pojechac 🤔  Nic nikomu nie powiedział i tak sobie poleciał do Polski!

Później miałam go dośc i zaczęłam go traktowac ostrzej - to mi powiedział jestem wredna, bo dla Anglików jestem miła, swoich traktuję jak śmieci 👿 Mówię wam, takie jazdy miałam przez niego. Odszedł w końcu i po tamtym incydencie błagałam szefową, że jak następnym razem będzie chciała zatrudnic jakiegoś Polaka, niech mówi płynnie po angielsku.
Mówię mu "wiesz, jak zamiatasz, to kupy też trzeba posprzątac", a on na to "no tak, patrzyłem na te kupy i tak się zastanawiałem"


aaa! piękne, klasyk gapciowy!


Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się