"Bykowe" - pytanie do pań

Ooo prosze nie wiedzialam. Trafilam kiedys na obszerny artykul o niej w angielskiej prasie jak ktos kopal pod nia polityczne dołki i szukali plagiatu w jej pracy dr oddanej 100 lat temu, po weryfikacji przez uczelnie nie znalezli, ale bylo o tym dosc głośno w srodowiskach akademickich a ja robilam wtedy swoje dr. Ogolnie mozna babce zazdroscic ogarniecia, naprawde.
Wow!
Przecież wiem, że nie wyrosła na grządce. Nikt nie wyrósł 😉
Chętnie bym przeczytała szczerą biografię pani Nad-Komisarz.
Takie biografie wiele uczą.

Ale widzę sprawy tak:
Jest stan A - plany - akcje - stan B.
I uważam, że każdy może Swój stan A zmienić w stan B tak, że ten stan B będzie lepszy
(dopóki nie wdadzą się sprawy ostateczne).
Ale to nie znaczy, że stany B będą identyczne, jak i stany A nie są.
I od nikogo nie można Wymagać, żeby było "od zera do bohatera".
Każdy, kto choć trochę poprawia swój los nie krzywdząc przy tym innych - zasługuje na szacunek,
szacunek ze względu na dokonania, bo jest jeszcze szacunek należny każdej istocie ludzkiej, i każdej istocie żywej.
A że żyję już parę lat,  to zauważyłam dziwne zjawisko: biegniemy, biegniemy na swoim kółku chomika, a po dziesięcioleciach okazuje się,
że zbyt daleko nie odbiegliśmy, jakby poziom trochę inny, ale miejsce to samo = pętla.
I to jest spory problem, bo coraz mocniej mi się wydaje, że zaraz po przetrwaniu najważniejszą ludzką potrzebą jest potrzeba sprawczości -
robienia czegoś z sensem i żeby miało jakiś wpływ na świat. Gonieni tą potrzebą dokonujemy różnych wyborów (drzewo, dom, syn - choćby), podejmujemy różne decyzje,
czasem desperackie, czasem od czapy. Poziom ambicji też jest najróżniejszy (i całe szczęście).
Jednej wystarczy jak kumpela pochwali torcik/imprezę, druga do tego potrzebuje lajków na blogu kulinarnym, trzecia musi zostać kosmonautką...
Można zacnie uprasować bluzkę, można postawić drapacz chmur...
Imo - za "umiarkowane" ambicje nikogo potępiać nie wolno. Takowe krzywdy nie czynią, a historia (i literatura) pełna tragicznych przypadków Przesadnych ambicji.
Czynić krzywdę - to temat na tomy. Pasożytnictwo też niejedno ma oblicze.
Halo, zgadzam sie, problem jest tam gdzie nie ma checi poprawy wlasnego losu a tylko chec pasozytnictwa ktora wlasnie 500+ propaguje, jesli trafi na podatny grunt. W polaczeniu z bykowym to juz potencjalna bomba. Bo na tym niepodatnym ludzie ta kase odkladaja - na prawo jazdy, czy remont pokoju dla dziecka. Dlatego wolalabym ulgi podatkowe lub podniesienie kwoty wolnej, na tyle duze żeby wyszlo tak samo jak nie lepiej.
Widzisz, a ja nie znam Nikogo kto by źle gospodarował 500+, choć należałoby założyć, że w gminie są ze dwie takie rodziny - przypadki beznadziejne.
Ale, chyba, i tak tym dzieciom lepiej jest we własnym domu niż w cudzym: kochają swoich rodziców, siebie nawzajem, swoje zwierzaki...
I przynajmniej nie chodzą głodne. Wcześniej sporo głodnych dzieci widywałam, i nie z "menelskich" rodzin, i tak, zaledwie 100+ km od Warszawy.
A "drogie forum" twardo upierało się (wówczas), że "żadnej Polski B - Nie Ma" (co mi akurat kojarzyło się z... Seksmisją 😉)

Szczerze mówiąc to 500+ jest (od teraz będzie) właśnie... bykowym.
Tylko w odwrotnej formie.
Matematyka jest bezwzględna: bezdzietni płacą więcej (bo nie dostają 500+)
Informuję cię, bo możesz tego nie wiedzieć, że ulgi podatkowe są i były.
Kłopot był taki, że np. samozatrudniający się, zarabiający ok. średniej - Nie Płacił podatku dochodowego (bo z nawiązką płacił na ZUS i NFZ) -
zatem odliczać nie było z czego, a pieniądza na rynku wewnętrznym drastycznie brakowało, rynek wewnętrzny był zagłodzony.
Mam znajomą (przykładowo), która wielce się pluje na 500+. Nie zauważyła jednak prostej koincydencji:
odkąd jest 500+ w swojej knajpie ma sporo więcej klientów.
500+ jest znacznie lepsze niż jakiekolwiek "bykowe", bo jest przepompowaniem pieniędzy w konkretny obszar,
i o ile wszelkie (pozakulturowe) próby zwiększania dzietności są beznadziejne, to  Swoją Ekonomiczną rolę 500+ spełniło.
Z plusem. Dzięki zastrzykowi pieniędzy na rynek wewnętrzny wszyscy mamy więcej pieniędzy, po prostu z obrotu.
Kilka lat temu "u nas" niemal nikt nic nie kupował, chyba że "na zeszyt"? (jasne, lepiej sytuowani kupowali, mówię o "szarej masie"😉.
Dziś świeżutki paczkomat non stop ma zajęcie.
Oczywiście pieniądze nie biorą się znikąd - i wszyscy "zrzuciliśmy się" na 500+, nie z własnej woli.
Główne koszta ponieśli, de facto - bezdzietni średnio dobrze zarabiający, płci obojga (innych płci na razie Pesele nie przewidują 😉).
Ale, zauważają to nawet moi znajomi z tej grupy, kłopot polegał na tym, że swoje pieniądze wydawali/lokowali głównie poza rynkiem wewnętrznym.
I ulga podatkowa dla nich popłynęłaby, przykładowo, na Majorkę.
Rodziny w Polsce mają Tyle miejscowych, bieżących potrzeb, że 500+ te potrzeby zmieniło w Popyt.
A gospodarkę dusił głównie brak Popytu.
dea   primum non nocere
04 lipca 2019 23:31
Ja też ponoszę koszty. Samotna matka pracująca i zarabiająca nieźle (wystarcza by utrzymać siebie, córkę i konia), ale nie tyle, żeby pompować na Majorkę 🤣 I widzę, że wszystko w sklepach droższe, mówię o spożywce. Ceny mamy teraz iście niemieckie. Pietruszka, korzeń za złotych dwadzieścia kilogram. Mówisz, że nie kupują ludzie na zeszyt? Może na taki nowocześniejszy? Słyszę ciągle jak radio nadaje o dwumetrowych lodówkach na raty zero procent. Chwilowy efekt pewnie jest, ale czy na dłuższą metę taka strategia jest dobra, szczerze wątpię. I ekonomicznie, i właśnie społeczno- psychologicznie (zniechęcanie do pracy, pracować się... nie opłaca, opłaca się konsumować). Może ktoś mi wytłumaczy jak krowie na rowie, w jaki sposób konsumpcja może być motorem? Nie na chwilę, tylko na dłuższą metę? Dla mnie to energia taka jak - spalanie, kiedyś się chrust skończy. Toczenie się z górki - fajnie, że jest szybko, ale górka też się skończy. No, nie. To nie brzmi jak dobry plan jednak.
Halo, moze i teoretycznie mogloby tak byc, ze 500+ napedza konsumpcję, ale zgadzam sie raczej z Dea ze to na krotka mete. Bo niestety opodatkowanie pracy w Polsce jest ogromne, mala kwota wolna, wysokie podatki, do tego wysoki VAT, duze skladki na ZUS. To plus 500+ i juz sie nie oplaca pracować. Niestety postulaty obnizenia kosztow pracy sa jakos malo popularne bo ludzie jednak niestety wola dostac niz zarobic.
Dzięki zastrzykowi pieniędzy na rynek wewnętrzny wszyscy mamy więcej pieniędzy, po prostu z obrotu.


I to jest sedno. Więcej pieniędzy mamy... ale ile ten pieniądz jest wart? Ile można kupić za 500zł teraz, ile można było 2 czy 3 lata temu? Te papierki czy cyferki czyli ilość, od której nam tak lepiej wg ciebie, jest nic nie warta. Chyba że będziesz chciała jak w Wenezueli wyplatać z torebki z PLN, to wtedy może będą coś warte.



W całej tej dyskusji zgadzam się z lillid, która już się nie odzywa, a szkoda. Miałam wrażenie, że jako jedna z nielicznych coś wie o gospodarce i rozumie czym jest pieniądz i czym jest dług.

Wrzucam jeszcze dość krótkie artykuły, które mam nadzieje przeczyta chociaż trochę osób, a z tego może kilka naprawde uświadomi sobie jak działa takie ... "wszyscy mamy więcej". Wierzę w to, że im więcej osób będzie zdawało sobie sprawę z pewnych mechanizmów, tym będzie lepiej... może naiwnie, ale co :-) WARTO wiedzieć!

1. czym jest pieniądz: http://www.bogaty.men/o-pieniadzach-prawdziwych-i-nie-tylko-cz-i/
2. trochę o walutach: http://www.bogaty.men/o-pieniadzach-prawdziwych-i-nie-tylko-cz-ii-fiat-szajsu-brat/
3. i chyba najbardziej na czasie - DŁUG!: https://www.bogaty.men/o-pieniadzach-prawdziwych-i-nie-tylko-cz-iiia-mechaznizm-placidla-w-postaci-dlugu/
No, jeśli ktoś ma ambicję zmieniać ekonomię świata - to z całego serca popieram!
Chyba by ozłocili takiego, co by wskazał niezadłużone państwo.

dea, jak krowie na rowie?
Proszę: nic na tej planecie nie powstanie, jeśli coś (głównie tlen) nie zostanie... spalone.
Nie ma perpetuum mobile. Coś się rodzi, bo coś umiera.
Stąd prawa ekonomi - trzeba jeść, aby wytwarzać, aby istnieć i działać.
I co z tego, że 25 lat temu bilet kosztował 2 zł a teraz (ten sam) 5?
Jak wtedy tych 2 nie było, a teraz te 5 - są?
Minimalizm to powinniśmy mieć w głowach, nie w realu.
Bo inaczej będziemy biedniejsi i biedniejsi, słabsi i słabsi (ludzie).
Oczywiście każdemu wolno wziąć przykład ze zwierząt (popieram) i łazić (wyłącznie) we własnej sierści.
Ale jeśli nie, to od 60 lat na całym świecie nie jest inaczej: konsumpcja napędza produkcję.
Nie ma produkcji bez popytu. A popyt to nie tylko potrzeby - ale i środki na to.
Zatem nie pojmuję, jak może się opłacać nie pracować.
Skoro pracujący Zawsze ma więcej. 2 zł > 0, a 5002 to więcej niż 500.
Przecież nie ma przymusu pracy. Każdy może nie pracować - i "żreć mlecz". Wolny wybór.
(drobiazg tylko taki, że chyba stać nas jako wspólnotę, żeby nieudolni jednak nie zdychali z głodu, a już na pewno - żeby nie zdychały z głodu niezdolne, raczej, do pracy dzieci)
Żeby zaspokoić swoje potrzeby trzeba mieć ku temu środki. Finansowe.
Mamy ograniczone możliwości uzyskiwania tych środków (a rezygnując z przychodów ograniczamy sobie możliwość zaspokajania potrzeb).
Musimy coś, co potrafimy, wymienić na coś, czego potrzebuje Kto Inny.
Na tyle potrzebuje, że wymieni swoje zasoby. Powszechnie znanym nośnikiem wymiany jest pieniądz.
Jeśli nie ma pieniądza - wymiana zamiera i mamy wielu "nie chcianych" oferentów dóbr, tylko nie ma popytu.
Halo ale o to sie wlasnie sprawa rozwija ze mozna wziac 3 lub 4 razy po 500, jakies zasilki i nie pracować. A tak nie powinno być. Widzialam na wlasne oczy ograniczanie socjalu (w UK po kryzysie w 2008r) i ekonomicznie wyszlo im to dobrze, politycznie gorzej. Wiec mozna...
Czyli halo i nie przeczytała i nie zrozumiała :-)

Pozdrawiam mających ambicje zrozumieć i mieć świadomość. To już jest zmiana.
dea   primum non nocere
05 lipca 2019 14:32
Która stoi i mówi: muuuu.
Nadal toczenie się z górki nas nie wyniesie na kolejną. Krowa widać głupia, trudno, będzie z tym żyć. I produkować coś realnego, nie Kupno Dwumetrowej Lodówki Na Kredyt. I płacić innym na zasiłki, bo "nas" stać, żeby nie głodowali.
KonieAMI, jeszcze nie upadłam na głowę, żeby czytać Cokolwiek ze strony "bogaty. men".

karolina_, co trudnego jest w zrozumieniu, że podejmuje się takie działania, które są Dobre dla gospodarki?
Różne okoliczności - różne działania. Trzeba będzie ograniczyć "socjal" - ktoś ograniczy.

O ile komuś W Ogóle zależy, żeby było lepiej wspólnocie, a nie tylko własnemu pępkowi.
Każdy może nie pracować! Każdziutki!
A gdybyś spróbowała wyżywić za 1500 PLN 5 osobową rodzinę, to byś lepiej zrozumiała co to znaczy "można nie pracować".
Od sierpnia 1971 roku nigdzie na świecie nie ma innego "płacidła" niż "pieniądz fiducjarny". Za miesiąc z kawałkiem będzie 48 lat. OK - nie należy ulegać "tyranii status quo" - nie twierdzę tedy, że niczego innego już na świecie w przyszłości nie będzie. Tyle tylko, że widoczne trendy są jeszcze bardziej "fiducjarne"! Za takim "bitcoinem" to już nawet żadne państwo nie stoi - to jest dopiero coś płynnego i mglistego!

Fanatyzmem jest też twierdzenie, że skoro nie mamy "prawdziwego pieniądza", to wszystko co się dzieje w ekonomii jest tak samo "nieprawdziwe".

W chwili obecnej nie sposób sobie nawet wyobrazić powrotu do pieniądza kruszcowego. Tak samo jak niewyobrażalna jest likwidacja "programów socjalnych". Można co najwyżej myśleć o ich racjonalizacji: uproszczeniu, zmniejszeniu kosztów administracyjnych, ograniczeniu "skutków ubocznych" - ale likwidacja? Wyobrażacie sobie, co się stanie z partią polityczną, która coś takiego zrobi?

Dlatego nikt, kto ma w ogóle szanse na polityczny sukces - nawet czegoś takiego nie proponuje. A kto proponuje, ten szans nie ma. Jak Korwin - Mikke. Nie wiedziałem, że na forum ma tyle zwolenniczek..?

halo - czy musisz używać wielkich liter w przypadkowych słowach w środku zdania..? Trochę to utrudnia odbiór...
Halo juz trzeba ograniczyc socjal bo inaczej poplyniemy, a ten co zostanie inaczej zagospodarowac. Na refundacje lekow nie ma, kolejki na SOR kilometrowe, na zasilki dla niepelnosprawnych nie ma. Za to na 500+ na pierwsze dziecko jest. Nie jestem zwolenniczką Mikkego bo uwazam ze panstwo powinno pomagać tam gdzie jest taka potrzeba, tzn ludzie nie maja możliwości pracy przez ciezka chorobe/ niepełnosprawnosc wlasna lub w bliskiej rodzine. Na nowy rowerek dla Brajanka Karyna sobie moze zarobic, moze wtedy tez rowerek nie kosztowal by o polowe wiecej niz przed 500+.
dea   primum non nocere
05 lipca 2019 16:29
Żeby krowa zrozumiała, można prosić o wytłumaczenie cudu wzrostu przez konsumpcję na społeczności złożonej z pięciu osób? Co każda z nich robi bądź nie robi. Mam dziwne wrażenie, że zachodzi to zjawisko "pieniędzy niczyich" i "państwowe, czyli z Nieba", względnie "ten jest zły, to mu zabierzemy i damy biednym dzieciom". Piękne idee, tylko że to raczej tak nie działa.
No może być dziesięć tych osób, żeby się zmieściła pięcioosobowa niepracująca rodzina 🤣

EDIT: jeśli chodzi o pieniądz bez pokrycia, dodrukujemy, rozdamy i będzie, to już raczej było, zapewne oboje pamiętacie? Mała bułka za pięćset złotych była w efekcie, moi rodzice zarabiali miliony  😎 jakiś nie powodowało to wzrostu realnej ilości towarów na rynku. Jak one się mają magicznie pojawiać, skoro nie są produkowane? Jak konsumpcja produkuje? Krowa bardzo chce wiedzieć, państwo dziesięciu osób, proszę.
To nie jest takie proste! Stworzenie i sfinansowanie takiej "służby zdrowia", która odpowiadałaby wszystkim potrzebom jest najprawdopodobniej w ogóle niemożliwe. W każdym razie - nikomu na świecie jeszcze się to nie udało. Choćby dlatego, że stale powstają nowe, innowacyjne terapie i procedury - które, z uwagi na swoją innowacyjność, z reguły są bardzo drogie. Nie ma tak bogatego państwa, żeby zdołało za tym nadążyć! A jeśli nie oferujemy procedur najnowszych i najlepszych - no to musimy akceptować fakt, że czasem z tego powodu ktoś umrze.

Oczywiście wiem, że nie o to Ci chodzi. Chciałabyś "tylko", aby pensje lekarzy i innego personelu były na tyle wysokie, aby nie wyjeżdżał on z Polski i żeby liczba lekarzy oraz wyposażenie na SOR-ach było adekwatne do potrzeb. Przyznaję, to pewnie byłoby możliwe - choć zapewne kosztem nie tylko "500plus", ale i jakichś innych wyrzeczeń.

Tyle tylko, że jak już to będzie, to okaże się, że... ludzie nadal umierają! Niektórzy nawet na SOR. Mimo płac, etatów, sprzętu... Zaakceptujesz ten fakt - czy będziesz domagała się dalszej poprawy..?

Obawiam się, że taki wyścig politycznie nie ma sensu: liczba niezadowolonych ZAWSZE będzie większa od liczby zadowolonych. Choćby dlatego, że prawo głosu mają tylko żywi - a im osobiście stan SORów na ogół nie zdążył jeszcze zaszkodzić. Przy tym, ludzie z natury lepiej pamiętają przeżycia negatywne niż pozytywne - i, w konsekwencji, mają skłonność do oceniania takich usług surowiej, niż być może na to zasługują.

Pomagać tylko tym, którzy bez własnej winy popadli w kłopoty? A jak chcesz ich odróżnić od naciągaczy..? To wymaga licznego, kompetentnego i zmotywowanego (a więc DROGIEGO) aparatu administracyjnego. Jesteś gotowa ponieść ten koszt? Nie wiedząc z góry, czy istotnie spełni on swój cel..? Gwarancji przecież nikt nie da... A ile będzie przy tym zawiści i pretensji!

Moim zdaniem kierunek obrany przez PiS jest racjonalny. Nie ma sensu walczyć o jakość "usług publicznych", takich jak szkoły czy szpitale. Biedni, których to najbardziej dotyczy - na ogół przywiązują niską wagę zarówno do wykształcenia, jak do stanu zdrowia. By nie powiedzieć dosadniej! Bogaci i tak sobie radzą, zresztą - nie są istotnym elektoratem.

W zamian - dać pieniądz do ręki jak najtańszym kosztem (żadnego sprawdzania dochodów, żadnej kontroli - to wszystko kosztuje krocie!) jak największej grupie ludzi. Jak mówi Pismo: Pan zsyła deszcz na dobrych i na złych
Potrzebujący dostali - tak samo jak wielu niepotrzebujących. Ale czy naprawdę musi nas to boleć? Czy to przypadkiem nie jest pospolita zawiść?

Ostatecznie możemy dojść do systemu "pensji obywatelskiej": każdy dostaje od państwa co miesiąc tyle samo. Bogaty, biedny, dzieciaty czy bezdzietny - nieważne. Koszty administracyjne: bliskie zeru (tyle co koszt prostej nakładki na system PESEL - i koszt przelewów).

W zamian - nie ma żadnych państwowych szkół czy szpitali. Każdy radzi sobie jak umie.

Podejrzewam, że łatwiej byłoby o zrównoważony budżet niż obecnie..
JKobus ja sie zawodowo zajmuje wlasnie finansowaniem tych nowoczesnych procedur. Troche to bardziej skomplikowane niz 'to jest drogie'. Po pierwsze, oszczędności mogą byc generowane gdzie indziej (np. przez zmniejszenie ilosci hospotalizacji), po drugie panstwo okresla, krotko mowiac, ile jest warty rok zycia obywatela (jakosc tego zycia tez sie liczy). I wtedy albo lek sie lapie, bo ogol kosztow jest mniejszy niz to co panstwo jest sklonne zaplacic, albo producent idzie na ustepstwa cenowe roznej masci, albo lek nie jest refundowany w danym kraju (czasem jest wtedy tez niedostepny wcale bo nie oplaca sie prodycentoei dystrybucja ze wzgledu na mikry popyt bez refundacji).

A wiesz co jest najciekawsze? Ze jak wiele innych krajow, Polska utrzymuje rzadowa agencje ktora siedzi i przeprowadza te analizy czy lek sie oplaca. I wydaje opinie, ktorych ministerstwo zdrowia notorycznie nie slucha. Dla porownania q innych krajach takie opinie sa albo bardzo mocno respektowane albo wrecz prawnie wiazace. I co to jest jak nie marnowanie publicznych pieniedzy? Albo niech bedzie jasność ze decyduje pan minister na podstawie widzimisie, albo po to rzad zatrudnia ekapertow żeby szanowac ich prace, inaczej to marnowanie publicznych pieniedzy. Mysle ze takich przykładów w innych dziedzinach tez jest duzo. Wiec istniejacy aparat adninistracyjny na pewno mozna wykorzystać do prowadzenia dobrego programu socjalnego, nie trzeba dawac wszystkim jak leci w totalnie demoralizujacy patole sposob. 
KonieAMI, jeszcze nie upadłam na głowę, żeby czytać Cokolwiek ze strony "bogaty. men".


Rozumiem to tak: nie chce poznać innego punktu widzenia, bo dobrze mi w swoich horyzontach i prowadzę dyskusje tylko po to żeby wdrukowac innym swoje racje, tym samym nie słuchając ich.

Może nawet ktoś wie jak nazywa się taki mechanizm obronny? Kiedyś o tym czytałam, ale już nie pamiętam.

Nawet gdyby artykuł który byś mi poleciła był na domenie pudelek.pl to bym weszła i przeczytała. Może pomogłoby mi to zrozumieć twój punkt widzenia. Tak robią ludzie którzy chcą rozmawiać i zrozumieć drugą stronę.
KonieAMI, nie, zrozumiałaś mnie niewłaściwie, tj. niezgodnie z moją intencją.
Ale nie czuję się na siłach obszernie ci tłumaczyć, czemu nie czytam "bogaty.men" ani nie linkuję "pudelka".
W skrócie dlatego, że nijak nie są to źródła wiarygodne.

jkobus, gdy tylko podasz mi sposób w jaki sposób oddać w necie nacisk i intonację.
Gdy boldem nie wolno, rozstrzelonym drukiem nie wolno (utrudniają zrozumienie, optycznie, jeszcze bardziej), cudzysłów to nie to, itd.
Korzystam z zasady języka polskiego, że użytkownikowi tego języka wolno podkreślić dużą literą Dowolne słowo.
Jeśli ma dla tego użytkownika duże znaczenie.
Jako użytkownik polskiego od dość dawna 😉 zakładam, że zdania od siebie oddzielają kropki,
nie wielkie litery.
Rozumiem cię (i nie tylko ciebie) ale, póki co, nie znalazłam innego sposobu wyróżnienia niektórych słów.
Graficznie dopuszczalnego w necie, bo w druku wolno więcej.
Mogę obiecać, że będę się starać używać tego mniej.

dea, sama prosiłaś, żeby ktoś ci wytłumaczył jak krowie na rowie, o co teraz masz pretensje?
Jak lubisz muczeć to mucz, twoja wolna wola.
Ale faktycznie oczekujesz wyższej szkoły jazdy, skoro nie odróżniasz drukowania pustego pieniądza od finansów ściśle kontrolowanych przez zewnętrzne banki
i nie znasz przyczyn wywołujących hiperinflację. Nie podejmuję się tłumaczenia.
Za to przypomnę, że jednym ze wskaźników względnego dobrobytu jest... niski wskaźnik bezrobocia.
A ten jest obecnie najniższy od czasu wystartowania "przemian ustrojowych".
I to ten oficjalny, choć bardzo bym chciała zobaczy porównania realne, po podejrzewam, że z tym może być jeszcze lepiej -
że w zasadzie dziś, kto chce pracować - znajdzie pracę. A czasy administracyjnego i prawnego przymusu pracy, dzięki Bogu*, mamy już za sobą.
*to specjalnie dla ciebie, do kogo innego napisałabym "na szczęście" 😉
dea   primum non nocere
05 lipca 2019 20:37
Czym sobie zasłużyłam, że jestem jedyną na tym forum godną z twych palców Boga? No ale to chyba komplement, więc dziękuję.
Odróżniam różne źródła pieniądza, którego brakuje. Skrót myślowy, bo piszę jednym palcem, piekąc tort pozostałymi 😉 Chodziło mi o to, że jeśli rozdajemy pieniądze, nie wymagając niczego w zamian, to zacznie ich brakować. Pojawia się pytanie - powinno się pojawić, moim zdaniem - skąd je brać? Można zabrać komuś innemu. Ilu jest takich, co tylko z Majorki na Seszele latają i dobrotliwie się oddziela, bo nie zauważą, że im ubywa? Raczej znikomy procent. Zabiera się więc szarakowi. Pracującemu. Po co pracować w takiej sytuacji? Coraz mniej się to opłaca, pracować, dawać pracę - bo to jest coraz droższe. Małe firmy dostają po tyłkach i upadają, nie stać ich na pracowników. Tego chcemy? Taka to sprawiedliwość społeczna? A jak w końcu nie będzie skąd wziąć tej kasy, z Nieba jednak nie leci (ach, to dlatego Pana Boga dostałam gratis), a ludzie wyciągają ręce... Myślisz, że ktoś się zawaha, czy drukować czy nie? Tylko dlatego, że to już było?
500+ to wśród moich bliższych znajomych dość ciekawy temat.

Z jednej strony jak trafiamy w tzw. mediach społecznościowych na całe "grupy doradcze", które pomagają ludziom wyciągnąć jak największą ilość kasy z różnych programów i zasiłków, otwiera nam się nóż w kieszeni. Co więcej mamy w gronie małżeństwa, które mają 3-5 dzieci, ponieważ zawsze marzyli o dużej rodzinie, uznali, że ich na to stać i zdecydowali się na dzieciaki, gdy nikt jeszcze nie śnił o żadnym 500+. Możecie mi nie wierzyć, ale oni uważają, że to jest zły pomysł. Niewychowawczy, bo osoby o niskim poziomie ogarniania rzeczywistości zachęcą do mentalności "dej", a uczciwie pracujących, w tym rodziców, przyprawia o frustrację, a czasem zgrozę.
Kiedyś rozmawialiśmy nawet o alternatywnej koncepcji, którą nazwaliśmy roboczo 500-. Skąd minus? Ano stąd, że w naszej hipotetycznej sytuacji wsparcie rodziców przez państwo miało polegać nie na bezmyślnym rozdawaniu pieniędzy podatników, a na przyznawaniu ulg w podatkach dla rodziców, którzy osiągają jakiekolwiek dochody.
W praktyce miało by to wyglądać tak, że na każde dziecko przysługiwało by 500 zł ulgi w podatku PIT do dowolnego podziału pomiędzy wychowujących rodziców. Załóżmy, że para ma dwójkę dzieci, a więc w sumie to 1000 zł. Jeśli oboje rodzice osiągają jakiekolwiek opodatkowane dochodzy z pracy, w kasie domu co miesiąc by zostawało te dodatkowe 1000 zł, bo pracodawca (lub sama osoba prowadząca firmę) nie pobierała by tej kwoty w PIT. Co to zmienia? Teoretycznie niewiele, ale w praktyce bardzo dużo. Osoby, które nie pracują legalnie w jakiejkolwiek formie, miałyby figę. Rodziny, gdzie z legalnego źródła pochodzi niewiele dochodów, miałyby małą ulgę w podatku, zapewne niższą, niz kwota aktualnego bezmyślnego rozdawnictwa przez rząd nie swoich pieniędzy. A co z rodzinami, gdzie przynajmniej jedno z rodziców osiąga wystarczające opodatkowane dochody? Noc by się dla nich nie zmieniło, po prostu zarobiłyby tyle samo, ile aktualnie + dodatkowa kasa na dzieci.
Niby wychodzi na to samo w skali globalnej, ale jest wg mnie dużo bardziej społecznie fair. Gdyby obowiązywała taka formuła, to pomimo faktu, że nie jestem upoważniona do pobierania jakichkolwiek benefitów na syna mojego TŻ, nie odczuwałabym dyskomfortu. Zupełnie inaczej, niż teraz, gdy nie mogę oprzeć się wrażeniu, że z moich tłustych podatków finansowane są m.in. tipsy pewnej grupy Karyn, które mają na tyle rozumu, by ogarniać wnioski o kasę za friko, ale już nie na tyle, by ruszyć zadki i zacząć zarabiać na siebie i swoje bombelki. Żeby nie było, mam świadomość, że temu stereotypowi odpowiada zaledwie ułamek wszystkich beneficjentów 500+, ale nadal niesmak pozostaje :/
dea, oj, bo lubię się z Tobą przekomarzać 🙂
Poważniejąc. Niestety, gdy firmy nie stać na pracownika (a nie niewolnika), to nie stać jej na działalność wymagającą wynagrodzenia za pracę.
To oznacza, że taka działalność jest nieopłacalna.
To nie wina PiS, że przez 30 lat pensje (i możliwości zarabiania!) były na absurdalnym poziomie,
poniżej kosztów utrzymania niewolnika. To wina stylu sławetnych "przekształceń własnościowych".
Ale, po prostu, w XXI wieku w środku (geograficznym) Europy - tak być nie może.
Co do druku pieniędzy, to nie jest kwestia wahania, tylko nikt nie zaryzykuje obniżenia ratingów.
(choć, ciekawe - PO się w zasadzie udało 🙁)
Nie wiem skąd przekonanie, że wsparcie dla rodzin to rozwój postawy "dej"?
Ile jest osób, które regularny wpływ na konto 100 euro powstrzyma przed zarabianiem konkretnych pieniędzy?
I czy te osoby zarabiałyby w jakichkolwiek okolicznościach?
A jeśli nie - to mają zdychać z głodu? W XXI wieku? I dzieci mają zdychać z głodu?
Za to jedno będę PiS błogosławić - że przestałam widywać twarze wygłodzonych dzieci.
Bo te same twarzyczki teraz są syte. Ba! Nawet do dentysty ludzie chodzą.
Już wiadomo zresztą na co idzie gros 500+, jak ludzie wybierają.
Idzie na dodatkową edukację, trochę na pasje dzieci.
Obecny rząd nie kupuje na kredyt lodówki. Kupuje - miejsca pracy.
A nie wyobrażam sobie lepszego celu zadłużania się.
I za nic nie chciałabym powrotu do świata, w którym nie kupuje się miejsc pracy na kredyt.
Bo tak działa cały świat, na całe szczęście.
Przypomnij sobie może, że "pieniądz rodzi pieniądz".

Lena, mieszkasz w Polsce?
Ulgi podatkowe były od ładnych paru lat. Nijak nie ożywiło to rynku.
Ok - to wprowadzono Dopłatę (jakby - ze składek ZUS) do pewnej sumy, skoro masa ludzi nie zarabiała tyle, żeby w ogóle płacić podatki.
Nadal nie ożywiło to rynku.
Niespełna 5000 brutto - czyli tyle, ile średnia krajowa.
A wiadomo jak jest ze średnią krajową.
To oznacza, że ponad 60% pracujących Polaków zarabia mniej.
Często sporo mniej.
W zasadzie, już pisałam, jak próbujesz się sam utrzymać z jakiejś "działalności osobistej" (nie licząc niektórych dziedzin ani wielce obrotnych) i nie masz ulg w ZUSie -
podatku dochodowego nie zapłacisz, bo nie masz z czego 🙁 Bo nie wyrobisz Dochodu w okolicach 60% średniej krajowej, przez 365 dni w roku.
Czyli byłoby tak: ulgi podatkowe miałoby te 40%, które najmniej ich potrzebują.
Stąd zupełnie inna decyzja. I coraz więcej osób się przekonuje, że słuszna. W Polsce B (której istnieniu wcześniej zaprzeczano) wszystko ożyło.
Po prostu ludzie, choćby te niewielki sumy, inwestują. W poprawę swego (i dzieci) bytu (i aktywności), niektórzy z naciskiem na dziś, niektórzy z naciskiem na przyszłość.
Ot, np. coraz więcej osób zaczyna uważać, że warto zapłacić 20 PLN za lepszą apkę czy kupić e-booka zamiast polować po torrentach.
Jak to się dalej przekłada na obrót pieniądza, chyba tłumaczyć nie trzeba?
dea   primum non nocere
06 lipca 2019 07:23
Pytanie dlaczego firmy nie stać na pracownika. I czy to przypadkiem nie dlatego, że Państwo od małych firm bierze za dużo. Pracodawca stał się wrogiem publicznym 😉
Jeszcze jednego krowa nie pojęła - kupowanie miejsc pracy na kredyt? Jak? Gdzie? Sorki, zgubiłam się, teraz Ty robisz skróty myślowe.
Żeby twarzyczki głodne nie były, można było np. dać te pieniądze szkołom/przedszkolom na darmowe posiłki.
halo wspominasz o ożywieniu rynku. Jaki rynek masz na myśli? Domyślam się, że nie rynek pracy, bo tutaj efekt jest trochę inny. Rynek dóbr konsumpcyjnych na pewno, ale myśląc długoterminowo to zdecydowanie za mało. Potrzeba to zrównoważyć inwestycjami, a te jakoś dziwnym trafem są ostatnimi czasy jakby mniej częste. Przejedzenie całego "dobra" zapełni brzuchy na chwilę, ale na dłuższą metę nie rozwiązuje niczyjego problemu.

Rozumiem, że mniej zamożnym beneficjentom 500+ wyraźnie poprawiła się stopa życiowa, bo 5 stówek miesięcznie (minimum) piechotą nie chodzi i to jest kawał pieniądza. Świetnie, ale co będzie za kilka lat, jeśli zabraknie na to kasy? Dodrukują? Nakręcą inflację i siła nabywcza tych 500 spadnie. A może jakimś cudem ktoś te plusy jednak polikwiduje w takiej formie? Co wtedy się stanie z tymi ludźmi? Skończą się ryby, a wielu nadal nie będzie miało wędki, ani nawet umiało czy chciało jej używać. Dlatego ślepa, rozdawnicza formuła socjalu jest dla mnie krótkowzroczna i po prostu bezmyślna. Nie jesteśmy i nie będziemy drugą Norwegią czy Danią w ciągu najbliższych xx lat. Ludzie, którzy stracą benefity wrócą w większości do punktu wyjścia i będą z tego powodu bardzo niezadowoleni.

Wracając do kwestii nie zarobienia na ulgę, wracamy tak naprawdę do kwestii odpowiedzialności za swoje życiowe decyzje. Nie każdy zostanie dyrektorem czy cenionym specjalistą i będzie dobrze zarabiał. Taka kolej rzeczy. Większość ludzi będzie oscylowała w okolicy oraz poniżej średniej i to jest przecież zupełnie normalne. Decydując o wielkości rodziny, większość będzie musiała się liczyć z obniżką komfortu. Tak zawsze było i jakoś ludzie z tym żyli, dzieci się rodziły i dorastały. Nie każdy miał wszystko, czego chciał i potrzebował. Mniej zamożni żyli skromniej i tyle. Może zamiast rozdawania co miesiąc pieniędzy zreformować porządnie system edukacji od żłobków począwszy, żeby każde dziecko miało miejsce i rodzice nie musieli za to płacić? Jakby tak jeszcze doinwestować służbę zdrowia, żeby publiczna opieka zdrowotna była naprawdę dostępna i lepszej jakości? Nie poprawi to warunków życia mniej zamożnych osób i nie ułatwi im wychowania dzieci? Nie tylko kasa, którą w większości przejedzą w taki czy inny sposób. Inwestycje w poprawę poziomu życia w tym kraju są wg mnie ważniejsze.
Skąd info, że inwestycji jest mniej?

dea, już tłumaczę krowie (naprawdę nie sądziłam, że masz o sobie takie mniemanie 🙁) skrót myślowy.
Nie ma innego sposobu ograniczenia bezrobocia niż ożywienie rynku.
Jeśli trzeba wziąć kredyt żeby rynek sam się zaczął nakręcać - trzeba to zrobić.
Kredyty konsumpcyjne dla kogoś innego stają się gotówką na inwestycje, także w miejsca pracy.
Naprawdę chciałabyś, żeby twoje dziecko jadło raz dziennie?
(a przypomnę, że PO chciało zlikwidować szkolne i przedszkolne stołówki i zastąpić je "cateringiem", co,
często gęsto, skutkowało podawaniem czerstwawych kanapek, pozostałych po jakiejś imprezie firmowej).

Lena, w każdym społeczeństwie występują zbiorowe problemy. I różni ludzie mają różne pomysły na ich rozwiązywanie.
Dlatego ludzkość wymyśliła coś takiego, jak demokracja. Uznano, że co ma więcej zwolenników - jest "lepsze".
Dlatego, że, oprócz wróżb (ew. z analizy przeszłości), innego sposobu na weryfikację przyszłej sensowności danego pomysłu - po prostu nie ma.
W demokracji, nawet, gdy coś jest głupie i szkodliwe - przynajmniej ma poparcie.
Nie rozumiem czemu (patrz dyskusja o jeżyku) demokrację dziś nazywa się "populizmem".
Czyżby pomysł miał być taki, że to "elity" Wiedzą co Będzie lepsze dla "mas"?
A teraz "elity" są... "zawiedzione"?

Osobiście ubolewam, że opozycja coś pomysłami na rozwiązywanie dotkliwych problemów nie sieje.
Ani nie orientuje się (swojej struktury) wg programów.
I martwię się, bo tak jak jest, to PiS będzie rządził "i jeden dzień dłużej", a uważam, że każda władza powinna mieć silną, sensowną, Konstruktywną, opozycję.
Tak jak jest, to PiS mógłby robić Nic, wystarczy, że opozycja Sama zmniejsza i zmniejsza swoje szanse. Niemal - co się odezwą.

Żłobki, mówisz? To zrób ankietę wśród matek małych dzieci - co one sądzą o żłobkach versus dostępność matki dla dziecka.
I zrozum, że jest taki poziom "zaciskania pasa" (wszak nie swojego - zawsze jest to Cudzy pas), że Wszyscy wyłącznie biednieją i marnieją.
I sprawdź sobie procent obywateli naszego europejskiego kraju w XXI wieku, który żył poniżej Minimum Biologicznego.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
06 lipca 2019 14:41
halo,  "rozkręca" się rynek przez inwestycje, a nie rozdawnictwo. Rozdawnictwo prowadzi do tego, co widzimy, czyli ogromnego wzrostu cen i braku rąk do pracy. Tyle.
A w jaki sposób rozkręcić inwestycje?
Przez wieczne zwolnienia podatkowe "inwestorów zagranicznych"?
Przez oddanie autostrad we władanie po kres świata?
A! Już wiem - przez zapewnienie o bezproblemowych dostawach niewolników!

Do wzrostu cen prowadzi nie rozdawnictwo (nie da się rozdać więcej niż się ma) ale zwiększony popyt.
Bez zwiększonego popytu nie ma mowy o rozwoju gospodarczym.
Ceny mają to do siebie, że nie wzrastają w nieskończoność - rynek się równoważy,
chyba że mowa o dobrach niezbędnych w sytuacjach skrajnych - te nie podpadają pod typowe mechanizmy ekonomiczne.

Jak mówię - każdemu wolno wystartować z lepszym pomysłem.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
06 lipca 2019 15:29


Do wzrostu cen prowadzi nie rozdawnictwo (nie da się rozdać więcej niż się ma) ale zwiększony popyt.



oczywiście, że da się rozdać więcej niż się ma. W Polsce mamy ponad BILION złotych długu publicznego.
https://www.dlugpubliczny.org.pl/metoda-liczenia/

Ceny mają to do siebie, że nie wzrastają w nieskończoność - rynek się równoważy,

Oczywiście, że wzrastają w nieskończoność, to zjawisko nazywa się hiperinflacja i ma swoje źródło właśnie w długu publicznym.
https://mfiles.pl/pl/index.php/Hiperinflacja
dea   primum non nocere
06 lipca 2019 23:14
Świat się kończy, zgadzam się ze Strzygą.

halo krowa absolutnie nie jest dla mnie obraźliwa. Primo, szanuję i cenię zwierzęta, czuję się zwierzęciem i to wcale nie jakimś szczególnie Lepszym. Secundo, mam dystans do siebie, który pozwala mi się śmiać z dowcipu o świnkach morskich. Tertio, cenię prostotę, której krowa miała być symbolem.
Strzyga nie wiem czy Twoje źródła są wystarczająco dobre dla halo. Pewnie nie, więc nawet nie przeczyta :-)
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się