"Bykowe" - pytanie do pań
karolina_ dobre szkoły są i państwowe 😉.
Miałam dobry start w życie - jestem jedynaczką, wszelkie korepetycje i dodatkowe zajęcia jakie sobie zamarzyłam (pianino, sztuki walki). Miałam 8 lat i fascynację dinozaurami? Z rodzicami objeździliśmy wszystkie miejsca w Polsce i kupowali mi książki "bo niech się dziecko uczy, nie można zabraniać". Chciałam na zamki? Jeździliśmy na zamki 😉.
Wyrosłam na dosyć leniwego człowieka - patrzę jak mi wygodnie i do byle jakiej pracy nie pójdę (co się przekłada na brak doświadczenia).
Mój mąż ma 2 braci, kiedyś nawet (on już nie pamięta) mieszkali w 1 pokoju wszyscy. Pomimo, że korepetycji nie miał (tata to dr chemii, mama fizyczka, więc i sporo sami tłumaczyli, a jak coś z innych przedmiotów, to jednak zawsze jakaś koleżanka rodziców pomogła). Z dodatkowych zajęć, to głównie konie i pływanie. Raz był za granicą z wycieczką szkolną.
Szczerze? On miał lepszy start w życie - bo był nauczony pracy i pokory, a nie że rodzice dadzą.
I tak kariery robić nie chciał, a chciał mieć święty spokój. Kariera się zrobiła mu sama - bo zamiast "rodzice dadzą", to "sam zrobię".
Oczywiście patologia (chodzi mi o potoczne Seby i Karyny) tego dzieci nie nauczą, ale zwykła, pracująca uczciwie rodzina (jak teściowie) mogą przekazać dziecku coś o wiele większego niż nam się wydaje.
Muchozol, jasne ze tak. Z tego co mowisz Twoj maz nie mial moze kokosow, ale dobry start jednak miał, bo rodzice albo pomagali albo mieli znajonych ktorzy pomoc mogli. Nijak to sie ma do rodziny która sama nie jest w stanie pomoc ani nie ma takich znajomych, tu kazdy dodatkowy grosz moze dziecku dac jedna szanse więcej.
A do panstwowej dobrej szkoly trzeba sie dostac i tu wracamy do punktu wyjscia, czyli pomocy z domu lub korepetycji.
Nie dogadamy się. Jak byś była logicznie konsekwentną ateistką, to udział Twoich dzieci we Mszy byłby Ci obojętny - w końcu co to za różnica? A z przyczyn czysto organizacyjnych - jak wszyscy idą, dla jednego lub dwojga nikt wyjątku robił nie będzie. Ale Tobie to nie jest obojętne, tylko Cię gniewa. Czy sobie to uświadamiasz, czy nie - należysz zatem do grona "osobistych nieprzyjaciół Pana Boga", a to jest dokładnie to samo, co fanatyzm religijny - tylko na odwrót.
Mnie tam nikt w nauce nie pomagał, nikt nawet nie sprawdzał, czy odrobiłem pracę domową - a zawsze byłem prymusem. Więc można..? Pewnie że można!
Jkobus mozna i chwali ci sie, ale możliwości intelektualne roznych osób sa rozne i stad rozny wklad pracy zeby osiagnac te same wyniki.
Udzial w mszy jako takiej jest mi obojetny, naprawde, jak ludzie chcą niech ida. Nie jest mi obojetne organizowanie tego w godzinach lekcyjnych, podobnie jak proby wprowadzenia prawa szariatu w panstwowych angielskich szkolach w Birmingham parę lat temu. Szkola to nie czas i nie miejsce na zorganizowana aktywnosc religijna, jakakolwiek. Podobny przykład byl w jednej firmie gdzie pracowalam - bylo kilkoro wierzacych muzulmanow, dyskretnie szli sie modlic w godzinach pracy do pustego meeting roomu. Pracodawcy to nie przeszkadzało, zostawali troche dłużej podobnie jak palacze. Ale podejrzewam ze rozlozenie dywanikow na srodku biura w czasie np. spotkania z klientem juz by nie przeszlo, a to jest sytuacja analogiczna do mszy w czasie lekcji. Tu kompromisowym rozwiazaniem byloby wyjscie na msze tuz przed lekcjami albo bezposrednio po nich, dzieci ktore nie ida po prostu przychodza godzinę pozniej do szkoly.
Dyskusja z panem wielkim chrześcijaninem, którego marzeniem jest strzelanie do bezbronnych ludzi jest iście debilna. Jego argumenty to prawdy objawione, jedyne, niepowtarzalne i najważniejsze. Żadne najbardziej racjonalne argumenty strony przeciwnej nie przyniosą rezultatu. Pan Jkobus jest po prostu z natury złym bytem. Nie zmieni tego żadna wiara na pokaz. Ciągle nie mogę zapomnieć o wydarzeniach z jego życia, które dyskwalifikują go całkowicie z nazywania go człowiekiem.
PROSZĘ O KULTURĘ DYSKUSJI I NIE OBRAŻANIE SIĘ WZAJEMNE... JAKO MOD CZYTAM I ŚLEDZĘ TEN WĄTEK, WIĘC WYCIECZKI OSOBISTE, OBRAŻANIE ITD. SĄ WNIKLIWIE ŚLEDZONE
DodoMod 🏇 🏇 🏇
Pewnie. Pogrzeby trzeba organizować poza godzinami lekcyjnymi 😵
I uczyć własne dziecko, że nie należy się pokłonić przed nieuchronnością śmierci, jedynym, co nas - ludzi jednoczy, bo "niewłaściwa religia".
Ups, nie chodzi o religię, tylko o "rozdział"?
To przypomnę, że Polska Nie Jest (i daj Boże - nie będzie) państwem Laickim.
Jedynie świeckim (czego nie można powiedzieć np. o Wielkiej Brytanii).
A jaka jest różnica, to każdy może sobie wygooglać.
edit: karolina_, dziwne rzeczy opowiadasz. A Kto zagląda do portfela, żeby jedynie policzyć banknoty/monety?
"Zaglądanie" zawsze oznacza, że podważa się Wydatki, dokonywane wybory właściciela portfela.
Robisz dokładnie to.
I prezentujesz, moim zdaniem, rodzaj "kalizmu" - tj. bogatym do portfela zaglądać Nie Wolno, ale biednym - to wręcz Trzeba.
Daj ludziom żyć, po prostu.
I nie miej pretensji do kogoś, że potraktował cię jak pierwszą naiwną, skoro cała Polska wie, że Z Góry się nikomu nie płaci.
"Każdy dobry uczynek musi być ukarany". I warto to brać na klatę, że zrobiło się naiwną głupotę, zamiast odsądzać od czci i wiary wykorzystującego "dobre serce".
Ludzie są - jacy są. Każdy z nas ma "zady i walety".
A coraz mocniej uważam (szczególnie pod wpływem lektury "Dziennika Norymberskiego"😉 że najbardziej niszczącym z Grzechów Głównych jest Pycha.
To pycha sprawia, że dehumanizuje się innych. To nielimitowana ambicja pcha do okrucieństw.
To uważanie się za kogoś lepszego staje się przyczyną nieszczęść, Zła.
A obrona dobrego mniemania o sobie - pcha do obwiniania innych, nawet własnych ofiar.
I zupełnie nie rozumiem, dlaczego łamiemy sobie język nad "dysonansem poznawczym" (warto Sprawdzić co to jest za zjawisko)
zamiast używać swojskiego słowa: pycha.
Przecież rozmowa z jkobus nim nie ma sensu. Startuje z jakąś miałką teorią, potem prześlizguje się nad wypowiedziami, które jemu nie pasują albo które tę miałkość wytykają i pisze coś kompletnie nie na temat, lawiruje, a jak brakuje mu konceptu, jak tę miałkość ominąć, zaczynają się wycieczki osobiste, dyskredytujące i obrażające dyskutantów. Grono „osobistych nieprzyjaciół Pana Boga”, po prostu piękne. 😂
Ale z tym odbieganiem od tematu nie jest sam - nagle, bardzo na temat, pogrzeby się pojawiły. Też padnę, żeby dotrzymać halo towarzystwa 😵
Pogrzeb wprowadziła do tematu karolina_. Ale jak najbardziej na temat.
Bo mowa wszak o przyroście naturalnym, prawda?
Pogrzeb wprowadziłam ja. I to nie był pogrzeb. Msza w intencji. W godzinach lekcyjnych. Chodzą też na cmentarz. Modlić się. To jest niedopuszczalne.
Halo, no to skoro Polska jest panstwem swieckim to na msze mozna isc przed lekcjami albo po. Proste. A nie w czasie ktory powinien byc przeznaczony a nauke matematyki czy angielskiego, za co placimy wszyscy - rodzice i nie rodzice, ze swoich podatkow zeby dzieci mogly z tego korzystac i sie rozwijac.
A co do wcześniej wspomnianej Pani, to uwazam ze jak najbardziej do jej portfela powinno sie zagladac, ale powinien robic to MOPS ktory jej pomaga. I kontolowac jak ta pomoc jest wydawana, bo skoro odcinaja prad to chyba cos jej nje tak z priorytetami finansowymi. Nie zagladam ludziom ktorzy wydaja swoje, moge sie co najwyzej dziwic i uwazac ze zrobilabym inaczej. Tu rozmawiamy o grupie dotowanej przez panstwo, czy to przez 500+ czy inaczej.
Istotne są też w tym poglądy i potrzeby dziecka. Znam sytuację, w której dziecko z rodzinny ateistycznej bardzo chciało chodzić na rekolekcje, spotkania, itd. I był duży problem i zgrzyt rodzinny gdy przyszedł czas Komunii, bo mała bardzo chciała, a rodzice byli na nie.
To jest off top. Zresztą - mogę się zgodzić i z tym, że zdanie rodziców jest decydujące i z tym, że takie zajęcia co do zasady powinny umożliwiać też nieuczestniczenie. Tyle, że robienia jakiegoś wielkiego halo, gdy tak nie jest, jest po prostu nielogiczne: żadnej matematyki w tym czasie i tak nie ma, to utopia, a z punktu widzenia konsekwentnego ateisty - nie dzieje się po prostu nic.
Za to dalej kompletnie nie rozumiem tej "mentalności ilościowej", a teza, iż katolicyzm to brud, głupota i złodziejstwo, wydaje mi się z lekka rasistowska... Obrażać się nie zamierzam. Przypominam też o istnieniu funkcji "ignoruj" - jak kogoś moja osoba w oczy kłuje. Rzadko tu bywam i zapewniam, że to się nie zmieni...
A gdzie ja napisałam ze katolicyzm to bród i zlodziejstwo? 🙄 przez mysl mi to nie przeszło
Jako mentalnosc ilosciowa mialam na mysli podejscie pt byle bylo czegos (ziemi, dzieci, koni, itd) jak najwiecej teraz. Nie wazne ze (e zaleznosci od tego o czyn mowimy) to malo uzyteczne, ze dlugofalowolo nas na to nie stac, ze podejmujac inne decyzje moznaby poprawic swoj los. Wazne zeby pod wiejskim sklepem byc nawalonym panem na wlosciach z 4x 500+, a to ze hektary dzierzawi za grosze sasiad bo właściciel pije a dzieci bez pomocy MOPSu chodziliby glodne jest niewazne.
W 100% tutejsza mentalnosc, gdzie wazne jest to co teraz i jakies wydumane przekonania (moze pochodzace z koscielnej ambony, nie wiem bo nie bywam)
To jest dość jednoznaczne...
No nie. Ale stanowisko KK co do antykocepcji i planowania rodziny jest dosc jednoznaczne, i do tej pory spotyka się posiadanie tylu dzieci 'ile Bog da'. Mysle ze koscielne nauki moga tez wspierac zaobserwowane przeze mnie i Pokemon zjawisko ze ojcowizny sie nie sprzedaje. Ale jesli z tego zdania wyciagnales wniosek ze uwazam katolikow za brudasow i zlodziei no to ja nie mam pytań.
Jakiś czas temu Papież Franciszek wygłosił słowa w stylu "Katolicy nie muszą się rozmnażać jak króliki" i osobiście uważam, że to ważne słowa. Dla mnie kluczową kwestią przy podejmowaniu decyzji o rozmnażaniu jest odpowiedzialność. Czy mnie stać na to dziecko? Czy moje zdrowie na to pozwala?
Wiara w jakiegokolwiek Boga nie jest żadnym usprawiedliwieniem dla bezmyślnego powoływania na świat dzieci, których nie jst się w stanie utrzymać. Wyciąganie ręki do państwa przez osoby, które nie miały za grosz odpowiedzialności jest wg mnie haniebne. Zawsze trzeba mieć na uwadze możliwości, a zadaniem państwa nie może być ratowanie skóry bezmyślnych producentów kolejnych dzieci. To jest niewychowawcze i bezsensowne.
1. Katolicy nigdy nie mieli obowiązku "rozmnażania się jak króliki". Tak naprawdę to w minionych wiekach zarzucano Kościołowi raczej zniechęcanie ludzi do rozmnażania (te wszystkie posty, celibat, no i żony nie można wymienić na młodszą...). Inna rzecz, że przypomina mi się fragment "Sensu życia wg Monty Pythona", ten z tyradą protestanta o wolności seksualnej... Wiadomo: zakazany owoc smakuje najlepiej - a jak wszystko wolno, to po co robić cokolwiek..?
2. W dalszym ciągu nie doczekałem się żadnego DOWODU na pozytywną korelację małodzietności z "jakością" potomstwa. Uznaję zatem, że takiej korelacji nie ma, a Panie opowiadacie baśnie z mchu i paproci.
3. Nie istnieje statystycznie zauważalny "problem wielodzietności" we współczesnej Polsce. Jak niby mógłby istnieć - skoro ŚREDNIO każda kobieta rodzi 1,3 dziecka..?
4. Faktem jest, że pokolenie moich rodziców, płodząc ostatni w naszej historii wyż demograficzny, nabawiło się obsesji na tle negatywnego wpływu dzieci na standard życia, karierę, przyszłość itp. Niczego częściej nie słyszałem w młodości jak "tylko nie przymocz, bo będziesz skończony". Prawdę pisząc - potrzebowałem 20 lat, żeby się od tej traumy uwolnić. Nam teraz za swoje, niedosypiając w wieku, kiedy mój Ojciec dawno już karierę rozrodczą zakończył i nawet części dzieci zdążył był z domu się pozbyć...
Mam w bliskim otoczeniu kogoś, kogo dyskutantki tutejsze określiłyby może mianem: "produkt mentalności ilościowej"..albo jakoś podobnie.
Kobieta urodzona w latach pięćdziesiątych jako ósme z jedenaściorga dzieci ubogich górali ze specyficznego wysokiego regionu Dolomitów.
Wielu rzeczy nie da się porównać, ten świat to przeszłość - ciężka praca na górskiej roli bez dróg dojazdowych, wszystkiego minimum, po jednej parze butów. Starsze dzieci torują w śniegu młodszym drogę, idąc w dół do wsi do szkoły o szóstej rano. Nastolatkowie nie mają czasu na bunty bo po szkole idą pomagać ojcu.
I dzieci po narodzinach najmłodszego drą się do sąsiadów z gospodarstwa obok:
"Eeeeej! My wygraliśmy, my! Nas jest jedenaście, jedenaście! A was tylko dziesięć, hahaha!"
Ta kobieta dziś mówi zamyślona: "Myśmy nie wiedzieli, że jesteśmy biedni. Skąd mieliśmy wiedzieć? Codziennie wieczorem ojciec zaczynał wspólną modlitwe, przy stole 15 osób, wszyscy mieliśmy co jeść. Czuliśmy się wdzięczni".
Inne realia..
Jak się dziś tę rodzinę (ród) obserwuje, to czuje się szacunek.
Wszyscy - prócz jednego, który młodo zmarł - wyszli na ludzi.
Pozakładali rodziny, dzieci przeważnie jest 2-3, nierzadko 4, 5. Ich dzieci (pokolenie dzisiejszych 40-latków) nie zostają w tyle, też mają może "mentalność ilościową" 🤣 Świat skoczył do przodu, ich region jest dziś bogaty. NIe przeszkadza im to chyba.
Dziś to rodzeństwo dziesięciorga spotykaj się raz na rok, mimo że czasem mają kilkaset km. Każde z nich ma kilkanaścioro siostrzeńców/nic, i niezliczoną ilość ciotecznych wnucząt.
Historia i wartości z dzieciństwa są dla nich wciąż ważne i żywe, szanują je i nikt się nie wstydzi tej biedy, tych butów jednych, tej żarówki 3Watowej w izbie.. Są z dumni ze swojej tożsamości. Ja to obserwuję z zafascynowaniem. Po raz kolejny słucham opowieści o tym, że rower był taką samą abstrakcją jak koń roboczy, o tym że przed Komunią zachowywali iluśtam godzinny post więc matka budziła ich w nocy.. itd.
Jak na pogrzeb matki (matka rodu..) wedle życzenia zmarłej wybrano sześciu najroślejszych wnuków do niesienia trumny. Nie było to trudne, trzeba było tylko ustawić wnuków w długi rząd wg wzrostu.
Podczas zjazdów rodzinnych biega czasem z dziesięcioro dzieci w różnym wieku. Wtedy któraś z tych ciotobabek potrafi popatrzeć z rozrzewnieniem na potomstwo kilku swoich siostrzenic i westchnąć do jednej z nich "Ech. Patrz no na tę zgraję. Pomyśl, że dawniej wszystkie byłyby Twoje.."
I wtedy ta dziewczyna ogarnia gromadę wzrokiem i robią się jej takie okrągłe oczy.. Wszystkie jedenaścioro czy dziesięcioro.. to robi wrażenie. Nawet jak się samej chowa pięcioro..
Drugim moim znajomym wielodzietnym jest lekarz. Doskonały uznany pediatra. Ojciec dziesięciorga dzieci.
Trzecim nie znajomym ale powiedzmy obserwowanym z podziwem jest Robert Litza Friedrich, z Luxtorpedy i Arki Noego. Siedmioro. Czadu dają wszyscy na koncertach.
Tacy ludzie niezły sobie musieli pancerz wyhodować na okazję miłych poglądów typu "mentalnośc ilościowa".
Ale z drugiej strony, pewnie jest to ostatnie z ich zmartwień.
Dempsey, skoro sa w stanie poswiecic pieniądze, czas i uwage (Muchozol pisala juz o tym ze w pewnym sensie uwaga i czas moga rekompensowac finanse, a ja wiem ze moze byc i w druga strone, przynajmniej jesli chodzi o eduakcje) to to nie jest mentalnosc ilosciowa. Powtorze jeszcze raz - nie o wielodzietnosci pisalam a o nieprzemyslanej wielodzietnosci bez zwazania na konsekwencje.
Mimo, ze mnie to osobiscie nie dotyczy to ciesze sie ze podejście KK do antykoncepcji sie zmienia, zwlaszcza w swietle epidemii HIV w Afryce, bo tam powtarzanie ze prezerwatywy to zlo zakrawa na usilowanie morderstwa.
A historia rodu z Dolomitow jest piekna, ale tamte czasy juz nie wrócą. I tak, w niektorych krajach awans społeczny jest coraz latwiejszy, np w UK - mialam na studiach kolege ktory szczycil sie tym ze pochodził z robotniczej rodziny z polnocnej Anglii a jednak dal radę. Bo dal. Ale 50 lat temu by nie dal, bo nie dostałby rzadowej pozyczki na czesne i koszty utrzymania, rzad mialby go w d***e. W Polsce chyba poszlo to w druga stronę, pomijajac kwestie polityczne, mam wrazenie (moze mylne, bo urodzilam sie za PRL ale go nie pamiętam) ze kiedys kazdy startowal z podobnego slabego poziomu, a obecnie sa jednak ogromne roznice.
dempsey, to z tych kręgów jest też Joszko Broda, właśnie mu się 11 urodziło 😀
tutaj 10 w piosence dla najmłodzszej siostry
Ale ekipa 😲 Mi wyobraźni staje na 5, to jestem sobie w stanie z trudem wyobrazić ale 11? przecież nie ma nawet opcji pogadać z każdym co u niego, czy jest jakiś problem w szkole itd. Z drugiej strony z tego co czytałam to takie rodziny działają całkiem inaczej, nie wszystko jest na głowie rodziców bo młodsze ida po pomoc do starszych. Taki mechanizm się w sumie już nawet przy dwójce pojawia.
Kiedyś trafiłam jeszcze na taki bajkowy instagram mamy siedmiorga spod Warszawy:
https://www.instagram.com/familyfunbymum/
dzięki bobek za tego Brodę! nie wiedziałam o tym klanie.. na pewno puszczę ten teledysk pewnej osobie, którą to strasznie zaciekawi, ucieszy i wzruszy:kwiatek:
nie wiem karolina, na ile to jest związane z realiami przeszłości. chyba nie w 100%
jak widać, dziś też się da
po prostu ludzie są różni. jedni zaczynają (i czasem kończą) rodzicielstwo od tabelki pt. "koszty utrzymania i wychowania potomka do 18rż". inni są na drugim końcu skali.
mnie fascynują duże rodziny
bardzo sie cieszę, że dane mi jest być blisko jednej z nich
Nie jest ważne, czy jedno, czy dziesięcioro, ważne jest JAK się je wychowuje. Nie jest ważne nawet, czy jest dużo kasy czy mało, ale... SKĄD się ona bierze 😉 ważne jest, czego się tych młodych ludzi uczy, o czym się w domu rozmawia - o tym jak się czyimś kosztem wykombinowało do przodu trochę? O strategiach mijania bramek w markecie? O najlepszych aktualnych zasiłkach? Czy jest ta kultura pracy, stania na własnych nogach?
Pisałam tu już kilka razy, nas (rodzeństwa) jest czworo. Nie było absolutnie kokosów. Wspominamy wesoło dzielenie pomarańczy i pytanie brata "po ile cząstek na głowę" 🤣 Inne dzieciaki miały więcej, materialnie. My mieliśmy kochającą rodzinę. Teraz wszyscy pracujemy na siebie, mamy pozytywny stosunek do siebie, świata, siebie nawzajem. Właśnie wróciłam z kolacji, którą na 70. urodziny postawiliśmy wspólnie mamie. Było tak fajnie. Rozmowy, radość, wspomnienia, wypytywanie jak to było dawniej, fotka wspólna nad morzem i pod domem, gdzie się urodziła mama 🙂 cudownie mieć taką rodzinę! Co z tego, że mam samochód grata i kawalerkę, a mój kuzyn (jedynak) ma swoją firmę, dom, trzy nowe samochody i dzieci mają wszystkie nowinki techniczne? Wolę swoje życie. Uwielbiam swoją pracę. Rodzinę. Dziecko. To jest ważne...
...a dzieci są mądre, potrafią się świetnie bawić trzema patykami i kamieniem, lepiej niż smart cute super kitkiem, który po pół godzinie zalega w kącie 😉
Na pewno ważna jakość, nie ilość. Ale co to jest, ta jakość? Na pewno nie ilość dolarów na łeb!! Na pewno miłość, tak, ale KULTURA PRACY jest równie ważna - bo sama miłością się hoduje pasożyty, nie obywateli. Samą kasą, rzecz ciekawa, również 😉
Muchozol, bycie leniem nie zależy od tego czy jest się jedynakiem. Ja nie mam rodzeństwa, rodzice w życiu bardzo mi pomogli, ale jestem pracowita, bo tak mnie wychowali i taki dali mi przykład. A Ty pracujesz?
Edit
Zgadzam się z tym co pisze dea, zresztą już nie pierwszy raz 🙂
Dzieki Dea. Idelanie podsumowalas to co mi umknelo a caly czas chcialam przekazac. Kultura pracy i zycia, niezalezna od ilosci potomstwa i pieniędzy. Ale wszyscy jestesmy tylko ludzmi i stac nas na ograniczony (chociaz u każdego inny) wysilek, ekonomicznie, mentalnie i emocjonalnie. I ani brak tego wysilku ani nadmiar nie tworzy szczesliwych i zaradnych ludzi.
Cricetidae moi rodzice są bardzo pracowici, także przykład miałam/mam super.
Np. moja mama zarobiła na połowę wielkiego domu własną pensją (druga część to wkład jej rodziców) i to zanim skończyła 30 lat. Miała głowę do interesów i pomagała rozkręcić dużą firmę.
Tata się tak do firm nie nadaje jak ona, ale pracował uczciwie do emerytury. Teraz już ma dość robienia w swoim zawodzie i nie dorabia (ale nie musi, ma fajna emeryture), ale jak trzeba pomóc to od roboty się nie miga, mimo chorego kręgosłupa.
Po prostu rodzice mnie rozpieścili, co jest częste u jedynaków 😉. Pisze na podstawie tych jedynaków, których znam.
1. Ten wątek trochę nie powinien być o tym, jak "tworzyć szczęśliwych i zaradnych ludzi". Ani tego, ani kultury pracy - nie da się ot tak, po prostu zadekretować. Zresztą "nie po prostu" - też jest to bardzo trudne. Kościołowi zwalczenie powszechnego w barbarzyńskiej Europie zwyczaju kupowania żon zajęło jakieś 600 lat. I jakoś nie doczekał się z powodu tego osiągnięcia wdzięczności - bo ledwo się to nareszcie udało, a już powszechne stały się pretensje o "zniewolenie kobiet" (ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że to dlatego właśnie, że kobiety nie są już wleczone po klepisku przez włochatych barbarzyńców z kudłami tapirowanymi zjełczałym masłem - i widać im tego brak - ale nie idźmy tą drogą...). Przerobienie bandy radosnych psychopatów, gwałcących, mordujących i rabujących wszystko dookoła pod wodzą ewidentnego socjopaty Bolka zwanego Chrobrym (trudno o do bitniejsze przeciwieństwo "księcia z bajki", osobliwie - z punktu widzenia księżniczek ruskich...) na Zawiszę Czarnego, co to "gębą i ręką" (a nie TYLKO ręką, względnie - ręką, nogą, łokciem...) sprawy swojego królestwa bronił, też zajęło pół tysiąclecia. I ledwo się udało - a całe rycerstwo i feudalizm zaraz szlag trafił. Na świętowanie tego imponującego osiągnięcia wychowawczego (u nas, jak u nas, nie było jeszcze tak źle - pomyślcie o pobratymcach Wilhelma Bękart, zwanego także "Zdobywcą"😉 nie było czasu. Pedagogika społeczna to naprawdę niewdzięczne zajęcie. Prawie tak jak pisanie na tym forum z telefonu i walka z autokorektą - sorry, nie poprawiam.
2. Zaradność i szczęście to dość osobiste, a nawet intymne problemy. Dzieci urodzone dzięki takiej lub innej polityce państwa może będą zaradne i szczęśliwe, a może nie - nie mamy na to wpływu. Z całą pewnością jednak nie będą ani zaradne, ani szczęśliwe, jeśli ich w ogóle nie będzie. Człowiek nieistniejący nijak zaradny i szczęśliwy być nie może - to chyba oczywiste? Pytanie brzmi - czy w ogóle jest możliwa taka polityka państwa, która miałaby zauważalny, pozytywny wpływ na dzietność? Moim zdaniem wszystko wskazuje, że nie. Różnym państwom wiele razy w dziejach udało się dość skutecznie zniechęcić poddanych do rozmnażania. Ale o takim przypadku, żeby jakieś państwo skutecznie i trwale zachęciło ich do posiadania dzieci - nie słyszałem..?
3. Jak do tej pory na powszechny trend spadku dzietności odporni są tylko religijni fanatycy: amisze, radykalni mormoni, chasydzi, fundamentaliści chrześcijańscy różnych denominacji. Są to grupy niewielkie liczebnie i jak na razie, poza Izraelem, niewidoczne dla statystyki. Jednak z pokolenia na pokolenie ich udział w populacji ogółem rośnie. Pytanie na ile trwała jest inkulturacja młodzieży z tych grup i czy wzorzec zachowań reprodukcyjnych, który jest jej częścią będzie przekazywany dalej? Z tego co wiem, w Polsce nikt takich badań nie robił - jednak przykład amiszów napawa pewnym optymizmem: skoro nie zarazili się konsumpcjonizmem przez 200 lat życia w USA, a liczba odstępców jest wciąż sporo mniejsza od ich przyrostu naturalnego - to pewnie i u nas "wierni posiądą Ziemię"...
Niby nie powinno mnie to ruszać, ale przyznam, że mi szczęka opadła, gdy usłyszałam, że nowa szefowa Komisji Europejskiej ma 7 dzieci.
edit: nieco mi przeszło wobec (niezweryfikowanego) info, że są to dzieci w pieczy zastępczej, i nie chodzi i o umniejszanie roli rodziców zastępczych,
tylko o specyficzny, komercyjny, odcień takiej pieczy pod auspicjami Jugendamtu.
Halo to sa jej dzieci, babka byla wczesniej niemieckim ministrem, m.in. rodziny a potem obrony, nie wyrosla nagle na grzadce 🙂 a poza tym jest jeszcze dr nauk medycznych. I to jest jedno oblicze wielodzietnosci, a drugi biegun to sasiedzi jkobus.