Jak nauczyć konia...-czyli to co koniarzom się przyda
Wygląda to tak, że ktoś pcha go za tyłek, on szarpie głową a ja wylatuję jednym ruchem jego łba z bukmanki 😤
A widzisz, a ja z Jasnym mam na odwrót. Trzech mężczyzn go wpychało, a on napierał na nich z całej siły. Mimo to i tak nie dało się wytłumaczyć chłopom, że na siłę nie da rady. No i teraz musze się męczyć 😤
Jutro poćwiczę to co opisała Ikarina :kwiatek: Będziemy się "bawić" co weekend 🙂
P.S. O tak, wchodzenie ze stajni bardzo pomaga. W tym roku nie dało się podjechać pod wrota, bo za dużo śniegu i byśmy nie wyjechali, więc trzeba było kombinować.
Daję zdjęcie. Mój też nie boi się dziwnego podłoża 😉
Jak nauczyć konia żeby mnie nie gryzł przy podpinaniu popręgu z siodła lub skracaniu i wydłużaniu strzemion.
Nie tyle uczyć konia, co zastanowić się, czemu to robi.
Znalezienie odpowiedzi powinno szybko rozwiązać problem.
[quote author=TeQuila ^^ link=topic=19089.msg523500#msg523500 date=1268940508]
Tak !! Pomocy !!
W kwietniu czeka mnie transport dzikiej 3 latki, która przyczepy na oczy nie widziała... ;/ Przyczepa przyjedzie i już... nie mogę jej z nią oswajać tak jak Jasnowata ... help.
[/quote]
Stary, sprawdzony sposób na młode konie, które nigdy wcześniej nie widziały przyczepy, a nie ma czasu na ich przyzwyczajanie:
1) Kilka dni przed planowanym transportem umieszczasz konia w zamknięciu - ale musi byc to dla niego nowy, nieznany budynek (nie własna stajnia). Przez ten czas (do przyjazdu transportu) nie wyprowadzasz konia z zamknięcia (pod żadnym pozorem).
2) gdy przyjeżdża transport - bukmankę ustawiasz wprost przy wyjsciu z ww budynku, gdzie przebywa koń (tył bukmanki powinien zachodzić na drzwi). Zabezpieczasz, aby pomiędzy drzwiami a bukmanką nie było wolnej przestrzeni, aby koń sie nie wślizgnął i nie uciekł.
3) na końcu wyprowadzasz konia z pomieszczenia wprost do bukmanki.
Sposób sprawdzony i działa. To taki psychologiczny fortel.
Również przydatna informacja praktyczna: młode konie, które wczesniej nie jeździły transportem - najlepiej przewozić bukmanką z wyjetym przedzielnikiem. Kon przy tym nie powinien być wiązany. Sam w trakcie transportu odnajdzie potrzebną mu równowagę. Nie ma wtedy ryzyka, że nie przyzwyczajony koń zacznie się odsadzać i może ulec powaznej kontuzji.
Koń nie wiązany w przyczepie bez przedzielnika 🙄 Dziwne widziałam na zawodach konia który jakimś cudem zerwał kantar, obrócił się w przyczepie 2 konnej gdzie był przedzielnik i wyskoczył z zamkniętej przyczepy 😲
Nie wyobrażam sobie zamknąć konia samego 🤔 mój nie może zostać sam w boksie pod żadnym pozorem niewiem czemu tak ma, ale zaraz się robi biały od potu i się tarza.
Ja swojego 4l nie mogłam zapakować do przyczepy przez 3h. Koń nie bał się przyczepy bo wchodził do połowy i zaraz później wyskakiwał.
Wystarczyło cofnąć pod stajnie: 2 min koń w przyczepie. Teraz koń na zawodach wchodzi bez problemów.
Stary, sprawdzony sposób na młode konie, które nigdy wcześniej nie widziały przyczepy, a nie ma czasu na ich przyzwyczajanie:
1) Kilka dni przed planowanym transportem umieszczasz konia w zamknięciu - ale musi byc to dla niego nowy, nieznany budynek (nie własna stajnia). Przez ten czas (do przyjazdu transportu) nie wyprowadzasz konia z zamknięcia (pod żadnym pozorem).
.....
Sposób sprawdzony i działa. To taki psychologiczny fortel.
Dla mnie to sadyzm, nie żaden psycholgiczny fortel. Wprowadzić konia w nowe, nieznane miejsce i trzymać go tam w zamknięciu przez kilka dni. Sadyzm psychiczny.
podrzucam temat ze starej volty o wprowadzaniu do przyczepy.
http://www.voltahorse.pl/forum/viewtopic.php?f=1&t=6327&p=314055&hilit=do+przyczepy+help#p314055
jedna uwaga techniczna:
zabezpieczajcie koniom koronki i piętki, nie tylko staw i nadpęcie
koronki pokaleczone o trap paskudnie się leczy
[quote author=damarina link=topic=19089.msg524029#msg524029 date=1268991056]
Stary, sprawdzony sposób na młode konie, które nigdy wcześniej nie widziały przyczepy, a nie ma czasu na ich przyzwyczajanie:
1) Kilka dni przed planowanym transportem umieszczasz konia w zamknięciu - ale musi byc to dla niego nowy, nieznany budynek (nie własna stajnia). Przez ten czas (do przyjazdu transportu) nie wyprowadzasz konia z zamknięcia (pod żadnym pozorem).
.....
Sposób sprawdzony i działa. To taki psychologiczny fortel.
Dla mnie to sadyzm, nie żaden psycholgiczny fortel. Wprowadzić konia w nowe, nieznane miejsce i trzymać go tam w zamknięciu przez kilka dni. Sadyzm psychiczny.
[/quote]
Nie za bardzo rozumiem, gdzie tutaj widzisz "sadyzm psychiczny"? Czy ktoś ma się na tym koniu przy okazji "wyżywać"? Czy ma się tam dziać jemu krzywda?
Hmmm ....
Zastanawiam się - idąc Twoim tropem - czy wprowadzanie na siłę przez kilka godzin do bukmanki przerażonego, młodego konia (który nie wie co sie z nim dzieje i co się z nim stanie za chwilę w przyczepie) - nie powinno się nazwać właśnie "sadyzmem psychicznym".
Zaznaczam, że pisząca wcześniej wyraźnie podkreśliła, że transport przyjeżdża na dany dzień i nie będzie czasu z młodym "dzikim" koniem przerobić lekcji uczenia się wchodzenia do przyczepy.... Jak myślisz, co tam będzie się działo na miejscu - kiedy nerwy zgromadzonych i strach młodego konia przed nieznanym urosną do granic wytrzymałości?
Przecież napisałam, że ten sadyzm psychiczny to zamknięcie konia w nieznanym miejscu na kilka dni. Sadyzm w stosunku do konia to nie tylko "wyżywanie się na nim". Skoro tego nie wiesz, znaczy, że niewiele uwagi poświęciłaś psychologii konia i jego potrzebom. Ale to nie moja sprawa, ja wypowiedziałam się na temat tego konkretnego aspektu polecanej przez Ciebie metody, który jest po prostu okrutny. Okrucieństwo to nie tylko lanie konia.
Na temat siłowego wprowadzania się nie wypowiadałam.
.... Skoro tego nie wiesz, znaczy, że niewiele uwagi poświęciłaś psychologii konia i jego potrzebom. Ale to nie moja sprawa, ja wypowiedziałam się na temat tego konkretnego aspektu polecanej przez Ciebie metody, który jest po prostu okrutny. Okrucieństwo to nie tylko lanie konia.
.
Ok. Przyjmuję Twoją negatywną ocenę ww. metody. Masz do niej prawo. Według Ciebie jest to "sadyzm psychologiczny"/ okrucieństwo - bo koń stoi zamknięty w nieznanym sobie miejscu. Według mnie - nie jest to sadyzm, a jedynie dyskomfort. Ale nie bedziemy się tutaj kłócić o znaczenie słów.
Chciałabym tylko podkreślić, że wspomniana przeze mnie metoda jest możliwym rozwiązaniem (stosunkowo mało stresującym dla samego zwierzęcia) poważnego problemu, przez którym stanie niebawem pisząca o tym osoba. To ona będzie się z nim musiała zmierzyć (nie my zza klawiatury komputerów) - i ona będzie musiała być obecna przy załadunku do przyczepy nieprzygotowanego do tego konia.
Na własne oczy widziałam lub byłam obecna parokrotnie przy próbach załadunku " na siłę" nieprzygotowanych do tego koni. Również zdarzało się, że "na siłę" nie wychodziło z koniem i transport musiał przyjeżdżać dwa-trzy razy, robiąc w jedna stronę nawet i kilkadziesiąt kilometrów. Nie dziwię sie, że później właściciele mają poważne problemy z transportem swoich czworonogów, a konie czują poważny uraz do przyczep itp. Dlatego sama jestem zwolenniczką metody spokojnego uczenia koni wchodzenia do bukmanek - a nie na ostatnią chwilę liczenia że "jakoś to będzie". To oznacza konieczność poświęcenia zwierzęciu czasu, obeznania się z metodami pracy nad koniem, aby sam wchodził do przyczepy na sygnał człowieka.
Ale również zdaję sobie sprawę, że są takie sytuacje gdy pojawia się konieczność transportu młodego "świeżego" konia - i nie ma warunków, aby można było przez kilka dni pod rząd popracować z nim w spokoju nad przyzwyczajeniem do przyczepy. I co wtedy zrobić w takim koniem? Próbować go w stresie i na siłę przez kilka godzin zmuszać do wejścia do małej, ograniczonej ścianami przyczepy, kiedy wiadomo, że instynktownie koń ucieka od takich miejsc i stara się ze wszystkich sił pozostać w znajomej sobie okolicy stajni? Czy może lepiej odseparować go przez jakiś czas od stada (od znajomych koni i miejsc) i pozwolić, aby wchodzenie do bukmanki nie kojarzyło mu się więcej z walką o przeżycie, z bólem i cierpieniem fizycznym - a z czymś pozytywnym, co uwalnia go od stresu rozłąki?
Kwestia naszego wyboru ....oczywiście dla dobra samego konia.
mi się podoba ten sposób nauki ładowania
i jest skuteczny i mało stresujący
A ja myslę, że młodego konia po prostu nie wolno przestraszyć przy pierwszym ładowaniu.
Do tej pory pakowałam do przyczepy 4 konie, które nigdy przedtem nie jeździły. Wszystkie weszły tak jak do własnego boksu.
mi się podoba ten sposób nauki ładowania
i jest skuteczny i mało stresujący
mhmmm
przed kamerami
ale np. na zapleczu (Torwaru konkretnie) konie byly juz przez ekipe MR ladowane troszke inaczej...
nie chce tu umniejszac zaslug MR, ale nie wszystko takie zloto co sie swieci
dałam przykład tylko sposobu. Jak wygląda ładowanie przez MR od kuchni poza kamerami nie wiem, nie widziałam. Ale na nauczenie konia u siebie w "domowym zaciszu" sposób jak dla mnie jest ok🙂
Nie tyle uczyć konia, co zastanowić się, czemu to robi.
Znalezienie odpowiedzi powinno szybko rozwiązać problem.
Nie wiem, nie mam bladego pojęcia. Nawet mi nic do głowy nie przychodzi. Popręg dopinany powolutku i nie na chama.
Jak wydłuzam skracam strzemiona to jest spokój przez 3 minuty, potem nagle sobie zakoduje, zę w sumie ma zasięg żeby się odwrócić- i się odwraca i dziab mnie w palce u nóg!
Nie pomaga karcenie głosem. Nie pomaga wysunięcie nogi/ręki w strone pyska- ostrzeżenie, że oddam, nie pomaga wystawienie otwartej dłoni tak, żeby sie koń nadzał jak chce gryznąć.
Nie pomaga uspokajanie.
wczoraj 15 min go z siodła po brzuchu głaskałam. 3 minuty ok, i po chwili atak, potem znów ok. i po chwili znów atak.
Może zapakować /do przyczepy/ z korytarza jak się da podjechać tak na wcisk.
Nie myśl pesymistycznie. Z RR wyjechało już mnóstwo koni w przeróżnym wieku .
I takich co jechały pierwszy raz. I nic złego się nie działo. Korytarz ,konia za tyłek SIUP! i tyle.Pojechał.
Co do podgryzania - to nie rozumiem.Jak koń może w ogóle podgryzać? Trzeba mu wytłumaczyć krótko i zwięźle,że nie wolno w żadnym razie tego robić. I siodłać delikatnie,spokojnie -"okrągłymi" ruchami.
Czego tu uczyć? Podobnie z wędzidłem.Zakładać spokojnie i już.
Nie bardzo rozumiem ten wątek.
Popręg dopinany powolutku i nie na chama.
Jak wydłuzam skracam strzemiona to jest spokój przez 3 minuty, potem nagle sobie zakoduje, zę w sumie ma zasięg żeby się odwrócić- i się odwraca i dziab mnie w palce u nóg! .
Może to przejaw ogólnej niechęci do jazdy ( zbyt długie , zbyt nudne) do obciążenia grzbietu , może odczuwa dyskomfort w czasie jazdy, może ma słabe mięśnie grzbietu, czy inną bolesność.
Może popręg zbyt ciasno dopinany, dla tego akurat konia?
Albo problemy z respektowaniem człowieka.
Sporo tych może - a ktoś z ziemi może poobserwować i coś podpowiedzieć?
kotbury a siodło mu nie dokucza?
może jazda nie jest dla niego przyjemna, ja zawsze w kieszeni mam marchewki. Miałam problemy z wyjściem ze stajni , z wsiadaniem , ułatwiłam już sprawę zakładania kantarka po zdjęciu ogłowia ( jak zdejmowałam ogłowie , zakładałam kantar i marchewka :lol🙂 , teraz młoda sama czeka na kantar i wpycha glowę bo wie , że dostanie marchewkę, nie ma już sytuacji , że przy zmianie odwraca się w druga stronę i muszę ją przyciagać. Z wędzidłem nigdy problemów nie miałam ale można spróbować na marchewkę , założyć ogłowie i marchewka. Siodłam podobnie , zakładam siodło i marchewka ,dociągam popręg i marchewka (bo były już pierwsze próby podszczypywania przy dociaganiu). Oczywiście nie za każdym razem tak jest. Jak już opanowało to do perfekcji to zaprzestała i teraz już tylko w ramach przypomnienia tak robię.
Problem z wsiadaniem i ustawianiem konia do czegoś z czego wsiadam rozwiązałam podobnie, ustawiam konia i marchewka. Koń grzecznie stoi przy wsiadaniu to marchewka. Teraz jak podchodzę do cegieł (bo z tego wsiadam) to sama się ustawia.
Nie wiem czy to dobra metoda ale w naszym przypadku sprawdza się (a marchewki kroje na drobniejsze kawałki )
edit
guli trochę mnie uprzedziłaś z wypowiedzią 😉
kotbury a może trzeba wezwać kręglarza. Może twojego konia bolą plecy albo łopatki i może tak się broni przed bólem.
Co do pokazu MR zastanawia mnie jak na tą arenę koń trafił -przyszedł na piechotę, czy przywieźli przyczepą :kol:
kotbury Przemyśl dokładnie post Tani. Kluczem jest czytelne poinformowanie konia, że gryźć nie wolno! nie wolno i już. To co opisujesz wygląda mi na fajna obustronna zabawę 🍴
Co do wprowadzania. Na pewno pomaga nauczyć konia, że ma podążać za człowiekiem, a tempie, którego oczkuje człowiek, nie może przystawać z własnej inicjatywy (tak, można jak MR zastosować niewygodne cofanie jako "karę" i jednocześnie dać przestrzeń na nabranie znowu tempa). To można ćwiczyć i bez przyczepy.
Jeszcze co do gryzonia.
Czy takie zachowanie ma miejsce "od zawsze", czy pojawiło się jako nowe?
Warto też sprawdzić, czy tak samo zachowuje się pod innym jeźdźcem - to zawsze jest pożyteczną informacją. 🙂
Bóle pleców odpadają.
W sumie analizując to to się pojawiło 1,5 roku temu podczas karmienia z ręki z siodła... potem przestałam karmić z siodła i się problem nasilił. Dodam, że mój koń to serio za żarcie to by się pokroić dał.
Teraz jest uszy po sobie i skubanie nawet jak delikatnie i powolutku uprzedzając głosem sięgam ręką na jego brzuch. Podobnie przy zsiadaniu.
Rzeczywiście "nowym jeźdźcom" aż tak swojej niechęci koń nie pokazuje, trochę uszy kładzie ale więcej obserwuje.
U niego to nie jest kwestia tego " że nie wolno gryźć" bo ja z nim każdą sytuację z grysieniem musiała niejako osobno przejść. Jak zrozumiał, że nie wolno gryźć przy czyszczeniu kopyt to wcale nie oznaczało dla niego, że nie wolno gryźć będa prowadzonym na kantarze.
Oduczanie gryzienia z ziemi proste- spowodowanie niewygody łatwe. Z siodła gorzej, bo np. odepnę popręg i che podpiąć a tu sru klapniecie zębami, no i nie zacznę mu robić przestawiania i niewygody z niezapiętym popręgiem...
A regulujesz popręg i strzemiona w stępie?
Kluczem jest czytelne poinformowanie konia, że gryźć nie wolno! nie wolno i już .
Myślę , że Kotbury wie o tym doskonale 😉
Podaj więc skuteczny sposób na rozwiązanie tego problemu.
kotbury na pewno wie 😀 Wątpię, czy wie koń. 🙄
Z wpisów wynika, że kotbury dość długo miota się pomiędzy strofowaniem, karceniem, łagodzeniem konia i... barkiem reakcji (bo akurat się "nie da"😉. Można wnioskować, ze czasem koń jest... nagradzany za gryzienie (głaskanie, marchewka).
Reagować trzeba od razu. Akurat nabyłam konia, który próbował szczypać non-stop, przy każdej okazji. Gryźć - nie gryzł, bo najwyraźniej ktoś "wybił mu to z głowy" 😕. Dosłownie, niestety (panicznie się bał wszelkich ruchów w stronę głowy - dodatkowy problem). Ale np. capnął mnie za włosy. Nic szczególnego nie robiłam, tylko czytelnie i zawsze informowałam konia, że tego robić nie wolno! Ostrym głosem, powstrzymaniem ręką. Czasem łapałam za nos i przytrzymywałam w miejscu. Po miesiącu nie było śladu po szczurzeniu się, kłapaniu i skubaniu.
Trzeba być czujnym. Kowal werkował kopyta. Kopytny zainteresował się nadmiernie... spodniami kowala (a nuż w kieszeni jest marchewka? :oczy2🙂. Już! trzeba powstrzymać! "Nie, kochany, nie będziesz ślinił i obwąchiwał ludzkich spodni, nawet tak zachęcająco prezentowanych w zasięgu pyska".
Popręg i strzemiona zawsze regulują w wydajnym stępie> Na wszelkie próby zwolnienia reaguję mocniejszym wysłaniem do przodu. W zamaszystym stępie dość trudno jest koniowi dostatecznie wygiąć szyję, żeby mógł "capnąć", o ile nie pozwoli się nawet odrobinę zwolnić. Nie jest to powód regulacji w stępie, ale - załatwia sprawę.
Likier też próbuje podszczypać mnie przy dopinaniu popręgu. Gdy go kupiłam stawał dęba przy dopinaniu, teraz tylko obraca głowę i próbuje skubnąć, ale tego nie robi. Kiedyś już był blisko, więc dostał w pysk. Możecie powiedzieć, że się znęcam 🏇 ale czasami nie ma innego wyjścia. I poskutkowało.
Jak nauczyć konia żeby mnie nie gryzł przy podpinaniu popręgu z siodła lub skracaniu i wydłużaniu strzemion.
Ja przyznam że nie miałam takiego problemu... ale wiem , że pewna moja koleżanka jak jej koń tak robił to :
1. dopasowywała sobie strzemiona jak siodło leżało na tak zwanym koziołku
2. przywiązywała konia [ normalnie czyściła itd , nakładała ogłowie ... ]
3. Nakładała sam czaprak dotykała miejsc gdzie jest popręg
4. potem robiła takie różne ćwiczenia typu: sama się przewieszała, wchodziła, udawała że podpina popręg, masowała te miejsca, klepała konia
potem schodziła
5.Nakładała pokrowiec na siodło jeśli koń nie próbował ugryźć to klepała, nagradzała[ od czasu do czasu ] cukierkiem
6. nakładała siodło w pokrowcu który już tolerował[ a jeśli nie akceptował pokrowca to jeszcze raz przewieszanie itd, koń nie mógł mieć założonego siodła jak dobrze nie reagował na pokrowiec ]
7. nie brała od razu popręgu tylko sam misiek[ tunel ] na popręg i tak samo sprawdzała reakcję konia[ jeśli sie udała wkładała popręg, jeśli nie to nadal próbowała- i również udawała że podpina popręg ]
8. gdy koń zaakceptował wszystko to go klepała ...
sugeruję żeby takiemu koniu dawać miśka na popręg .
i na początku dopinać tylko tak z dwóch stron żeby popręg był całkowicie luźny, trochę przejść z koniem i jedna dziurka podciągnąć, znów trochę pójść i znów podciągnąć o jedną dziurkę, ja np. młodego konia to brałam na lonżę z luźnym popręgiem bo nie ryzł ale się rzucał, i stosowałam taką samą technikę, i wiecie co ? po kilkunastu tych pracochłonnych rzeczach[ kilka dni codziennie ] koń sam zatrzymywał się żeby mu popręg dopiąć 😲 to było zdziwienie pozytywno-szokujące 😀 ale się udało, a teraz[ po kilku mies ]da się normalnie podpiąć, a jeśli ma jakieś fochy i powraca to znów na lonżę i idzie łatwiej 🙂
Kotbury
Może spróbuje prostego sposobu z siodła.
Sprowokuj gryzienie i w momencie sięgania zębami , głosem bardzo kapralskim krzyknij NIE.
Jeśli koń nie zna takiego głosu , to powinien znieruchomiec z wrażenia - wtedy pochwal cichym głosem, czy pogłaszcz.
Generalnie łakomczucha nagradzać smakołykami, to niezbyt dobry pomysł, jeśli nie idzie się konsekwentnie wybraną metodą.
No na gg napisała mi dziś koleżanka takie pytanie: "Jak nauczyć konia stać grzecznie jak na niego wchodzę?????? bo gdy tylko łapię za strzemię on rusza stępem albo kłusem"
co wy byście na to powiedzieli ? ;]]
[ coś nam wątek przygasa .xd ]