Ręce precz od dorożek!

Ale zauważcie ze mnówstow koni jadących na rzeźnię to są spracowani emeryci lub kontuzjowani sportowcy czy rekreanci, którzy się przestali opłacać właścicielom....
dokladnie, a hodowla koni rzeznych jest istotna galezia gospodarki w polsce. nie mowiac juz o tym ze grubo ponad 60% poglowia koni w polsce, to konie opasowe. istotne sa warunki chowu, hodowli i transportu tych koni. nie samo to, ze beda ubite, bo w takim razie powinnismy walczyc o wszystkie swinie, krowy i kurczaki.

edit: repka te konie to znikomy procent, malo tego, ona rzadko iedy ida na mieso wogole, bo maja niska klase, czesciej na karme lub na inne kleje itp. a to ze ktos oddaje konia do rzezni, konia ktory wiele lat dla niego pracowal, staral sie itp, to jest osobny temat etyczno- moralny jak dla mnie.
Ha ha, a jaka masz gwarancje, ze kon, ktorego jesz to nie jest ten, ktory 10 lat temu uczyl Cie, jak zagalopowac?  👀
Zrobisz mu testy DNA?
Tak, uwazam, ze jedzenie koni jest oburzajace. Szczegolnie, jak sie na nich jezdzi.
Ale to jest moje zdanie.
Manta   Tyłkoklep leśny =)
29 września 2009 14:40
Freddie - ale przeciez kon jest zwierzeciem ktore idzie na mieso nie od dzis. Nie mowie, ze Ty masz jesc konine. Ja nie jem i nie zamierzam sprobowac - i kazdemu o tym mowie, zeby mi nikt koniny nigdy przez przypadek nie wcisnal. Ale kto chce jesc - droga wolna. Szczerze - moglabym nawet hodowac konie na mieso. Choc dalej bym ich sama nie zjadla.

Ale ogolnie, miesny temat tu to  🚫
dempsey   fiat voluntas Tua
29 września 2009 14:51
Szczerze - moglabym nawet hodowac konie na mieso. Choc dalej bym ich sama nie zjadla.
a ja -  tak szczerze - nie moglabym
kiedys trafilam przypadkiem (rajdem) na stajnie, ktora stala sie przeladownia dla koni rzeznych. osoba, ktora to prowadzila i czerpala z tego zyski byla kiedys kierownikiem klubu jezdzieckiego
jakos smutno to wszystko wygladalo.  ta wlasnie osoba, w tym miejscu,  opowiadajaca o klopotach z dwulatkami - w jakze innym znaczeniu niz dotychczas.
Proszę o dyskusję na temat "dorożek"- a nie wałkowanie tematu "koni rzeźnych".
Wątek został otwarty w celu dyskutowania nad zasadnością pracy dorożek/powozów, ich bezpieczeństwie, jeździe po miastach itd.
tworzy sie bezsensowny, nic nie wnoszący do sprawy off-top !!

dodo
To ja, dla odmiany, napiszę o mojej podróży poślubnej... ale na temat, a jak 😉 Dorożkarstwo jako element kultury koniarskiej - wrażenia z podróży.

Węgier z nahajką, stojący na zadach i wiszący na pyskach pary koni, przypiętej do jeszcze 3 koni na przedzie, stanowi silny kontrast z synchronicznie piafffffującą ósemką z wiedeńskiej szkoły jazdy. I tu, i tu można mówić jednocześnie o kunszcie jeździeckim i dyskomforcie koni; tam przeraża dzikość, tu morderczy ład. Ale to raczej ład, a nie ułańska fantazja sprawiają, że rząd jest bardziej stylowy, dorożkarze bardziej profesjonalni, a konie lepiej zadbane w Wiedniu. Na drugim miejscu Drezno. Na trzecim Praga. Potem dłuuugo, długo nic... i Kraków 🙁 Przepisy dobrze służą wiedeńskim dorożkarzom, może pomogą i u nas?
AKCJA VIVY

Bryczki, sanie, powozy, dorożki – te obrazki odruchowo kojarzą nam się z romantycznym klimatem, w którym chętnie spędzilibyśmy niezapomniane chwile odwiedzając różne miejsca w charakterze turystów. Przejażdżka bryczką czy saniami wydaje się być dla nas, mieszczuchów, idealnym uzupełnieniem a często nawet nieodłącznym elementem wakacyjnego lub weekendowego wypadu. Osoby korzystające z tego typu rozrywek nie zdają sobie sprawy z faktu, że konie, do których szacunek i przywiązanie deklaruje niemal każdy z nas są anonimowymi ofiarami tego biznesu. Nie dosyć, że są zmuszane do pracy ponad siłę, zamiast na emeryturę trafi ają do rzeźni...
5 listopada o godzinie 11😲0 w sali 303 w Urzędzie Miasta Krakowa (Plac Wszystkich Świętych 3) odbędzie się konferencja prasowa, na której Krakowskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami, Fundacja Viva! Akcja Dla Zwierząt i Komitet Pomocy dla Zwierząt w Tychach przedstawią najważniejsze zagadnienia i problemy związane z wykorzystywaniem koni w zaprzęgach, saniach oraz podczas parad batalistycznych.

W 2009 roku miało miejsce kilkanaście przypadków incydentów z udziałem koni, które kończyły się obrażeniami ludzi bądź śmiercią zwierzęcia. Należy zadać publicznie pytanie jakie są przyczyny takich wypadków i jak można im zapobiegać w przyszłości. Jak na razie nasze propozycje kierowane do instytucji zajmującymi się m.in. wystawianiem licencji na przewóz osób zaprzęgami konnymi nie są realizowane.

Okazuje się, że nie tylko Polska ma problem z wykorzystywaniem koni do transportu turystów. Po podobnych wypadkach z udziałem tych zwierząt, zakazy używania koni zostały wprowadzone m.in. w Paryżu, Londynie czy Toronto. Zwolennicy używania koni argumentują, że dzięki nim generowany jest większy ruch turystyczny, bagatelizując jednocześnie niebezpieczeństwa dla ludzi oraz zagrożenia dla zdrowia i życia koni. Niektóre miasta takie jak Rzym czy Melbern wprowadziły znaczne ograniczenia polegające na przykład na zakazie pracy w określonych warunkach atmosferycznych czy ustalonych dniach tygodnia.

W Polsce niektóre władze miast i gmin, do których zwróciliō ?my się z prośbą o uregulowanie tego typu działalności odmówiły współpracy tłumacząc się brakiem odpowiednich przepisów. Tymczasem Ustawa o Ochronie Zwierząt (UOZ) jasno mówi o ograniczeniach w eksploatowaniu zwierząt – niestety są to ogólne zapisy, które ciężko wyegzekwować (szczególnie w świetle bezczynności Inspekcji Weterynaryjnej w wielu rejonach Polski) i dlatego tak ważna jest rola miast i gmin (podmiotów wydających koncesje i licencje) w ich doprecyzowaniu zgodnie ze specyfiką swojego obszaru. W UOZ możemy znaleźć m.in. następujące przepisy: „Zabrania się w szczególności przeciążania zwierząt” czy „Osoba wykorzystująca zwierzęta do pracy ma obowiązek zapewnić im, w ciągu każdej doby, wypoczynek dla regeneracji sił, właściwy dla danego gatunku.”

Główne problemy związane z pracą koni w dorożkach czy bryczkach to: zbyt długa i wyczerpująca praca (dochodząca do ponad 14 godzin), zbyt ciężki ładunek (nawet ponad 1.000 kg na konia), brak odpowiedniego miejsca do odpoczynku (np. brak zacienionych miejsc postojowych) i warunków w stajniach (małe boksy lub uwiązywanie jeśli boksów nie ma, brak dostępu do wybiegu), praca w ekstremalnych temperaturach (od -30 do ponad +40 stopni) i w końcu sprzedaż starszych lub wycieńczonych koni na rzeź (często już po jednym sezonie morderczej pracy).

KTOZ i KPDZ w 2009r przeprowadziły szereg kontroli przy udziale lekarz y weterynarii (trasa do Morskiego Oka). Ich wyniki potwierdziły wiele nieprawidłowości, m.in.:

- u 6 koni na 30 odnotowano znaczne uszkodzenie mięśni i towarzyszący mu wysoki poziom mleczanów.

- u koni z największymi uszkodzeniami mięśni zmiany miały charakter chroniczny.

- niektóre konie były wyraźnie kulawe i miały liczne obtarcia szczególnie pod szorami.

Duże wątpliwości natury etycznej budzi również sytuacja, w której część koni używanych w paradach organizowanych np. z okazji 11 listopada jest sprzedawanych na rzeź. Taka sytuacja miała miej sce m.in. w 2008 roku. Często podmiotem, który zamawia i płaci za takie wydarzenia jest urząd miasta czyli można powiedzieć, że z jego budżetu jest częściowo finansowany cykl zakupu, używania i sprzedawania koni na rzeź.

Kto może zmienić sytuację tych koni używanych do transportu turystów i podczas parad? Wyjścia są co najmniej trzy, ale należy podkreślić, że trzeba podejmować wszelkie możliwe wysiłki równolegle, ponieważ sytuacja jest nagląca a zaniechania będą skutkowały kolejnymi wypadkami.

Po pierwsze ten problem może rozwiązać Sejm na drodze ustawy lub minister – rozporządzeniem – ale jest to długotrwały proces wymagający zgody sił politycznych odpowiedzialnych za rządzenie państwem.

Po drugie urzędy miasta lub gmin – np. Kraków czy Warszawa mogą zakazać używania koni do tych celów (na rzecz pojazdów elektrycznych lub ryksz) lub zastrzec dowolne warunki przy wydawaniu koncesji lub w regulaminie - na przykład ograniczenia w ciężarze czy też ze względu na warunki atmosferyczne. Podmioty dotujące wydarzenia z udziałem koni mogą wymagać określonego traktowania zwierząt – również poza okresem wykonywania zlecenia. Właśnie ten sposób wydaje się być najszybszy i najbardziej skuteczny ale wymaga dobrej woli urzędników, zrozumienia problemu oraz odwagi w podejmowaniu decyzji.

W końcu ogromną rolę mogą odegrać turyści i odbiorcy odbiorcy usług z udziałem koni odmawiając uczestniczenia w tych rozrywkach dając ty m samym do zrozumienia przemysłowi dorożkarskiemu i instytucjom go legitymizującym, że nie ma akceptacji dla tego typu niehumanitarnych praktyk w XXI wieku. Jednak aby uzmysłowić turystom ukrywane oblicze przewozów końmi konieczna jest szeroka kampania informacyjna, której pierwszym etapem jest dzisiejsza konferencja.

Apelujemy do władz centralnych i samorządowych oraz do potencjalnych klientów powozów konnych. Każdy ma ważną rolę do odegrania w procesie polepszania losu koni pociągowych, tak samo jak każdy, kto nie podejmie działań w tej sprawie będzie odpowiedzialny za śmierć kolejnego konia lub – co jest tylko kwestią czasu – wypadek w którym ucierpią ludzie.




Więcej informacji:

Cezary Wyszyński, cezary@viva.org.pl 0502279920


taaaa, wychodzi na to, ze kazdy dorozkaz to rzeznik i kat.  🤔wirek:
Bo najlepiej to się położyć, okryć ekologicznym całunem z łatwo rozkładającego się materiału i umrzeć... Tylko w ten sposób, zdaniem ekofaszystów, człowiek nie będzie szkodził Przyrodzie (piszę z dużej litery, bo taka postawa życiowa ma jakikolwiek sens tylko na gruncie jakiegoś zboczonego panteizmu, a imiona bogów pisze się z dużej litery zwykle...).
Wychodzi na to ,że jeśli przeciwnicy dorożek wygrają - to skompletuje się niezły skład koni na wycieczkę do Italii.
U nas zawsze ze skrajności w skrajność. 😤
Nie chcę wyjść na tetryka, ale dokładnie to właśnie napisałem otwierając ten wątek. I zostałem odmalowany niemal jak rzeźnik, własnoręcznie mordujący biedne dorożkarskie szkapy. Tymczasem, dokładnie tak jak przewidywałem, próby "ratowania" tychże tylko i wyłącznie wizytą u rzeźnika skończyć się mogą...
viva to fundacja, ktora wg mnie nie do konca ma przemyslane swoje akcje. poza tym to ludzie, ktorzy potrafia jedynie z ukrycia filmowac krzywde, a nie potrafia wyjsc jej na przeciw.nie kazy kon zaprzegany jest krzywdzony,wiekszosc pracuje lzej niz nie jeden kon rekreacyjny. jest gro wlascicieli, ktorzy o konie dbaja i je lubia. te akcje wymierzone sa w nich. bez sensu.
Nie chcę wyjść na tetryka, ale dokładnie to właśnie napisałem otwierając ten wątek. I zostałem odmalowany niemal jak rzeźnik, własnoręcznie mordujący biedne dorożkarskie szkapy. Tymczasem, dokładnie tak jak przewidywałem, próby "ratowania" tychże tylko i wyłącznie wizytą u rzeźnika skończyć się mogą...

Nie wiem, po co to piszesz, ze Ci niby zal tych koni co na rzez ida? Ze niby chcialbys przeciwdzialac? Nie rozsmieszaj mnie, juz kilka razy podkreslales, ze zjadlbys konine, gdybys mial okazje. Dla mnie to jest czysta hipokryzja z Twojej strony.
Manta   Tyłkoklep leśny =)
13 listopada 2009 15:22
Freddie - poruszasz znowu ten sam temat. To, ze ktos zjadlby konine nie znaczy, ze chce zeby kazdy kon trafil na rzez. Zreszta nie chodzi tu tylko o wspolczucie a niejaki bezsens w tej sytuacji.

W kazdym badz razie ostatnimi czasy naprawde rzadko spotykam sie na rynku (Krakow) z kopytnymi w zlej kondycji, wyraznie przemeczonymi itp - a jestem tu conajmniej 3 razy w tygodniu, bo na rynku pracuje. Owszem - zdarzy sie jakis kon ktory nie wyglada na takiego w pelni sil, zdarza sie komicznie zalozone ochraniacze... Ale wiekszosc dorozkazy z tego co zauwazylam to ludzie, ktorzy te konie szanuja - w koncu sa one zrodlem ich dochodu. Wiadomo, ze moze byc roznie - ale przez takie demonizowanie niedlugo NIKT nie bedzie mogl miec konia w Polsce, ani w celach zarobkowych ani w przydomowej stajence...
Nie wiem, po co to piszesz, ze Ci niby zal tych koni co na rzez ida? Ze niby chcialbys przeciwdzialac? Nie rozsmieszaj mnie, juz kilka razy podkreslales, ze zjadlbys konine, gdybys mial okazje. Dla mnie to jest czysta hipokryzja z Twojej strony.


To jest  🚫 Przyznaję się do winy i proszę o łagodny wymiar kary, ale nie mogę się powstrzymać: sądząc po wskazówkach jakie ongiś przeczytałem w "Vademecum ojca", dojrzałaś dziewczyno do macierzyństwa! Jakie objawy na to wskazują..? A nie będę wyjaśniał... Sami poszukajcie...

Czytałem ostatnio bardzo uczony artykuł o wykorzystaniu zasobów naturalnych - i to już nie jest żaden  🚫, bo wszak dla dorożkarza jego koń jest właśnie takim "zasobem naturalnym", z którego korzysta. Autor dowodzi matematycznie, że umiarkowane i obliczone na jak najdłuższy czas (najlepiej, o ile taki zasób daje się odnawiać, na zawsze) korzystanie z takiego zasobu jest ZAWSZE korzystniejsze ekonomicznie dla właściciela - o ile tylko nie żywi on obawy, że zasób ten zostanie mu odebrany, bo wtedy jedyną rozsądną strategią jest rabunkowa eksploatacja. Dlatego najlepszym sposobem ochrony przyrody jest jej totalna prywatyzacja i jak największe umocnienie prywatnej własności przed zakusami różnych czerwonych i zielonych faszystów. Zacytowałbym wzór, ale koza mi gasła i musiałem artykuł przez komin przepuścić  😡
Tak, widze, ze masz alergie na wszystko, co Ci pachnie "zielonymi" z jakiejkolwiek strony by nie patrzec, czyli wszystko, co nie jest konserwatywne, prawicowe i sprywatyzowane jest be i ociera sie o faszyzm, co juz kilka razy podkreslales. Zreszta, dyskusja z Toba (o ile mozna nazwac to dyskusja) sprowadza sie zawsze do kilku zjadliwych uwag zupelnie nie majacych zwiazku z tematem i przynajmniej jednego odwolania do "ekofaszyzmu".  Koniec  🚫 i moich wymian uwag z Toba.
Freddie to ty masz misje niesienia swiatu zakazu jedzenia konskiego miesa. gospodarka rzezna koni jest faktem i faktem pozostanie, dla mnie to normalne. co nie zmienia faktu, ze nigdy nie chcialabym probowac konskiego miesa. na tej samej zasadzie jkobusowi nie zalezy na tym, zeby wszystkie konie w rzezni ladowaly.
W zasadzie mógłbym nic nie pisać, bo wszystko zostało jasno powiedziane. Że jednak sprawa wydaje się mieć pewne znaczenie dla zrozumienia tematów, które w tym wątku były poruszane (a przy tym, akurat wyjątkowo mam w ogóle połączenie z siecią, więc, jak mawiał Osioł, skoro mogę mówić, to nie będę milczał!), to jednak wyjaśnię.

W dzieciństwie i wczesnej młodości byłem fantastą i komunistą wręcz. Przeszło mi - nie od jakiegoś nawrócenia, olśnienia czy innej jakiej iluminacji, a od życiowego doświadczenia po prostu.

Otóż każdy projekt amelioracyjny (tj. taki, którego celem jest polepszenie czegoś w stosunku do stanu aktualnego) opiera się najpierw na założeniu, że my ten stan aktualny w sposób nieomal doskonały znamy. Niestety - założenie to jest w 99% przypadków fałszywe. Przy tym wygląda na to, że trudność ta wcale nie jest przejściowa i przemijająca, tylko wynika z samej natury rzeczywistości. Oczywiście jak chcemy załatać dziurę w ścianie, to wiedza o stanie fizycznym młotka, gwoździ i desek, jaka jest nam potrzebna do tego, aby skutecznie to zadanie wypełnić, bynajmniej nie przekracza zdolności pojmowania dowolnego pana Zdzisia spod budki z piwem. Natomiast za każdym razem, gdy mamy do czynienia z układem albo bardzo skomplikowanym, albo takim, w którym jakąś rolę odgrywają akty ludzkiej woli - sprawa staje się z punktu beznadziejna! M.in. absolutnie nie ma takiej metody, która by nam powiedziała, w jaki sposób rzeczonego pana Zdzisia przekonać, aby opuścił okolice ulubionego piwopoju i załatał dziurę w ścianie. Jest to akt jego wolnej woli i wszelkie bodźce jakich mu dostarczymy najpewniej zostaną przez jego wolną wolę tak przetworzone, aby od piwopoju się nie odrywać, lub jak najszybciej do niego wrócić. Niezależnie od tego, czy będziemy go traktowali bodźcami pozytywnymi (np. wypłacając mu zasiłek lub oferując przeszkolenie w zakresie władanie młotkiem), czy negatywnymi (np. próbując go przekonać do jakiejś aktywności groźbą lub batem zgoła - w takim przypadku nawet, jeśli weźmie się za łatanie dziury, na pewno zrobi to krzywo!).

Oczywiście, w tej sytuacji jedynym słusznym rozwiązaniem jest pozostawić pana Zdzisia w spokoju - i żadnych bodźców mu nie dostarczać, ani pozytywnych (tj. nie wypłacać mu żadnych zasiłków ani nie oferować żadnych ułatwień), ani negatywnych (tj. do niczego go nie zmuszać). Głód i pragnienie dość szybko same sprawią, że pan Zdzisio chcąc nie chcąc dziurę załata i zrobi to dobrze po to, aby na kolejną porcję ulubionego napoju zapracować.

I tak wychodząc od najprostszego eksperymentu myślowego z panem Zdzisiem, wszystkie niemal projekty amelioracyjne można dość szybko sprowadzić do parteru - ich skutkiem bowiem z reguły nie jest żadna poprawa stanu rzeczy, który wydawał się nam niekorzystny. Stan ten albo wraca do poprzednich parametrów niwelując bodźce, którymi próbowaliśmy na jego zmianę oddziaływać (co odpowiada sytuacji gdy pan Zdzisio po otrzymaniu zasiłku natychmiast udaje się z powrotem do piwopoju), albo ulega w wyniku naszych działań pogorszeniu (kiedy pan Zdzisio łata dziurę w ścianie krzywo i potem trzeba po nim poprawiać...). Przy czym dość często skutki działań amelioracyjnych są absolutnie nieoczekiwane, a bywają i katastrofalne: ale to już domena kolegi Wrotkiego, mnie tam akurat dzisiaj liczenie megatrupów i gigazwłok nie bawi...

Od samego początku próbowałem dowieść, że akcja pt. "Dorożkarze męczą konie", to fakt wyłącznie medialny. Coś o tym wiem - pracowałem ongiś w tabloidzie i brałem udział w akcji "Psy gryzą dzieci". Jestem na 200% przekonany, że robi to się dokładnie tak samo jak wtedy i tyle samo jest w tych wszystkich doniesieniach prawdy - czyli nic!

Podjęcie działań legislacyjnych w sprawie dorożek może dać tylko dwa rezultaty. Albo nic się nie zmieni - a tylko, być może, jacyś urzędnicy wydający stosowne zezwolenia czy świadectwa kwalifikacji zarobią na łapówkach i opłatach. Albo stan obecny ulegnie pogorszeniu - bo, np. dorożki wraz z dorożkarzami i końmi dorożkarskimi ulegną "likwidacji jako klasa", w rezultacie czego część dorożkarzy dołączy do pana Zdzisia pod piwopojem, a część przebranżowi się na inną działalność, dorożki powędrują do muzeów, a konie dorożkarskie na rzeź. Naprawdę nie widzę innej możliwości... O ile, oczywiście, takie działania legislacyjne będą przebiegały wedle znanego z innych, podobnych akcji, schematu, czyli będą polegały przede wszystkim na wprowadzeniu ograniczeń i reglamentacji. A dlaczego zresztą miałyby przebiegć inaczej - skoro nasi legislatorzy po prostu żadnej innej metody nie znają..?

Tymczasem wystarczyłoby dorożki i dorożkarzy, jak tego pana Zdzisia, zostawić w spokoju... a jak chcemy poprawić ich estetykę na ten przykład, to i to trzeba robić powoli i stopniowo, raczej starając się wytworzyć wśród dorożkarzy jakiś esprit de corps, który nie pozwoli im, z zawodowej dumy i poczucia własnej wartości, przyjechać na Rynek dorożką inną niż zalecana, z brudnym koniem i bez munduru...
a jak chcemy poprawić ich estetykę na ten przykład, to i to trzeba robić powoli i stopniowo, raczej starając się wytworzyć wśród dorożkarzy jakiś esprit de corps, który nie pozwoli im, z zawodowej dumy i poczucia własnej wartości, przyjechać na Rynek dorożką inną niż zalecana, z brudnym koniem i bez munduru...

Na przykład zainstalować telebim w Rynku i zapuszczać pokazy wiedeńskiej szkoły jazdy dorożką, tam to są wzorowe mundury i estetyka, może nawet etyka się znajdzie... Tam legislacja zadziałała poprawnie, ale wierzę, że u nas by nie zadziałała.

Przykład pozytywny, tak. Szkoda, że za naprawę teoretycznego problemu biorą się dorywczo ochotnicy z zewnątrz, mający w tym swój cel. Tak.

Dziękuję za świetny felieton! (w języku forum = wystygła mi poranna kawka, zamiast: oplułam monitor😉
Ależ dziękuję za komplement  😡 Więcej czytanek: http://www.boskawola.blogspot.com i http://www.boskawola.pl Pomysł z telebimem rewelacja! Można też po prostu wysłać na miasto taką wzorcową dorożkę - i zobaczyć, jak zareagują na nią pozostali...
Dzięki c.d. :kwiatek:

Jak zareagowaliby na tę dorożkę dorożkarze lokalni? Myślę, że w najlepszym wypadku przeżegnali by się/splunęli przez ramię/wymantrowali:
Zaczarowana dorożka, zaczarowany dorożkarz, zaczarowany koń...
I dalej by pielęgnowali własne tradycje, ale nie konie czy dorożki.
Z ciekawości poniekąd zawodowej, bo chętnie bym o tym napisał: minął miesiąc od tej zapowiadanej kilka postów wyżej konferencji w Krakowie i co dalej..? Był ktoś? Krakowskie media coś zapodały? Bo w ogólnopolskich nic nie dostrzegłem...
Media nic, ale byliśmy dwa tygodnie temu w Krakowie w niedzielę i mój mąż przechadzał się po starówce i widział spłoszone konie galopujące pomiędzy tramwajami. Skoro nic nie słychać, to pewnie nikomu się nic nie stało. Ale jak widać marna to była nauczka dla wszystkich  😵
"Jedynym skutkiem takiej ingerencji będzie spadek popytu na konie i dalsze obniżenie ich ceny - bo wielu dorożkarzy, nie mogąc pracować, wycofa się z interesu."

z tego rozumiem, ze zdajesz sobie sprawe z tego, ze konie 'dorozkowe' sa kupowane sezonowo, a potem laduja w ubojniach 😉

a tak bardziej serio - interweniowac trzeba. "pozytywny przyklad" super sprawa! widoczny dla turystow regulamin - super sprawa! i jeszcze jedno... trzeba uderzyc do wladz kraka z informacja, ze zwierzeta musza sikac (aktualnie calodobowe niepojenie koni tlumacza dorozkarze problemami z moczem na drogach)
Gagulec   Mistrz lokalny
06 grudnia 2009 13:55
Sam przepis zakazujący ruchu dorożek po starówce w godzinach 12 - 17 jest durny,

Durny? To stój sobie w tych godzinach w lecie na płycie rynku, dzień w dzień, objuczona sprzętem i z żelastwem w ustach 🙂. Wtedy pogadamy... A nawiasem mówiąc, jak wrócę do domu to wkleję parę zdjęć koni z rynku - zbliżenia pyszczka, chrapek... poobcierane często do krwi i żywego mięsa.
Ja osobiście jestem ZA zaostrzeniem przepisów co do dorożek w Krakowie i ogólnie w Polsce, bo nad morzem konie dowożące ludzi do pracy też dobrze nie mają. W tym roku byłam w Białogórze, przez cały dzień jeden koń pracował kulejąc. Dorożkarza postraszyłam TOZ'em, chyba pomogło bo na drugi dzień go nie było... Zgłosiłam to do pana ze straży co porządku pilnował, ale stwierdził, że nie wiele może zrobić... Ręce opadają...
"wszak dla dorożkarza jego koń jest właśnie takim "zasobem naturalnym", z którego korzysta. Autor dowodzi matematycznie, że umiarkowane i obliczone na jak najdłuższy czas (najlepiej, o ile taki zasób daje się odnawiać, na zawsze) korzystanie z takiego zasobu jest ZAWSZE korzystniejsze ekonomicznie dla właściciela - o ile tylko nie żywi on obawy, że zasób ten zostanie mu odebrany, bo wtedy jedyną rozsądną strategią jest rabunkowa eksploatacja."

ta, ciekawe od kiedy dorozkarze to ekonomisci 🤔wirek:

przykro mi, to ten dowod matematyczny ma sie nijak do rzeczywistosci
Wyszkolenie konia, który będzie mógł bezpiecznie chodzić w ruchu ulicznym nie jest sprawą łatwą ani małą - i nie wydaje mi się, aby dobre dorożkarskie konie mogły być traktowane sezonowo i żeby taki sposób ich traktowania był racjonalny. Nie dalej jak wczoraj mojej weterance, Dalii wlkp, mózg się przeładował u mnie na spokojnej wsi, kiedy po drugiej stronie rowu zobaczyła babę na rowerze z dwie krowami, za nami jechał ciągnik, a z przeciwka samochód - chyba nawet było widać, że mam kłopoty, bo się wszyscy zatrzymali i gapili, ażeśmy się oddalili caplując i prychając głośno na wszystkie strony... Jeśli więc z dorożkarskimi końmi tak się rzeczywiście dzieje jako powiadacie, to znaczy, że po mieście chodzą co roku surowe konie - i trzeba się zastanowić co powoduje tak nieracjonalną patologię..? Czy koszt utrzymania koni poza sezonem turystycznym jest zbyt wysoki, a cena surowych koni tak niska, że można w nich jak w ulęgałkach przebierać, żeby co roku nowe pary zestawiać? Może jest biznes do zrobienia: otworzyć gdzieś pod miastem zimową "przechowalnię" dla dorożkarskich koni, połączoną z ich szkoleniem..? Nawet miałbym człowieka, który by to mógł doskonale poprowadzić (gdyby nie brak zabudowań, można by to u mnie zrobić zresztą), tyle że pod Warszawą.

Bo w to, że przy wszystkich pozostałych warunkach ceaterus paribus dorożkarze używający dobrze utrzymanych i wyszkolonych koni wygryzą z rynku takich, którzy jeżdżą na surowych szkapach, jeszcze pewnie nie karmionych i nie pojonych - nie można wątpić. Może nie przez jeden sezon, ale po dwóch czy trzech wszyscy by się musieli na taki system przestawić chcąc nie chcąc. Tak jest i taniej i wygodniej i mniej pracy dla dorożkarza i turystom milej... Dorożkarze muszą być ekonomistami. Każdy jest ekonomistą. Decydując się na spłodzenie dziecka, też się podejmuje decyzję ekonomiczną - a że robi się to najczęściej po pijanemu i nie używając formuł matematycznych..? Nie szkodzi: zachowanie ekonomiczne to takie, które wydaje się nam najkorzystniejsze - i tyle...

Gagulec nie chce mi się z Tobą gadać, napisałem już wszystko co możliwe...
"Jeśli więc z dorożkarskimi końmi tak się rzeczywiście dzieje jako powiadacie, to znaczy, że po mieście chodzą co roku surowe konie - i trzeba się zastanowić co powoduje tak nieracjonalną patologię..? Czy koszt utrzymania koni poza sezonem turystycznym jest zbyt wysoki, a cena surowych koni tak niska, że można w nich jak w ulęgałkach przebierać, żeby co roku nowe pary zestawiać? Może jest biznes do zrobienia: otworzyć gdzieś pod miastem zimową "przechowalnię" dla dorożkarskich koni, połączoną z ich szkoleniem..?"

tak, po miescie chodza czesto surowe konie (nie zawsze, nie zamierzam popadac w skrajnosci) albo konie wyrwane granatem od pluga za pare groszy (chlopi ciagle jeszcze czesto nie wiedza, ze maja fajnego konia).

koszt utrzymania poza sezonem wcale nie jest wysoki. po prostu dorozkarska mafia nie da na sobie robic biznesu innym. nawet w sezonie konie przechowywane sa w blaszanych stanowskach bez wody, czesto tak ciasnych, ze polozyc sie nie moga (udowodnione, z interwencja, bez skutku).

powtorze sie - jesli ktos dziennego utargu ma 3tys zl, pracuje 3-4 dni w tygodniu, to nie jest dla niego problemem kupic na sezon parke koni nawet za 10tys. a ze rzadko na drugi sezon konie przechodza, to sa eksploatowane maksymalnie z minimalnym nakladem. tak samo konie pracujace w gorach.

edit, dopisane:

ach, wydaje mi sie, ze mylimy pojecia dorozkarza z wlascicielem dorozki 😉
woznicy w 99% nie sa wlascicielami dorozek ani koni.
Podyskutowaliśmy, poczubiliśmy się, ja nawet pokorespondowałem sobie z Vivą i wyszedł z tego bardzo śmieszny tekścik (Met już widziała).

Ale mam niedosyt. Może dlatego, że siąpi i za wiele pewnie dziś w gospodarstwie nie zdziałam - a w poniedziałki, odkąd nie jeźdźę do biura, zawsze mam straszny napęd, wynikający z atawistycznego poczucia winy  😉

Zrobi się trochę bardziej telefoniczna pora to pogadam z moim starym kumplem Heniem Lasotą, który dwie dorożki w Warszawie jeszcze kilka miesięcy temu miał i pewnie dalej ma. Co można zrobić tu i teraz, bez żadnych legislacji, bez angażowania władz, TOZ-ów i innych, temu podobnych, żeby dorożkarskim koniom i dorożkarzom żyło się i pracowało lepiej? Czy dorożkarze tworzą mafię? Czy może dałoby się wyrwać na takie ewentualne oddolne działanie jakąś kasę z Unii ("jak sojusz, to z Rumunią, jak forsa to mi wsuń ją!" - jak zauważył już przedwojenny kabarecista...)? Zima, poza sezonem, to najlepsza pora na takie rzeczy...
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się