Uff, wróciliśmy całą ekipą dopiero o czwartej w nocy... 😵
Nasze koniki dały czadu - całym szczęściem Gwizdek stanął na wysokości zadania i raczył wygrać sześciolatki 😉 Kucunio w piątek oszukał wszystkich swoją niebywałą grzecznością (już kiedyś zrobił nas tak samo w konia w Aromerze), skutkiem czego większość rozprężenia przestępował (zmęczone jest biedactwo) i na piątkowym czworoboku tak tańcował, że aż trudno było uwierzyć, że jemu w ogóle zdarza się pod siodłem chodzić 😁 Najpierw były przerażające autobusy, potem pan, który spacerował po trawniku od dobrych 10 minut (ale zdaniem Kuca pojawił się tam znienacka, z głośnym hukiem, w kłębach dymu i oparach siarki, masakra), dalej budki, które groźnie czaiły się przy czworoboku i w dodatku w środku zawierały sędziów... Eh - tam, gdzie miał być stęp, był kłus, gdzie kłus - galop, a gdzie galop - wypłaszanie się z radosnym pobrykiwaniem. 🤣 W efekcie na drugie dzień zaplanowałyśmy tylko przejazd posłuszeństwa. W sumie chyba najlepszy przejazd był w niedzielę - ale też słabiutki. Parafrazując pewne powiedzenie - Kuc jest jak pudełko czekoladek - nigdy nie wiesz, co trafisz 😉
Pozostaję pod ogromnym urokiem konia Major - jak dla mnie jest to zwierz o wybitnej jezdności. Zawsze równy, skupiony, solidny, bez głupich pomysłów, na przejazdy jego i Ani naprawdę miło popatrzeć. Szczególnie w niedzielę ta para wybijała się na tle innych zarówno przygotowaniem, jak i zgraniem ze sobą. 👍
Ogółem - sześciolatki były stremowane, pięciolatki - w niżu demograficznym (tylko 8 pięcioletnich koni polskiej hodowli w tej kategorii wiekowej!), ale czterolatki - bajka. Szczególnie jeden wpadł mi w oko 😉 Ciekawe czy wypadnie, czy... 😉
Okiem luzaka 😉 Jak na mistrzostwa, to przydałaby się ciut lepsza organizacja imprezy :| Problemy z sianem (w cenie 10 pln za kostkę - nie było komu przywozić i po dwugodzinnym oczekiwaniu dopiero udało się w kilka mega natrętnych osób wymóc transport), brak jakiegokolwiek rozreklamowania imprezy, pełno samochodów, sunących pełną parą po bruku obok czworoboku (w zamku cykliści mieli jakiś swój wyścig), słaby catering (w czwartek / piątek na terenie zawodów nie dało się zakupić niczego do zjedzenia). No i chyba po raz pierwszy od lat nie rozdano uczestnikom MPMK pamiątkowych plakietek (takich naboksowych)... Trochę przykro.
Zdjęć parę, bo zanim wszystkie przejrzę i pozmniejszam, to będzie grudzień 🙂
Kucunio (no cóż... przynajmniej tyle, że jest fotogeniczny) :P

Fajnie na rozprężalni... niefajnie na konkursie 😉


Re-volta 😀 w trakcie zakładów bukmacherskich:

No i mistrzunio - brzydkie fotki, ale już ciemno się robiło:

Nie wiem, od jakich konkursów wchodzą takie chody, ale zaiste były efektowne: