Co mnie wkurza w jeździectwie?
Szaga Są miejsca dobre, gorsze i bardzo złe. U nas też szału nie ma, stajnia naprawdę kameralna, ale roboty jest od groma. Nie pomyślałam, że pijesz do nas, ale myślę sobie na pewno, że większość użytkowników stajni rekreacyjnych nie ma pojęcia ile pracy to kosztuje. Codziennie kładziesz się spać z myślą, że mogłaś zrobić jeszcze to...
Oczywiście jest mnóstwo tego rodzaju zajęć i prac, ale jesteśmy w temacie szkółek. Chciałabym czasem pobyć leniwa, naprawdę 😁
Może dlatego wczoraj mnie to tak dotknęło bo wrociłam właśnie do domu po całym dniu roboty w ugorze.
Dzisiaj zorganizowałam sobie dzień dokładnie, żeby z wszystkim się wyrobić i... kociak wpadł do wiadra ze smarem. Trzy godziny gnojka myłam, suszyłam i chuchałam i dmuchałam, żeby się nie lizał.
I tego nie cierpię w jeździectwie 😁
Atea - ja stałam pare lat po stronie właścicieli pensjonatu dla koni, a obecnie od 5 lat mam konie w pensjonacie, więc znam "dwie strony". I wiem, że pewne rzeczy są do zrobienia, inne nie, że podczas lata i sianokosów tyra się od rana do ciemnej nocy, świątki, piątki i niedziele, ale w zimie jest spokojniej, poza tym, że dużo rzeczy podmarza, a jak dowali śniegu to się ileś razy dziennie z łopatą śmiga. Widze też błędy jakie ze strony nas, właścicieli były, teraz ze stony pensjonariusza.
I ok, rekreacja, roboty pełno, ale jak zauważyłaś - konie jednak są zadbane, czyli się da 😉 Jakoś wątpie, żeby nikt przez pare dni nie znalazł tych 10 minut na dziegciowanie kopyt, a tu o takie prozaiczne rzeczy często chodzi. Jak karmienie, odrobina dbałości, nie posyłanie na jazde kulawego konia.
I wiem, że idzie złapać wolontariuszy do tych najłatwiejszych prac - pranie ochraniaczy, czapraków, czyszczenie siodeł, mycie czy dziegciowanie kopyt, mycie żłobów itp. Przecież to taki 12 latek w czasie wolnym spokojnie ogarnie, ja sama chodziłam innych rzeczy czyścić jako małolata, bo lubiłam, bo czułam się ważna, że pomagam, no i spędzałam czas w stajni. Wiadomo, czasami coś za to miałam - czekolade, jazde (no ja nie w rekreacji, ale w pensjonatowej, kameralnej stajni, ale czasami ktoś rzucił "to wsiądź sobie na siwego potem", bo była taka stała ekipa tam, która miała koniki dla przyjemności) lub "wiszącą" przysługę. Oczywiście, nie każdy dzieciak się nadaje, ale idzie takiego małego pomocnika znaleźć 😉
keirashara Ja mam ofertę pomocy w zamian za jazdę (za jeden wyczyszczony boks jedna godzina darmowej jazdy - raz w tygodniu). Ja szukam trochę takich pomocników, przyjaciół stajni, którzy by nam pomogli, ale jeszcze nie trafiłam niestety na nastolatków, którzy w pełni bezinteresownie by się podjęli. Pomocnicy, którzy przychodzą posprzątać boks robią swoje, a potem czekają na jazdę. Czasem nawet jest mi nieco... przykro? Jak widzą, że ja zamiatam, ogarniam, coś tam czyszczę, a oni zrobili już swoje i tylko czekają na wyznaczoną godzinę. Ja lubiłam pracę w stajni zawsze, chętnie pomagałam, nawet jak za to nie jeździłam. Nie mam na myśli, że byłam lepsza czy gorsza, po prostu mam wrażenie, że im nawet do głowy nie przychodzi myśl, żeby tak po prostu zmieść stajenny, albo ogarnąć torbę ze szczotkami.
Moja stajnia jest brzydalkiem 😉 Próbowałam robić takie akcje, żeby się zebrać w jakiś dzień zakończony wspólnym ogniskiem i trochę poremontować, pomalować wspólnie itd. Cisza niestety 🙂
Nie wiem, może nie umiem zebrać stajennej ekipy.
NIC mnie tak nie wkurza jak "uzywanie" dzieci do prac w stajni
kon ma prawo do rzetelnej i profesjonalnej opieki, a nie bycia skazaym na laske i nielaske nastolatkow, ich wiedze lub niewiedze
porzadne nauczenie dzieciaka i dopilnowanie zeby zrobil porzadnie zajmuje tyle, ze lepiej zrobic samemu
a z drugiej strony - za prace sei PŁACI - nie z lachy rzucajac "wsiadz se potem na siwego", a jazda powinna byc POPROWADZONA przez ogarnieta osobe
dlatego wlasnie dalej mamy szkolki ze zal patrzec, "mistrzow" zza stodoly (i ludzi dalej uzywajacy dziegciu do kopyt) - bo zamiast uczciwej wymiany praca-płaca wplątali sie w jakies dziwne uklady, "lans" "bo ja tu ze stajni jestem", uczyli sie "przy okazji" od przypadkowych ludzi, w tym innych nastolatek "prowadzacych lonze"
i w ten sposob bylejakosc zostaje przekazana jako norma :/
Atea - ja przez lata pracowalam w stajni, potem ja prowadzilam - i z jednej strony do dzis zaluje ze nie uczylam sie porzadnie za kase, z drugiej wiem jak trudno jest znalezc nastolatkow ktorzy LUBIA pracowac przy koniach, nie tylko jezdzic
ale w sumie czemu sie dziwisz - jest umowa posprzatany boks za godzine jazdy
to czemu oczekujesz ze ktos bedzie robil cos wiecej
bo Ty robisz?
to nie jest ICH stania, ich biznes, tylko TWOJ
czemu oczekujesz ze ktos bedzie "przyjacielem" ktory za darmo odwala robote za Ciebie?
ushia Ja kompletnie nie to mam na myśli. Raczej taką pomoc po prostu... przy okazji. Nie mam absolutnie pretensji do nikogo, że nie przychodzą i nie tyrają cały dzień, bo przecież oni za jazdy płacą i mają pełne prawo nie wymagać nic poza tym (chociaż u nas muszą konia przygotować). A już na pewno nie wymagam od nich roli instruktora.
Tak się tworzy ekipę, że jeden pomoże przy tym, drugi przy tamtym. Ja też częstokroć poświęcam więcej uwagi osobom żywo zainteresowanym jakimś zagadnieniem. Nie mówię przecież: 5 zł za dyskusję o koniach ras rodzimych.
I tak naprawdę dopiero wtedy można poczuć czym światek koński, jeździectwo jest.
nie wierze juz w "ekipy"
i teraz, jako pensjonariusz, z daleka omijam stajnie gdzie pelno jest "dziewczynek stajennych"
nie zycze sobie zeby moj kon byl pod opieka ludzi ktorzy moga przyjsc i cos zrobic albo nie jak im sie nie chce
wole zeby byl pod opieka PRACOWNIKA - doroslej osoby ktora wie co robi, na konkretnych zasadach
sama jako instruktor zywo zainteresowanym tematem opowiadalam duzo - nie oczekujac ze beda uczestniczyc w mojej pracy
to ze ja jestem pasjonatem nie oznacza ze ktos inny tez bedzie
natomiast fakt, ze kiedys inaczej to wygladalo - kiedys w stajni wiecej bylo "dziewczynek" ktore przyszly do koni niz pojezdzic konno 😉
i duzo latwiej sie kiedys uczylo dzieci, bo chcialy sie uczyc, cos dawaly z siebie - teraz oczekuja ze kon "zrobi" tak zeby bylo milo i przyjemnie ....
Z moich obserwacji wynika, że wiele z tych stajni, w których właśnie pełno jest "dziewczynek stajennych" faktycznie bardzo bazuje na ich "pracy". I tu się z Tobą zgodzę, że to przynosi więcej złego niż dobrego. Najczęściej instruktorzy nie mają większej wiedzy niż owe dziewczynki.
Ja w "ekipy" nie wierzę z innych powodow niż ty, wydaje mi się, że ludziom mniej chce się ze sobą być. Dla samej przyjemności bycia z drugim człowiekiem 😀 Trzeba mieć z tego jakiś profit. Oczywiście są fantastyczne "stajenne" teamy na pewno, ale raczej w stajniach pensjonatowych bądź sportowych. Trochę uogólniam.
Niczego nie oczekuję, obserwuję tylko.
Nie trzeba mieć ekipy, żeby przyciągać fantastycznych ludzi. A tacy się zawsze dogadają.
EDIT: O to, to, właśnie ten twój dopisek. Ja trochę za tym tęsknię, ale nie oczekuję, bo przecież nie zmuszę ludzi, żeby CHCIELI 😉
ushia, o to to. Mnie też wkurza, że własnie takie dziewczynki stajenne, które "pomagają" mogą coś zrobić lub tego nie zrobić, w zalezności od ich humoru/chęci. Albo tego, czy kogoś lubią czy nie - na zasadzie: jej nie lubię, więc nie dam jej koniowi siana/słomy/trawy, a jak im zwrócisz uwagę, to masz jeszcze bardziej przes*ane 😉 Ty i twój koń. Ale owszem, pomagają - jednak tylko wtedy, gdy właściciel jest w stajni i o coś je poprosi, a same niestety nie domyślą się, żeby np podrzucić siana, czy chociażby zamieść korytarz 😉 I tylko czekają na jazdę, jak to wspominała Atea. Przykre.
I szkoda, że tak mało osób teraz tak NAPRAWDĘ chce cokolwiek wiedzieć o koniach, coś przy nich zrobić i wyciągnąć z tego naukę, a nie tylko poklepać tyłek czy poszpanować zdjęciem z konikiem lub na koniku na fejsbuniu czy instagramie 😉 I strzelają fochy o to, że da się im dobrą radę, bo przeciez one mają już 14 czy tam 15 lat i wszystko wiedzą 😉
Oczywiście nie mówię o wszystkich, bo przecież w tym całym tłumie zdarzają się bardzo fajne i ogarnięte osoby, które chcą się uczyć, chcą pomagać i chłoną wiedzę jak gąbka.
A zgrana ekipa w stajni to skarb. Zdarzają się, choć bardzo, bardzo rzadko. A już na pewno nie tam, gdzie są małoletnie pomagierki 😉 To tak z obserwacji.
Odbiegając trochę od tematu szkółek. Wkurza mnie, że w każdej stajni, w jakiej dotychczas stałam, mimo 90% pensjonariuszy, którzy są w gruncie rzeczy spoko, bezproblemowi i z którymi dobrze się żyje, ZAWSZE trafia się jakiś debil, który: a) wszystkie rozumy pozjadał, b) nie używa mózgu i nie ma zmysłu przewidywania, c) wszystko naraz. I wcale nie są to szalone nastolatki, a dorośli, wydawałoby się dojrzali, już niereformowalni ludzie. Nie wiem, może dziwna jestem, ale uważam, że konie, choćby były największymi misiaczkami, nadal są niebezpieczne (choćby przez swoje rozmiary) i nigdy nie do końca pewne. I trzeba zwyczajnie uważać, zachować minimum odpowiedzialności, tym bardziej, jak się nie ma już 14 lat, tylko taką solidną trzykrotność tego wieku. 😉 Szkoda tylko, że nie każdy takie podejście podziela, byłoby dużo łatwiej.
A tak swoją drogą, to w miejscu, gdzie teraz stoję, dziewczynki stajenne się co prawda przewijają, ale z reguły pod opieką instruktora, więc ma to ręce i nogi i nijak mi w spokojnym użytkowaniu stajni nie przeszkadza. Poza tym trzeba im przyznać, że są ogarnięte - przepuszczają, myślą, nie biegają, nie krzyczą, opiekują się koniem poza jazdą. Minimum kultury, chęci i pomyślunku i da się. Ja naprawdę więcej nie oczekuję. Ale u niektórych i tak niskie wymagania z mojej strony to za dużo. 🤣
Ja pisząc z perspektywy klienta stajni rekreacyjnych stwierdzam, że takie stajenne dziewczynki nie są wcale fajne.
Chodzą po stajni naburmuszone, myślą że pozjadały wszystkie rozumy, uważają że rządzą tym miejscem. Mnie osobiście denerwują takie sytuacje kiedy kończąc jazdę osoby takie "wpychają" mi się do boksu i za mnie rozsiodłują konia. Często nie mają dostatecznie wysokiej wiedzy robią niektóre rzeczy źle, a zwracając im uwagę mówią "a instruktor mówił że..." Nie da się z takimi żyć.
Ps. Czytając wasze posty mogę stwierdzić że ja jestem jakaś dziwna, ponieważ bardzo chętnie pomagałabym w jakiejś stajni nawet nie za jazdę, tylko za sam czas spędzony z końmi czy zdobyte "doświadczenie" lecz niestety NIE MA takich miejsc... Niestety 😕
Ps. Czytając wasze posty mogę stwierdzić że ja jestem jakaś dziwna, ponieważ bardzo chętnie pomagałabym w jakiejś stajni nawet nie za jazdę, tylko za sam czas spędzony z końmi czy zdobyte "doświadczenie" lecz niestety NIE MA takich miejsc... Niestety 😕
są! Ale musiałabyś być właśnie taką "dziewczynką" 😂
Nie no, żartuję. Na pewno gdzieś jest taka stajnia, ja kiedyś do swojej szukałam osoby do pracy w zamian za jazdy ale później zaczęłam jeździć z trenerem poza tym przyszła jedna pracownica... i mi się odechciało takiego układu 😲
strzemionko Masz rację pewnie już za "stara" jestem no i zbyt cicha 😉 W obecnych czasach trzeba umieć o siebie walczyć 🏇
Poza tym mieszkam w takiej okolicy gdzie na prawdę nie ma takich miejsc
i zbyt cicha 😉
O! Taka osoba (przynajmniej u mnie) byłaby mile widziana. Bo pewnej dziewczynce, która chciała u mnie jeździć konno buzia się nie zamykała. A mnie w ustach zasychało od odpowiadania na pytania 😎
Ja na początku swojego jeździectwa jeździłam w takiej stajni.. Ogromny ośrodek, miasteczko rozrywki, w sezonie codziennie przewijały się setki osób. A my płacąc za szkółkę chyba z 80zł miesięcznie, a jak było więcej roboty to wcale- HAROWAŁYŚMY. Tego nie można nazwać pracą. Siedziałam tam dzień w dzień od 8 do 20. Czasami mogłyśmy wieczorem pojeździć, ale też nie za często, bo konie było zmęczone, albo instruktor nie miał czasu (średnio 1-2 razy w tygodniu). Wtedy bardzo nam się to podobało, mogłyśmy robić oprowadzanki, prowadzić jazdy, lonże, chociaż same ledwo trzymałyśmy się na koniach. Rano kąpałyśmy konie, karmiłyśmy, sprzątałyśmy a jak na chwilę schowałyśmy się żeby coś zjeść to była wielka afera. Pracownicy bardzo się cieszyli, bo całą robotę odwalałyśmy za nich. Nie mówiąc już jakie to było nieodpowiedzialne. Pamiętam jak czasami dostawało się na oprowadzanki konie, które szalały, wyrywały się, jak my mając 11-14 lat miałyśmy nad nimi zapanować? Cud, że nic nikomu się nie stało. Teraz znajomi w wakacje w tej stajni pracują, dostają za to normalnie pieniądze i ŻADNE z nich nie odwala takiej roboty jak my te kilka lat temu...
Nam się wtedy to bardzo podobało, byłyśmy takie dorosłe, odpowiedzialne i ludzie bardzo szybko to wykorzystali. Ja bym w to brnęła nadal, ale rodzice w końcu się wkurzyli i zabroni chodzić i tak, woleli zapłacić za jazdę, za to żebym nie musiała tam siedzieć i harować jak dziki wół cały dzień.
I nie dziwię się, że takich osób jest coraz mniej. Ludzie za bardzo to wykorzystują.
Tylko, że znowu dyskusja toczy się od skrajności do skrajności. Ja też harowałam jak wół, ale ja chciałam. Wiem, że nie wszyscy chcą, teraz to właściwie nikt nie chce. Tylko, że ja nie jeździłam w szkółkach (mama nie pozwalała mi jeździć, a ja chciałam mieć częściej niż raz w tygodniu styczność z końmi) tylko chodziłam po wiejskich właścicielach. Sprzątałam boksy, czyściłam i karmiłam konie, myłam, zajeżdżałam 😁 Pomagałam przy innych zwierzakach. I potem mogłam wsiąść na chwilę.
No głupie to było, nieodpowiadzialne z ich strony. Nie wykorzystywali mnie szczególnie bo lubiłam to robić. Co by nie powiedzieć nauczyłam się wtedy bardzo dużo o koniach nawet bez internetów. O.
Tylko czemu to musi być tak, że albo harujesz jak wół, albo nie robisz nic? W zasadzie mi nie chodzi w ogóle o tę robotę, tylko o zaangażowanie ludzi. No kompletnie tego nie widzę. Jazdy się podobają, cieszą się z postępów itd., mają swoje ulubione konie, ale nawet nikt nie zapyta czy może sobie go pomiziać, wyczesać, albo umyć konia na myjce. Zwyczajnie przyjemne to dla mnie zawsze było 🙂
Choć rozumiem doskonale, że dla wszystkich teraz najbardziej cenny jest czas 🙂
Są jedynie skrajności dlatego, ze ludzie bardzo szybko wykorzystują dobroć innych. Mi tez to odpowiadało, pracownicy to widzieli wiec cały czas dokladali wiecej i wiecej. Może to było takie pośrednie - przez pierwszy tydzień. I tez dopiero pózniej, z perspektywy czasu zobaczyłam, ze to było chore.
U nas w stajni są dwie osoby które jeżdżą w zamian za pomoc przy koniach. Nie widziałam tak skrajności, wykorzystywania itp. Obie strony szczęśliwe. Ale wcale nie było łatwo znaleźć takich ludzi. Dzieciaki mają pełno innych zajęć, szkołę i nie mają kiedy przyjechać do stajni i pomóc. Bo żeby "Zarobić" na jazdę to trzeba niestety przyjść częściej niż jeden dzień na godzinę.
Byłam taką 'dziewczynką stajenną', co prawda nieco starszą niż ogół obecnie spotykanych - pracowałam tak w wieku 15-18. Ciężko było nazwać to jazdą za pracę, bardziej 'pracą za możliwość jazdy w ośrodku pod warunkiem załatwienia sobie konia od kogoś z pensjonatu', na konie ze szkółki wsiadałyśmy rzadko,ale przychodzilysmy nie tyle dla jazdy, co dla koni i własnego towarzystwa. I nigdy nie miała miejsca sytuacja 'nie lubię x więc jej koń siana nie dostanie'. Jasne, rzucałyśmy tego typu tekstami w żartach między sobą, ale nikt z 'zewnątrz' tego nie słyszał. Także nie demonizowałabym wszystkich 'dziewczynek stajennych'. I serio zazdroszczę wszystkim, których zawsze było stać by nigdy nie musieć tyrać za jazdy.
Właśnie, nieco z drugiej strony - wkurza mnie traktowanie kogoś pracującego za jazdy, lub po prostu na niższym stanowisku jako kogoś gorszego, kogo należy zgnoić, a już z pewnością nawet nie próbować zastosować się do jego zaleceń.
Kurde, jak ja się cieszę, że jako starsza nastolatka trafiłam na super układ. Praca dość ciężka, z wywalaniem gnoju (nie jakichś chorych ilości), pomaganiem klientom, dbaniem o porządek, karmieniem, wożeniem słomy i siana taczką itp i bardzo jasno określona, tak samo jak "zapłata" za nią. Dyżur w stajni = ileś tam godzin jazdy w grupie lub jazdy indywidualne z mega zniżką. Wszystko musiało być zrobione porządnie bo ktoś sensowny nad tym górował. Nauczyłam się wtedy bardzo dużo, jeździłam w sumie głównie dzięki tej pracy bo wcześniej rodzice nie ieli za bardzo kasy na takie hobby. Wcześniej, za gówniarza parę razy byłam w stajni w której normalnie jeździłam i instruktorka pozwoliła nam czyścić kucyki, wylonżować jej konia (czy raczej poganiać na kantarze), wziąć zwierzaki na trawę itp. Też bardzo miło to wspominać ale to nie była żadna praca 😉
Temat typowych dziewczynek stajennych znam i muszę powiedzieć, że mam mieszane odczucia. Spotkałam się zarówno z wykorzystywaniem dzieciaków na maksa jak i zarozumiałymi dziewczynami uważającymi prowadzenie kucyka z pasażerem czy ubranie konia za ciężką pracę.
zarozumiałymi dziewczynami uważającymi prowadzenie kucyka z pasażerem czy ubranie konia za ciężką pracę.
A ja z obserwacji wolontariuszy w stajni, w której pracuje to powiem Ci że się wyrabiają prędzej czy później
Ja zaczynałam jako 9 letnia dziewczynka, coś koło tego. Podobny układ praca za jazdę. Jednak samą pracę przy koniach traktowałam jak coś wyjątkowego nawet nie musiałam jeździć aby cieszyć się z ich obecności wystarczyło mi, że pomagałam instruktorce w przygotowaniu konia, czy osobom w pensjonacie podać głupi bacik na ujeżdżalni. Samo oglądanie tego wszystkiego było moim marzeniem.
Sama robiłam normalne czynności, karmienie koni, ścielenie, pilnowanie czy mają wodę, puszczanie na padok-sprowadzanie, szczotkowanie, czyszczenie sprzętu i ogólne zamiatanie czy grabienie. Lubiłam słyszeć, że zrobiłam dobrą robotę, mimo, że lat miałam ile miałam starałam się wszystko sumiennie wykonywać.
Jednak moje jazdy za pracę nie odbiegały jakością od tych prowadzonych za pieniądze, byłam dobrze uczona, całkowicie indywidualne podejście. Wiele się nauczyłam nie tylko w samej jeździe konno, ale ogólnego obycia z koniem(oczywiście jak na wiek 9 lat) jak i z obcymi ludźmi. Przełamałam strach i wstyd.
W stajni, w której aktualnie stoją z kucykiem są dziewczyny do pomocy. Dziewczyny/dziewczynki zamiatają podwórko, pomagają przy wycieczkach z dziećmi (podprowadzają dzieci do koni itp), pomagają siodłać konie. Wszystko da się zrobić w bezpieczny sposób, pod okiem instruktorów. W stajni jest czystko, schludnie. Konie potrafią czyścić kilka razy dziennie, chodzić na spacery, myją nogi, ogony. Dbają jak o swoje, ciesząc się, że mogą komuś pomóc, robią to dla własnej przyjemności. W stajni potrafią być od rana do wieczora 🙂
Ja jak chodziłam do stajni na jazdę to nie miałam żadnych układów. Za jazdę płaciłam normalnie, a koniom zawsze siano, pasze, słome się dawało po prostu, przecież to była sama przyjemność pomóc w stajni, poczyścić wszystkie konie, wyprowadzić je na pastwisko czy pomóc je ubrać osobom początkującym, a jaki dumny był z siebie wtedy człowiek, teraz jak tam zajeżdżam to nie ma nikogo do pomocy, nawet sprzątnięcie kupy, którą koń zrobi podczas czyszczenia jest problemem, bo damulkom korona z głowy by przecież spadła 🙄
Ja również w stajni pomagałam, dokładnie w tej samej co wyżej wymieniłam. O dziwo do tej pory u nas znajdują się takie osoby 🙂
Albo te damulki płacą . Pesionat dla koni to firma jak każda inna , można pomagać jak jest się młodym i ma się w tym cel. Np , nauka stajenna. Ale przychodzi moment że każdy musi robić to co do niego nalezy. Właściciel penionatu musi wykonywać swoje obowiązki a pesionariusz zarabiać i płacić na czas 😉
No nie popadajmy w skrajności 😉 Ja ileś razy miałam układ "bezgotówkowy", czy za śmieszne kwoty, gdzie obie strony były zadowolone. Przecież wsypanie owsa tyle, ile pisze na boksie, czy "dwie miarki o ile nie pisze inaczej" to coś, co nastolatek spokojnie ogarnie. Tak samo zamiatanie. I krzywda ani koniom, ani jemu się nie stanie.
Ja sama, mimo, że córka żony właściciela pensjonatu miałam pierwsze dwa lata swojej przygody z jazdą konną taki układ, że maja pni trener dostała zniżkę na pensjonat i małego niewolnika 🤣 Z poaczątku patrzyła mi na ręcę i wszystko tłumaczyła, wyjaśniała, dużo obserwowałam, ale z czasem coraz więcej rzeczy robiłam. Dzięki temu układowi ja jeździłam różne konie, a ona szybciej kończyła swoją pracę. Często też jej konie czyściłam, wyprowadzałam, ganiałam na lonży, czy czyściłam sprzęt, czy przeszkody nosiłam, czy przerywałam/zaplatałam. I w stajni pracownikowi pomagałam i jak ktoś poprosił, to pomogłam, nawet ochraniacze innym prałam, bo to lubiłam, tak po postu 😉 Poznałam tam też znajomą, w której się nie przelewało i opiekowała się i jeździła konia jednej pani, której brakowało w tygodniu czasu dla niego, a był dość problematyczny, ze zmianami w nogach i powracającą grudą, z czasem obie stałyśmy się takimi "dziewczynkami stajennymi" od wszystkiego.
Kilka lat później, mając już swoje konie w pensjonacie gdzie indziej złapałam się na jazdy na koniach pięciobojowych, które między turnusami zgrupować musiały być ruszane. Znajoma tam pracowała i kiedyś niosąc jej siodło, bo akurat siedziałam i czekałam na kowali dostałm propozycje jazdy i odparłam "czemu nie" 😉 I tak jeździłam jedne wakacje, drugie sama tam pracowałam, w trzecie mój trener tam pracował. Trzy lata przychodziłam pojeździć, super koniki, albo teren, albo ujeżdżenie z dozorem trenera z boku, dużo rzadziej skoki, ale też sie zdarzało. I co irytujace tu? Po stajni kręciło się ileś dziewczynek jęczących, ze nie mają na czym jeździć, ale nie korzystały z okazji, bo trzeba by było rano wstać i nikt nie gwarantował skoków. I dalej jęczały, że nie mają na czym jeździć, snując się cały dzień z kąta w kąt. Cóż, ich strata, mój zysk 😎
Sama do dziś a to komuś kupe posprzątam, a to na konia zerkne, czy derke poprawie, a to polonżuje jak poprosi. I się ludzie dziwią, że to robię za nic... czasem zastanawiam się, czy to z nimi, czy ze mną jest coś nie tak 😁 Mi korona z głowy nie spadnie, a lubie przy koniach robić. Ręcę i tak mam już tak zjechane, że bardziej się nie da.
Opcja "nie lubie jej, to nie dam jej koniu jeść"... no cóż, ja jako gówniara ogarniałam, że robie tym krzywdę przede wszystkim koniu 🙄
I dzięki takiemu wolontariatowi, takie pracy dziewczynki stajennej, mam wrażenie, że wyszłam na ludzi, nosa nie zadzieram, a to co robie sprawia mi ogrom satysfakcji 🙂 Zazdroszę trochę osobą, które miały zawsze z górki w tym temacie, ale z drugiej strony mam dzięki temu sporo wiedzy i wspomnień, no i chyba bardziej doceniam każdą pierdołe. Tylko tych zniszczonych dłoni trochę szkoda 😉 Nie powiem, ze ktoś, kto nie pracował jest gorszy, bo to generalizowanie - ale jak widzę panienke, co po własnym koniu nie raczy posprzątać to mnie to wkurza niemiłosiernie 🍴
I figura zawsze jaka była, jak się tyrało! 😁 Bezboleśnie, tabliczka czekolady dziennie, do tego czipsy i cola, a waga stała 55-58 przy 170 wzrostu, rozmiar S/XS 😎 Oj, ile ja bym teraz za to dała 😜
Ja miałam podobne życie keirashara. Zawsze skromnie ale często i z zaangażowaniem i zawsze ktoś docenił i jakoś się odwdzięczył.
Chyba dzisiaj najbardziej niedoceniane jest doświadczenie przy obrządku konia oraz świadomość co trzeba przy koniu zrobić bądź za jakie usługi zapłacić bądź samemu je wykonywać aby koń miał dobrostan oraz aby jego trening miał jakiś sens sportowy czy głębszy rekreacyjny.
Ja nie wiedziałam jak zagalopować z dobrej nogi, galopując w terenie ani jak anglezować na dobrą nogę ale jak prowadzić konia, czyścić, osiodłać, zadbać, zauważyć chorobę itp. to już wiedziałam... I potem jak znalazłam się w stajni sportowej mimo, że wychowana na wiosce dzięki godzinom przebywaniu przy koniach i parcia na wiedzę oraz chęci i ambicje doszłam w krótkim czasie do "małego sportu" i zostania instruktorem, który nie ma co się wstydzić co sobą reprezentuje.
Czasem się wkurzam, że nie ma więcej ludzi z takim podejściem...
Czasem po prostu przyjmuje do wiadomości, że może takie czasy...?
I figura zawsze jaka była, jak się tyrało! 😁 Bezboleśnie, tabliczka czekolady dziennie, do tego czipsy i cola, a waga stała 55-58 przy 170 wzrostu, rozmiar S/XS 😎 Oj, ile ja bym teraz za to dała 😜
Myśle że niejeden własciciel stajni chętnie zadba o twoją figurę . 😉 Zwłaszcza za free 😉
Też pomagałam w stajni, bezinteresownie, z początku normalnie płaciłam za jazdy a dodatkowo, sprzątałam w stajni, jeździłam pomagać przy sianie, przy rozładunku tirów siana w kostkach, malowałam przeszkody, pomagałam przy koniach, luzakowałam- bo chciałam i bardzo dużo się nauczyłam dzięki temu. Po pewnym czasie właściciel stajni powiedział że za to mogę jeździć sobie za darmo kiedy chcę i na czym chcę, bez ograniczeń- uważam że to było bardzo miłe z jego strony. Nikt nigdy mi nie zwrócił uwagi że siedzę i nic nie robię w sumie sama sobie znajdowałam jakąś robotę 😉 i pytałam czy w czymś trzeba pomóc.
keirashara, no właśnie, teraz mało kto robi coś bezinteresownie... Ja jak jestem w stajni, to często zajmuję się końmi znajomych, a bo ktoś wyjechał, a bo nie ma czasu i tak czasem wychodzą 3-4 konie, jak miałam być w stajni godzinę. A inni tylko pytają "po co?", albo mówią "toć olej tego konia, przecież nie jest Twój". Po czym sami proszą o pomoc 😉
Ja nadal pracuję za jazdy, chociaż wcale nie zależy mi na tym, żeby coś dostawać (ale korzystam, czemu by nie 😉 ) - jeżdżę na treningi normalnie i pomagam tak jak zawsze (ogarnięcie koni typu karmienie, pojenie, wyprowadzanie, sprzątanie, przygotowywanie koni do jazd, jeżdżenie koni do odrobienia itd.) i w zamian za to mam treningi dodatkowe od trenerki, zniżki itd. 🙂 Pomagam w stajni, bo lubię, bo po prostu chcę pomóc i odciążyć trenerkę. Z mojej starej ekipy stajennej zostałam tylko ja i jeszcze jedna osoba 🙁 Teraz ludzie są, za chwile ich nie ma, są inni, tamci wracają i tak dalej. Jedni wyjeżdżają na studia/do pracy, innym się nie chce. Szkoda 🤔