praca
Pamirowa troche mam wrazenie ze zyjesz w innym swiecie. To dziala tak: na poczatku wiekszosc z nas nic nie umie, wiec placa slabo. no i teraz sa 2 wyjscia, albo jestes w czyms bardzo dobra - w robieniu makijazu, w uczeniu innych angielskiego, w naprawianiu tv, ww organizowaniu imprez, w finansach, w przekonywaniu ludzi - i po jakims czasie sila rzeczy robisz na tym kase, albo obierasz sobie jakis kierunek i starasz sie sama doskonalic w tymze kierunku, zdobywac doswiadczenie i kwalifikache - i analogicznie w koncu zaczynasz na tym zarabiac bo stsjesz sie dobra. no ale cos trzeba robic, za lezenie i narzekanie jeszcze e nikt nie placi sowicie, za czekae na zbawienie tez nie. mam wrazenie ze duzo ludzi wciaz tego nie rozumie.
tak imponującego CV nie ma, więc dlaczego mają się godzić na głodowe pensje z których nie można samodzielnie się utrzymać
bo nie mają wyboru? coś jeść trzeba, wiedzą na jaką pensję się godzą. gorzkie, ale ciężko żeby ktoś po ogólniaku zarabiał tyle ile ktoś z dwoma fakultetami.
ale niestety tu też nie ma reguły. znajomy jest magistrem historii. fajny facet, inteligentny. co robi? stoi na promocjach, zachęcając do kupna elektroniki konkretnej firmy. zarabia jak nastoletnia hostessa. niesprawiedliwe, ale tak jest.
siostra mojego M. za rok pisze magistra. francuski biegły, włoski podstawowy, hiszpanski podstawowy, angielski podstawowy. pracowała w kebabie. teraz dorwała dobrą pracę, mimo zerowego doswiadczenia. taką wiecie, w gabinecie, w garsonce, taksówka ją odwozi do domu, zarabia powyżej 2 tys. nie jest to dużo, ale jak na pierwszą poważną pracę poza kebabowaniem? uważam, że bardzo przyzwoicie.
wynagrodzenia w polsce nie są uczciwe, nie sa przyjemne. są gorzkie i okrutne. ale nie można mieć pretensji, ze pensja w pracy, którą się zaakceptowało jest niska. widziały gały co brały. a jak nie pasuje, to można szukać dalej, albo podnosić kwalifikacje.
Isabelle, oczywiście, że można się cenić i siedzieć w domu. Tylko nie bardzo kiedy są zobowiązania, dzieci.
Moja koleżanka odeszła z firmy, bo stwierdziła, że w ciągu ponad 3 lat dość wykazała, że jest wartościowa i zasługuje na podwyżkę. Przez 2 lata rozmowy o podwyżce były zbywane albo obiecanki o zmianach itp, które nie nastąpiły. Dziewczyna zrobiła przegląd analogicznych stanowisk i zorientowała się, że inne firmy płacą 3-4 krotnie więcej. Odeszła.
Poszła na kilka spotkań i wiecie jakie pensje jej oferowano? Właśnie niewiele wyższe od tej którą miała. Oczywiście gdyby się poddała dalej harowałaby za grosze. Ale nie poddała się i dostała pracę za ponad 2 krotnie wyższą pensję na 3 miesięczny okres próby z perspektywą na 3 krotność swojej pensji.
Ja rozumiem, że w kebabie, Biedronce czy kiosku można personel łatwo zastąpić. Ale dziwi nie, że fachowcom czy na kierownicze stanowiska proponuje się analogiczne warunki.
Niestety wysokie bezrobocie robi dużo zlej roboty. Rozmawiałam z znajomą. Kierownik działu zakupów w dużej hurtowni. Miała pensję adekwatną do stanowiska. Pracodawca zwolnił ją, bo na jej miejsce znalazł kogoś za połowę jej wynagrodzenia. Ciekawe czy ta osoba za śmieszną pensję będzie się angażować, czy będzie olewać i robić tak, żeby się nie przepracować.
Pamirowa troche mam wrazenie ze zyjesz w innym swiecie. To dziala tak: na poczatku wiekszosc z nas nic nie umie, wiec placa slabo. no i teraz sa 2 wyjscia, albo jestes w czyms bardzo dobra - w robieniu makijazu, w uczeniu innych angielskiego, w naprawianiu tv, ww organizowaniu imprez, w finansach, w przekonywaniu ludzi - i po jakims czasie sila rzeczy robisz na tym kase, albo obierasz sobie jakis kierunek i starasz sie sama doskonalic w tymze kierunku, zdobywac doswiadczenie i kwalifikache - i analogicznie w koncu zaczynasz na tym zarabiac bo stsjesz sie dobra. no ale cos trzeba robic, za lezenie i narzekanie jeszcze e nikt nie placi sowicie, za czekae na zbawienie tez nie. mam wrazenie ze duzo ludzi wciaz tego nie rozumie.
Ludzie są różni, mają różne priorytety i cele w życiu. Nie każdy chce być "karierowiczem" i piąć się wciąż w górę. Nie każdy musi się spełniać w pracy i zarabiać grube tysiące. I nie każdy ma możliwość sam doskonalić się w obranym kierunku, bo najczęściej to kosztuje, skądś te pieniądze na zdobycie kwalifikacji wziąć trzeba.
Przepraszam, ale czy według Ciebie praca na kasie w markecie na przykład to leżenie i nic nierobienie? Jak ktoś nie szuka pracy i marudzi, że nie ma pieniędzy, to jest leniem i mu się nic nie należy na własne życzenie. Ale jeśli ktoś pracuje za najniższą krajową, bo nie może znaleźć nic lepszego, to znaczy że ma tryskać entuzjazmem? To chyba nie jest normalne, że człowiek pracuje po 8h dziennie i dostaje pensję, za którą nie jest w stanie samodzielnie się utrzymać?
Faith ja piszę z perspektywy osoby szukającej pracy. Znam też osoby po studiach, którym też nie łatwo znaleźć pracę i wcale nie mają wysokich wymagań. To nie jest tak dokładnie jak piszesz, bo trzeba mieć jeszcze szczęście.
[/quote]
Trzymajcie kciuki, nagrywam drugą robotę, tym razem w karetce 😜
[/quote]
trzymam kciuki a jak będziesz mogła to napisz cos więcej.
napiszę, napiszę... 🙂 nawet jak się nie uda to też napiszę, bo w sumie już wielkim krokiem było w ogóle złożenie papierów i podjęcie próby 🙂
pamirowa
Primo - to ze ktos skonczyl 3 fakultety, to wcale nie znaczy ze w CZYMKOLWIEK jest dobry. poziom wiekszosci uczelni w kraju zakrawa o pomste do nieba i generalnie nie wynosi sie z nich kompletnie nic poza dyplomem.
Czego ty oczekujesz, ze panie na kasie beda zarabiac po 3-4 tysiace? nie umniejszam absoutnie zadnej kasjerce, bo sama pracowalam w sklepie dobrych pare lat, ale to nie jest praca warta kilka tysiecy. Jest meczaca, oczywiscie, jest stresujaca jak kazda, ale uwazasz ze taka osoba powinna zarabiac 3 tys zl albo wiecej? nie zyjemy niestety w kraju o takiej stopie zyciowej.
Ty ciagle o tych 'karierowiczach'... ja tez nie jestem karierowiczka, pewnie ze wolalabym robic cos co nie wymaga ode mnie za duzo wysilku, mam wyznaczony zakres obowiazkow od A do Z i generalnie wylozone. Ale rynek pracy tak dzis nie wyglada. Skoro tobie nie zalezy na doskonaleniu siebie jako pracownika, to dlaczego pracodwacy mialoby zalezec na zapewnieniu ci dobrych warunkow do pracy? Nikt dzisiaj nie chce miec osoby, ktora odbebni swoje, ale nie umie sie zachowac elatycznie w kryzysowej sytuacji. Takie sa czasy, wszystko dzieje sie szybko, zmienia sie rynek, zmieniaja sie klienci, zmieniaja sie wymagania i trzeba za tym nadazac.
I nie nie uwazam, ze trzeba tryskac z radosci jak sie zarabia zenujaco malo. Ale to oznacza ze trzeba szukac dalej, a skoro sie nie znajduje, to znaczy ze trezba cos w sobie zmienic albo pokombinowac inaczej. Oczywiscie ze sa przypadki ze tak to ujme - nie do zalatwienia, niepelnosprawni chociazby, to jest dopiero ciezka sytuacja na rynku pracy. Ale zdrowi, normalni inteligentni ludzie moga wyciagac jakies wnioski ze swojego obecnego stanu.
Co do inwestycji w samego siebie - a pokaz mi taki biznes ktory przynosi zyski a nie trezba w niego w nic wlozyc... jane, ze czasami to kosztuje, ale sa tez instytucje, ktore w takich przypadkach moga pomoc, a czasem wystraczy sie tylko dobrze zakrecic. Znajoma postanowila przestac tyrac u kogos i zostac kosmetyczka, pierwsze kursy dofinansowywala jej unia, w tej chwili ma super stanowisko w gabinecie i stale klientki, nie narzeka. Druga kolezanka zaczela dawac lekcje jazdy konnej w zamian za angielski, zeby podszkolic jezyk i miec szanse na jakas lepsza przyszlosc, no trzeba po prostu kombinowac, takie mamy czasy.
Nie rozumiem tylko takiego stawania okoniem i narzekania, wnerwia mnie to wrecz niemilosiernie. Tak, tak teraz wyglada swiat, ale pierdyliard razy lepiej jest przyjac to do wiadomosci i wziac sie za siebie zamiast probowac zawrcac rzeke kijem.
Zeby nie bylo, sama zaczynalam na rynku pracy swiezo po studiach. to bylo 4 lata temu, tylko i wylacznie dzieki dzikim kombinacjom udalo mi sie wcisnac do firmy z branzy i tam zaczac za szalona sume 1500 brutto na stanowisku przynies podaj pozamaiataj. Najczesciej jeszcze: zbierz za wszystkich opiernicz. Wymeczylam sie 2 lata, ale wiedzialam ze to juz bedzie konkretna pozycja w papierze. Zaczelam szukac nowej posady i bylam na tyle zdeterminowana ze znowu sie udalo, an wszystkich rozmowach pracodawcy pidkerslali ze widza moja energie i to jest bardzo fajne, i ze mam juz jakies tam doswiadczenie jako pracownik. Zaryzykowalam totalna zmiane branzy, zaczelam sie uczyc bardzo technicznego jezyka, kontaktow z klientami i po roku znow moglam sie odbic zeby znalezc cos lepszego. I znowu zmienilam branze, choc wciaz zostaalam w obsludze klienta. Na umowie mam sume zdecydowanie wieksza niz na poczatku. I nie wykluczam ze jak bedzie trzeba to znow sie odbije i wskocze na lepszy poziom. I nie, nie jestem tak przez ciebie wytykanym 'karierowiczem', mam dom, rodzine, pasje, ktore mnie dopelnia. Po prostu chce zyc godnie i zamierzam to osiagnac, chocby i krok po kroku 🙂
faith
A czy z tej pracy za 1500 zl brutto bylas sie w stanie utrzymac, tj. wynajac mieszkania (nie zaden pokoj, bo to nie studia, a zycie), transport, zywnosc, wakacje raz w roku, chociaz min. przyjemnosci w trakcie roku typu zakup ksiazki czy kino, bo na teatr raczej nie styka ORAZ jednoczesnie zmiescic w tej kwocie szkolenie wymagajace kosztow (pomijam jezyki, ktore wymagaja pracy wlasnej). (Pomijam obszary, ktore ze wzgledu na mlody wiek moga nie wchodzic w gre, czyli kredyt na mieszkanie, utrzymanie samochodu, utrzymanie i rozwoj wlasnych dzieci...)
Nawet majac doswiadczenie, studia, podyplomowki, jezyki, kwalifikacje, niekiedy niestety trzeba przyjac stanowisko na gorszych warunkach, zeby sie utrzymac w oczekiwaniu na lepsze stanowisko.
Z doswiadczen wlasnych, biore udzial w rekrutacji, ktora trwa od lutego. Przeszlam pierwszy etap na przelomie kwietnia/ maja. Kolejny rozpocznie sie we wrzesniu (jesli dobrze pojdzie). Jesli zostane przyjeta, rozpoczne prace najwczesniej grudzien/ styczen. Jakos rok trzeba przezyc. Majac prace i tak jestem w sytuacji komfortowej.
Ale, swego czasu stracilam prace niecale trzy tygodnie po wzieciu kredytu. Umowy kredytowej nie dalo sie rozwiazac. Ubezpieczenie z tyt. utraty pracy nie przyslugiwalo (w pracy podpisalam porozumienie). A ze szukanie nowej pracy na wlasciwym poziomie trwa, to i rozne g*wna trzeba bylo chwytac.
Zycie nie jest czarno-biale.
Ale ja wcale nie mowie ze nie ma sytuacji kryzysowych, jasne ze sa. I nie zawsze jest rozowo cukierkowo a jednorozce biegaja po teczy. ale sama przyznajesz ze nie pasowala ci ta praca wiec szukasz lepszej🙂 o to wlasnie chodzi, zamiast sie pograzac trzeba sie odbic i cos z tym robic.
i tak, dalam rade sie utrzymac, bylo skromnie ale zawsze potrafilam dorobic w kryzysie. kredyt hipoteczny tez splacam, zeby nie bylo🙂 i skoro poprawiam status to jak widac w moim przypadku sie udalo. Nie twierdze ze musi udac sie wszystkim, ale jak sie nie probuje tylko wymaga to na pewno sie nie uda. trzeba byc po prostu elastycznym, takie czasy. i bardzo dobrze radze wsxystkim - meczcie jezyki obce, i to nie jeden a kilka. kolejny dyplim ze spycholigii stosowanej nie da wam na pewno tyle co biegly np. norweski albo portugalski🙂
łatwiej się chyba utrzymać za 1500 niż na bezrobociu?
1500 wydaję na same dojazdy do pracy. nie wspomnę o innych kosztach jak utrzymanie siebie, dziecka i domów. ale jako, że nie mam wykształcenia wyższego (tak się życie ułożyło, trudno, na pewno przez wiele lat będę nieukiem bez szkoły), to spieliśmy tyłki i założyliśmy własną dzialalność. przez wiele miesiecy żarło się chleb ze smalcem, placki robiły za schabowe, kilka razy chcieli zdejmować licznik prądu, gdy cerowałam skarpety, czy kleiłam dziurawe buty. teraz jest lepiej, ale też na wakacje pewnie dlugo nie pojedziemy. ostatni raz gdzieś wyjechałam chyba w podstawówce. ale na podstawowe życie starcza. czasem jest gorszy miesiąc, ale już czasem stać nas na mieso 😉
więc co tym wszystkim psioczącym na zarobki szkodzi wziąć się za własną działalność? ktoś broni? nie, łatwiej jest psioczyć na złe zarobki na kasie, niż się samemu postarać. z tym, że na kasie się siedzi 8 godzin, a my robiliśmy trasy po 1200 kilometrów dziennie, czy siedzieliśmy w pracy po 48 godzin bez snu. a to już wymaga poświęcenia i jakiegoś samozaparcia, dażenia do poprawienia swojego bytu, a nie siadania na dupie i płaczu jak mało płacą i jak jest źle.
dlatego bardzo mnie wkurza ujadanie jak to kiepsko płacą na szeregowych stanowiskach. a idzcie, załóżcie firmę i zbijajcie te miliony, skoro tak łatwo pracodawcom jest. otwarcie własnej działalności trwa 10 minut. a skoro woli ktoś mniejszą odpowiedzialność za mniejsze pieniądze i mniejszy wymiar pracy to niech nie marudzi jak tu źle, tylko albo wyjedzie i zarabia godnie albo znajdzie lepszą pracę, bądz sam będzie pracodawcą.
pewnie, że jest źle. chciałabym życ w kraju, gdzie na kasie jestem w stanie zarobić tyle, żeby pozwolić sobie na spokojne życie, czasem nowy ciuch czy wyjście do kina i wakacje raz w roku. ale realia są bardziej brutalne. i jeśli się wybiera pracę za określoną stawkę to się nie biadoli, bo się świadomie to zaakceptowało. gorzkie, ale co zrobić.
Swiete slowa, ja sie podpisuje pod isabell w 100%.
Isabelle, miałam własną działalność i wiem czym to pachnie. Widać miałam kiepskie podejście do jej prowadzenia, bo ludzie nieźle zarobili. Ja niestety nie.
faith
Roznice w kosztach zycia i szkolenia (sie) sa widocznie zbyt duze na obopolne zrozumienie 😉
Co do obecnej pracy. Jak najbardziej mi ona pasuje ! Niestety, charakteryzuje ja jedna acz podstawowa niedogodnosc: placa jest znacznie (!) ponizej moich oczekiwan finansowych. Majac jednak swiadomosc gdzie obecne doswiadczenie zawodowe moze mnie doprowadzic, po prostu podjelam decyzje o zacisnieciu zebow na kilka lat.
Ja przedmiotowa dyskusje rozumiem inaczej.
Po pierwsze, nie widac miejsca dla szeregowego pracownika, ktory szuka spokojnej 8-godzinnej pracy zapewniajacej godne zycie na podstawowym poziomie - placa tej grupy jest na poziomie lub na granicy zasilku dla bezrobotnych (stad dla wielu wybor jest prosty).
A chcac moc zalozyc rodzine, kupic (b. duzy nacisk w Polsce na te forme nabycia lokalu ?) lub wynajac mieszkanie czy po prostu zajac sie realizacja swojego hobby poza praca, koniecznie trzeba albo wyjechac za granice, albo poznac liczne jezyki obce, zajezdzac sie na stazach (platnych czy bezplatnych), wolontariatach, nieustannie sie wykazywac, nadgodziny mile widziane i piac sie (najlepiej pionowo) w strukturach edit: albo zalozyc firme.
Po drugie, liczne osoby mowia, ze nie interesuje je kariera. Ale jednoczesnie, pisza wyraznie o tym, ze pna sie w gore. Czyli kariera to tylko wtedy, gdy celuje sie w prezesa ? A moze w firme z wielkiej czworki ? Albo praca w korporacji ? A progres w pracy (zwlaszcza w poziomie) to juz nie rozwoj kariery ?
Po trzecie, u wielu pracodawcow - nie stawia sie na czlowieka.
Mnie zastanawia skąd się biorą wskaźniki bezrobocia. Skoro dane liczbowe jednoznacznie wskazują, że co drugi Polak w wieku produkcyjnym pracy nie ma. Na etacie pracuje 20% populacji w wieku produkcyjnym.
Imo w takiej sytuacji nie ma żadnych prawideł ani żadnych norm - jest wolna amerykanka.
Halo bezrobocie jest znacznie wyższe od tego podawanego. Do wiadomości Gus (to on publikuje dane) sa podawane dane z urzędów pracy a nie kazdzy się rejestruje. Np. gdy mężatka traci prace nie rejestruje się bo i po cholerę. Dalej korzysta z ubezpieczenia męza , a pracy szuka sama. No chyba ,że rejestruje się ale tylko wówczas kiedy ma prawo do zasiłku, jeśli wcześniej była na "umowie smieciowej" czy umowie zleceniu, lub zarabiała poniżej min lub krócej niż rok to zasiłek dla bezrobotnych się nie należy. Stąd bardzo dużo ludzi się nie rejestruje.
Sporo osob rózniez odpada z bezrobocia bo np. nie stawili się na czas do Us , wystarczy spoznic się o jeden dzień i jesteś skreslona. Dalej nie liczy się ludzi na pomostówkach tzn takich co stracili pracę ale maja coś ze 4 lata do emerytury i wielu innych. Dlatego dane o bezrobociu są przekłamane. Moim zdaniem prawziwe bezrobocie to 17% a nawet 20%.
Żal mi młodych ludzi , szczególnie takich co nie maja zaplecza w postaci zamożniejszych rodziców, takich którzy nie mogą z różnych powodów podjąc własnej działalności (brak srodków lub inne) ale chyba najbardziej żal mi ludzi po 50-tce tych którzy nagle traca pracę i naprawdę nie maja zadnej szansy w tym wieku na pracę, raczej po 55 tym roku żadnego innego zawodu już nie zdobędą i w ogóle jest to bani.
To jest straszne: kiedy człowiek po 50-tce traci pracę w dzisiejszych czasach. Kiedyś w sklepie słyszałam rozmowę pewnej pani z ekspedientką... gdzie ta pani głosem naprawdę pełnym żałości opowiadała jak trudno jej teraz znaleźć pracę na kasie gdziekolwiek, mimo doświadczenia, bo pracodawca woli zatrudnić studenta/kogoś młodszego.
baba_jaga, Może słowo "kariera" się źle kojarzy i lepiej twierdzić, że się kariery nie robi, tylko się pracuje...?
Swoją drogą - to też jest straszne. Trzeba w kółko biec, łapać, szarpać i wypruwać sobie żyły (a i tak nie jest powiedziane, że to się zawsze i w 100% opłaca). I końca tego nie widać. Spokoju też nie.
Moja babcia jest teraz w takiej sytuacji. To znaczy była, bo teraz znalazła pracę, ale było ciężko. Zanim ją ktoś przyjął to odsyłali ją 'bo za stara'. W ogóle tego nie rozumiem, przecież doświadczenie ma bardzo duże, wie z czym to się je i tak dalej. A teraz pracuje, ale w ciągłym stresie, że któregoś dnia znajdzie się ktoś młodszy, a ona pójdzie w odstawkę. I cała zabawa zaczęłaby się od nowa.
flygirl, jasne, ma doświadczenie. ale w korpo (bo u małego prywaciarza jakoś tak proludzko bardziej...) liczy się prędkość, wydajność, szybkość myślenia, a wiadomo, że młodszy ma więcej werwy. często młodszy nie ma rodziny, wiec nie marudzi na nadgodziny, ma większą wydajność, bo moze tyrać więcej bez odpoczynku. mniej statystycznie choruje-mniej zwolnien, lekarzy. poza tym młody musi zyskać doswiadczenie, często jest na garnuszku rodziców, więc może pracować za głodową pensję, a już normalny, dorosły człowiek sobie na to pozwolić nie może.
my w ogłoszeniu daliśmy wpis, że preferowany wiek to 40+. tacy ludzie są jakoś solidniejsi, bardziej samodzielni. nie potrzebują ciągłego dozoru, sami sobie potrafią ułożyć pracę bez wskazania palcem. a młodzi? najczęsciej cały dzien spijają kawę z kiepem w dłoni i trzeba powiedzieć co zrobić, bo inaczej to się nie ruszą.
bera7, nie wiem czy to dobre podejście czy nie. dla mnie bzdurą jest, gdy pracownik zarabia wiecej niż szef. a w mikroprzedsiębiorstwach tak niestety często jest.
halo, dla mnie bezrobocie jest jakąś fikcją. ludzie pracować nie chcą. jeden młody nam powiedział oficjalnie, że jemu się za mniej niż 3 tysiące robić nie opłaca, bo ma zasiłki i może siedzieć na zadku. to po co pracować? ludzie umawiają się, nie przychodzą. widać na pracy im nie zależy, skoro podchodzą do tego tak lekko.
poza tym, właśnie szwagierka. praca w duzym korpo. dziewczyna bez żadnego doświadczenia oprócz pracy w kebab hałsie. w trakcie studiów. pierwsze cv jakie wysłała, jedyna rozmowa na której była. praca od ręki. i to ładnie płatna, fajne warunki, płatne nadgodziny, 8 godzin, poniedziałek-piątek, klima przy biurku, taksówka do domu.
http://www.infosys.com/pages/index.aspx znalezienie jej nie było wybitnie trudne jak widać.
jej chłopakowi-anglikowi w podobnej firmie też dali wakat od reki. jeszcze lepiej płatny. a też chłopak w trakcie studiów, zerowe doświadczenie. i jeszcze zanim poszedł do pracy, to powiedział, że na dwa tygodnie wyjeżdzają na urlop i może zacząć po powrocie. zatrudnili go od razu, i pierwsze dwa tygodnie pracy to był płatny urlop.
bezrobocie jest fikcją??? Nie dalej jak wczoraj był znajomy moejej córki u nas na grillu. Własnie jego firma ogłosiła bankructwo, chłopak ma 2 dzieci, mieszkanie z hipoteka i...szuka pracy. Aby jakos powiązać koniec z koncem pomimo doktoratu pracuje...w warzywniaku na lewo. Nosi ziemniaki z giełdy do samochodu, marchewki, później rozpakowuje w sklpeie, na koniec dnia sprząta. I tak dosjae do łapki 1500zł a samo utrzymanie mieszkania kredyt +opłaty to owe 1500zł do tego jak utrzymać dzieci, na razie żona jest na macierzyńskim (ostatnie maleństwo ma miesiąc) jakies tam pieniądze dostaje + mają jakies oszczędności. Powiedz proszę temu człowiekowi ,że bezrobocie to fikcja. Powiedz tez np. inż. chemikowi ,że nie ma berobocia w jej zawodzie okey niech sprzedaje bułeczki w piekarni. Ku..wa to jest bezrobocie , nie każdy nadaje się i nie każdy rozwinie własną działalność gospodarczą.
Co do jednego się zgodzę -łatwiej dziś ludziom bez wykształcenia, roboty interwenchyjne, kopanie rowów, kładzenie rur ,sprzątanie ulic, wożenie smieci itp. - taaa takie prace się znajda. Co prawda nie ma co liczyc na umowę o pracę ale na chleb da się zarobić.
Isabelle no właśnie - statystycznie. A pracodawcy jak tylko usłyszą/zobaczą wiek 50+ (w przypadku mojej babci 60+) to z góry odrzucają. I to jest bez sensu, bo owszem są babcie, które są powolne, spokojne, ale moja akurat ma ADHD i najchętniej z pracy by nie wychodziła. No ale co zrobić jak nawet nie chcą się na tym poznać, bo przecież jest już na emeryturze to pewnie ledwo zipie. 😉
Fikcją to jest ta dyskusja... Ile osób, tyle racji. Trzebaby wejść w drugą osobę, żeby dokładnie wiedzieć co i dlaczego. Nawet nie ma nad czym tutaj dyskutować. Ja już jestem zmęczona tymi "dobrymi radami", które udzialają osoby pracujące, a które w większości same przyznają: mi się UDAŁO. Praca nie powinna być dla osoby chcącej podjąć zatrudnienie, wygraną na loterii. A niestety teraz tak jest. Nie znam nikogo, kto idąc te 5-10 lat temu na studia pomyślał, że będzie zasuwał na kasie w markecie, albo wyjedzie do Anglii jako opiekunka do dzieci. Po prostu jest zła kolej rzeczy w życiu. Najpierw powinna być praca, dopiero później kształcenie się z nią związane - to jest odpowiedni kierunek, który zapewniłby faktyczne i dobre miejsca pracy. Szkoda tylko, że każdy dowiaduje się tego po czasie, nie wspominając o tym, że jak się chce pracować, a nie robić naukową karierę to w ogóle nie powinno się iść do liceum. Teraz studenci to legalni niewolnicy. 90% ofert pracy jakie znajduję, muszę odrzucić, bo już nie studiuję. Moje próby rozmowy z pracodawcą i zapewnienie, że śmieciówka mi wystarczy skutkują tylko uśmiechem, zatrudnieniem jakiegoś studenciaka, jego ucieczką po 1-2 miesiącach i znów szukaniem kolejnego uczelnianego jelenia, a moim zdenerwowaniem, bo znów jest wolne stanowisko o które się ubiegałam.
flygirl Bez sensu jest też to, że odrzucają kobiety 25+. Ale rynek rządzi się swoimi prawami, tego się niestety nie przeskoczy. Moja ciotka (46 lat) przez całe swoje życie pracowała w banku, ostatnie 5 lat jako kierownik oddziału. Zwolnili ją zatrudniając jakiegoś przydupasa prezesa, nie mogła znaleźć pracy NIGDZIE. Od 1,5 roku pracuje jako zaopatrzeniowiec w firmie budowlanej (właśnie takim mikroprzedsiębiorstwie gdzie pracownicy zarabiają faktycznie więcej niż szef) - i jest jej ciężko, ale i tak sama przyznaje, że złapała pana boga za nogi. Co najlepsze ciągle wspomina, że bank władował w nią jako wyszkolonego pracownika setki tysięcy złotych i i tak ją zwolinił.
Ja rozumiem wszystkie osoby szukające pracy. Uważam, że nikt nie ma prawa okładać ich po głowie za to, że chcą pracy normalnej i nie lecą wyrabiać książeczki sanepidowskiej byle tylko zatrudnić się na kasie w całodobowym Tesco.
Licytowanie sie komu jest trudniej czy latwiej faktycznie moze przyniesc wiecej szkody niz pozytku.
Ale juz podpowiadanie w jaki sposob "sie udalo" moze okaze sie pomocne osobom, ktorym jeszcze sie nie udalo.
Przede wszystkim angielski, angielski, angielski.
bera7, nie wiem czy to dobre podejście czy nie. dla mnie bzdurą jest, gdy pracownik zarabia wiecej niż szef. a w mikroprzedsiębiorstwach tak niestety często jest.
halo, dla mnie bezrobocie jest jakąś fikcją. ludzie pracować nie chcą. jeden młody nam powiedział oficjalnie, że jemu się za mniej niż 3 tysiące robić nie opłaca, bo ma zasiłki i może siedzieć na zadku. to po co pracować? ludzie umawiają się, nie przychodzą. widać na pracy im nie zależy, skoro podchodzą do tego tak lekko.
Skoro nie mam głowy do prowadzenia samodzielnie biznesu / mam za mało doświadczenia to się za to nie biorę. Bez kapitału trudno coś rozpocząć. Zwłaszcza w kraju, gdzie w wielu branżach oszukiwanie jest na porządku dziennym a dochodzenie swoich roszczeń wiąże się z wyłożeniem olbrzymich pieniędzy.
Ja też doszłam do wniosku, że nie będę pracować za mniej niż wynosi moje utrzymanie. Skoro mam pracować i popadać w długi to wolę sobie strzelić w łeb. Oczywiście mogę jeszcze próbować żyć pod mostem rezygnując z domu, koni, telefonu czy internetu.
Faza, do tego dochodzi jeszcze grupa pseudo rolników jak ja. Czyli teoretycznie nie jestem bezrobotna ale faktycznie moje gospodarstwo może byłoby w stanie zarobić na KRUS. Na więcej na pewno nie. W Polsce jest 1,5 mln gospodarstw z tego ok 50% (w 2010 to było 56%) to małe, niedochodowe gospodarstwa. Zakładając optymistycznie że tylko 1 dorosły człowiek z takiego gospodarstwa jest płatnikiem KRUS a reszta pracuje i płaci ZUS to mamy 750tyś ludzi, którzy mogliby pracować i gdyby nie posiadanie ziemi byliby bezrobotni.
Hiacynta ale nawet 4 języki nie zmienią nić jeśli mieszkasz w regionie o wysokim bezrobociu z dala od dużego miasta.
Ja świadomie uciekłam od miasta i zgiełku. Wiem, że będę miała trudniej niż mieszkając pod stolicą. Ale patrzę i rozmawiam z młodymi ludźmi z okolicy. Marne perspektywy.
Hiacynta ale nawet 4 języki nie zmienią nić jeśli mieszkasz w regionie o wysokim bezrobociu z dala od dużego miasta.
No niestety takie mamy czasy, że trzeba się za pracą ruszyć - jak nie do dużego miasta, to choćby i za granicę.
Hiacynta, w moim przypadku to byłby wybór na zasadzie "praca albo zdrowie, wybór należy do ciebie".
Nie jestem w stanie funkcjonować w mieście, w sensie żyć. Ale mogę bogatym miastowym sprzedawać produkty wiejskie 😉
Spoko, ale w tym momencie świadomie rezygnujesz z większych pieniędzy na rzecz czegoś innego. Natomiast ci, którzy narzekają, że nie ma pracy ale ciągle tkwią na prowincji, bez żadnych planów ani koncepcji - no cóż, to naprawdę to nie są czasy dla ludzi biernych, tkwiących w chocholim tańcu.
Hiacynta, oczywiście. Natomiast trzeba brać pod uwagę, że teraz nawet w mieście jest mało ciekawych ofert pracy za adekwatną kasę. Więc nagły napływ wszystkich ludzi w wieku produkcyjnym do miasta nie zmieni sytuacji. Wręcz życie w mieście jest dużo droższe.
Ja wyprowadzając się miałam wydawało mi się stabilną pracę + dodatkowe środki z wynajmu mieszkania. Nie myślałam, że w tak krótkim czasie się to zmieni.
Ktoś z Was pracował przy zbiorach w PL? Rwanie wiśni, aronii, porzeczki?
my mieszkamy niby tylko około 40 kilometrów od miasta. tutaj faktycznie, pracy nie ma. bo tu nic nie ma. można albo być rolnikiem, albo pracować pomagajać rolnikom. można jeszcze szukac pracy w małym mieście, ale tu jej naprawdę nie ma, bo za dużo ludzi jak na tak mało miejsc pracy. można do dużego miasta dojeżdzać. ale mimo, że za ten dom płacimy mniej, to dojazdy MIN. 100 kilometrów dziennie to miesiecznie około 1500 zł. więc minimum minimum to zarobić w mieście 3, 3-5 tys. a to jest w moim regionie płaca bardzo mało realna dla szeregowego człowieka.
bera7, jest wiele rzeczy, które wymagają tylko inwencji. znajoma miała starego singera. szyła dla córki ciuszki i kostiumy. teraz ma kilka maszyn i szwaczek, które szyją zabawki, oryginalne ciuszki, handmade pościel czy ubrania dla ciężarnych. interes się kręci. tak samo niedawno znajoma rozkręciła lepienie głupich aniołków z modeliny. po kilku miesiącach musiała zatrudnić pomoc, bo ma zamówienia idące w tysiące za granicę.
my też "orzemy jak możemy". chociażby okazało się, że w polsce jest chyba tylko 2-3 producentów wstązki papierowej. wzieliśmy się za temat. przebitka olbrzymia, chociaż harówa nie z tej ziemii a człowiek w barwach tęczy. w sezonie też szły tysiące tego dziadostwa do kwiaciarni, w zeszłym roku na wielkanoc 12 tysięcy sztuk zamówiło tesco. a do produkcji potrzeba wielkiego garnka, kuchenki i sznurków, żeby rozwiesić. robiliśmy to w domu. no przyznasz, że inwestycja niewielka.
kilka lat temu zabrakło łopat do śniegu. nigdzie ich nie było. szybko, na zasadzie ryzyka, wykupiliśmy ile było w hurtowniach. i duma w kieszeń, staliśmy na rynkach w mrozy. łopaty kupione za 5 zł ludzie kupowali za 60-120, bo śnieg, a nawet w castoramie łopat nie ma. inwestycja może z tysiąc zł łącznie? więc też niewielkie ryzyko.
kurczę, dlaczego zawsze własna działalność to musi się kojarzyć z czymś koszmarnie trudnym i wymagającym bóg wie jakich cech i inwestycji... polska nie jest krajem dla "przedsiębiorców", ale wolę ryzykowną działalność niż przymieranie na zasiłku i marudzenie, że pracy znalezc nie mogę, bo dla mnie zawsze 10 zł zarobku (oczywiście odliczając koszta, bo jak koszta przewyższają zysk to jest faktycznie bzdura) to wiecej niż 0 na bezrobociu.
Isabelle, bardzo, bardzo ci dziękuję! Mało ludzi odważa się opisywać sposoby na zarobek, a takiej praktycznej wiedzy najbardziej ludziom brakuje i bardzo trudno przekonać swoje otoczenie, że "cuda" są możliwe.