Ciężko sprzedać, ciężko kupić- Wasze refleksje o handlowaniu końmi

aha chyba że tak. To ciekawe czemu go nie ma w spisie ogierów

Może nie trzeba się wykazywać ignorancją tylko doczytać, nawet na forum. Nie raz i nie dwa było pisane, że nie każdy ogier uznany widnieje w spisie ogierów. Przyczyny mogą być rozmaite, ale nie oznacza to braku licencji...
Pewnie to kwestia hormonów, bo jako trzy i czterolatek był bardzo miłym koniem tak w obsłudze jak i do jazdy.
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
24 czerwca 2013 11:39
To jak się nie wszystko od a do z czyta we wszystkich wątkach na forum tym (i pewnie na każdym innym) to jest się  "ignorantem"  🙄. Interesujące stwierdzenie.

No właśnie, a czemu nie wszystkie ogiery z licencją są w rejestrze PZHK?
Np. bo nie zawsze właściciel jest zainteresowany kryciem i "zabawą" z "punktem kopulacyjnym"? Tzn. - ogier uznany, ale nie występuje się o licencję/świadectwa krycia na dany rok. Ogiery z aktualną licencją raczej są w rejestrze? Natomiast z uznanych - chyba mniejszość?
Słuchajcie, wybaczcie, że się wepchnę w dyskusję z moim pytaniem.
Co sądzicie o ustaleniu ze sprzedającym, że jeżeli TÜV wyjdzie niepoprawny, to sprzedający pokrywa jego koszty? W końcu dlaczego kupujący ma płacić za zapewnienia, że koń jest w 100% zdrowy? A sprzedający w razie "w" ma aktualny TÜV w ręku. Bo wiadomo, że zawsze może wyjść coś nie tak w badaniu, nawet jeżeli koń wydawał się zupełnie zdrowy. Jeżeli sprzedający zapewnia, że koń jest zdrowy, to powinien mieć w miarę aktualne badania w ręku. Wtedy nie powinien się obawiać, że badania wyjdą niepoprawnie. Za poprawny TÜV płaci oczywiście kupujący.
Uważacie, że to nie fair? Przecież taki kupujący po kilku nieprawidłowych badaniach skutecznie uszczupla swój budżet na konia...
Ja już parę razy zostałam zrobiona w ten sposób (niektórzy sprzedający co gorsza doskonale wiedzieli, że koń nie jest zdrowy  🤔, a ja za to płaciłam). Jak zaczęłam proponować sprzedającym taki układ, to reagowali oburzeniem.
A co Wy o tym sądzicie? Co tu jest niby nie-fair?
Meise, ja miałam takie ustalenie z kupującym (koń do WKKW) i jeden z koni nie przeszedł badania, więc koszt był po mojej stronie, a drugi przeszedł, więc koszt badania doliczyliśmy do ceny. Myślę, że to całkiem rozsądne ustalenie.
iza90
No właśnie, nie przeszedł badania, ale Ty miałaś aktualne badanie w ręku i wiedziałaś, co jest nie tak, czy leczyć, ew. o czym poinformować przyszłego nabywcę. A ja spotkałam się z pełnym oburzeniem na taką propozycję...
Nie kumam trochę. Płacisz za TUV i ma go właściciel konia?
Jeśli dobrze zrozumiałam to jakaś porażka. Zawsze płaciłam ja, nie obciążałam kosztami sprzedającego, ale wyniki były do wglądu tylko dla mnie.
Jeden właściciel konia, chciał raz TUV robiony przeze mnie "zgrać na płytkę", ale wtedy podałam mu kwotę jaką za to chcę. Obruszył się i nie kupił 😉
Meise to częsta praktyka przy 'poważnych' sprzedających. Więc jeśli jest pełne oburzenie, ja bym sobie darowała.
amnestria, robisz TUV i jeżeli jest ok, nowy właściciel płaci i zabiera TUV i konia, a jeżeli jest źle, ty płacisz i zabierasz TUV i konia.
Meise to częsta praktyka przy 'poważnych' sprzedających. Więc jeśli jest pełne oburzenie, ja bym sobie darowała.


Chyba masz rację. Po prostu zastanawiałam się, czy to faktycznie taka nie-fair propozycja.

amnestria, jak tuv jest ok, to ja za niego płacę i konia kupuję, a jeżeli jest niepoprawny to koszt badania ponosi właściciel, tuv i konia zachowuje  🙂 No chyba, że kupujący mimo to się na konia decyduje, ale to już inna sprawa.
Dava   kiss kiss bang bang
24 czerwca 2013 12:59
Nikt normalny się na to nie godzi (w sensie właściciel konia). Dlaczego?
Proste dla każdego 'zdrowy' koń to coś zupełnie innego. Dla każdego potencjalnego kupca i każdego veta. Dlatego większość koniarzy ma jednego zaprzyjaźnionego veta z którym współpracuje cały czas, do którego ma zaufanie itd.
Dla jednego TUV na 2 to tragedia, dla innego ok. i tak samo jest z próbami zginania (jedne konie są kupowane mimo, że nie przechodzą) itd. itp.
Mogłabym wymieniać milion przykładów.
Jak niby ustalicie, że jednak koń jest 'zdrowy' albo 'nie zdrowy' i kto ma płacić za badania? 😀iabeł:

Poważni hodowcy mają oczywiście TUV konia do wglądu (robione przez 'ich' veta), ale jeszcze nie słyszałam, żeby ktoś nie sprawdzał tych zdjęć albo (co częściej) nie robił nowych razem ze swoim vetem  😉
Dava, po prostu sprzedający, mający aktualne badania powinien poinformować o każdej, najmniejszej nieprawidłowości kupującego. A jeżeli ten mimo wszystko decyduje się na badania, to raczej nie powinno wyjść nic nowego, poważnego? Jak wyjdzie np. lekka dysproporcja w budowie, to przecież nikt z tego powodu konia nie przekreśla? A jak coś poważnego i koń się do użytkowania nie nadaje, to dlaczego kupujący ma za to płacić? Owszem są sytuacje nie-do-przewidzenia, ale bądźmy poważni. Dzisiaj ogromna ilość żeruje na niewiedzy, naiwności, liczy na łut szczęścia. Podstawowy tuv to koszt rzędu kilkuset złotych, przebadasz kilka koni i już jesteś sporą kwotę w plecy.
Tylko pytanie dlaczego właściciel konia miał by płacić za TUV? To jest nasza fanaberia i usługa ZLECANA przez potencjalnego nabywcę.

W innym razie powinny wystarczyć te TUVy, które ma właściciel. Czyż nie? (oczywiście o ile je ma, ale odwołuję się do sytuacji, o której wspomina Dava) Więc dlaczego część osób je weryfikuje? Bo po pierwsze TUV to stan faktyczny na chwilę obecną, a po drugie sami wybieramy weta, któremu zlecamy pracę.

Meise, ale hodowca też chce konia sprzedać. Dlaczego on ma dopłacać? Będzie badało 10 chętnych i jeśli koń ma jakieś nieakceptowane przez dane osoby wady, to za każde badanie ma płacić? Dla jednego chip jest nie do przyjęcia, dla drugiego zwyrodnienia trzeszczek.
Jakby był taki wymóg np. prawnie (sytuacja czysto hipotetyczna) to założę się, ze sprzedawcy wycwanili by się na tyle, że podnosili by wyjściową cenę konia o koszt TUV
Dava, cóż, poważny klient chce kupić zdrowego konia, a nie naciągać sprzedającego na badania.
U nas zdjęcia w przypadku obu koni były analizowane przez mojego veta (który robił zdjęcia) i przez veta kupującego. A jeżeli koń jest młody i ma iść do sportu, to chyba nie ma zbyt wielu definicji zdrowia?
TUV to nie jest fanaberia, tylko raczej podstawowe badanie przy kupnie konia? Dziś nie odważyłabym się kupić konia bez przynajmniej RTG (jeżeli koń przechodzi badanie wstępne "na oko"😉.
Ale fanaberia NASZA, w sensie klienta - o to mi chodzi. Nie trzeba tego robić, nie ma przymusu! Że warto i należy to inna sprawa (sama badałam wszystkie konie, którmi byłam mocniej zainteresowana)
No dobrze, ale załóżmy, że właściciel ma aktualne badania, wie, że koń ma chipa. Mówi o tym kupującemu otwarcie. Kupujący ma wgląd do badań, mówi, że chip mu nie przeszkadza, ale chce przebadać konia raz jeszcze pod kątem większych nieprawidłowości. W badaniu wychodzi wspomniany chip i nic więcej. Więc kosztem tuvu obarczony jest oczywiście kupujący, bo właściciel grał w otwarte karty i o chipie powiedział.
Tyle jest nieuczciwości w handlu końmi, a sytuacje, że koń z dnia na dzień nabawia się poważnej kontuzji, którą wykrywa tylko tuv są raczej rzadkie, czyż nie?
Jak sprzedający jest uczciwy, to chyba powinien przystać na taką propozycję. Ale nie wiem, może się mylę...
Ciężka sprawa. Pewnie każdy i tak decyduje się, albo i nie na transakcję na warunkach, jakie mu odpowiadają. Ja jednak wolę być ostrożna, za dużo już widziałam. Jak ktoś nie przystaje na moją propozycję to pewnie zrezygnuję. Zresztą to są rozważania czystko hipotetyczne w tym momencie.

o, no i zgadzam się z izą90, właśnie o to mi chodziło.
amnestria, no właśnie - klienta. Więc ma prawo to zaproponować, a właściciel NIE MUSI na to przystawać.
Po prostu luźna dyskusja, jak Wy to widzicie  😉
Dava   kiss kiss bang bang
24 czerwca 2013 13:20
Meise no niestety masz rację, z tym jak wielu sprzedających utajnia wady konia.

No ale umówmy się, kto o tym mówi?
Kto mówi o tym, że koń niszczy derki, kopie po boksie, rozwala sobie nogi, ma super alergie na wszystko, nie da się jeździć w teran na nim, nie umie skakac i chodzi uj bo nie potrafi podejść do drąga, ma ciągle problemy z grzbietem, z nogami, urywa cały czas podkowy, gryzie ludzi, kopie, nie daje się ogolić, nie wchodzi do przyczepy, przewraca się w koniowozie itd, itp

To nie są wady budowy, dolegliwości czysto związane z TUV a jednak dla mnie np to dość konkretne wady konia. Kto Ci o tym powie?  🙁

Muszę zgodzić się z Amnestrią choć ja jestem kupującym, a nie sprzedającym  😉
Są ludzie kupujący konie bez badań. To dlaczego miałby sprzedający płacić za każdorazowe badanie?
I dalej sprowadza sie to do jednego.
Co to znaczy, że koń jest zdrowi i ma super TUV.
Bo są ludzie co kupują konie ze szpatem, trzeszczkami walniętymi itd. i uznają, że to ok.  😉

A akurat TUV to dla mnie jakies 2/10 przy okazji kupowania konia.
Ile to koni z TUV na piękne wzorowe I, które się rozpieprzają nieustannie i mają problemy z funcjonowaniem w zdrowiu przez np. całe 2miesiące  😉
Ok, czyli zdania są jednak podzielone  🙂 Ja, jak już przyjdzie co do czego będę proponować takie rozwiązanie, bo wyglądam bardzo naiwnie i wszyscy chcą mnie w konia zrobić  😁 Już nie raz takie bzdury mi wmawiano, gdzie ja widziałam już na pierwszy rzut oka rażące wady budowy, czy inne brzydkie sprawy.
Muszę się zaopatrzyć przy następnych próbach w starszego, doświadczonego koniarza, który umie negocjować i widać, że się zna. Tylko gdzie takiego znaleźć, który zechce się z nami ciągać po Polsce???  🙁
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
24 czerwca 2013 13:28
Meise: to ty nadal szukasz konia? Bo ja pamiętam jak pokonywałaś 300 km by dojechać do pewnej Znanej Stajni gdzie koniś miał byś super a nie był - jakieś 2-3 lata temu chyba to było (?)
To, że każdy zakup konia to zakup konia w worku to już inna sprawa 😉 A ideału się i tak nie znajdzie.
Dava, a kto o to pyta? 🙂 Samo zapytanie "czy koń jest zdrowy" jest bardzo ogólne, a wiadomo, że sprzedający zwykle chce konia sprzedać, a nie zniechęcić kupującego. Podejrzewam, że w dużej części przypadków można przeprowadzić próbny transport, spędzić parę dni przy koniku żeby bardziej poznać jego charakter, pojechać w teren, itd. Kwestia ustalenia ze sprzedającym i jego cierpliwości 😉
ElaPe
No na razie nie szukam, zraziłam się  😉 Kończę studia póki co... Ale męczy mnie ten temat, wraca jak bumerang... Dlatego tak się pytam, lubię se pogadać na ten temat  🙂
Wtedy czuję się bliżej tego upragnionego dnia, kiedy w jakimś końskim paszporcie zawidnieje moje imię  😁
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
24 czerwca 2013 13:34
najlepiej więc szukać w niezbyt dalekiej odległości od miejsca zamieszkania.

Ciężka sprawa. Pewnie każdy i tak decyduje się, albo i nie na transakcję na warunkach, jakie mu odpowiadają.
Meise i to jest doskonałe podsumowanie Twoich rozważań 😉

Są chyba osoby, które profesjonalnie (ale za kasę) pomagają przy wyborze konia. Nigdy nie korzystałam więc nie wiem czy warto, też pewnie można się naciąć. Ale jeżdżenie z doświadczonymi, znającymi tematykę koniarzami, którym się ufa to nieoceniona pomoc 🙂 I duża oszczędność pieniędzy.
ElaPe, tylko jak w okolicy posucha? A wymarzony (przynajmniej na obrazku/video) stoi na drugim końcu Polski?  😉
amnestria, no racja. Ale sporo nawet bardzo doświadczonych osób nie chce brać za to odpowiedzialności. Poza tym każdy ma inną definicję fajnego konia wartego uwagi  😉 Ech, i tak ostatnie słowo ma wet  🙂
Albo serducho 😜
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
24 czerwca 2013 13:45
ElaPe, tylko jak w okolicy posucha? A wymarzony (przynajmniej na obrazku/video) stoi na drugim końcu Polski?

no to czeka się długa i kosztowna droga przez mękę połączona z loterią.

Poza tym każdy ma inną definicję fajnego konia wartego uwagi

nie chodzi o to co każdy uważa, tylko ty sama musisz sobie ustalić jakiś priorytet. Co dla ciebie jest najważniejsze.
Albo serducho 😜

Hehe, coś w tym jest  😀
Ela, póki co się w konia nie pcham, ale może za jakiś czas akurat dopisze mi szczęście, kto wie  😉 Ale to jeszcze nie ten czas. Dyskusję zaczęłam, bo byłam ciekawa zdania i doświadczeń innych re-voltowiczów.
Jest taki "malutki" problem. Takiego doświadczonego koniarza... wypadałoby posłuchać. W praktyce jest inaczej: przypadnie egzemplarz do gustu/serca kupującego i cześć pieśni - żadne ostrzeżenia ani uwagi nie trafiają. Wtedy jedynie niekorzystny TUV jest w stanie zniechęcić, ale niekoniecznie, bo zaślepienie jest zaślepieniem, a wytrawni sprzedający świetnie wiedzą jak klienta "zanęcić".
Oj, wiedzą. Masz rację. Ja się już raz tak zachłysnęłam i mimo, że tył głowy podpowiadał, że coś tu jest nie "halo" ( 😉), to ja i tak brnęłam w to jak muł, aż się sparzyłam.
halo, wystarczy poczytać KR, rozwinęła się tam kiedyś dyskusja w stylu co chcieliśmy, a co kupiliśmy. Jedna mądrzejsza od drugiej była. Surowe ogiery, "niezrównoważone" konie 😁 A wszystko to dla niedoświadczonych szczypiorów 😁
I fakt, słuchać doświadczonych trzeba umieć. Ja nie posłuchałam. Nie żałuję 😀

I oczywiście odradzam postępować tak jak ja 🤬
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się