A ja chyba dojrzałam żeby podzielić się z Wami informacją o śmierci mojego psa,
26 lipca odeszła miłość mojego życia - po 5 latach walki w naczyniakiem krwionośno mięsakowym.
Nina Andy zwana Seksiakiem - mój dredpies nie żyje,
Minęło 2 miesiące a ja nadal po niej płaczę.
Pisałam na moim ukochanym psim forum
W czwartek 26 lipca 2012 po pięcioletniej bitwie o życie, Seksika pokonał nowotwór.
W maju skończyła 12 lat.
Minęło 5 lat od pierwszego guza, który pojawił się na łapie.
I tak sobie myślę, że mimo wszystko tę bitwę z nowotworem wygraliśmy.
Nie znalazłam nigdzie informacji, aby pies z takim rozpoznaniem żył dłużej niż ok 700 dni i to jedynie w sytuacji, kiedy przerzuty dotyczyły przez dłuższy czas przestrzeni podskórnych. My dostaliśmy od losu tych dni ponad 1800.
Pilnowałam przez te lata, żeby każde nowe tatałajstwo było jak najszybciej usunięte.
Każdy z tych guzów był natychmiast chirurgicznie usuwany.
W związku z tym, że guzki były małe pies bardzo szybko dochodził do siebie.
Poza tym co pół roku obowiązkowe USG, EKG, rentgen oraz badania krwi.
1 lipca tego roku kilka godzin po kąpieli pojwiło się pokasływanie.
Byłam święcie przekonana, że zwyczajnie ją przeziębiłam.
Podany antybiotyk podziałał na 2 dni. Potem wróciło pokasływanie.
Zmiana antybiotyku ale i on nie pomagał.
Niestety w tym czasie nie było naszego weterynarza - wyjechał na urlop.
Wrócił po tygodniu (7 lipca) i od razu pojechałam do niego.
USG wykazało duże ilości płynów w brzuszku i niestety w worku osierdziowym.
Badanie krwi prawidłowe poza białymi krwinkami - tych było 30 a norma to 7,0-15,0 G/l
EKG nie wykazało żadnych zmian ale niepokojące było bardzo wysokie tętno ok 190 uderzeń.
Nasz weterynarz zrobił ponownie USG szukając przyczyn.
Maleńki guzek w śledzionie mógł być przyczyną leukocytozy ale jednak psica coraz bardziej słabła.
Bywało, że truchtała sobie całkiem żwawo i nagle traciła siły i nie miała siły iść.
Śledziona to nie był dobry trop.
Okazało się niestety, że guz tym razem umiejscowił się w mięśniu sercowym.
Wtedy też dowiedziałam się, że nie ma już dla niej ratunku.
Psica dostała baterię leków wspomagających pracę serca oraz furosemid na "spędzenie" zbierajacych się w organiźmie płynów.
Czuła się dość dobrze tylko te "napady" zmęczenia były coraz bardziej widoczne.
Ponowne USG po kilku dniach pokazało, że w brzuszku nie ma wody natomiast w worku osierdziowym jest go niestety coraz więcej.
Tak minęło ok 10 dni. W międzyczasie zostały zmienione niektóre leki.
Niestety po tym czasie pies zaczął słabnąć coraz bardziej.
Nie dotyczyło to jednak jedzonka - apetyt nadal był wilczy
26 lipca zaczęło się "coś" niedobrego dziać. Brzuszek wyraźnie wzdęty. Od rana mimo podawania 3 x dziennie furosemidu
psica niewiele siusiała. ok 18 zaczęła się kręcić na posłaniu - dość często zmieniała pozycję i widać było, że coś jej dokucza.
Pojawił się dziwnie cięzki oddech
Zadzwoniłam po naszego weterynarza. Przyjechał około godz 21,20
Po zbadaniu okazało się, że brzuszek wypełniony jest płynem, tętno 210 i coraz cięższy oddech.
Byliśmy gotowi o ile można być gotowym na odejście ukochanego psa.
Bardzo nie chciałam żeby cierpiała.
O godzinie 21,37 Seksi odeszła.
Tak zakończyła się 5-letnia bitwa z naczyniakiem krwionośnym mięsakowym ale ja osobiście postrzegam te 5 lat w kategoriach "cudu"
Wszystkim właścicielom czworonogów chcę w tym miejscu dodać otuchy.
Walczcie, bo cuda się zdarzają. Pilnujcie nowych guzów - nie czekajcie aż urosną.
Przy tym rodzaju nowotworu chirurgiczne ich usunięcie to jedyny sposób leczenia.
Im szybciej tym lepiej.
I mój weterynarz - Tomasz Kuszewski - lekarz z sercem, świetną chirurgiczną ręką, lekarskim nosem.
To On jest sprawcą tego cudu. Dziękuję Tomku !!!
Mój dred pies juz nigdy nie odtańczy tańca radości.
Nadal nie mogę się pozbierać.
Wyjątkowy pies, wyjątkowa wrażliwość.
Ja wiem, że każdy pies jest wyjątkowy ale...co jakiś czas pojawia się psia osobowość. Pies inny niż inne.
Mówią, że Puli to nie pies. Puli to Puli.
Zawsze ją będę kochała. Nigdy o niej nie zapomnę.